Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Zająłem się pracą i udało mu się nie myśleć o zbliżającej się wizycie. Niestety, później przyszła Emilie.
-Gotowy? Zaraz wychodzimy. -zapytała
-Nie, ale nie mam wyjścia – Westchnąłem


Wstałem i poszedłem z kobietą.

Gdy czekaliśmy na wyniki badań, ręce mi się trzęsły. Emilie chyba chciała mi dodać otuchy, bo złapała mnie za dłonie. Wstałem i zacząłem chodzić po korytarzu.


Może okaże się, że nie ma zgodności? Będę miał święty spokój, bo zanim znajdą innego dawce...


-Jest zgodność -powiedział lekarz wychodząc z gabinetu.


Kurwa

-Co teraz? -zapytała kobieta
-Najlepiej by było jakby Pan Agreste przyjął chemioterapię. -Lekarz na mnie spojrzał
-Nie ma takiej opcji – Westchnąłem
-Tak myślałem, więc  będzie ryzyko odrzucenia przeszczepu. -mówił z powagą -Ale skoro Pan się nie zgadza, nie mogę tego nakazać. Przygotujemy Pana do przeszczepu, będzie Pan musiał zostać na kilka dni w szpitalu.


Wywróciłem oczami
-To konieczne? Mam sporo pracy i... -zacząłem jednak mi przerwał
-Niech mnie Pan posłucha uważnie – powiedział ostro -Teraz dla Pana najważniejsze powinno być Pana zdrowie a nie jakieś spotkania i praca.
-Dobra -westchnąłem
-Więc najlepiej by było jakby pojechał Pan po swoje rzeczy i...
-Ale co? Już? Od razu? – zapytałem zaskoczony
-A na co Pan chce czekać? – spojrzał na mnie


Nie bardzo mi to pasowało, ale co miałem zrobić?
-Dobrze, więc może Pan ustalić z moją żoną co i jak a ja pojade po swoje rzeczy? Wolę to mieć już z głowy.
-Oczywiście – uśmiechnął sie lekarz
-Ale... – zawahała się Emilie
-Nie ucieknę, jeżeli o to Ci chodzi – westchnąłem i wyszedłem z gabinetu.



Wróciłem do domu i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy i czułem coraz większy stres. Dopiero teraz zaczęło do mnie dochodzić co się będzie działo. Gdy tam wrócę, oficjalnie będę leczony na białaczkę, do tej pory mogłem to chociaż wypierać z głowy.


Schodziłem na dół gdy w drzwiach wpadłem na Lilith.
-O dzień dobry – uśmiechnęła się tak pięknie, że człowiek mógłby zapomnieć o problemach.
-Witaj – pocałowałem ją w dłoń. -Coś się stało?
-Nieee – poprawiła mi kołnierzyk przy koszuli i objęła mnie za szyję. -Po prostu chciałam zobaczyć czy wszystko z Panem dobrze, Panie Agreste – szepnęła.


Przyznaje, gdy wyszeptała moje nazwisko, tak cholernie seksownie, miałem ochotę się na nią rzucić i rżnąć do utraty tchu.

Jednak się opanowałem.
-Dobrze, dziękuję, jednak na jakiś czas będę niedostępny. – z uśmiechem wskazałem na torbę którą trzymałem w ręce.
-Wyjeżdżasz? – zapytała smutno
-Na chwilę, ale wrócę – uśmiechnąłem się


Czy ją z nią flirtuje?
-W takim razie będę czekała aż wrócisz – zaczęła zmysłowym szeptem -A później się Panem zajmę -Puściła mi oczko.

Cmoknęła mnie w policzek i wyszła. Cholera jak ta kobieta na mnie działała.


Niechętnie wróciłem do szpitala. Wszedłem do gabinetu i rzuciłem torbę na ziemię.
-Dobra, jestem gotowy do tej umieralni – westchnąłem
-Nikt nie będzie umierał – odpowiedział łagodnie lekarz.
-Pożyjemy, zobaczymy – uśmiechnąłem się – To znaczy nie wszyscy.

Lekarz wywrócił oczami
-Gabriel – skarciła mnie Emilie – przepraszam za niego, czasami mu się włącza „czarny humor” .


Westchnąłem i usiadłem na krześle.
-My teraz przez kilka dni będziemy Pana przygotować do przeszczepu. Za tydzień pobierzemy szpik od Pani – zwróci się do kobiety -I wykonamy przeszczep. Później przez dwa tygodnie będzie Pan musiał zostać w szpitalu, bo będzie Pan miał bardzo niską odporność a to może być groźne w Pana stanie.
-Okey – powiedziałem,  bo co innego mi zostało?


Po wprowadzeniu mnie we wszystko, i podpisaniu przeze mnie wszystkich zgód, poszedłem na wyznaczoną salę. Jak na szpital nie było tu źle, jednak sam fakt tego co się będzie działo mnie dobijał.


 Dni do przeszczepu przeleciały mi nawet nie wiem kiedy, faszerowali mnie jakimiś lekami, że byłem pół przytomny. Nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje, budziłem się i zasypiałem. Czasami widziałem, że jest przy mnie lekarz, czy pielęgniarka. Świadomość mi wróciła dopiero gdy mnie wybudzili kilka dni po przeszczepie.


Otworzyłem oczy i się rozejrzałem, miałem podłączone mnóstwo kabli, lekarze byli w dziwnych kombinezonach.
-Jak się Pan czuje? – zapytał jeden z nich przytłumionym głosem przez kombinezon który miał
-Dziwnie, jakbym był naćpany – przyznałem zgodnie z prawdą
-To normalne, po agresywnej chemii i narkozie. – powiedział
-Chwila, co? – zapytałem ze złością -Ja się nie zgadzałem na chemię .
-Nie wiem, ja robiłem tylko to co było zapisane w karcie pacjenta – wzruszył ramionami


Mężczyzna podłączył mi kroplówkę.
-Mogę rozmawiać z moim lekarzem prowadzący? – zapytałem
-Aktualnie go nie ma, ale jak tylko znajdzie chwile wpadnie do Pana. – powiedział i wyszedł.


Czułem wściekłość, mówiłem, że nie chce tej jebanej chemioterapii, dobrze kurwa o tym wiedział... Na pewno Emilie mu powiedziała żeby mi podali to gówno. Kurwa, już ja sobie z nią porozmawiam.


Kolejne dni dalej byłem bardzo osłabiony, budziłem się tylko na chwilę i znowu zasypiałem dobijało mnie to już i marzyłem, żeby już się to skończyło.


Po jakimś czasie, nie wiem dokładnie ile dni minęło, obudziłem się już w miarę świadomy. Rozejrzałem się po sali. Na kanapie w kącie spała Emilie. Powoli usiadłem na łóżku, w końcu chyba zaczęły wracać mi siły. Ale ile minęło? Emilie natychmiast się obudziła.
-Gabriel, kochanie, obudziłeś się – powiedziała z uśmiechem
-Ta.. Niestety – westchnąłem -Czy Ty zgodziłaś się na chemioterapię? – zapytałem ostro, patrząc jej w oczy
-Kochanie... – zaczęła
-Nawet tak do mnie nie mów – warknąłem -Zgodziłaś się?
-Lekarz powiedział, że tak będzie najlepiej dla Ciebie, że będzie większa szansa na to, że wrócisz do pełni zdrowia. – mówiła niepewnie
-Zgodziłaś się mimo, że wiedziałaś, że ja tego nie chce?
-Dla Twojego dobra...
-Skąd Ty wiesz co jest dla mnie dobre? – spojrzałem jej w oczy.




Usiadła obok mnie na łóżku i złapała za rękę.
-Gabriel wbrew temu, co myślisz, ja Cie kocham. Tak popełniłam błąd, cholery błąd i okropnie go żałuję ale Cię kocham i nie chce Cię stracić. Dlatego zgodziłam się na tą chemioterapię. – delikatnie dotknęła mojego policzka -Zrobiłam to żeby Cię ratować.


Spojrzała na mnie z uśmiechem, lecz ja odtrąciłem jej rękę.
-Chce rozmawiać z lekarzem – powiedziałem chłodno
-Dobrze, pójdę po Niego – kobieta wstała i wyszła


Czekałem aż wróci z lekarzem, a w głowie miałem kompletny mętlik. Oczywiście, że jeszcze kochałem Emilie, nie tak jak wcześniej, ponieważ cholernie mnie zraniła, ale jednak kochałem.


Problem w tym, czy będę umiał jej to wybaczyć? Ciągle przed oczami miałem obraz jej w łóżku z tym smarkaczem.... Bolało, cholernie mnie to bolało i nie mogłem się z tym pogodzić.


Wybaczcie, że trochę trwało ale w końcu jest kolejny rozdział ❤

Trochę mnie podłamało usunięcie mojego konta na tt 🤣 ale wracam do Was z nowa siłą ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro