Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Czerń

- Znowu spóźniona - mruknęła do siebie Maia, gdy wkroczyła do środka opustoszałej szkoły.

Korytarze jeszcze nigdy nie wydawały jej się tak ogromne i pełne swobody. Odkąd pamiętała, zawsze panował tu ścisk i przepych, niezależnie od pory dnia czy przerwy. Ktoś zawsze był.

Lecz dzisiaj było inaczej. Nic nie odbywało się tak, jak na co dzień. Nawet w jej domu wszystko się zmieniło. W przeciągu tygodnia dom był gotowy do przeprowadzki. Maia jeszcze nigdy nie widziała, by rodzice zachowywali się tak nerwowo. Wpakowali w pudła cały swój dobytek, podczas gdy Maia zdążyła spakować jedynie pościel. Miała za złe rodzicom to, że traktują ją tak... Dziecinnie. Uważała, że skoro nie powiedzieli jej nawet o przeprowadzce, uznali, że ta wiedza jest dla niej zbędna. A przecież za kilka dni skończy się jej dzieciństwo, ostatecznie! Będzie musiała znaleźć sobie pracę, potem dom, do tego dochodzi założenie rodziny... Tak trudno jest wyjść na ludzi w tym świecie. Większość dziewczyn przeżyło multum rozstań i złamanego serca przez chłopaków, podczas gdy ona nawet nie zdążyła zaznać prawdziwej miłości. Zaczęła nawet desperacko wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż zawsze wątpiła w takie rzeczy.

Jej przyjaciółce zawsze szło lepiej - tak sądziła Maia. Leah miała każdego, kogo tylko zechciała. Wystarczy, że posłała mu nieśmiałe spojrzenie, lub lekki uśmiech, a "ofiara" natychmiast wariowała na jej punkcie. Mai dawała się we znaki popularność Leah. Czasem miała wrażenie, że przyjaciółka specjalnie zasłania ją swoim długim cieniem, jaki zostawiała.

Maia wzdychając, otrzepała parasol z ciężkich kropli i szybkim krokiem przemaszerowała przez środek. Jej buty roznosiły stukot tak głośny, że roznosił się po całej szkole. Maia po drodze zdjęła płaszcz i starała się chodzić ciszej.

Przemknęła przez korytarz i stanęła naprzeciw drewnianym, grubym drzwiom, prowadzących do sali matematycznej.

Zawsze musiała spóźniać się akurat na ten przedmiot. Miała nadzieję, że pan Fuming nie będzie pamiętał o swoim ostrzeżeniu. Maia miała się więcej nie spóźniać, ale akurat dzisiaj wyjątkowo ciężko było jej brnąć przez deszcz. Poza tym atmosfera rodzinna nie była w najlepszym stanie, Maia nie zamierzała jej dodatkowo pogarszać.

Zapukawszy, nacisnęła klamkę. Po głowie przemknął jej mroczny scenariusz niezadowolonej miny pana od matematyki, który skrzypiącym piórem, zapisuje w swoim dzienniku kolejne jej spóźnienie, o mało co nie drąc przy tym kartki. A przecież kiedyś była jego ulubienicą. Wzięła głęboki wdech i weszła.

Ale to, co zobaczyła przerosło jej wszystkie oczekiwania. Przy katedrze stał nie tylko ociężały nauczyciel od matematyki, ale i dużo wyższy mężczyzna w czarnym, jak smoła, garniturze z dziwnie zawiązanym krawatem, który wisiał, przekrzywiony w bok, zamiast ładnie opadać wzdłuż koszuli. Mężczyzna miał długie włosy, zaczesane do tyłu i aż świecące się od ilości żelu. Był nieruchomy, jak mebel, a jedynie jego otoczone ciemnymi powiekami oczy, przeskakiwały z miejsca na miejsce.

- Ach, Maia - odezwał się pan Fuming, gdy ujrzał ją w drzwiach. - Usiądź, jeszcze nie zaczęliśmy.

Przez chwilę dziewczyna nie mogła się ruszyć, lustrując uważnie mężczyznę za nauczycielem, a potem drgnęła gdy pan Fuming kazał jej usiąść. Ciągle wgapiona w dziwną postać, skierowała się do ostatniego rzędu. Maię napełnił niepokój. Z niewiadomych dla niej przyczyn zrobiło jej się słabo i nie mogła pozbierać myśli. Czuła, jakby przestały istnieć. O mało co nie potykając się o inne ławki, zajęła miejsce z tyłu klasy.

Czy on zastąpi pana Fuminga? - zastanawiała się dziewczyna. Wygląda mi bardziej na aktora, urwanego z filmu Jamesa Bonda.

- Wasz nowy nauczyciel będzie prowadził przedmiot, który niedawno wprowadził rząd. Ma za zadanie wprowadzić was w świat równoległy. Pomoże wam wybrać najlepszą dla was decyzję. Przez pewien czas przedmiot ten zastąpi inne zajęcia, dopóki nie znajdzie się dla niego miejsce. Bez zbędnych przedłużeń, zostawiam was.

Pan Fuming zebrał rzeczy z biurka i wyszedł, ani razu nie patrząc na nikogo.

Maia niepewnie spojrzała na Leah, która złapała jej spojrzenie. Wzruszyła ramionami, widząc pytanie w oczach Mai.

Dziewczynę ogarnął większy stres, gdy zobaczyła że mężczyzna schodzi z katedry i staje przed uczniami. Odetchnęła cicho, że nie zajęła pierwszej ławki. Wzbudzał w niej pewną ciekawość, ale i wielką nieufność. Jak nowo poznany rodzaj żuka na lekcjach biologii. W zasadzie, to ten mężczyzna przypominał jej czarnego żuka z neutralnymi, ciemnymi oczkami i długimi, patyczkowatymi ramionami.

Wzdrygnęła się, gdy drewniana podłoga zaskrzypiała pod jego stopami. Miała wrażenie, że to będzie jedna z lekcji pod tytułem: "uważajcie dzieci, nie przechodźcie za szybko przez pasy albo rozkrwawicie sobie łeb" tyle że w mroczniejszej, ponadwymiarowej wersji.

Jak to mogło by brzmieć? "Nie ważne, jak strasznie i obrzydliwie będziecie wyglądać, zostańcie w tej skórze, bo i tak wszyscy umrzemy"? Chyba za bardzo zniechęcająco...

Nauczyciel oparł się w milczeniu o jedną z ławek, przy której nikt nie siedział. Cała klasa znieruchomiała, wstrzymując oddech, zapewne czekając na coś przerażającego. Jednak nowy odchrząknął kilka razy i przeskoczył ławkę, na której zgrabnie usiadł. Ławka zatrzeszczała pod jego ciężarem, a przecież nie był otyły.

- Nie będę wam mówił mojego imienia, bo i tak nie zapamiętacie - powiedział tubalnym głosem i machnął ręką. Dopiero teraz można było usłyszeć, że on wcale nie miał chrypki. Jego głos był dwa razy silniejszy i głośniejszy, niż pan Fuming śpiewający do mikrofonu piosenkę miłosną dla dyrektorki. Maia przekonała się na własne uszy.

W dodatku głos bez chrypki albo jakiegokolwiek zmęczenia był rzadkością.

Dziewczyna miała wielkie szczęście, że nie leżała w szpitalu z poważnym zapaleniem płuc, jak niektórzy. Kiedyś jej klasa liczyła - jeśli dobrze pamiętała - trzydzieści osób. Teraz siedziało tu zaledwie dwanaście.

- A więc, jak wasz yh... Nauczyciel powiedział, będę prowadził przedmiot o świecie równoległym, czyli ŚR. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko jest dla was trochę tajemnicze... Ale mogę was tylko przekonywać, że tamten świat wcale nie jest taki niebezpieczny, wbrew plotkom, które się utworzyły. Jest tam słonecznie, we wszystkie dni w roku, świeże powietrze i... Inne fajne rzeczy. Mogę wam zagwarantować świetne życie pełne dostatku, wystarczy że pójdziecie za moimi radami.

Klasa milczała, chociaż nie wszyscy siedzieli tak sztywno, jak kilka chwil temu. Na twarzach uczniów zaczęła pojawiać się niepohamowana ciekawość, przed jaką zawsze ich przestrzegano. Maia starała zachować pozory, że wcale nie obchodzi jej to wszystko. Przekręciła się i oparła się o łokieć. Wciąż jednak pękała z ciekawości, a w jej głowie tłoczyło się zbyt wiele pytań na raz.

Po chwili poczuła na sobie świdrujący wzrok mężczyzny. Znowu przeleciał po klasie niezbyt przyjaznymi oczami, ale miała wrażenie, że gdy na nią spojrzał, zabłysło w nich coś jeszcze bardziej nieprzyjaznego.

- Widzę, że macie mnóstwo pytań. Nie odpowiem na nie wszystkie dzisiaj, ale mogę wam coś pokazać.

Wsunął rękę do kieszeni spodni, a gdy spowrotem ją odsłonił, klasę wypełniło ciche tykanie jak u zegarka, tyle że brzmiało bliżej zgrzytania zębów. Między palcami mężczyzny Maia dostrzegła miedziany mechanizm, opierający się na tarczy i wspinający w górę, tworząc malutką piramidę wirujących kółek. Każde "tik" odpowiadało przesunięcie zębatek. Brakowało tam wskazówek, więc nie mógł to być dziwaczny zegarek. Całość mieściła się na otwartej dłoni.

- Takich urządzeń w świecie równoległym jest mnóstwo To zalążek tego, co możecie tam zobaczyć.

- Do czego służy? - spytał niski chłopak, o trupio-bladej cerze. Maia powinna go rozpoznać, jednak nawet zapamiętanie imion osób, z którymi chodziło się na zajęcia nie było łatwe.

Mężczyzna popatrzył w dół na chłopaka i skrzywił się tak, jakby miał ochotę go zgnieść. Klapnął wieczkiem i momentalnie kółka spłaszczyły się i wskoczyły do dwóch tarcz.

- Jeszcze nie pora na odpowiedzi - powiedział do niego niezwykle oślizgłym głosem. - Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie, na ceremonii przemiany.

Ktoś na sali prychnął bez uznania.

Nowy odwrócił się napięcie i wspiął z powrotem na katedrę. Stanął przy tablicy, przez chwilę próbując wziąć kredę do ręki, jednak ta ciągle mu spadała.

Maia obserwowała go z rosnącym powątpiewaniem w autentyczność słów pana Fuminga. Ten mężczyzna ani trochę nie przypominał nauczyciela, a co dopiero przysłanego z rządu. Kątem oka zobaczyła jakiś ruch i nagle coś lekkiego uderzyło ją w policzek. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła leżącą przy jej nodze karteczkę. Rozwinęła ją i przeczytała:

Nie podoba mi się to. Rozpoznała kaligraficzne pismo Leah i wzięła długopis, aby odpisać.

Naraz przed jej twarzą huknęła ręka, z całej siły uderzając o blat biurka, przez co aż podskoczyła. Bała się spojrzeć w górę. Teraz żałowała, że nie spóźniła się jeszcze więcej czasu. Bardzo, bardzo chciała zapaść się pod ziemię, byleby nie czuć tego ostrego, przeszywającego spojrzenia.

Przełknęła ślinę, opuszczając ręce na kolana, chcąc w ten sposób minimalnie oddalić się od nauczyciela.

Szara ręka z długimi palcami zgniotła kartkę z powrotem i uniosła się w górę. Chwila strasznej ciszy ogarnęła całą klasę. Nauczyciel piorunował wzrokiem dziewczynę, która nawet przez chwilę nie mogła odwzajemnić jego spojrzenia. W głowie układała najgorsze scenariusze, jakie mogły się wydarzyć.

Najpierw dostaje porządny opieprz od tego dziwaka, potem od dyrektora za to, że lekceważy prawdopodobnie najważniejszą lekcję w jej życiu, a na koniec deser w postaci wybuchu bomby, która czekała ją w domu. Mogło też być tak, że od razu wywalą ją ze szkoły, bo nawet nie mają ochoty na sprzeczki.

- Masz poważne kłopoty - wysyczał nowy prosto do jej ucha, a jego głos zadudnił w głowie. - Natychmiast wynoś się z klasy i czekaj przed drzwiami, jasne? Możesz zacząć pakować swoje rzeczy.

Maia zbyt wstrząśnięta, by się ruszyć, siedziała na miejscu, mając nadzieję że to wszystko tylko jej się śni. Naprawdę zawiodła. Poczuła złość na siebie, że dała się przyłapać i że przez to nie będzie miała spokoju przez kilka lat. No bo, jeśli teraz ją wywalą, to gdzie znajdzie wolne miejsca na dokończenie nauki w ostatnim tygodniu szkoły? Ostatecznym wyborem było dla niej skorzystanie z mało potwierdzonych testów z tyloma skutkami ubocznymi, że żołądek mógł podejść do gardła. Nawet te biedne rodziny musiały posyłać dzieci do szkół, nieważne jak bardzo by za to głodowali. Dziecko musiało poprawnie przejść ceremonię.

- JUŻ! - zagrzmiał nauczyciel, tak głośno, że rozniosło się to po całym korytarzu.

Oczy Mai napełniły się łzami, bo po raz kolejny dotarło do niej, jak bardzo zawiodła. Bolące ucho dodatkowo wzmożyło jej złość. Sięgnęła po torbę i po prostu wyszła.

- Proszę mnie ukarać - powiedział głos jej przyjaciółki, gdy Maia otwierała drzwi. Wszystkie zdumione i jedno wściekłe spojrzenia skupiły się na wysokiej sylwetce Leah, która odważnie pojedynkowała się z oczami nauczyciela. - To ja rzuciłam karteczkę, nie ona.

Maia doceniała to, że przyjaciółka stawiła się za nią, lecz w głębi serca ukłuło ją jej tchórzostwo.

Nauczyciel, który mierzył na pewno z dobre dwa metry nie był w stanie wydobyć z siebie jakiegoś rozkazu czy riposty. Maia z nadzieją zamknęła z powrotem drzwi, od których mężczyzna aż się wzdrygnął. Wyprostował kręgosłup i popatrzył z góry na siedzącą w drugim od końca rzędzie Leah.

- Imiona - powiedział mrukliwie, a jego oczy zabłyszczały tysiącami świetlików.

- Leah Isabella Brewer. A tam to Maia Hunky.

- Świetnie, to w takim razie obie jesteście zawieszone - odparł nauczyciel i odwrócił się do tablicy.

- Nie może pan nas zawiesić za rzucanie kulką papieru! - zaprotestowała głośno Leah, wstając dodatkowo.

Nauczyciel doszedł spokojnie do katedry i rzucił ściskaną kartkę na biurko. Maia nawet z drzwi widziała, jak żyłki na jego twarzy zaczynają pulsować.

Jest naprawdę wściekły, powiedziała do Leah oczami, jednak ta skupiona była na mężczyźnie.

- Ja mogę wszystko - warknął w końcu, opierając spokojnie ręce na blacie. - Jestem z zarządu do spraw światów równoległych, mogę wszystko. - Niebezpiecznie przesunął się bliżej drzwi, w których stała Maia.

- A teraz jesteś w szkole i musisz się stosować do tutejszych zasad - odparowała Leah bez krzty lęku w głosie. Niestety zdradzały ją ściśnięte, spocone ręce.

Leah była pewna swego, jak zawsze.

- To ja ustalam zasady. A za twoją niesubordynację wyciągniemy ogromne konsekwencje, moja droga.

Leah, przestań, bo w końcu przesadzisz! Nie wygrasz bez broni z lwem w dziczy.

Z oczu Leah tryskała trucizna. Maia wyobraziła sobie, jak nauczyciel wrzeszczy pod wpływem kwasu i roztapia się na podłodze. Przez chwilę myślała, że to naprawdę się stanie, ale nauczyciel dalej stał prosto. Leah właśnie teraz uświadomiła sobie, że jeszcze jeden fałszywy ruch, a wkopie nie tylko siebie, ale i Maię w najgorsze bagno na świecie.

Maia znała ją aż za dobrze, by myśleć, że podda się bez walki. Zawsze chciała mieć ostatnie słowo, lecz tym razem sprawy wyglądały inaczej.

- Wyjdź - powiedział stanowczo, wskazując na drzwi. - Wyjdź i nie pokazuj mi się nigdy więcej na oczy.

- Ale... - zaczęła Leah, a w jej oczach Maia dostrzegła pustkę. - Nie możesz...

- Powiedziałem WYJDŹ! - wrzasnął nauczyciel, a z jego ręce zaczęły czernieć i porastać jakimś dziwnym, twardym naroślem.

Zasyczał przez zęby, chowając rękę w kieszeń, choć mało to pomogło. Jego czarna fryzura zaczęła dziwnie falować, chociaż wyglądała na mocno przyklepaną. Dotąd zamurowana klasa zaczęła krzyczeć i miotać się w ławkach, gdy nauczyciel urósł jeszcze bardziej, cały czas sycząc jak kot.

Maię zatkało, patrząc na przebieg zdarzeń, chociaż stała najbliżej drzwi. Mogłaby patrzeć się na to, być zbyt przerażonym by chodźby zacząć krzyczeć albo uciekać. Gapiła się na nauczyciela, którego garnitur popękał i zmienił się w skórę. Dwanaście osób stało się ogromnym tłumem, kiedy wszyscy zerwali się z ławek i zaczęli otwierać okna, lub ryzykowali szybkim przebiegnięciem do drzwi. Maia odnalazła Leah, która wrzeszczała coś do innych osób, starających się wyskoczyć przez okno. Na szczęście sala w jakiej byli była na parterze, jednak pod oknami znajdowały się automatyczne nożyce do rosnących tam krzewów. Służyły tylko do pielęgnacji, jednak czujnik reagował też na ruchy, jeśli coś zbliżało się do nich. Co prawda, one tylko odstraszały, jednak można było przypadkiem dostać w oko lub poważnie się pociąć.

- Ty... - zadudnił czyiś głos w jej głowie.

Złapała się za skronie, bo było to bolesne doświadczenie, jakby ktoś rozerwał jej czaszkę i wdarł się do środka.

Niegdyś nauczyciel złapał spojrzenie Mai i przez jedną, okropną chwilę zmuszona była na niego patrzeć. Jego twarz otoczyły jakby łuski, ale oczy pozostały czarne.

Nagle przypomniała sobie, że stoi tuż przy drzwiach. Wzięła głęboki wdech i jakąś nieznaną jej siłą krzyknęła:

- Tędy!

Zerwała połączenie wzrokowe z monstrum i omalże nie wyważyła drzwi. Łupnęły o ścianę, a uczniowie zaczęli wylewać się z klasy. Maia od razu skierowała się do wyjścia, otoczona przez innych szaleńczo biegnących uczniów.

- Czekajcie! - krzyknął za nimi głos nauczyciela, sprawiający zdezorientowanie większości. Brzmiał dosyć normalnie, jak na kogoś, kto właśnie zaczął rosnąć i zmieniać się w potwora.

Ku uldze Mai nikt nie przystanął, przez co ona też by musiała. Ponadto kilka osób zdążyło ją wyprzedzić i przekonać się, że drzwi są zamknięte.

- Co teraz? - zapytał czyiś rozpaczliwy głos.

- Zbierzmy się ciasno! - rozkazał ktoś inny, kto cały czas planował, co zrobi w tym przypadku. - W grupie możemy się bronić.

Jednak ciężko było zebrać tyle osób w jedno miejsce, tym bardziej, że nie wszyscy pobiegli w tę samą stronę. Maia obejrzała się na bok i zobaczyła, jak dziewczyna obok trzyma kurczowo parasol ze szpicem do góry. Po raz kolejny doznała ogromnego zawodu na sobie, że zgubiła swój. Z klasy w odległym końcu korytarza wypadł zdeformowany nauczyciel, który wyglądał jak bardzo masywne skrzyżowanie niedźwiedzia i ptaka.

Potykając się zaczął biec w stronę zebranej grupki dzieciaków, których jedyną bronią było kilka parasoli i toreb. Mai przypominało to trochę zręcznościówkę gdzie były zombie, które musieli pokonać zanim do nich dotrą. Na karku czuła zziajane i przerywane oddechy przerażonych osób.

Przytulili się do przeszklonych drzwi, prawie nie zgniatając osób z tyłu. Maia układała sobie w głowie plan, jak mogłaby uciec i nie zostać zauważonym. Obejrzała się na dwie inne odnóża korytarzy, które rozchodziły się od wejścia. Oba takie same, z brakiem jakichkolwiek punktów do ukrycia. Jednak na przeciwległej ścianie, dostrzegła mały czerwony punkt.

Wiedziała już co ma zrobić.

Wzięła głęboki wdech, starając uspokoić drżące nogi. Nie miała pojęcia, czy to zadziała, jednak chciała choć raz zrobić coś z czego można być zadowolonym. Zerknęła na zbliżającego się mężczyznę-zombie i puściła się biegiem, skupiając wzrok tylko na czerwonym kwadracie. Mutant zobaczył ją i ku jej przerażeniu chciał przeciąć jej drogę. Wysiliła się jeszcze bardziej, odpychając myśl o odwrocie. Przypomniała sobie o ciężkiej torbie, jaka wciąż wisiała na jej plecach. Zrzuciła bagaż i dopadła czerwonego kwadratu wiszącego na wysokości jej głowy.

Na górze widniał napis POŻAR i strzałka na przycisk zakryty małą szybką. Obok niej nagle pojawił się trzy metrowy facet z jeszcze dłuższymi palcami niż przedtem. Złapał ją za ramię i spróbował odciągnąć od przycisku. Maia krzyknęła, bo jego palce przedziurawiły jej skórę. Mężczyzna był też silniejszy i pomimo tego, że Maia stawiała opór całym ciałem, mógł ją pociągnąć. Ostatkiem sił złapała się za kant pudełka i mocno uderzyła dłonią o szybę. Ku jej uldze udało jej się przebić za pierwszym razem i wdusiła czarny przycisk.

W tym samym momencie wielkie, pionowe okna zadrżały, następnie pękły z ogromnym hukiem, a przez dziurę wleciało mnóstwo smolistych kruków, robiąc niewyobrażalny hałas. Na Maię i mężczyznę spadł deszcz szkła, przez co oboje padli na ziemię, zasłaniając głowę. Wrzask kruków przekrzyczał piskliwy alarm, jaki rozniósł się po szkole. Maia poczuła ulgę na ramieniu, dzięki czemu doczołgała się bliżej ściany, nadal zasłaniając uszy, by jej bębenki nie pękły z całej tej wrzawy, jaka powstała.

Ptaki utworzyły wir pod sufitem, a potem jak lawina spadły na mężczyznę obok Mai. Mutant szamotał się i krzyczał, a kruki dziobały go wszędzie, gdzie się dało. Złapały za skórę swoimi wielkimi szponami i uniosły go w górę i wyparowały tą samą drogą, jaką się tu dostały. Przy każdym trzepnięciu skrzydłami, zostawiały czarny dym za sobą, który natychmiast znikał. Wokoło pororzucane były pióra, a sufit pobrudzony przez smoliste coś po ptakach.

Dziewczyna zamykając oczy, nie widziała całego zajścia, chociaż naprawdę jej na tym nie zależało. Jedyne, co jej przychodziło do głowy, to wrócić do domu.

Uchyliła powieki, sprawdzając gdzie jest reszta osób. Wszyscy kulili się na podłodze zaledwie kilka metrów od niej. Wydawało jej się, że przebiegła kilometry do tego przycisku.

Głowa rozbolała ją tak bardzo, że zrobiło jej się słabo. Jednak nie mogła pozwolić sobie na to, by stracić przytomność. Wymusiła w sobie otworzenie oczu i odnalezienie Leah. Jej przyjaciółka leżała otoczona przez innych, nie wiedziała czy jest przytomna czy nie.

Naraz do jej zbolałych zmysłów zaczęły dobiegać oddalone dźwięki syren i zaniepokojone głosy z klas, oraz krzyki przerażenia na widok, jaki każdy zobaczył.

Teraz Maia poczuła, że nie może dłużej utrzymać siedzącej pozycji i pozwoliła ciału opaść na szkło. Byli już bezpieczni. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro