Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wróć Do Mnie 45.

________________________________________________________________________________

Gdy kończę ubierać się w dresy i zwykłą białą koszulkę, opieram ręce o umywalkę i spoglądam w lustrzane odbicie. Mówię sobie, że to normalne, że ludzie ze sobą zrywają. To najnormalniejsza część prowadzenia zwykłego życia. Tyle że to nie umila bólu i zawodu który czuję. Nie chodzi tylko o to, że ze sobą zerwaliśmy, lecz również o to, że po raz kolejny ktoś na kim mi zależało, nie wybrał mnie, tylko narkotyki. To boli, ponieważ to przywołuje wspomnienia, jak i z nimi wiążące się uczucia. Wzdycham, prostuję się, po czym związuje swoje włosy w niedbałego koka na czubku głowy i decyduję się wyjść.
– Proszę. – Mówię Xavier, podsuwając jeden kubek z kawą w moją stronę.
– Dzięki. – Posyłam chłopakowi wdzięczny uśmiech i biorę małego łyka karmelowej kawy. – Tego właśnie potrzebowałam.
– Domyślam się. – Xavier posyła mi pocieszający uśmiech. – Wiesz, że możesz ze mną o tym porozmawiać, prawda?
– Sama nie wiem. – Marszczę czoło. – Nie uważasz, że to by było dziwne? No wiesz, biorąc pod uwagę wczorajszy wieczór?
– Nie. – Odpowiada bez zastanowienia. – W końcu poprosiłem cię, żebyś dała mi szansę jako przyjaciel, a przyjaciele mogą rozmawiać o wszystkim.
– Hmm. – Wbijam wzrok w zawartość swojego kubka. – Po prostu się zawiodłam. I tyle.
– Tą dziewczyną na jego kolanach? – Dopytuje, a ja w odpowiedzi kręcę przecząco głową.
– To pikuś w porównaniu do tego, że zioło jest ważniejsze ode mnie. A ja po prostu nie pozwolę nikomu, żeby znów umieszczono mnie w takiej sytuacji.
– Nawiązujesz do mnie i tego jak spieprzyłem sprawę?
– Nie. Do mojej mamy. – Tłumaczę.
Xavier otwiera oczy szerzej i unosi lekko brwi w zaskoczeniu.
– Nigdy nie rozmawiałaś o swojej mamie.
– Bo nie ma o czym mówić. – Uśmiecham się smutno, na obrazy pokazujące się przed moimi oczami. – Mama mnie kochała. Ale niewystarczająco żeby wybrać mnie. Niewystarczająco, żeby zostać.
– Zostawiła cię z tym mężczyzną? – Xavier nie odpuszcza.

Wzdycham, czując jak ciężar na klatce piersiowej rośnie. Nie rozmawiam o mamie i nigdy nie rozmawiałam, więc trudno ubrać mi myśli i uczucia w słowa. Ściągam brwi i podnoszę wzrok na ciemnowłosego chłopaka naprzeciwko mnie.
– Miałam siedem, czy osiem lat gdy znalazłam ją martwą na kanapie w naszym salonie. – Mówię, a Xavier wciąga gwałtownie powietrze. – Zawsze mówiła, że mnie mocno kocha. Ale jak pamięć sięga, zawsze była od czegoś uzależniona. Pierw tabletki, potem zioło i tabletki, prochy, crack, heroina... Wyrządzała samej sobie krzywdę, tyle że nie pomyślała, że przy tym wyrządza krzywdę i mi. Już jako mało dziecko wiedziałam, że to co bierze, nie jest dobre. Półprzytomna mama, z którą nie da się nawiązać kontaktu. Motem mama która jest na zbyt wysokim haju, żeby pamiętać o nakarmieniu swojego dziecka... Prosiłam, żeby nie brała niczego, dla mnie. A ona odpowiadała zawsze, że gdy dorosnę to zrozumiem. – Odchylam się na krześle i spuszczam wzrok na swoje dłonie, czując jak każde kolejne wypowiedziane słowo, burzy mury które zbudowałam już dawno temu. Czuję jak ukryte uczucia, ból i rany wyłaniają się zza nich. – No i zrozumiałam, gdy znalazłam ją bladą i zimną, bez cienia życia w oczach po przedawkowaniu. – Zamykam oczy, nie potrafiąc odepchnąć obrazu matki sprzed oczu. – Pamiętam jak krzyczałam, żeby się obudziła. Krzyczałam, żeby mnie nie zostawiała. – Otwieram ponownie oczy i unoszę wzrok na Xaviera. – Ale było za późno. Podjęła ostateczną decyzję i wybrała to, co było dla niej ważniejsze. I nie byłam to ja. I to bolało najbardziej, bo tyle razy mówiła mi, że jestem powodem, dla którego żyje. Miłością do mnie. A jej słowa roztrzaskały się jak szło uderzone o beton, gdy znalazłam ją martwą. Swoimi słowami chciała nadrobić szkód, które wyrządzała dzień w dzień i działało póki trwało. Potem jako dziecko próbowałam zrozumieć czemu tu zrobiła. I tak właśnie zaczęła się historia, która doprowadziła do mojej próby samobójczej... – Analizuję przez chwilę Xaviera, próbując doszukać się obrzydzenia moimi słowami, czy strachu, jednak nic takiego nie znajduje. Xavier siedzi i słucha uważnie, więc kontynuuje. – Nie potrafię opisać jak to jest, wierzyć, że gdybym była lepszą córką, gdybym sprawiła, że kochałaby mnie bardziej, udałoby mi się ją przytrzymać przy życiu i może w tedy nie przeszłabym przez takiego piekło z Jacksonem. Nie potrafię opisać, jak to jest być dzieckiem wierzącym w coś takiego. Bo nie chodzi tylko o to, że zmarła, lecz o to, jak. O to, z czym mnie zostawiła. O to, jak moje życie zaczęło się burzyć jak domino. – Nagle Xavier łapie moją dłoń i okrywa ją swoją, dodając mi otuchy, gdy zauważa łzy w moich oczach. – Po przebudzeniu ze śpiączki, rozmawiałam z psychiatrami i psychologami wręcz codziennie. I tylko dzięki nim zrozumiałam, że to nie ze mną było coś nie tak. Choć ten strach i ból nie zniknął w stu procentach. Stał się po prostu mnie odczuwalny. Więc gdy Lukas nie potrafił i nie był chętny mi obiecać, że przestanie jarać, poczułam się trochę jak w dzieciństwie. A obiecałam samej sobie, że nie pozwolę już nikomu postawić mnie na miejscu tuż za narkotykami. Tyle, że ktoś, kto nie rozumie, jaki bagaż się za mną ciągnie, to myśli że jestem po prostu przewrażliwiona.
– Naprawdę mi przykro, że musiałaś przejść przez tak wiele w swoim życiu. – Szepcze Xavier. – Ale rozumiem, czemu to tyle znaczy. I nie uważam, że jesteś przewrażliwiona. Wręcz przeciwnie, uważam, że jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. I to tylko fair, że wymagasz od osób, które mówią, że cię kochają, żebyś była ważniejsza od jakichkolwiek używek. Z bagażem czy bez. – Mówi, wzruszając ramionami.
Rozciągam usta w szczery, mały uśmiech, czują jak robi mi się trochę lżej na sercu. Myślałam, że nigdy nie opowiem tego nikomu na głos, ale jak zwykle, przy nim czułam, że mogę powiedzieć mu wszystko.
– Więc no... Po prostu miałam nadzieję, że znaczę trochę więcej i się zawiodłam.
Nagle Xavier ściska moją dłoń mocniej, więc unoszę swój wzrok na jego oczy, które wpatrują się we mnie z czymś, czego nie odważę się nazwać.

– Uwierz mi, są ludzie, którzy zawsze wybraliby ciebie. A on po prostu jeszcze nie wie, co traci. – Chłopak rozciąga usta w łobuzerski uśmiech. – I znów, mówię z doświadczenia.
Parskam cichym śmiechem i kręcę głową, ale pomimo tego, że ujął to jak żart, wiem, że mówi to na serio. Wiem, że wierzy w każde słowo, które wypowiada, a to sprawia, że ból i zawód robi się mniej odczuwalny, bo zasłania je odrobina szczęścia.
Unoszę swój kubek i dopijam resztę kawy.
– Jeśli nie dostanę szoku cukrowego przez tą dawkę słodyczy, to coś jest nie tak. – Śmieję się, odkładając pusty kubek na stół.
– Wypił jeszcze dwie takie, a będziesz chodziła po ścianach.
Ponownie parskam śmiechem, słysząc jego słowa.
– Mógłbym słuchać twojego śmiechu godzinami... – Mówi cicho Xavier, uśmiechając się do mnie lubieżnie. Natychmiast czuję, jak rumieniec oblewa moje policzki.
– To jak, jakie masz plany na resztę dnia? Bo miałem nadzieję, że się razem pouczymy. Pogoda jest piękna, w sam raz na siedzenie na tarasie biblioteki na terenie kampusu.

– Brzmi spoko. – Mówię, mimowolnie rozciągając usta w uśmiech. 


________________________________________________________________________________

Helloł <3 Jakie plany na dzisiejszy dzień? Ja muszę do pracy na 16.00 .-. Tu pogoda piękna, a ja będę musiała stać za barem :( 

A jak pogoda w Polsce, twgl? 

XoXo Sandra 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro