Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy lot

Następnego dnia rano Gunnar zbierał różne grube rośliny, aby zrobić z nich coś w rodzaju bagażu. Składał je bardzo długo, ale opłacało się, bo wyszło całkiem dobrze. Zapakował tam banany dla Florensa i różne owoce, w razie, gdyby nie znaleźli ich po drodze.

— To jak? — zapytał od razu Lasse — może lepiej polecimy od razu. Florens ma dzisiaj wyjątkowo dużo energii.

— Dobra — odparł ochoczo Gunnar — myślicie, że utrzyma nas i bagaż? 

— Tak, jest bardzo silny i duży. Nie będzie problemu — ocenił Hans — ale najpierw musimy go o to zapytać. Musimy być dla niego mili... 

Wyposażony w dwa banany Hans podszedł do zwierzęcia i podał mu jednego. Florens z wielką radością zaczął go jeść - łącznie ze skórką, która również mu smakowała. Nie potrzebował nawet gryźć.

— Czy chcesz dzisiaj polatać? — zapytał — nie będzie ci przeszkadzało, że coś na tobie będzie stało?

Florens podskoczył, aż ziemia przez chwilę zaczęła się trząść, a piasek poleciał we wszystkie kierunki świata (na Hansa także). Po chwili wydał z siebie radosny pisk. 

— Dobrze. Więc zaraz polecimy. Musimy odnaleźć jakąś wodę. Jeśli jakąś zauważysz, wyląduj. My też będziemy szukać. Jeśli się dobrze sprawdzisz, dostaniesz nagrodę — mówiąc to, podał mu kolejnego banana.

Florens wyraźnie domagał się następnego, więc Hans pobiegł po jeszcze jednego banana. Wziął go od Kallego i Lassego, którzy widząc, jak wielki apetyt ma zwierze, zebrali ich z drzewa jeszcze więcej, aby wystarczyło na podróż.

— I jak? — zapytał Lasse, który nie mógł doczekać się podróży.

— Poszło bardzo dobrze, przekupiłem go bananami — podsumował Hans — myślę, że mamy dużą szanse na to, by się udało. Ale nie możemy go we wszystkim wykorzystywać, musimy też radzić sobie sami. Teraz jest wyjątek, bo szukanie na tym pustkowiu jakiegoś jeziora zajęłoby wieki.

— Racja — stwierdził Kalle — poza tym, im szybciej opuścimy te miejsce, tym lepiej. Tutaj przynajmniej jest kilka drzew i jaskinia, więc mamy cień, ale poza tym, jest tu strasznie gorąco. Nienawidzę takich klimatów.

— Lato jest super — odparł Lasse — dobra, ale koniec gadania. Powinniśmy się już zbierać. 

Wszyscy się z nim zgodzili, więc wrócili do Florensa, aby dać mu banany. Nie wiedzieli tylko, jak na niego wejść. Po krótkiej rozkminie Lasse powiedział, że trzeba go o to poprosić. Tak właśnie zrobił, a Florens, po otrzymaniu jeszcze jednego banana, schylił się tak bardzo, jak mógł. Cała czwórka z trudem na niego weszła. Najlepiej poszło to Lassemu.

— Gunnar, podaj bagaż — powiedział do Gunnara, który jeszcze nie wszedł. Z trudem podniósł przepełniony po brzegi kosz bananów, i z jeszcze większym wysiłkiem uniósł go do góry. Lasse to chwycił i z pomocą Hansa położyli kosz w najlepszym miejscu, czyli takim, w którym raczej by nie spadł. Florens chyba nawet nie zorientował się, że coś ciężkiego na nim siedzi. Huncwoci usiedli, mocno się trzymając, aby nie spaść. Na szczęście zwierze było na tyle szerokie, że aby spaść, musieliby się naprawdę postarać. 

— Leć, Florens, leć! — zawołał Kalle.

Klafadryf nagle się uniósł i mocno wybił tylnymi nogami. Dopiero wtedy zobaczyli, jak wielkie i piękne ma skrzydła — były czerwone, ale prześwitywała w nich mieszkanka wielu innych kolorów, a całość błyszczała. Wznosili się coraz wyżej i dopiero po jakimś czasie Florens przestał zwiększać wysokość. Co jakiś czas robił różne obroty, ale Lasse poprosił, aby się ograniczył co do takich sztuczek, bo banany spadną. To był wystarczający argument.

— Skąd potrafisz robić takie bagaże? — zapytał Hans Gunnara. 

— Nauczyłem się tego jeszcze jak mieszkałem w mugolskiej farmie — wyjaśnił Gunnar — i wiecie co? Z tego, co słyszałem, był tam jakiś Ferenc. 

— Myślisz, że to był Kleffer? — zdziwił się Lasse, który przy następnym ostrym zakręcie ledwo utrzymywał równowagę — wiele osób może mieć tak na imię. 

— Tak, ale wszystko pasuje — argumentował Gunnar — przecież on też był z mugolskiej farmy. Ale raczej go nie widywałem, mieszkał na drugim krańcu wielkiej wsi, Hasburg. 

— No to możliwe — przyznał mu racje Lasse, chociaż tak naprawdę chodziło mu tylko o to, aby zmienić temat rozmowy — o, zobaczcie w dół!

Rzeczywiście, widoki były piękne. Przelatywali właśnie nad dżunglą, pełną różnych kolorowych roślin. Była coraz bardziej gęsta. Z daleka widzieli kolejne lasy. Nigdy nie widzieli tak intensywnego, czystego nieba.

— Z góry zawsze wszystko wygląda lepiej — podsumował Hans.

— No — westchnął Lasse — zawsze tak jest... Gdy jeszcze czegoś się nie zna, wydaje się, że będzie wspaniałe. Na przykład życie. Dopiero gdy się je pozna, zrozumie się, że tak naprawdę jest jak ta dżungla. Na każdym kroku można zginąć.

— Od kiedy masz takie poważne przemyślenia? — zaśmiał się Hans. To zupełnie nie pasowało do Lassego, który wiecznie szukał problemów i robił żarty przy każdej możliwej okazji. 

— Tu, wysoko, jakoś lepiej się myśli — odparł obojętnie Lasse — no dobra, przynajmniej wylecieliśmy już za pustynie... Prędzej znajdziemy wodę w tych okolicach. 

— To nawet nie była pustynia — wtrącił Kalle — na pustyni jest okropnie gorąco, wszędzie jest tylko piach i susza.

— Skąd wiesz? Byłeś tam kiedyś? — zapytał ironicznie Lasse, ale Kalle tylko wzruszył ramionami — ej, a tak właściwie... to jak znajdziemy w wodzie miecz? 

— Coś się wymyśli — odparł Kalle — ja umiem nurkować, mogę przeszukać...

— Czy ty, człowieku, myślisz logicznie? — skomentował Hans — przecież tam pewnie będzie bardzo głęboko, poza tym jeziora są wielkie, a zwłaszcza te, w których ukrywa się miecz Gryffindora! Nie wiem, jak chcesz to zrobić...

— Jakoś się uda — mruknął Kalle, chociaż sam w to wątpił — coś się jeszcze wymyśli. Na razie nawet nie znaleźliśmy tego jeziora. I nawet jeśli już jakieś znajdziemy, to nie ma pewności, czy to właśnie te z mieczem.

— Jakie to bez sensu! — dramatyzował Lasse — gdybyśmy chociaż mieli różdżki! Moja oczywiście ma spokojny urlop, który spędza w szafce! 

— Wtedy byłoby znacznie za łatwo — powiedział Gunnar — musimy działać własnymi siłami. Jak mugole. 

— Ta... — prychnął Lasse — nie mam nic do mugoli, ale wydaje mi się, że te zadanie jest trochę niewykonalne. Chociaż, może... w sumie, to mamy szanse. Póki co, i tak dobrze nam idzie.

— Ja chciałbym już być w Hogwarcie — odparł Hans — ciekawe, co się tam teraz dzieje. Pewnie śmierciożercy dalej próbują się włamać... a nas przy tym nie ma!

— Myślisz, że czwórka dzieciaków mogłaby ich powstrzymać? — zaśmiał się Kalle — już prędzej znajdziemy ten miecz...

— Niby tak, ale nigdy nic nie wiadomo.

Przez następną godzinę nic ciekawego się nie zdarzyło. Kalle proponował Florensowi przerwę, ale nawet nie chciał się zatrzymać (tym lepiej, bo na ziemi jakieś drapieżne zwierzęta mogłyby ich zaatakować). Robiło się dość nudno. Nagle Lasse poczuł, że ma coś w kieszeni. Był przekonany, że to tylko stare papierki po słodyczach, ale mylił się. Było to nic innego, jak Mapa Huncwotów. Pokazał ją reszcie i skoro nie mieli nic lepszego do roboty, zaczęli przeglądać mapę.

— Nie sądzicie, że to trochę podejrzane, że nigdzie nie ma Ferenca? — zapytał Hans, szukając kropki z jego nazwiskiem.

— Niemożliwe, na pewno gdzieś jest — odparł Gunnar, i również zaczął szukać.

— A jednak — powiedział po chwili Hans — rzeczywiście, nie ma go.

— To dziwne. Jeszcze gdy byliśmy w Hogwarcie, często znikał — zauważył Lasse — nie, żeby mnie to jakoś obchodziło, ale to się robi naprawdę podejrzane. On na pewno coś ukrywa. Sami słyszeliście, że ma kontakt z jakimś "innym światem". Jak myślicie, jaki to może być "świat"?

— Nie mam pojęcia, ale skoro tak często w nim przebywa, to musi być wspaniały — stwierdził Gunnar.

— Niekoniecznie — zaprzeczył Hans — równie możliwe jest to, że Ferenc przenosi się tam wbrew woli. Pamiętacie, co ostatnio było na historii magii? Ta historia z Potterem i Voldkiem? Może Ferenc jest w podobnej sytuacji, tyle że w tym innym świecie. 

— No nie wiem. W tym wypadku wszystko jest możliwe — powiedział Gunnar — o, zobaczcie! Florens chyba ląduje!

Rzeczywiście, klafadryf powoli zaczął lądować. Hans złapał kosz z bananami, aby nie spadł, bo już zaczął się lekko zsuwać. Po kilkunastu sekundach zeskoczyli na ziemię i rozejrzeli się w około.

— Przecież to sawanna! — wykrzyknął Lasse. 

Miał racje, bo wszystko wyglądało zupełnie jak sawanna. Były tam suche trawy, nietypowe drzewa i zwierzęta, ale na szczęście nie zauważyli żadnego drapieżnego. Poza tym, większość z nich uciekła na widok Florensa, albo nie zauważyła Huncwotów.

— No to ładnie — burknął Hans, podając Florensowi banany — jest tu gdzieś jakaś woda? 

Florens potwierdzająco pokiwał głową, chociaż oni nadal nie zauważyli tam żadnej wody.

— Aha... Ale świetnie się spisałeś, Florens — pochwalił go Hans.

— No, to ciekawe, jak sobie poradzimy na SAWANNIE — powiedział Lasse — to się robi serio chore!

— Nie marudź. Przynajmniej mamy darmową podróż — zaśmiał się Kalle — poza tym, jeśli się uda, podobno zdobędziemy jakieś moce. 

— Cudownie — powiedział z ironią Lasse, po czym podeszła do niego jakaś mała zebra.

— Jaki słodziak! — wykrzyknął Hans, który uwielbiał zwierzęta.

Lasse ostrożnie wyciągnął w jej kierunku rękę. Robił to jak najwolniej się dało — nie znał tych zwierząt i nie wiedział, jak zareagują. Zebra śledziła jego rękę wzrokiem. Lasse stwierdził, że te zwierzątko raczej nic by mu nie zrobiło, więc ją pogłaskał. Zebra lekko podskoczyła dwa razy. Podbiegła również jakaś znacznie starsza od niej zebra, zapewne jej matka...

____________

Ostatnio od kilku dni nie było żadnego rozdziału, więc planuje to nadrobić i chyba zrobię maraton, zwłaszcza, że mam już kilka pomysłów na fabułę i nie chce ich zmarnować, a gdy pisze się codziennie to jakoś łatwiej to wszystko wychodzi. Aha, i mam jeszcze jedno pytanie: co sądzicie o tym, aby występowało więcej różnych zwierząt? W sensie nadal głównymi bohaterami byliby Huncwoci, ale było by również więcej zwierzaków (niektóre byłyby realistyczne, a niektóre zupełnie wymyślone). Aha, no i jeszcze jedna sprawa: Huncwoci potrzebują pseudonimów, więc jeśli ma ktoś jakiś pomysł, to śmiało można napisać ;)
PS. Na razie łatwo zauważyć, że głównym domem jest tu Gryffindor, ale później będzie też dużo o Hufflepuffie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro