Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Szybko ubrałem spodnie i tylko narzuciłem koszule na mokre jeszcze ciało. Pobiegłem za bratem, nie miałem pojęcia co planuje.
-Lucy – złapałem go za rękę.
-Nie! Nawet nie próbuj mnie zatrzymywać. – warknął i podszedł do już przytomnego Greg’a
-Ooo Gabriel, cóż to za przystojny mężczyzna? – zapytał Gregory z uśmiechem


Skrzywiłem się na ten Jego obleśny uśmiech. Lucyfer przyłożył mu z pięści w twarz.
-Kurwa pojebało Cię? – wrzasnął jednak mój brat się tym nie przejął i przyparł go do ściany i spojrzał mu w oczy.


Wtedy wiedziałem już co chce zrobić. Zmienił oblicze i pokazał swoją diabelską twarz.
-Wiesz co robimy w piekle z takimi jak Ty zwyrolu?! – warknął – Pokaże Ci

Lucyfer patrzył mu prosto w oczy a Gregory zaczął się wydzierać z przerażenia. Ja jedynie uśmiechałem się na ten widok. Cudownie było patrzeć jak ten śmieć cierpi. Miałem z tego dziką satysfakcję.
-Błagam, błagam przestań – krzyczał przerażony mężczyzna
Lilith musiała wyjść bo nie była w stanie na to patrzeć.
-A Ty pierdolona cioto?! Przestałeś kiedy Cię ofiary o to błagały?!
-N.. N.. Nie... – wyjąkał
-Właśnie! Więc tak będziesz cierpiał, przez wieczność, rozumiesz?! Już nic na to nie poradzisz! – wrzasnął Lucyfer zmieniając się już w swoją cywilną postać.


Wtedy ja podszedłem do Greg’a i spojrzałem mu w oczy.
-Podobało Ci się? – zapytałem a moje oczy zrobiły się czarne – Miałeś rację, cudowne uczucie, widzieć jak się boisz.
-Zostawcie mnie, proszę... – szepnął upadając przede mną na kolana.
-Podoba mi się – kopnąłem go w brzuch – Błagaj dalej. – uśmiechnąłem się szyderczo.
-Gabriel on już dostał za swoje. – wtrącił się Lucyfer
-Zamknij morde – warknąłem na brata – Błagaj! – zwróciłem się do mojego byłego teścia.
-Błagam... Błagam daj mi spokój – płakał jak dziecko.
-Co tu się dzieje? – nagle weszła Emilie

Kobieta spojrzała na mnie i na swojego ojca.
-Boże, Gabriel coś Ty mu zrobił? Pojebało Cię?! – wrzasnęła na mnie – Tato. .. Tato jesteś cały?
-Ja... Ja na to zasłużyłem nie miej do Niego żalu – wyszeptał
-Ja pierdole, bo się wzruszę – warknąłem -Wielki Pan Gregory dostał oświecenia? – wycedziłem przez zęby.
-Gabriel, przyhamuj się – zwrócił się do mnie Lucyfer
-Nie mówcie mi co mam robić! Tylko ja wiem co przez tego gnoja wycierpiałem! – nie wytrzymałem
-O czym Ty mówisz? – spojrzała na mnie Emilie
-Niech Ci tatuś powie, jak chore fantazje ma, ja nie mam zamiaru. – powiedziałem chłodno. – Aaa i jeszcze jedno, nie chce Cię więcej tutaj widzieć, nigdy! Zrozumiałeś? – spojrzałem mężczyźnie w oczy
-Przecież ma prawo się widywać z wnukiem – fuknęła na mnie ex żona
-Nie! Od Adriena ma się trzymać z daleka! Rozumiesz? Bo i Jego skrzywdzi!
-Gabriel o czym Ty do cholery mówisz?! Zaczęło Ci odbijać? – zapytała Emilie


Miałem jej nie mówić, przysięgłem to sobie, ale Adrien i Jego bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze.
-On mnie zgwałcił! Na parę dni przed naszym ślubem! A później jeszcze kilka krotnie próbował znowu! – wyrzuciłem to z siebie
-Nieee, nie wierze, to nie możliwe.. – powiedziała zaskoczona
-To prawda – szepnął Graham de Vanily
-Co?!  Tato co Ty.... Nieee nie nie! To nie może być prawda, nie Ty... Boże, to dlatego byłeś taki zaraz po ślubie, trzymałeś mnie na dystans... – spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

Musiałem wyjść, to wszystko to było dla mnie za dużo. Poszedłem do swojej sypialni, otworzyłem okno żeby wzlecieć do nieba.
-Gabriel... – zaczęła niepewnie Nathalie gdy rozłożyłem skrzydła.
-Tak? – zapytałem nie odwracając się do niej
-Mogę... Mogę polecieć z Tobą? – zapytała


Wtedy się odwróciłem, stała nieśmiało patrząc na mnie. Uśmiechała się lekko. Wyglądała tak słodko i uroczo, nie mogłem jej odmówić.
-Chodź – uśmiechnąłem się


Wtuliła się w moje ramiona a ja wyleciałem przez okno. Rozglądała się z szerokim uśmiechem
-To jest niesamowite – szepnęła- Jesteśmy tak wysoko, a ja czuje się przy Tobie taka bezpieczna. – spojrzała mi w oczy.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.


Wylądowaliśmy na dachu jednego z budynków. Widok był niesamowity. Mimo, że staliśmy już na stabilnym lądzie , kobieta cały czas mnie obejmowała.
-Gabe... Chce Ci coś powiedzieć – spojrzała mi w oczy i dotknęła delikatnie mojego policzka.
-Słucham Cię – zachęciłem ją
-Ja zrozumiem, jeżeli Ty wybierzesz Lilith... – zaczęła a ja wywróciłem oczami
-Nath... – chciałem jej przerwać.
-Nie, daj mi dokończyć. Ja Cię kocham, wiesz o tym, kocham Cię od dawna.. Zawsze chciałam tylko jednego, żebyś był szczęśliwy i jak ją wybierzesz to ja...
-Nathalie... – znowu chciałem się wtrącić.
-Nie Gabriel, nie musisz nic mówić, ja to doskonale rozumiem, na prawdę, nie będę chować urazy i...


Nie wytrzymałem i pocałowałem ją namiętnie. Zaskoczona kobieta odwzajemniła pocałunek wplatając palce w moje włosy.
-Nate ja nie muszę nikogo wybierać bo to Ciebie kocham – powiedziałem po chwili – Między mną i Lilith jest.... Chemia, ale nic więcej, a z Tobą... Jest niesamowicie, za każdym razem czuje się, jakbym...
-Jakbyś miał motyle w brzuchu?  A może akumy? – zażartowała a ja wywróciłem oczami
-Kocham Cię Panno Sancoeur – powiedziałem patrząc jej w oczy
-A ja Ciebie  Agreste – powiedziała i wtuliła się we mnie ufnie.


Siedzieliśmy na dachu do rana, kobieta zasnęła w moich ramionach. Wziąłem ją do domu i położyłem do łóżka.  Sam wróciłem do swojego pokoju i padłem na łóżku. Zasnąłem momentalnie. Postanowiłem, że z Lilith porozmawiam jak wstanę.
Nie wiem ile czasu minęło, gdy poczułem jak ktoś mnie głaszczę po głowie. Nie otwierałem oczu tylko uśmiechałem się do siebie.


Byłem pewien, że to Nathalie i zacząłem mruczeć.
-Gabiś czy Ty mruczysz? – usłyszałem kobiecy głos.


Aż usiadłem  z otwartymi oczami
-Mama? – zapytałem zaskoczony. -Co Ty tu robisz?
-Chciałam Cię odwiedzić Gabiś- pogładziła mnie po dłoni
-Po pierwsze mówiłem, żebyś tak do mnie nie mówiła... – westchnąłem – A po drugie, cóż się stało? Jakoś wcześniej ani razu nie raczyłaś się pojawić. – spojrzałem jej w oczy
-Wiem... Przepraszam ale wiesz jaki jest ojciec...
-Tak, pewnie, że wiem. Arogancki, samolubny, nie znoszący sprzeciwu, nie uznający innego zdania niż Jego... – spojrzałem na nią – Mam wymieniać dalej?
-Nie, nie musisz – westchnęła -Przepraszam, wiem, że źle zrobiłam...
-Tak, i obiecujesz, że to się więcej nie powtórzy. Znam tą śpiewkę mamo, słuchałem jej tysiące razy. Jesteś jeszcze gorsza niż Lucy.
-Nie prawda – oburzyła się – Jestem dobra matką.
-Jasne, to kiedy ostatni raz ze mną rozmawiałaś? – westchnąłem
-Ja... No.. Yyy...
-A ja pamiętam mamo, to było prawie sto lat temu, więc proszę Cię, daruj to sobie.
-Ale to nie zmienia faktu, że Cię kocham..
-Ale mam dziwne wrażenie, że bardziej mnie kochasz kiedy się z Tobą zgadzam i oczywiście, jeżeli mam boskie moce, prawda? – spojrzałem na nią ze złością.
Kobieta się widocznie zmieszała
-Gabriel to nie tak..
-A jak? Ojciec to nic dziwnego, że nie pojawił się na ślubie, ale Ty? Serio?
-Wiesz, że nie mogłam mu się....
-Nawet nie kończ! Cały czas mu się sprzeciwiasz!  W każdej możliwej kwesti! Ale ten jeden raz nagle nie mogłaś?! Ja wiem czemu! Bo brzydziłaś się syna człowieka, prawda?
Spojrzałem na nią a ona dalej milczała.
-Odpowiedz... – miałem nadzieję, że zaprzeczy, tak bardzo tego chciałem...
-Gabriel to nie tak... Ja Cię kocham, bardzo – wstała i objęła mnie a ja ufnie się wtuliłem - Ale wolę Cię jako boga...


Czułem jak serce mi pęka na milion kawałków. Ale nie dałem po sobie tego poznać.
Ona nawet nie miała pojęcia co ja planuje



Hej kochani, jest kolejny rozdział💜💜

Mam nadzieję, że się spodoba🥺💜

Mam już napisane 2.5 rozdziału nowego opowiadania🤣 a tego jeszcze nie skończyłam pisać 🙈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro