Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13.

Zanim Lucyfer poszedł, truł mi jeszcze o uzdrowieniu.
-Przemyśl to, bardzo Cię proszę – szepnął gdy go odprowadziłem do drzwi
-Przestań – westchnąłem
-Słuchaj, jeszcze bardziej się utwierdziłem w tym, że Adrian to cudowny chłopak, chcesz żeby został z tą...
-Nie kończ – przerwałem mu
-Nie broń jej, jesteś dla niej za dobry. – powiedział mężczyzna
-Pomyślę o tym, ale przestań już drążyć ten temat – obiecałem 


Adrian podszedł do mnie gdy Lucyfer wyszedł i objął mnie mocno.
-Kocham Cię tato, i nic co robiłeś w przeszłości tego nie zmieni – powiedział łagodnie


„Mylisz się, zrobiłem kiedyś wiele złego” pomyślałem
-Ja też Cię kocham synku – powiedziałem i go przytuliłem



Minęło kilka dni, unikałem wszelkich kontaktów ze światem, nigdzie nie wychodziłem, nie odbierałam telefonów, nawet od Lilith czy Nathalie, nie odpisywałem na wiadomości. Czułem się beznadziejnie, a jakby tego było mało, wyniki badań wyszły dobre więc moje złe samopoczucie to nie jest wynik choroby.

Więc czego?


Adrian wyszedł z Marinette na jakiś bal, dałem im moje zaproszenie, ja nie miałem ochoty na imprezy. Wyszedłem na taras i spojrzałem w niebo.
-Czego jeszcze ode mnie oczekujesz, co? Zadowolony jesteś pewnie z siebie, mam racje? Pewnie, ze tak... Ostrzegałeś mnie przed rezygnowaniem z mocy dla Emilie, dlatego mnie tak karzesz? Ale powiem Ci jedno, nie żałuje, choćbym miał umrzeć i spędzić cała wieczność w piekle było warto – mówiłem




Wiedziałem, że mnie słyszał, zawsze słuchał, chociaż nie zawsze to okazywał.


Poczułem silne zawroty głowy i duszności. Serce bolało mnie tak, jakby ktoś przebijał je tysiącem noży. Domyśliłem się, że to koniec, że w ten sposób chce pokazać, że tylko Jego zdanie się liczy. Upadłem na kolana próbując złapać oddech.
-Przestań! – usłyszałem krzyk Lucyfera – Daj mu spokój! To Twój syn!


Poczułem jakby prąd poradził moje ciało. Krzyknąłem z bólu.
-Gabe błagam, zgódź się, przyjmij moją pomoc. – błagał mnie brat
-Nie... – jęknąłem – Nie mogę...
-Możesz i musisz, nie masz wyjścia jeżeli chcesz jeszcze zobaczyć syna – mówił patrząc mi w oczy – Obiecuje, że nie oddam Ci całej Twojej mocy, nie będziesz nieśmiertelny ale da Ci to ochronę przed Ojcem i uleczy chorobę.



Moje ciało zaczynało być bezwładne, traciłem przytomność, ścisk w klatce się naciskał.
-Powiedz, że się zgadzasz! Powiedz! – krzyknął Lucy.
-Ja... Się.... Zgadzam – szepnąłem i straciłem przytomność.




Ocknąłem się widziałem przed sobą twarz brata.
-Wziąłeś mnie ze sobą do piekła? – zapytałem
-Patrzcie go, nawet w takim momencie go żarty trzymają. – zaśmiał się


Pomógł mi wstać , czułem się oszołomiony i jakby na haju.
-Co przypomniały Ci się stare czasy? – zachichotał -Kiedyś to potrafiłeś zaszaleć...
-Ale teraz się uspokoiłem – dokończyłem za niego.
-Taaa, raczej ta... – zaczął
-Emilie... – przerwałem mu bo domyślałem się co chciał powiedzieć.
-Ta KOBIETA ,bo jej imię nie przejdzie mi przez gardło, Cię otumaniła. Ty taki nie jesteś – powiedział
-Nie? A jaki jestem Twoim zdaniem? – spojrzałem na Niego


-Chcesz wiedzieć? Okey – spojrzał mi w oczy – Potrafisz się bawić, kochasz kobiety, i nie mów mi, że nie, kreseczką czy alkoholem też nie pogardzisz, ale hamujesz się tylko dlatego, że boisz się co pomyślą o Tobie inny i to przez Twoja żoneczkę. Wmawiała Ci, że musisz być taki a nie inny, bo tak nie wypada a Ty kochasz korzystać z życia, żyć chwilą. Zawsze mi powtarzałeś, że zazdrościsz tego śmiertelnikom, że mogą cieszyć się najmniejszymi radościami, bo nigdy nie wiedzą czy ta chwila nie będzie ich ostatnią.



Westchnąłem, nie wiedziałem co powiedzieć, bo miał trochę racji.
-I co teraz? Właśnie gdy jesteś jednym z nich żyjesz tak jak oni, robiąc tylko to co wypada, zamiast cieszyć się życiem.
-A może ja polubiłem takie życie? Zmieniłem się Lucy, wiesz?
-Nie wierze, że zmieniłeś się tak bardzo, żeby nie doceniać ulotnych chwil.
-Co Ty chcesz mi udowodnić? – warknąłem
-To, że ta kobieta Cię zniszczyła, rozumiesz? Powinieneś się z nią rozwieść, zostawić raz na zawsze.
-Ale ja ją....



-Kochałeś! Kochałeś rozumiesz? To już minęło odkąd zaatakowała Adriena. – przerwał mi
-Zaatakowała go bo Ty ją opętałeś! -nie wytrzymałem
-Żeby Ci pokazać, jak Was niszczy!
-Ja wiedziałem! Teraz się będziesz szczycił tym co zrobiłeś, a wiesz jaka jest prawda? Nigdy się nie zakochałeś! Nie wiesz co to miłość! Bo mimo że oboje jej nie dostaliśmy od rodziców to ja przynajmniej ją znalazłem na ziemi, a Ty??!– wyrzuciłem z siebie
-Dziękuję bardzo za taką miłość, co się puszcza na prawo i lewo. – wywrócił oczami
-Ach, czyżbym słyszała słodki głos Lucyfera – usłyszeliśmy głos Emilie.



Nie wiedziałem jak długo tu była i ile słyszała.
-Ja tylko stwierdzam fakty – powiedział mój brat patrząc na kobietę -Ja wiem z iloma facetami spałaś podczas małżeństwa z Gabrielem a on? Głupi i ślepy, zapatrzony w Ciebie... Nie zasłużyłaś na Niego.
-Dziękuję, też miło Cię widzieć. – warknęła w Jego stronę – Ciesz się, że przez Twoje gierki Adrien nie ucierpiał bardziej.
-Już go uleczyłem – wywrócił oczami
-Możesz mnie zostawić z mężem? – zapytała słodko.
-Nie, nie mogę, bo znowu mu namieszasz w głowie- powiedział Lucyfer
-Potrafię sobie poradzić, dziękuję – warknąłem z ironią



-Śmiem wątpić, ona Cię omotała.
-W takim razie, Wy sobie rozmawiajcie a ja sobie wyjdę – powiedziałem i chciałem wrócić do domu



Emilie złapała mnie za rękę
-Gabriel... -zaczęła łagodnie
-Nie, nawet nie chce tego słuchać. – powiedziałem i wszedłem do domu.



Na prawdę miałem dość dzisiejszego dnia. Poszedłem do siebie, otworzyłem whisky i nalałem sobie. Wypiłem kilka szklanek i humor od razu mi się poprawił. Nalewałem sobie kolejną szklankę, gdy wszedł Lucyfer.
-Czego? – warknąłem
-Skoro ta szmata tu zostaje, to ja też, muszę pilnować, żeby Cię znowu nie omamiła. – powiedział stanowczo.
-Z tego co pamiętam to jestem dorosły i nie trzeba mnie pilnować. – westchnąłem
-Wolę Cię mieć na oku. – wzruszył ramionami
-Jasne, super... Czuj się jak u siebie – powiedziałem z ironią i wyszedłem z pokoju.


Mężczyzna poszedł bez słowa za mną.  Na schodach wpadłem na Lilith.
-Co Ty tu robisz? – zapytałem zdezorientowany
-Nie odbierasz, nie odpisujesz, więc postanowiłam sprawdzić czy wszystko jest okey – powiedziała łagodnie.


Poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się po moim ciele.
-Witaj, ja jestem Lucyfer, brat Gabriela – przedstawił się mój brat, uśmiechając się uroczo.


Byłem pewien, że teraz kobieta teraz oleje mnie i zacznie flirtować z mężczyzną. Nieźle się zdziwiłem gdy tylko zmierzyła go wzrokiem.
-Taaa.. Miło mi – powiedziała chłodno i uśmiechnęła się do mnie – Wszystko okey?


Lucyfer również był zdziwiony, zazwyczaj nie mógł się opędzić od kobiet.
-Tak, jest okey – powiedziałem
-Cieszę się – powiedziała głaszcząc mnie pieszczotliwie po policzku.


Mimowolnie mruknąłem.
-Co Ty tu robisz? – usłyszałem wściekły głos Emilie -Wiedziałam, że masz z nią romans.
-Ja akurat jestem Ci wierny – westchnąłem
-To akurat prawda, mój brat jest durnie wpatrzony w Ciebie – westchnął  Lucyfer
-Ty się nie wtrącaj – warknęła na Niego
-Dość! – krzyknąłem -Lucyfer, skoro zostajesz, wybierz sobie pokój gościnny, Emilie Ty miałaś się stąd wynieść, bo ja zdania nie zmieniłem co do rozwodu, pismo zresztą niedługo dostaniesz
-Brawo Gabryś – powiedział mój brat
-Powiedziałem Ci, że masz się zamknąć – wywróciłem oczami. -A Lilith, do gabinetu – powiedziałem i poszedłem



Kobieta posłusznie poszła za mną, a gdy zamknąłem drzwi gabinetu, przyparła mnie do ściany i pocałowała
-Lubię gdy jesteś taki władczy – szepnęła zmysłowo
-Proszę Cię – jęknąłem


Miałem na nią tak cholerną ochotę
-Co Cię powstrzymuje? – zapytała zjeżdżając dłonią na moje wybrzuszenie w spodniach – On już się rwie do mnie. – powiedziała i mnie pocałowała namiętnie
-Lilith, ja nie mogę... – zacząłem – To znaczy, mogę , chce , cholernie Cię pragnę ale..
-Chodzi o Twoja żonę, tak? – zapytała słodko
-Chce to wszystko sobie ułożyć w głowie... Za dużo się ostatnio wydarzyło.



Dotknęła delikatnie mojego policzka a ją zamruczałem mimowolnie
-Panie Agreste, czy Pan mruczy? – zachichotała
-Może... – uśmiechnąłem  się
-To urocze – cmoknęła mnie w policzek – Proszę Cię, odbieraj ode mnie telefony, dobrze? Martwiłam się, że coś się stało...
-Proszę Cię – wywróciłem oczami -Jakby coś mi się stało, zaraz by cały Internet o tym huczał.
-Głuptas – pocałowała mnie -Będę uciekać, ale zadzwonię, a jak nie odbierzesz to przyjadę.
-W takim razie nie odbiorę – uśmiechałem się i ją objąłem



-Nie ładnie – zachichotała i pogroziła  mi palcem
-Dostanę karę? – zapytałem z uśmiechem
-Oj tak, ogromną karę – szepnęła -Będę Cię karać całą noc... – powiedziała zmysłowo i objęła mnie -Będziesz błagał o więcej.
-Nie mogę się doczekać – powiedziałem i pocałowałem ją.
-Do zobaczenia Panie Agreste – szepnęła i wyszła



Kurwa, jak ona mnie doprowadzała do szaleństwa... Gdy tylko wszystkie sprawy ułożę, będzie moja.




Hej kochani, tak jak obiecałam, jest środa, więc jest kolejny rozdział ❤❤

Czekam na Wasze opinie 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro