Rozdział 14.
Następnego ranka obudziłem się w dobrym humorze. Czułem się o wiele lepiej niż wcześniej. Wyszedłem z sypialni i usłyszałem podniesione głosy Emilie i Lucyfera. Zajebiście, tego mi brakowało...
Wszedłem do kuchni
-Czy Wy musicie się od rana drzeć? – zapytałem ze złością
-To ona zaczęła – warknął mój brat
-Bo on... – zaczęła Emilie
-Gówno mnie to obchodzi, żadne z Was nie jest tu mile widziane – westchnąłem
-Gabriel, skarbie... – zaczęła moja żona -Błagam Cię, wybacz mi...
Podszedłem do niej i spojrzałem jej w oczy. Słyszałem jak Lucyfer jeknął ze złością.
-Emilie, wiesz, że byłaś dla mnie ważna, kochałem Cię jak żadną kobiete wcześniej... Wiele dla Ciebie poświęciłem – zacząłem
-Wiem, wiem skarbie i obiecuje Ci wynagrodzić wszystko co złe – powiedziała dotykając mojego policzka.
Zamknąłem oczy
-Gabriel, nie daj jej się omamić. – wtrącił się mężczyzna
-Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz szczęście ale to nie będzie ze mną – powiedziałem i podałem jej moją obrączkę.
-Gabriel... Skarbie... Proszę ... Błagam... – kobieta upadła na kolana.
-Miałaś swoją szanse, którą straciłaś. -Powiedziałem spokojnie
-Ale...
-Ja nie wybaczam zdrady, a z tego co wiem, to nie był jednorazowy wyskok. Teraz będziesz wolna, możesz się spotykać z kim chcesz.
-Ja chce Ciebie. .
-Nie, Ty chcesz moich pieniędzy, nie mnie.
-Kochanie daj mi szanse, obiecuje, że....
Uciszyłem ja gestem. Lucyfer się uśmiechnął.
-Powiedziałem Ci coś, nie zmuszaj mnie żebym Ci to wytłumaczył w inny sposób – powiedziałem chłodno patrząc jej w oczy.
Kobieta z przerażeniem patrzyła na moja twarz. Skinęła głową i wyszła.
-Brawo Gabryś, cieszę się, że jej się nie dałeś – powiedział Lucyfer
-A teraz możesz wracać do siebie – warknąłem
-Ale....
-Wyrzuciłem Emilie, więc możesz wracać do siebie – powiedziałem
-Myślałem, że będziesz chciał spędzić trochę czasu ze mną...
-Może kiedyś, teraz nie mam na to ochoty. – przyznałem szczerze -Jestem Ci wdzięczny za pomoc ale...
-Chcesz spokoju – dokończył za mnie – Rozumiem to
Lucyfer mnie objął
-Lecz bądź pewien, że łatwo się nie poddam – uśmiechnął się
-Dobra, dobra – westchnąłem i mężczyzna wyszedł.
Następne dni przemknęły mi jak przez mgłę. Praca, praca i jeszcze więcej pracy. Chciałem zapomnieć na chwilę o wszystkich problemach. Udało mi się załatwić ekspresowy rozwód,( za pieniądze, wszystko da się załatwić). Musiałem się tylko dzisiaj stawić w sądzie na ogłoszeniu wyroku. Emilie zgodziła się na rozwód, w zamian za miesięczne „kieszonkowe”. Była to mała cena za święty spokój.
Z Lilith się nie widywałem, z powodu przygotowań do pokazu, ale miałem plan co do naszego spotkania.
Jednak po kolei. Najpierw się ogarnąłem do sądu. Zbierałem się do wyjścia gdy Adrian do mnie podszedł.
-Tato... – zaczął niepewnie
-Tak? Coś się stało?
-No Właściwie to tak... – spojrzał na mnie
-Słucham
-Bo... Ja.... I Mari.... To znaczy Marinette.... – jąkał się
-Błagam Cię, powiedz, że ona nie jest w ciąży – westchnąłem.
-Chciałbym... Ale...ja przepraszam tato ja nie wiem jak to się stało....
Zajebiscie... Nosz kurwa zostanę dziadkiem...
-Adrien, rozmawiałem z Tobą o antykoncepcji... Wiesz skąd się biorą dzieci...
-Wiem, ale... Tak jakoś wyszło ...
-Dobra, ją idę do sądu, pogadamy jak wrócę. – powiedziałem chłodno -Wy się zastanówcie co dalej, i chce żeby rodzicie dziewczyny byli przy tej rozmowie.
Chłopak skinął głową a ja wyszedłem.
Cała rozprawę myślałem o Adrienie. Gdy sąd ogłosił rozwód i koniec rozprawy wyszedłem z Sali.
-Coś się stało? – zapytała Emilie podchodząc do mnie
-Tak... Muszę Ci coś powiedzieć. – zacząłem
W końcu miała prawo wiedzieć.
-Co się stało?
-Adrien i Marinette zostaną rodzicami – westchnąłem a ona spojrzała na mnie zaskoczona.
-Cooo?
-Dowiedziałem się zanim tu przyjechałem. Kazałem im przyjść z rodzicami dziewczyny, byłoby dobrze jakbyś też była – przyznałem.
Wtedy podszedł do nas kochanek Emilie.
-Skarbie, idziemy? – zapytał
-Tak, za chwilę. – warknęła ją niego -Oczywiście, że będę. Tak o 18? – zapytała mnie słodkim głosem
-Tak, może być. To do zobaczenia. – powiedziałem i wyszedłem z sądu.
Jeździłem bez celu po mieście musząc pomyśleć. Ciągle do mnie nie dochodziło, miałem zostać dziadkiem? Serio?
Wróciłem do domu przed 18, odświeżyłem się i zszedłem do salonu w którym czekali już Adrien, Marinette, jej rodzice i Emilie.
-O co chodzi – zapytał zdziwiony Tom – Po co to spotkanie?
-Czyli Marinette Wam nie mówiła? – zapytałem zdziwiony
-No nie... – powiedziała nieśmiało dziewczyna
-Niby o czym? – warknął mężczyzna
Marinette spojrzała na mnie błagalnym tonem, zrozumiałem, że chciała żebym im powiedział..
-Adrien i Marinette będą mieli dziecko – wyznałem
-Co kurwa?! – wrzasnął i spojrzał na dziewczynę i – puszczasz się z nim?
-Niech się Pan liczy ze słowami! – skarciłem go.
Jak mógł się tak odzywać do córki? Okey, ja też byłem zły ale bez przesady
-Ty nie mów jak się mam odzywać do moje córki. – spojrzał na mnie groźnie -A po drugie, po co to spotkanie? Daj kasę na aborcję i tyle. – wzruszył ramionami
-Co?! – powiedziałem jednocześnie z Emilie i Sabine.
-No co? Usunie i będzie po problemie – powiedział ochle
-Teraz niech mnie Pan posłucha, ja też nie jestem zadowolony, z tego co wyszło, jednak to Adrien a przede wszystkim Marinette będzie decydować co chce zrobić. – powiedziałem ostro
-posłuchaj mnie lalusiu, nie będziesz mi mówił jak mam mówić do mojego dziecka! – wrzasnął wstając
-A ja nie pozwolę Ci tak się wyrażać do matki mojego wnuka – mi również puściły nerwy
Emilie złapała mnie za rękę
-Gabriel... Uspokój się – powiedziała łagodnie
-Właśnie, idź sobie porysuj te durne projekty, a Ty – zwrócił się do Marinette – Do lekarza na skrobanke – szarpnął ją
Nie wytrzymałem i mu przywaliłem.
-Wynoś się z mojego domu!– warknąłem
-Pożałujesz tego – zagroził mi podchodząc do mnie.
Chciał mi przyłożyć, jednak byłem szybszy . Zapomniałem, że miałem w sobie odrobinę boskiej mocy i przyłożyłem mu z całej siły, akurat w momencie gdy w drzwiach pojawił się Lucyfer. Tom wpadł na mojego brata.
-Gabriel! – wrzasnęła Emilie
-Zabił Pan go? – zapytała Marinette, a w jej głosie było słychać... Nadzieję?
-Nie, ale fajnie by było jakby ktoś go ze mnie ściągnął – powiedział Lucyfer
Wziąłem ciało nieprzytomnego Toma i pomogłem Lucyferowi wydostać się spod niego.
-No proszę, mój braciszek się wkurwił – zachichotał
-Możesz się zamknąć? – warknąłem na Niego
-Dobra, dobra ja się zajmę nim i matką dziewczyny, usunę to wspomnienie z pamięci.
Skinąłem głową, teraz czekała mnie rozmowa z Adrienem i Marinette.
-Tato... Tato co się dzieje... Jak Ty...? – zapytał
-Usiądźcie, muszę Wam coś powiedzieć – zacząłem
Spojrzeli na siebie i usiedli.
-Ty nam? – zapytał niepewnie Adrien
-Tak, tylko to musi zostać między nami – spojrzałem na nich
-Dobrze – powiedzieli jednocześnie.
Ufałem Adrienowi, a skoro on ufał Marinette, to ja też muszę.
-Nie będę owijał w bawełnę , powiem prosto z mostu – odetchnąłem – Jestem pół bogiem, zrezygnowałem ze swojej mocy dla Twojej mamy – spojrzałem na Adriena -Lucyfer to mój brat i... Tak, na prawdę jest władcą Piekieł.
-Mam wujka Władce Piekieł? – spojrzał na mnie – A Ty? Jaką miałeś moc?
-O tym porozmawiamy później Adrien – uśmiechnąłem się – Marinette dwie sprawy po pierwsze, nic się tu nie stało, okey?
Spojrzała na mnie zaskoczona i skinęła głową
-A teraz druga sprawa. Chce żeby to była Twoja decyzja. Chcesz urodzić to dziecko? – zapytałem
-Tak Panie Agreste – powiedziała pewnie
-Dobrze, cieszy mnie to – uśmiechnąłem się
-Ja wiem tato, źle zrobiliśmy ale... Ja ją kocham.. – powiedział nieśmiało Adrien
-Wiem synu, rozumiem to – spojrzałem na Niego z uśmiechem. -Co do Twojego taty... Czy on Was krzywdzi?
-Co?! Nie ale skąd... – odpowiedziała natychmiast
Wiedziałem, że kłamie, czułem to.
-Marinette, kłamiesz – powiedziałem patrząc jej w oczy -Wyznaj mi prawdę – powiedziałem używając swojej mocy
-Tata nas bije... Mnie i mamę – mówiła patrząc mi w oczy – Nie mówiłam nikomu, nawet Adrienowi bo było mi wstyd.
-Skurwiel – warknąłem i wstałem
-Dlaczego ja to powiedziałam? – pisnęła Marinette zakrywając usta.
Podszedłem do Toma i ponownie przyłożyłem mu w twarz
-Kurwa dopiero go ogarnąłem – krzyknął Lucyfer jednak go olałem
-Co do chuja?! – oburzył się Tom
-Chcesz wiedzieć co? Następnym razem spróbuj się bić z równym sobie – przyparłem go do ściany. – Żonę i córkę bić?
-Co się wpierdalasz? To nie Twoja sprawa! – wrzasnął na mnie
-Właśnie, że moja, bo Marinette urodzi mojego wnuka! – powiedziałem i znowu mu przyłożyłem aż zaczął pluć krwią.
-Pożałujesz tego lalusiu – warknął wybierając się z krwi
-Masz się więcej nie pokazywać w moich domu- powiedziałem groźnie.
-Jasne, nie ma problemu! Ani mnie ani Sabine i Marinette już tutaj nie zobaczysz! – odepchnął mnie
-Źle mnie zrozumiałeś, one tu zostają, Ty się wynosisz. – powiedziałem z uśmiechem.
Spojrzał na mnie ze złością, chciał mi przyłożyć, jednak Lucyfer złapał go za rękę.
-Słyszałeś co mój brat powiedział? Wypierdalaj – wepchnął go z domu.
Sabine podeszła do mnie.
-Ale my nie możemy... Nie chce siedzieć Panu na głowie...
-Nie pozwolę, żeby Marinette mieszkała z kimś takim skoro jest w ciąży. Nie można ryzykować jej zdrowiem. – mówiłem spokojnie
-Ale...
-Nie przyjmuje odmowy – uśmiechnąłem się łagodnie
-Dziękujemy – szepnęła kobieta
Przygotowałem dla nich pokoje i obie poszły się położyć. Ja nalałem drinki dla mnie, Emilie i Lucyfera. Adrian usiadł obok mnie.
-Opowiedz mi o Twoich mocach, proszę – spojrzał na mnie a ja wywróciłem oczami
-W swoim czasie – uśmiechnąłem się
Hej kochani ❤❤❤
Tak jak obiecałam kolejny rozdział 🥰
Następny w poniedziałek (o ile go napisze 🤣)
Dajcie znać co myślicie 🥰🥰
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro