F I F T E E N
________________________________________________________________________________
Chodzenie po supermarkecie z Xavierem rzeczywiście było trochę magiczne. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się uśmiałam. Bardzo mi tego brakowało, bo w takich momentach cała moja przeszłość, wspomnienia i ból znika. Rozpływają się w powietrzu i przez chwilę ich nie ma. To najwspanialsze uczucie jakiego dotąd zaznałam.
Lecz dobry humor Xaviera nie mógł trwać wiecznie. Gdy kończyliśmy robić zakupy, jego telefon nie przestawał dzwonić i wibrować, lecz chłopak zawzięcie to ignorował. I choć próbował z całych sił udawać, że wszystko jest w porządku to widziałam, że tak nie jest.
Wkładając zapełnione reklamówki do bagażnika zrozumiałam, czemu przejechaliśmy tą krótką drogę autem – nie dalibyśmy rady unieść tych wszystkich zakupów. W drodze do domu, gdy czekaliśmy na zielone światło, Xavier wziął swój telefon do ręki i zaczął pośpiesznie coś pisać. Moja nowa, ciekawska strona nie mogła sobie odpuścić i ukradkiem oka próbowała się doczytać tego co widniało na jego ekranie. Nie udało mi się doczytać zbyt wiele, ale wyłapałam imię osoby, z którą korespondował: Steffanie.
Xavier wniósł ze mną zakupy w ciszy do domu, po czym oznajmił Henrykowi, że wychodzi i nie wie czy dziś wróci. Tuż po tym złapał za swoją skórzaną kurtkę i pośpiesznie wyszedł z domu, nawet na mnie nie spoglądając.
Decyduję się pomóc Henrykowi wypakować zakupy. Po chwili zaczynamy rozmawiać o moim pierwszym dniu w szkole i innych pierdołach. Gdy kończymy spoglądam na zegarek. Piętnaście po szóstej. PIĘTNAŚCIE PO SZÓSTEJ!
–Ojeju. – wymyka mi się.
Wzrok Henryka kieruję się na mnie niemal natychmiast.
–O szóstej trzydzieści muszę się stawić u państwo Williams, jeśli chcę dostać tą pracę... Totalnie wypadło mi to z głowy, a Xavier miał mnie zawieść... - czuję, jak podnosi mi się tętno, gdyż naprawdę zależało mi na tej pracy, a nie zdążę dojść na piechotę tam, nawet gdybym biegła, bo nie wiem w którą stronę biec.
Henryk otrzepuje dłonie o spodnie po czym łapie za kluczyki od auta.
–No to ubieraj buty, zawiozę cię.
–Naprawdę? – pytam lekko zaskoczona.
–No jasne. – Mężczyzna posyła mi ciepły uśmiech, po czym robię, jak powiedział. Ubieram buty, łapię za kurtkę i wychodzimy razem z domu.
Po drodze uważnie przyglądam się drodze, na wypadek, gdybym dostała tą pracę, żeby być w stanie tam dojść samodzielnie.
________________________________________________________________________________
Taki króciutki na początek dnia hehe.
Życzę wam miłego dnia w szkole xD
JA TU UMIERAM, ALE MUSZE WYTRWAĆ DO MAJA UHHH.
Pozdrawiam, Sandra
XoXoXO
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro