Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Akt III

Brienne

Podróż do Harrenhal minęła w lęku, zdenerwowaniu i fizycznej niewygodzie. Wszyscy mężczyźni najwyraźniej podzielali chęć pozbycia się nas możliwie najprędzej, więc zatrzymywaliśmy się tylko na krótko, gdy konie koniecznie musiały wypocząć. Przynoszono nam jedzenie, ale ja, choć zmuszałam do tego Jaimego, sama nie mogłam jeść. Gdy w końcu dotarliśmy do Harrenhal, byłam kompletnie wyczerpana na skutek czysto fizycznego zmęczenia jazdą, odniesionych w drodze obrażeń, ale bardziej jeszcze z nieustannego lęku i napięcia. Zastanawiałam się oczywiście, co się ze mną stanie, ale przede wszystkim dręczył mnie lęk o Jaimego.

Nie wiedziałam dokąd go zabrali i szalałam z niepokoju, zwłaszcza, że człowiek, z którym Jaime się oddalił — maester, jak mówiono — ani trochę nie wyglądał na godnego zaufania. Moją jedyną nadzieją, że dowiem się czegokolwiek, był strażnik, którego mi przydzielono, on jednak unikał mnie i trzymał się z dala, to zaś niepokoiło mnie jeszcze bardziej. A kiedy usłyszałam krzyki Jaimego dochodzące nawet tu z niżej położonych komnat, byłam już właściwie chora ze strachu, choć nie rozumiałam dlaczego aż tak się o niego martwię. Gdzieś w szaleństwie tego wszystkiego powoli przestawałam go nienawidzić, a zaczęłam odczuwać wobec niego współczucie i troskę. Może nawet sympatię, choć tego ostatniego nie byłam pewna. Nie byłam już pewna większości rzeczy.

Wreszcie uznając, że oszaleję, jeśli czegoś nie zrobię, czegokolwiek, oznajmiłam mojemu strażnikowi, że chcę się wykąpać. Miałam za sobą uwięzienie, długą konną podróż i kilka nieprzespanych nocy i nie mogłam już znieść własnego zapachu. Cała spięta przygotowałam się na kolejną walkę, gdyby tylko mi odmówiono, ale wystarczyło, by mężczyzna obrzucił mnie jednym spojrzeniem, a skrzywił się lekko i skinął głową, a następnie odprowadził mnie do łaźni, po drodze zaczepiając jeszcze służącą o ostrej, wąskiej twarzy, która miała mi przynieść potrzebne rzeczy.

Łaźnia Harrenhal była ciemnym, parującym pomieszczeniem o niskim suficie, o który niemal wyrżnęłam głową, kiedy tam weszłam. Stały w niej dwie kamienne wanny, z których każda mogłaby z pewnością pomieścić cztery osoby, a jeszcze zostałoby miejsca. Z każdej z nich unosiła się para i dopiero ten widok uświadomił mi od jak dawna nie brałam porządnej kąpieli. Skórę miałam tak brudną, że wszystko mnie swędziało, po ciele przeszedł dreszcz uświadamiający mi, że oszaleję jeśli zaraz nie znajdę się w wodzie. W pośpiechu zdjęłam buty, omal się przy tym nie przewracając, zrzuciłam z siebie brudne, zniszczone ubrania i bieliznę, odrzuciłam je na bok, a zamiast tego chwyciłam ręcznik, szczotkę i mydło i zanurzyłam się aż po szyję w pierwszej z brzegu wannie.

Z gardła wyrwał mi się jęk rozkoszy, kiedy tylko gorąca woda zetknęła się z moim ciałem — nie byłam wcale zaskoczona, widząc, jak pokrywający mnie kurz, pył i brud, zmieszany z potem i zaschniętą krwią, barwi ją na ciemniejszy kolor, nie spodziewałam się niczego innego. Przez chwilę pozwoliłam sobie nacieszyć się uczuciem, że w końcu jest ciepło i w miarę czysto, po czym wzięłam głęboki oddech, zaczynając porządnie się myć. Najpierw wyszorowałam ręce, mocno i dokładnie, najlepiej jak umiałam wypłukując brud spod paznokci, dopóki nie były zupełnie czyste — nawet jeśli było to irracjonalne, wciąż czułam, że oblepia je krew i ekskrementy — dopiero potem zabrałam się za całą resztę.

Umyłam włosy, raz po raz wielokrotnie przeczesując palcami brudne, posklejane już nieładnie kosmyki i krzywiąc się z obrzydzeniem, kiedy patrzyłam jak woda w wannie robi się coraz ciemniejsza, im dłużej w niej siedziałam. W końcu nie mogłam już tego znieść i podciągnęłam się na jej krawędź, zabierając ze sobą szczotkę i mydło, by przejść do wanny obok. Skorzystałam z okazji, by namydlić nogi i klatkę piersiową, zanim z westchnieniem usiadłam z powrotem w czystej, parującej wodzie i odchyliłam głowę, opierając ją na chwilę o kamienną krawędź wanny. Teraz, kiedy było mi już całkiem ciepło i dobrze, w gardle zaczynał narastać mi bolesny ucisk, a w oczach wezbrały łzy, które potem poleciały mi powoli po policzkach. Czy gdyby Jaime Lannister nie kłamał dla mnie o szafirach, teraz zmywałabym z siebie nie tylko błoto, kurz i pot, ale też własną dziewiczą krew?

Miałam do zrobienia tylko jedną rzecz. Doprowadzić go żywego i w jednym kawałku do Królewskiej Przystani. Cóż, Jaime żył, ale to przeze mnie stracił dłoń, dłoń, w której trzymał miecz, i nawet jeśli starałam się jak mogłam, by nie pozwolić mu się tak po prostu poddać, to on więcej razy i o wiele skuteczniej ratował mi życie. Ratował mnie, człowiek, który zamordował swojego króla, który podeptał szereg złożonych przez siebie przysięg i spał z własną siostrą. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. A ja wszystko schrzaniłam, nie potrafiąc nawet znaleźć wyjścia z sytuacji, w którą sama wpakowałam nas oboje przez własną głupotę, nie potrafiąc znaleźć sposobu, żeby uratować nas oboje.

— Nie tak mocno, dziewko. Zedrzesz sobie skórę. — Usłyszałam nagle jego słaby, schrypnięty głos i uświadomiłam sobie, że rzeczywiście od paru chwil szoruję sobie ramię z zapamiętałością bliską gniewu.

Co...

Natychmiast podniosłam głowę, szczotka wyślizgnęła mi się z dłoni, z chlupotem lądując w wodzie, a wzrok odnalazł stojącego przy drzwiach Jaimego, którego najwyraźniej przed chwilą wpuszczono do środka. Zaczerwieniłam się gwałtownie, odruchowo od razu osłaniając dłońmi piersi, gdy tylko zdałam sobie sprawę, że znajdują się tuż nad krawędzią wody. Dlaczego on tu był, dlaczego na mnie patrzył, dlaczego...

— Co ty tutaj robisz? — zapytałam, może odrobinę ostrzej niż zamierzałam.

— Lord Bolton nalega, bym spożył z nim kolację, nie chciał jednak zaprosić moich pcheł.

Jaime jedną ręką niezgrabnie rozwiązał sobie spodnie, które opadły luźno na mokrą, kamienną podłogę łaźni. Rozebrał się do końca przy pomocy strażnika, który nie miał wcale zbyt zadowolonej miny, a ja gorączkowo próbowałam odwrócić wzrok, ale to było niewykonalne, moje spojrzenie wciąż uciekało w jego stronę, a poza tym... widywałam go już nago, kilka razy, dlaczego tym razem miałoby to być coś innego?

Ale było, doskonale wiedziałam, że było. W końcu kiedy pomagałam mu się myć podczas podróży, zwykle był na wpół nieprzytomny, za każdym razem było to też zupełnie jednostronne, on nigdy nie musiał oglądać mnie bez ubrania. To było nieprzyzwoite, moja septa uderzyłaby mnie choćby za myślenie, fantazjowanie o nagim mężczyźnie, a mimo to nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Jeśli ja byłam brudna, nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jak musiał się czuć on. Był chudy, niedożywiony, a całe jego ciało pokrywały blizny, policzki miał zapadnięte, wokół prawego oka wciąż utrzymywała się opuchlizna, ale mimo to nawet ja potrafiłam dostrzec, że poza tym wszystkim był też po prostu przystojny.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że policzki mam już zupełnie czerwone. Miałam nadzieję, że może teraz odejdzie do jednej z pozostałych wanien i zostawi mnie w spokoju, a jednak wcale nie byłam zaskoczona, gdy Jaime wdrapał się, powoli i niezgrabnie, do tej, którą ja zajmowałam.

— Są tu jeszcze inne wanny — zaprotestowałam z oburzeniem, odsuwając się od niego jak najdalej.

— Ta mi odpowiada. — Z wielką ostrożnością zanurzył się po podbródek w gorącej wodzie, prawą rękę w bandażach opierając o brzeg wanny. Nawet jeśli wanna była na tyle duża, że się nie dotykaliśmy, nie musiałam się tego obawiać, nigdy wcześniej nie byłam tak blisko z nagim mężczyzną, z jakimkolwiek mężczyzną — poprawiłam się w myślach i tylko jeszcze bardziej skurczyłam się na swoim miejscu. — Nie martw się, dziewko. Twoje uda mają fioletowo-zieloną barwę i nie interesuje mnie to, co masz między nimi. Wciąż jesteś nieśmiałą panną? Co masz takiego, czego twoim zdaniem nie widziałem?

Widziałam więcej ciebie niż ty mnie — przemknęło mi przez głowę, nie powiedziałam mu jednak tego, godząc się z utratą szczotki, po którą Jaime sięgnął, zaczynając niezgrabnie się myć. Nawet to przychodziło mu z trudem, niemniej jednak zeskorupiały brud powoli zmywał się z jego skóry. Przez chwilę myślałam, że może powinnam mu pomóc, jak na dłoni widać było, że nie radzi sobie samodzielnie, a jednak nie mogłam. Kiedy już odwróciłam wzrok, nie mogłam się zmusić nawet do tego, by znowu na niego spojrzeć.

— Czy aż tak bardzo niepokoi cię widok mojego kikuta? — zapytał Jaime.

Nie — chciałam odpowiedzieć. Nie chcę na to patrzeć, bo to wszystko nie wydarzyłoby się, gdyby nie ja, gdybym nie była nieostrożna, nie pozwoliła sobie na to, byś wyszarpnął mi miecz, gdybym nie bawiła się z tobą wtedy, na tym pieprzonym moście i gdybym po prostu od razu cię rozbroiła. To też moja porażka. Ale wtedy on kontynuował:

— Powinnaś się cieszyć. Straciłem rękę, którą zabiłem króla. Rękę, którą wyrzuciłem z wieży małego Starka. Rękę, którą wsuwałem między nogi mojej siostrze, żeby zrobiła się wilgotna. — Niemal się wzdrygnęłam, kiedy powoli poruszył okaleczonym nadgarstkiem, wbijając we mnie wzrok. — Zdaje się, że złożyłaś obietnicę. Miałaś mnie dostarczyć do domu w jednym kawałku. Nic dziwnego, że Renly zginął, jeśli ty go strzegłaś.

Nie wiem, co się ze mną działo, gdy to mówił — może nadal się z tym nie pogodziłam, może jeszcze nie dotarło do mnie, nie naprawdę, że Renly nie żyje, może dlatego, że w szale wszystkiego co się wydarzyło, nie mogłam porządnie go opłakać; a może nigdy miałam się do tego nie przyzwyczaić, do świadomości, że to wtedy po raz pierwszy zawiodłam i od tamtej pory popełniałam błąd za błędem, czując się tylko coraz gorzej i coraz bardziej jak głupia, naiwna dziewucha, a nie jak rycerz. Te jego słowa sprawiły, że coś we mnie pękło i zerwałam się na równe nogi, jakby mnie uderzył, rozchlapując przy tym wokół gorącą wodę. Nie dbałam nawet o to, że mnie zobaczy, nie mogłam dosięgnąć ręcznika, który niedbale rzuciłam za daleko, nie mogłam nawet wyjść z wanny, bo mi przeszkadzał, stał mi na drodze. Mogłam tylko patrzeć jak wyraz jego twarzy nagle się zmienia, jak przez ułamek sekundy widziałam w jego oczach szereg nowych emocji, zanim odwrócił wzrok zakłopotany.

— To było niegodne — wymamrotał. — Wybacz mi, dziewko. Chroniłaś mnie tak dobrze, jak mogłaś, jak mógłby to zrobić każdy mężczyzna, i lepiej niż wielu z nich.

— Drwisz ze mnie? — warknęłam, cała spięta, gotowa i czujna.

— Próbuję cię przeprosić. Jestem zmęczony ciągłymi kłótniami i nieustanną walką z tobą. Może zawarlibyśmy rozejm?

— Do tego trzeba zaufania. Chcesz, żebym zaufała...

— Wiem, Królobójcy. Wiarołomcy, który zamordował swojego króla. — Jaime prychnął pogardliwie. To nie było zabawne. — Ja ci ufam, Brienne. To nie z powodu Aerysa czuję żal, ale z powodu Roberta. Na uczcie koronacyjnej rzekł mi: "Słyszałem, że przezwali cię Królobójcą. Postaraj się, żeby nie weszło ci to w nawyk". Potem ryknął śmiechem. Jak to się dzieje, że nikt nie nazywa Roberta wiarołomcą? Rozdarł królestwo na strzępy, ale to ja mam gówno zamiast honoru.

— Robert uczynił to z miłości.

— Robert uczynił to dla zaspokojenia urażonej dumy, dla cipy i ładnej buzi.

— Chciał ratować królestwo — nie ustępowałam.

— Słyszałaś o dzikim ogniu? Wszyscy Targaryenowie byli obłąkani na punkcie ognia. Aerys kąpałby się w nim, gdyby się odważył. — Powoli usiadłam z powrotem na swoim miejscu, odwracając wzrok. Jego głos brzmiał... inaczej. Smutno. Wydawał się słaby i odległy. Wyraźnie gubił się w tym, co chciał mi powiedzieć i byłam przekonana, że na wpół majaczył, niewyleczony jeszcze z gorączki. — Tak, splugawiłem biały płaszcz... tamtego dnia miałem na sobie złotą zbroję, ale...

— Złotą zbroję? — powtórzyłam z wyczekiwaniem. Nie wiedziałam, co takiego zobaczył na mojej twarzy, dość, że kontynuował.

— Szalony Król uwielbiał palić ludzi. Skóra czerniała, pokrywała się pęcherzami i odchodziła od kości. Palił lordów, których nie lubił i krnąbrnych namiestników, wszystkich, którzy się mu sprzeciwiali. Wkrótce miał przeciw sobie pół królestwa. Był tak przerażony, że wszędzie widział zdrajców, a Varys zawsze usłużnie wskazywał mu tych, którzy umknęli jego uwadze. Po Bitwie Dzwonów zdał sobie też w końcu sprawę, że Robert nie jest zwykłym wyjętym spod prawa lordem, którego będzie mógł bez trudu zmiażdżyć, lecz największą groźbą, z jaką zetknął się ród Targaryenów od czasów Daemona Blackfyre'a.

Tak, o większości z tego wiedziałam i nie miałam powodu, by w to nie wierzyć, a jednak słuchałam go teraz cała spięta, nie będąc w stanie podnieść na niego wzroku, przekonana, że ta opowieść to coś więcej niż tylko to, co czytałam w książkach. Woda wciąż była gorąca, unosiła się z niej para, która osiadała mi na twarzy i ramionach, ale kiedy słuchałam cichego, udręczonego głosu Jaimego, miałam niemal wrażenie, że to nic innego jak żar płomieni. Mówił dalej, jak król rozkazał alchemikom umieścić pod całą Królewską Przystanią skrytki z dzikim ogniem. Pod Septem Baelora i pod ruderami w Zapchlonym Tyłku, pod stajniami i magazynami, pod karczmami, pod wszystkimi siedmioma bramami, a nawet w piwnicach samej Czerwonej Twierdzy. Mówił o namiestniku, który zrobił co tylko mógł, żeby odwieść Aerysa od jego zamiaru spalenia miasta. Przekonywał go, groził, a na koniec błagał. Król spalił go żywcem.

— A ja cały ten czas stałem zakuty w biały pancerz u stóp Żelaznego Tronu, nieruchomy jak trup, strzegąc mojego króla i jego słodkich tajemnic. Wszyscy moi zaprzysiężeni bracia byli daleko, ale mnie Aerys zawsze lubił trzymać pod ręką. Nie ufał mi, chciał, żeby Varys mógł mieć na oku dzień i noc. Dlatego słyszałem wszystko. — Na usta Jaimego wypłynął gorzki uśmiech.

Żołądek skręcał mi się boleśnie, już nie tylko z głodu, ale i nagłych emocji — wiedziałam, że zabił swojego króla, wiedziałam, że wyrzekł się ślubów, że złamał przysięgi, wiedziałam o tym wszystkim, ale sposób w jaki mówił, niemal zbolałym tonem, bez cienia pogardy, sprawiał, że nie mogłam oprzeć się myśli, że być może, niezależnie od tego jaki koniec miała ta historia, był jakiś powód, dla którego ten człowiek, który zrobił w swoim życiu tyle okropnych rzeczy, mógł też postępować zupełnie bezinteresownie, czego sama byłam świadkiem.

Bo teraz, gdy siedzieliśmy razem w wodzie, unosząc się w morzu gorącej, wilgotnej pary i bolesnych wspomnień, nie potrafiłam go już nienawidzić.

— A potem Robert Baratheon wygrał nad Tridentem i maszerował na stolicę. Ned Stark gnał już na południe z jego przednią strażą, ale wojska mojego ojca dotarły do miasta pierwsze. Przyprowadził armie i obiecał królowi obronić miasto przed buntownikami, ale ja go znałem. Mój ojciec nie mieszał się do wojny, a jeśli już trzymał którąś ze stron, to zawsze zwycięską. Powiedziałem o tym królowi. Nakłaniałem go, żeby się poddał bez walki, ale on nie słuchał. Ani mnie, ani Varysa, który go ostrzegał. Posłuchał wielkiego maestra Pycell'a, który przekonywał go, by zaufał Lannisterom. "Lannisterowie są wiernymi przyjaciółmi korony" — powtarzał. Otworzyliśmy więc bramy, a ojciec splądrował miasto. Mnie przypadł obowiązek obrony Czerwonej Twierdzy, wiedziałem jednak, że sprawa jest przegrana.

Bogowie... Kto zostawia siedemnastoletniego gwardzistę na czele oblężenia?

— Raz jeszcze poszedłem do króla, błagałem go, by się poddał. Nie chciał nawet słyszeć o kapitulacji. Rozkazał mi przynieść sobie głowę mego ojca. Potem zwrócił się do swojego piromanty. Słyszałem jak mówił Rossartowi: "Spal ich wszystkich. Zdrajcy chcą zdobyć moje miasto, ale ja oddam im tylko zgliszcza. Niech Robert zostanie królem zwęglonych kości i pieczonego mięsa". Targaryenowie zawsze palą swoich zmarłych, zamiast chować ich w ziemi, a Aerys chciał mieć największy stos pogrzebowy w historii swego rodu, choć, szczerze mówiąc, nie sądzę, by naprawdę wierzył, że zginie. Był przekonany, że ogień go przeobrazi... że narodzi się na nowo jako smok i obróci wrogów w popiół. Powiedz, czy gdyby twój drogi Renly rozkazał ci zabić własnego ojca i bezczynnie patrzeć jak płoną tysiące ludzi, zrobiłabyś to?

Miał rację. Miał rację, jako rycerz przysięgał przecież chronić niewinnych i dokładnie to miał na celu, zabijając króla. Gdyby tego nie zrobił... Wielokrotnie widziałam jak kłamie, ale tym razem wiedziałam, że mówi prawdę. Nie miał powodu, by kłamać w takiej sprawie, nie miał powodu, by okłamać w ten sposób mnie, ale nawet jeśli... Dlaczego nikt o tym nie wiedział? Dlaczego? Zamiast Królobójcy, zostałby nazwany bohaterem. Nie zszargałby swojego honoru w ten sposób. Bogowie, on uratował całe miasto...

— Jego wykończyłem pierwszego. Rossarta. Potem zabiłem Aerysa, nim zdążył znaleźć innego posłańca, który zaniósłby wiadomość piromantom. Wbiłem mu w plecy miecz, a potem poderżnąłem gardło, by mieć pewność. Wtedy znalazł mnie Ned Stark.

— Jeżeli to prawda... — zaczęłam ostrożnie, wciąż nie potrafiąc się wyzbyć resztek nieufności i dystansu — dlaczego nikt o tym nie wie? Dlaczego nikomu nie powiedziałeś?

— Myślisz, że szlachetny lord Winterfell chciał słuchać moich wątpliwych wyjaśnień? Taki honorowy człowiek jak on? Wystarczyło mu, że na mnie spojrzał i już uznał mnie za winnego. Osądził mnie już w chwili, gdy mnie ujrzał, siedzącego u stóp Żelaznego Tronu w zakrwawionym płaszczu. — Jaime podniósł się chwiejnie. Widziałam jak ogarnia go gwałtowne drżenie, jak wychodząc z wanny uderzył kikutem prawej ręki o jej brzeg.

Gorąca kąpiel, oczywiście. Był niedożywiony, nie jadł porządnie od wielu dni, nie pił odpowiednio dużo od wielu dni, wciąż miał we krwi truciznę, a jego ciało przeszywał ból i prawie od razu po tym jak maester opatrzył mu rękę, wszedł do gorącej wody w wypełnionym parą pomieszczeniu. Oczywiście, że mógł zemdleć, a ja zerwałam się na równe nogi, gdy tylko zachwiał się niebezpiecznie. Złapałam go, zanim zdążył upaść, runąć do wody bez przytomności. Jego pokryte gęsią skórką ramię było zimne i mokre, głowa spoczęła bezsilnie na moim ramieniu. Nogi uginały się pod nim, kiedy pomagałam mu wyjść z wanny. Starałam się być jak najbardziej delikatna, nie dotykać go zbyt mocno, ale i tak zanim stracił przytomność, zdołałam dostrzec grymas bólu na jego twarzy.

— Pomocy! Straże, Królobójca! — krzyknęłam, nie wiedząc co innego mogłabym dla niego zrobić. Coś we mnie wciąż wzbraniało się przed nazywaniem go jego imieniem i teraz znienawidziłam się za to.

— Jaime — usłyszałam jeszcze jego słaby głos, zanim zupełnie stracił przytomność. — Na imię mi Jaime. Nie będę. Już więcej nie będę — obiecałam mu w myślach, powoli układając go na mokrej posadzce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro