Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Łódka i Gryfoński Slytherin

Dwa dni później

Mięła już pierwsza lekcja tego dnia — Obrona Przed Czarną Magią. Huncwotom tak się spodobała, że nie odwalili na niej nic w rodzaju strzelania konfetti, a to naprawdę wyczyn. Niestety życie nie może być takie piękne, więc następne były szczerze znienawidzone przez nich eliksiry. Tą nienawiść zawdzięczają głównie Nietoperzowi, któremu gnębienie uczniów oraz faworyzowanie Ślizgonów wciąż się nie znudziło. 

Tym razem mieli uwarzyć jakiś nieco trudniejszy eliksir. Lasse zastanawiał się, czy aby na pewno się nie pomylił, bo jego mikstura zamiast niebieska, była fioletowa.

— Co to oznacza, że mam fioletową? — zapytał Hansa.

— Umiesz czytać? — odszepnął Hans — W podręczniku jest napisane, że fioletowa jest najmocniejszą wersją.

— Czyli przez pomyłkę mi się udało — uśmiechnął się Lasse.

Ich rozmowa została przerwana wręcz niehumanitarnym odjęciem dziesięciu punktów.

— Nietoperz jest strasznie niesprawiedliwy — powiedział Lasse, o wiele za głośno, niż zamierzał.

Snape spojrzał na niego lodowato.

— Radzę się zamknąć, Wiewiór, bo będę jeszcze bardziej niesprawiedliwy — owiedział typowym dla siebie, przerażającym głosem — Skoro tak ładnie prosisz... Kolejne minus dziesięć.

Lasse spuścił wzrok. Jego temperament oraz buntowniczy charakter kazały mu odpowiedzieć, ale cudem powstrzymał się przed tą pokusą, wyłącznie dla dobra Gryffindoru. Głupio by było spaść przez to w rankingu.

Zaraz potem mieli dać eliksiry do oceny. Lasse zobaczył przy swoim nazwisku coś, co wyglądało jak wielkie, czerwone N.

— Ale według podręcznika powinienem mieć W — zaprotestował.

— Nie zasługujesz na nic powyżej N — odpowiedział Nietoperz — tym razem miałeś po prostu szczęście. Nic więcej...

— Nieprawda! — zdenerwował się Lasse — No cóż, myślę, że dyrektorowi nie spodoba się taki tryb "nauczania".

Oto sposób, w jaki Lasse Weasley dorobił się szlabanu. Rzeczywiście miał szczęście, że Snape nie usłyszał cichego "cham".

— Mówię zupełnie poważnie — powiedział tonem wyrażającym groźbę.

— Znalazł się wielki groziciel, bojownik Gryfońskich smarkaczy...

Wściekły Lasse wrócił do swojej ławki. Z roztrzepania nie zauważył, że lekcje już się skończyły.

— Co ty robisz, Weasley? — zapytał lodowato Snape — tak bardzo lubisz eliksiry?

Lasse natychmiast wstał i pognał w kierunku drzwi, co mogło się równać z przeczącą odpowiedzią. Jednak mógł się założyć o Mapę Huncwotów, że widział, jak Snape zmienia jego ocenę na W. Takiego obrotu spraw na pewno by się nie spodziewał...

Okazało się, że reszta Huncwotów czekała na niego na korytarzu. Hans starał się, aby jego brat, Jonas, go nie zauważył. Ostatnio zupełnie przestali się lubić, o ile kiedykolwiek tak było. Ale Hans był inny i wcale nie chciał, aby jego brat uważał go za głupiego smarkacza. 

— O, a oto nasz Gryfoński bohater! — krzyknął Jonas, chcąc zwrócić na siebie uwagę reszty obecnych — jak się miewa mieczyk, co, Hans?

Hans i pozostali Huncwoci rzucili mu nienawistne spojrzenie.

— Ale się boje... — zakpił Jonas.

Postanowili to zignorować i po prostu poszli na dwór. Lasse opowiedział te niesamowitą historie o tym, co wydarzyło się na eliksirach.

— Rzeczywiście, dziwne — skomentował Kalle — może Nietoperz robi to tylko po to, żeby zyskać mroczną reputacje? 

— Twoja teoria ma sens — odpowiedział Lasse — ale teraz nie przejmujmy się tym. Mam plan.

— Czy należy on do Wielkich Przebłysków Geniuszu Lassego? — zapytał Gunnar z niepokojem — jeśli tak, to już się boje. 

Lasse uśmiechnął się złośliwie.

— Oczywiście. Chodźmy nad jezioro. Z okna widziałem tam jakąś łódkę, nie zaszkodzi popływać.

— Spóźnimy się na lekcje — zauważył Hans.

— I co z tego? — zapytał Lasse luzacko.

Huncwoci stwierdzili, że nie należy to do złych pomysłów, więc zgodnie poszli nad jezioro. Mieli trochę do przejścia, bo okazało się, że łódka była po drugiej stronie. Ostrożnie zepchnęli ją do wody, a Kalle starał się ją przytrzymać, aby pozostali zdołali do niej wejść. Wszedł jako ostatni. Kompletnie nie miał wyczucia — przez niego łódka prawie przekręciła się na drugą stronę. Na szczęście prawie robi wielką różnice. 

Najpierw wiosłowali Lasse i Gunnar, oczywiście po użyciu zielonej brei, którą zdobyli parę dni temu. Gdyby nie to, łatwo by się zmęczyli. Kalle zatopił dłonie w przyjemnie chłodnej wodzie. O dziwo, tak samo jak na sawannie, w ogóle go nie moczyła. 

— Fajnie tu — stwierdził Hans. Wpatrywał się w zamek. Wydawał mu się tak samo piękny, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy go zobaczył. Myślami wrócił do wspomnień. Przypomniało mu się, jak płyną łódką pierwszego dnia szkoły. 

— Oczywiście — odpowiedział Lasse. Był dumny, że to był jego pomysł.

Płynęli w spokoju jeszcze trochę czasu. Zbliżali się do brzegu, więc aby nie wrócić za szybko, postanowili zrobić jeszcze jedno okrążenie wokół jeziora. Nie spodziewali się, że może w nim żyć coś ogromnego, o przerażająco wielkich, ostrych kłach i łuskach... Coś, co zdecydowanie zamierzało ich pożreć... 

Po zobaczeniu czerwonych ślepi ryby (czy cokolwiek to było) Gunnar wrzasnął przeraźliwie. Wraz z Lassem usiłował popłynąć jak najdalej się dało. Nie sądzili, że ryba będzie na tyle sprytna, że zaatakuje ich od tyłu. Zanurkowała pod łódkę, aby tam wystrzelić ją w przestrzeń (czyt. wywrócić ją parę metrów dalej). Zdezorientowani Huncwoci próbowali podpłynąć do łódki, aby przynajmniej się czegoś trzymać, bo jednak było wtedy do niej bliżej, niż do brzegu. Lasse wślizgnął się na odwróconą do góry nogami łódkę i pomógł zrobić to samo reszcie. Wiosła postanowiły ich opuścić, więc wymachem nóg zaprowadzili łódkę do brzegu, aby w końcu z niej wyjść. Wciąż byli przerażeni, tym bardziej, że stał przed nimi nie kto inny, tylko Severus Snape.

— Nowe pomysły głupich bachorów — spojrzał na nich kpiąco — no cóż. Zapraszam.

— Dokąd? — zapytał Lasse.

— Do dyrektora. A co myślałeś? Chyba nie do fabryki cukierków — odpowiedział sarkastycznie Nietoperz.

— Raczej do fabryki dropsów — zaśmiał się "Wiewiór".

— Racja — mruknął Snape — jednak cytrynowe dropsy nie działają dobrze na ludzi, a profesor Dumbledore to żywy dowód.

Huncwoci z trudem powstrzymali się od śmiechu. Resztę drogi spędzili w milczeniu, z jakiegoś powodu po prostu bali się odezwać. Przynajmniej dowiedzieli się, jak dojść do gabinetu Dropsa.

— Złota Czwórka Gryffindoru wpadła na wspaniały pomysł pływania łódką po jeziorze — powiedział na wstępie — oczywiście Glofryda ich zaatakowała...

— Co to Glofryda? — zapytał Lasse, a Hans kopnął go w kostkę ostrzegawczo.

— A ty oczywiście uznałeś to za idealny pretekst do odjęcia im punktów, Severusie? — zapytał żartobliwie Dumbledore.

— Oczywiście — odpowiedział oschle Snape.

— Pamiętaj, że to tylko dzieci.

— I jeszcze ich bronisz?! — oburzył się Nietoperz — przez nich łódka została uszkodzona...

Dumbledore tylko się zaśmiał.

— Rozumiem, że ci się nudzi, ale to już przesada — stwierdził Dumbledore.

— Te bachory są zagrożeniem dla społeczeństwa, naprawdę — ciągnął Snape — oprócz tego, zaatakowali dzisiaj kilku Ślizgonów...

— Nieprawda! — oburzył się Lasse — nie kilku, tylko jednego!

— Czekaj, Lasse. Chyba jednak dwóch... — zamyślił się Hans — pamiętasz? To byli Bertin Zabini i Kalber Black.

— Rzeczywiście — potwierdził Lasse — tyle, że to oni zaczęli.

'— Dosyć! — przerwał im Snape. Zapowiadała się miła rozmowa, przez którą spóźnią się na lekcje...

Kilka minut później

Czym prędzej pobiegli na transmutacje. Po drodze spotkali Ferenca, który wracał do swojego dormitorium. Mieli już pewien plan. Poszli za nim, starając się, aby ich nie zauważył. Udawali, że po prostu gdzieś szli. Lasse, który był dobry w zaklęciach, rzucił zaklęcie wyciszające. Co prawda nie wyciszyło ich całkowicie, ale to zawsze coś — wystarczyło tylko się postarać, aby Kleffer nie wiedział o ich istnieniu, co nie było trudne. 

Nagle Ferenc się odwrócił i uśmiechnął się złośliwie na ich widok, jednak nic poza tym nie zrobił. Huncwoci dziękowali za to Merlinowi, bo gdyby stało się inaczej, ich plan mógłby nie wypalić. Byli już w lochach, starali się, aby nie zgubić Ferenca. Musieli pójść za nim. Gdy stanął przed wejściem do dormitorium Ślizgonów, wstrzymali oddech, aby dobrze usłyszeć hasło. Oczywiście ukryli się za rogiem, aby ich nie zauważył.

— Czysta krew — Ferenc podał hasło, otwierając wejście. Lasse przewrócił oczami. Chyba nie dało się wymyślić czegoś bardziej oczywistego! A może taki właśnie był zamiar? Przecież raczej wiadome było, że hasło powinno być trudne, więc nikt nie pomyślałby o takim.

Poczekali w ukryciu jeszcze z pół minuty, po czym stanęli przed portretem. Hans powtórzył hasło. Bał się, że nie zostanie wpuszczony, przecież po ubiorze widać było, że nie byli Ślizgonami, ale na szczęście portret nie zwrócił na to uwagi. Zostali wpuszczeni do, całe szczęście, pustego pokoju wspólnego.

— Dajesz, Lasse, uda się — zachęcił go Hans.

Lasse wyciągnął różdżkę i natychmiast rzucił zaklęcie. Nic się nie stało. 

— Spróbuje jeszcze raz — powiedział, nie chcąc się poddawać od razu.

Rzucił to samo zaklęcie jeszcze raz. Barwy pokoju stopniowo zaczęły się zmieniać, aby ostatecznie została jedynie czerwień i złoto. Huncwoci dla bezpieczeństwa własnego życia wybiegli z ich dormitorium, aby zjawić się na transmutacji. Przecież nie mieli myśli samobójczych. 

W drodze cały czas śmieli się z dowcipu.

— Chciałbym widzieć ich miny, gdy zobaczą ten jakże piękny pokój — powiedział Lasse.

— Och, ja również — dodał Hans — ciekawe, co sądzą o takiej kolorystyce.

— Na pewno im się spodoba — stwierdził Kalle.

— Wiecie, że Snape nas zabije? — zauważył Gunnar.

— Myślę, że nie, bo Drops wylałby go z pracy. Poza tym, może jest wampirem robiącym składniki do eliksirów z nielubianych uczniów, ale raczej nie mordercą "Gryfońskich smarkaczy" — zaśmiał się Lasse.

— Będziemy mieli problemy — ciągnął Gunnar.

— Niby jak miałby się dowiedzieć? — zdziwił się Lasse.

Hans przewrócił oczami.

— Niestety się dowie, są na to różne sposoby. Ale na razie naszym problemem jest transmutacja. Spóźniliśmy się na połowę lekcji, potrzebujemy dobrego argumentu.

Z lekkim strachem weszli do środka.

— Przepraszamy za spóźnienie, ale wiatr uniemożliwił nam wejście do sali — wytłumaczył się Lasse z niewinnym uśmieszkiem i zignorował Hansa, który ostrzegawczo kopnął go w kostkę — poza tym, mieliśmy do załatwienia pewne sprawy, byliśmy w innym mieście...

— Dosyć — przerwała mu McGonagall.

Tego dnia Gryffindor stracił naprawdę sporo punktów...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro