Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14.


Następnego ranka obudziłem się w dobrym humorze. Czułem się o wiele lepiej niż wcześniej. Wyszedłem z sypialni i usłyszałem podniesione głosy Emilie i Lucyfera. Zajebiście, tego mi brakowało...


Wszedłem do kuchni
-Czy Wy musicie się od rana drzeć? – zapytałem ze złością
-To ona zaczęła – warknął mój brat
-Bo on... – zaczęła Emilie
-Gówno mnie to obchodzi, żadne z Was nie jest tu mile widziane – westchnąłem
-Gabriel, skarbie... – zaczęła moja żona -Błagam Cię, wybacz mi...


Podszedłem do niej i spojrzałem jej w oczy. Słyszałem jak Lucyfer jeknął ze złością.
-Emilie, wiesz, że byłaś dla mnie ważna, kochałem Cię jak żadną kobiete wcześniej... Wiele dla Ciebie poświęciłem – zacząłem
-Wiem, wiem skarbie i obiecuje Ci wynagrodzić wszystko co złe – powiedziała dotykając mojego policzka.


Zamknąłem oczy
-Gabriel, nie daj jej się omamić. – wtrącił się mężczyzna
-Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz szczęście ale to nie będzie ze mną – powiedziałem i podałem jej moją obrączkę.
-Gabriel... Skarbie... Proszę ... Błagam... – kobieta upadła na kolana.
-Miałaś swoją szanse, którą straciłaś. -Powiedziałem spokojnie
-Ale...

-Ja nie wybaczam zdrady, a z tego co wiem, to nie był jednorazowy wyskok. Teraz będziesz wolna, możesz się spotykać z kim chcesz.
-Ja chce Ciebie. .
-Nie, Ty chcesz moich pieniędzy, nie mnie.
-Kochanie daj mi szanse, obiecuje, że....



Uciszyłem ja gestem. Lucyfer się uśmiechnął.
-Powiedziałem Ci coś, nie zmuszaj mnie żebym Ci to wytłumaczył w inny sposób – powiedziałem chłodno patrząc jej w oczy.


Kobieta z przerażeniem patrzyła na moja twarz. Skinęła głową i wyszła.
-Brawo Gabryś, cieszę się, że jej się nie dałeś – powiedział Lucyfer
-A teraz możesz wracać do siebie – warknąłem
-Ale....
-Wyrzuciłem Emilie, więc możesz wracać do siebie – powiedziałem
-Myślałem, że będziesz chciał spędzić trochę czasu ze mną...
-Może kiedyś, teraz nie mam na to ochoty. – przyznałem szczerze -Jestem Ci wdzięczny za pomoc ale...
-Chcesz spokoju – dokończył za mnie – Rozumiem to



Lucyfer mnie objął
-Lecz bądź pewien, że łatwo się nie poddam – uśmiechnął się
-Dobra, dobra – westchnąłem i mężczyzna wyszedł.


Następne dni przemknęły mi jak przez mgłę. Praca, praca i jeszcze więcej pracy. Chciałem zapomnieć na chwilę o wszystkich problemach. Udało mi się załatwić ekspresowy rozwód,( za pieniądze, wszystko da się załatwić). Musiałem się tylko dzisiaj stawić w sądzie na ogłoszeniu wyroku. Emilie zgodziła się na rozwód, w zamian za miesięczne „kieszonkowe”. Była to mała cena za święty spokój.


Z Lilith się nie widywałem, z powodu przygotowań do pokazu, ale miałem plan co do naszego spotkania.


Jednak po kolei. Najpierw się ogarnąłem do sądu. Zbierałem się do wyjścia gdy Adrian do mnie podszedł.
-Tato... – zaczął niepewnie
-Tak? Coś się stało?
-No Właściwie to tak... – spojrzał na mnie
-Słucham
-Bo... Ja.... I Mari.... To znaczy Marinette.... – jąkał się
-Błagam Cię, powiedz, że ona nie jest w ciąży – westchnąłem.
-Chciałbym... Ale...ja przepraszam tato ja nie wiem jak to się stało....
Zajebiscie... Nosz kurwa zostanę dziadkiem...
-Adrien, rozmawiałem z Tobą o antykoncepcji... Wiesz skąd się biorą dzieci...




-Wiem, ale... Tak jakoś wyszło ...
-Dobra, ją  idę do sądu, pogadamy jak wrócę. – powiedziałem chłodno -Wy się zastanówcie co dalej, i chce żeby rodzicie dziewczyny byli przy tej rozmowie.
Chłopak skinął głową a ja wyszedłem.



Cała rozprawę myślałem o Adrienie. Gdy sąd ogłosił rozwód i koniec rozprawy wyszedłem z Sali.
-Coś się stało? – zapytała Emilie podchodząc do mnie
-Tak... Muszę Ci coś powiedzieć. – zacząłem


W końcu miała prawo wiedzieć.
-Co się stało?
-Adrien i Marinette zostaną rodzicami – westchnąłem a ona spojrzała na mnie zaskoczona.
-Cooo?
-Dowiedziałem się zanim tu przyjechałem. Kazałem im przyjść z rodzicami dziewczyny, byłoby dobrze jakbyś też była – przyznałem.



Wtedy podszedł do nas kochanek Emilie.
-Skarbie, idziemy? – zapytał
-Tak, za chwilę. – warknęła ją niego -Oczywiście, że będę. Tak o 18? – zapytała mnie słodkim głosem
-Tak, może być. To do zobaczenia. – powiedziałem i wyszedłem z sądu.



Jeździłem bez celu po mieście musząc pomyśleć. Ciągle do mnie nie dochodziło, miałem zostać dziadkiem? Serio?


Wróciłem do domu przed 18, odświeżyłem się i zszedłem do salonu w którym czekali już Adrien, Marinette, jej rodzice i Emilie.
-O co chodzi – zapytał zdziwiony Tom – Po co to spotkanie?
-Czyli Marinette Wam nie mówiła? – zapytałem zdziwiony
-No nie... – powiedziała nieśmiało dziewczyna
-Niby o czym? – warknął mężczyzna



Marinette spojrzała na mnie błagalnym tonem, zrozumiałem, że chciała żebym im powiedział..
-Adrien i Marinette będą mieli dziecko – wyznałem
-Co kurwa?! – wrzasnął i spojrzał na dziewczynę i – puszczasz się z nim?
-Niech się Pan liczy ze słowami! – skarciłem go.


Jak mógł się tak odzywać do córki? Okey, ja też byłem zły ale bez przesady
-Ty nie mów jak się mam odzywać do moje córki. – spojrzał na mnie groźnie -A po drugie, po co to spotkanie? Daj kasę na aborcję i tyle. – wzruszył ramionami
-Co?! – powiedziałem jednocześnie z Emilie i Sabine.
-No co? Usunie i będzie po problemie – powiedział ochle
-Teraz niech mnie Pan posłucha, ja też nie jestem zadowolony, z tego co wyszło, jednak to Adrien a przede wszystkim Marinette będzie decydować co chce zrobić. – powiedziałem  ostro
-posłuchaj mnie lalusiu, nie będziesz mi mówił jak mam mówić do mojego dziecka! – wrzasnął wstając
-A ja nie pozwolę Ci tak się wyrażać do matki mojego wnuka – mi również puściły nerwy



Emilie złapała mnie za rękę
-Gabriel... Uspokój się – powiedziała łagodnie
-Właśnie, idź sobie porysuj te durne projekty, a Ty – zwrócił się do Marinette – Do lekarza na skrobanke – szarpnął ją


Nie wytrzymałem i mu przywaliłem.
-Wynoś się z mojego domu!– warknąłem
-Pożałujesz tego – zagroził mi podchodząc do mnie.


Chciał mi przyłożyć, jednak byłem szybszy . Zapomniałem, że miałem w sobie odrobinę boskiej mocy i przyłożyłem mu z całej siły, akurat w momencie gdy w drzwiach pojawił się Lucyfer. Tom wpadł na mojego brata.
-Gabriel! – wrzasnęła Emilie
-Zabił Pan go? – zapytała Marinette, a w jej głosie było słychać... Nadzieję?
-Nie, ale fajnie by było jakby ktoś go ze mnie ściągnął – powiedział Lucyfer



Wziąłem ciało nieprzytomnego Toma i pomogłem Lucyferowi wydostać się spod niego.
-No proszę, mój braciszek się wkurwił – zachichotał
-Możesz się zamknąć? – warknąłem na Niego
-Dobra, dobra ja się zajmę nim i matką dziewczyny, usunę to wspomnienie z pamięci.


Skinąłem głową, teraz czekała mnie rozmowa z Adrienem i Marinette.
-Tato... Tato co się dzieje... Jak Ty...? – zapytał
-Usiądźcie, muszę Wam coś powiedzieć – zacząłem


Spojrzeli na siebie i usiedli.
-Ty nam? – zapytał niepewnie Adrien
-Tak, tylko to musi zostać między nami – spojrzałem na nich
-Dobrze – powiedzieli jednocześnie.




Ufałem Adrienowi, a skoro on ufał Marinette, to ja też muszę.
-Nie będę owijał w bawełnę , powiem prosto z mostu – odetchnąłem – Jestem pół bogiem, zrezygnowałem ze swojej mocy dla Twojej mamy – spojrzałem na Adriena -Lucyfer to mój brat i... Tak, na prawdę jest władcą Piekieł.
-Mam wujka Władce Piekieł? – spojrzał na mnie – A Ty? Jaką miałeś moc?
-O tym porozmawiamy później Adrien – uśmiechnąłem się – Marinette dwie sprawy po pierwsze, nic się tu nie stało, okey?



Spojrzała na mnie zaskoczona i skinęła głową
-A teraz druga sprawa. Chce żeby to była Twoja decyzja. Chcesz urodzić to dziecko? – zapytałem
-Tak Panie Agreste – powiedziała pewnie
-Dobrze, cieszy mnie to – uśmiechnąłem się
-Ja wiem tato, źle zrobiliśmy ale... Ja ją kocham.. – powiedział nieśmiało Adrien
-Wiem synu, rozumiem to – spojrzałem na Niego z uśmiechem. -Co do Twojego taty... Czy on Was krzywdzi?
-Co?! Nie ale skąd... – odpowiedziała natychmiast



Wiedziałem, że kłamie, czułem to.
-Marinette, kłamiesz – powiedziałem patrząc jej w oczy -Wyznaj mi prawdę – powiedziałem używając swojej mocy
-Tata nas bije... Mnie i mamę – mówiła patrząc mi w oczy – Nie mówiłam nikomu, nawet Adrienowi bo było mi wstyd.
-Skurwiel – warknąłem i wstałem
-Dlaczego ja to powiedziałam? – pisnęła Marinette zakrywając usta.


Podszedłem do Toma i ponownie przyłożyłem mu w twarz
-Kurwa dopiero go ogarnąłem – krzyknął Lucyfer jednak go olałem
-Co do chuja?! – oburzył się Tom
-Chcesz wiedzieć co? Następnym razem spróbuj się bić z równym sobie – przyparłem go do ściany. – Żonę i córkę bić?
-Co się wpierdalasz? To nie Twoja sprawa! – wrzasnął na mnie
-Właśnie, że moja, bo Marinette urodzi mojego wnuka! – powiedziałem i znowu mu przyłożyłem aż zaczął pluć krwią.
-Pożałujesz tego lalusiu – warknął wybierając się z krwi
-Masz się więcej nie pokazywać w moich domu- powiedziałem groźnie.



-Jasne, nie ma problemu! Ani mnie ani Sabine i Marinette już tutaj nie zobaczysz! – odepchnął mnie
-Źle mnie zrozumiałeś, one tu zostają, Ty się wynosisz. – powiedziałem z uśmiechem.



Spojrzał na mnie ze złością, chciał mi przyłożyć, jednak Lucyfer złapał go za rękę.
-Słyszałeś co mój brat powiedział? Wypierdalaj – wepchnął go z domu.


Sabine podeszła do mnie.
-Ale my nie możemy... Nie chce siedzieć Panu na głowie...
-Nie pozwolę, żeby Marinette mieszkała z kimś takim skoro jest w ciąży. Nie można ryzykować jej zdrowiem. – mówiłem spokojnie
-Ale...
-Nie przyjmuje odmowy – uśmiechnąłem się łagodnie
-Dziękujemy – szepnęła kobieta



Przygotowałem dla nich pokoje i obie poszły się położyć. Ja nalałem drinki dla mnie, Emilie i Lucyfera. Adrian usiadł obok mnie.
-Opowiedz mi o Twoich mocach, proszę – spojrzał na mnie a ja wywróciłem oczami
-W swoim czasie – uśmiechnąłem się

Hej kochani ❤❤❤
Tak jak obiecałam kolejny rozdział 🥰

Następny w poniedziałek (o ile go napisze 🤣)

Dajcie znać co myślicie 🥰🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro