Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Następnego ranka wstałem i zrobiłem sobie kawy. Byłem ledwo żywy i na śmierć zapomniałem, że Marinette nocowała u nas. Gdy zaniosłem śniadanie chłopakowi do łóżka, zaskoczył mnie widok pół nagiej nastolatki, siedzącej okrakiem na moim synu.



Natychmiast zamknąłem drzwi.
-Cholera – usłyszałem głos syna
Wyszedłem na dwór zapalić. Czy ja za dużo wymagam? Trochę kurwa świętego spokoju?


Chłopak wyszedł do mnie.
-Tato... Ja... – zaczął
-Widzę że czujesz się lepiej – uśmiechnąłem się
-No właśnie rano wstałem i zobacz – uniósł koszulkę – nie ma śladów po ataku, jakby się zagoiły przez noc.


Wyczuwałem w tym rękę mojego brata
-I dlatego postanowiliście z Marinette poświętować? – zapytałem z ironią


Adrien chciał coś powiedzieć, jednak uniosłem rękę aby go uciszyc.
-Nie, nie chce tego słuchać, nie chce nic wiedzieć. – powiedziałem – Mam nadzieję, że się zabezpieczacie. Jesteś za młody żeby zostać ojcem.
-Tak tato... – powiedział nieśmiało
-Super, to wracaj do niej. Skoro się dobrze czujesz to śniadanie możecie zjeść w kuchni. Ja idę do lekarza.


Skinął głowa i poszedł.


Mam nadzieję, że dziadkiem nie zostanę... Zebrałem się i pojechałem do lekarza. Wszedłem do gabinetu który mi wskazała pielęgniarka.
-Dzień dobry – przywitałem się
-Witam Pana, Panie Agreste – kobieta się uśmiechnęła łagodnie – proszę usiąść


Usiadłem przy biurku a kobieta na mnie spojrzała.
-Jak się Pan czuje? – zapytała
-Beznadziejnie, tak szczerze – przyznałem  
-Co się dzieje?
-Ciągle jestem osłabiony, ledwo żywy..
-A stosuje się Pan do zaleceń lekarza? – spojrzała na mnie
-Tego samego lekarza który bzykał mi żonę? Nie – westchnąłem
-Słyszałam coś o tej sytuacji, dlatego teraz ja się będę Panem będę zajmować.
-Zajmować? Myślałem, że przeszczep i ta wmuszona chemia to koniec – jęknąłem
-No właśnie tu jest problem, bo ta chemioterapia nie powinna być podawana. Już nie chodzi o to, że Pan się nie zgodził, ale to bardzo osłabiło Pana organizm – mówiła



-W takim razie co teraz? – zapytałem
-Na początek leki i transfuzja krwi, później zobaczymy – powiedziała łagodnie
-No dobrze, nie mam innego wyjścia – wzruszyłem ramionami
-Spokojnie, postawimy Pana na nogi – uśmiechnęła się
-Jasne – westchnąłem



Kobieta wypisała mi receptę i skierowanie na transfuzję.
-Najpierw zdobi Pan badania, później dopiero transfuzja, dobrze? – mówiła łagodnie.
-Dobrze – zgodziłem się – Do widzenia



Wyszedłem z gabinetu i wróciłem do domu. .  W salonie czekali już na mnie Adrien i Marinette. Dziewczyna była bardzo zmieszana.
-Panie Agreste... – zaczęła
-Nie, proszę Was nie chce do tego wracać. Nic nie widziałem, nic nie było. – przerwałem jej
-Czyli nie powie Pan moim rodzicom? – zapytała nieśmiało
-To nie jest moja działka, jesteście prawie dorośli, mam nadzieję, ze wiecie co robicie  bo oboje jesteście zbyt młodzi na dziecko. – mówiłem spokojnie
-Tak proszę Pana.... – wyjąkała
-A teraz Was przepraszam, jestem wykończony – powiedziałem i poszedłem do siebie.




Padłem na łóżko w ubraniach i zasnąłem.
-Długo tak będziesz spać? Kurwa, człowieku ogarnij się – usłyszałem głos Lucyfera
-Daj mi spokój – powiedziałem nie otwierając oczu
-Spoko, to idę poznać mojego bratanka – wzruszył ramionami


Natychmiast wstałem
-Dobra, już... Czego chcesz? – warknąłem
-Czemu jesteś taki niemiły dla brata?
-Bo się wpierdalasz gdzie nie masz i wszystko mi jebiesz. – westchnąłem
-Przecież uleczyłem Adriena. – powiedział zdziwiony
-Przypominam Ci, że on nie wie kim jestem i dla niego to był szok – wywróciłem oczami
-Taaa, taki szok, że aż musiał ujeżdżać tą małą – zaśmiał się
-Proszę Cię, nie chce tego słuchać – jęknąłem



-No co? Cicha woda brzegi rwie – zaśmiał się – zupełnie jak Ty .
-Dość tego. Po co przyszedłeś? – zapytałem
-Pomóc Ci – usiadł na łóżku.
-Słucham? Ja się przesłyszałem? Władca Piekieł chce pomóc? – zapytałem z ironią


Spojrzał na mnie, Jego spojrzenie było inne niż zwykle, łagodne i pełne współczucia.
-Nie... – westchnąłem- błagam chociaż Ty się nade mną nie lituj.  
-Gabriel, proszę Cię nie mów, że wierzysz w te brednie Ojca , że „każdy musi swoje wycierpieć”. Wiesz, że mogę Ci pomóc, więc dlaczego....?
-Bo nie, rozumiesz? Nie po to się odciąłem od tego wszystkiego.
-Chcesz umrzeć? – zapytał – Bo ja wiem jaki ojciec ma plan wobec Ciebie! Dlatego postawiłem na Twojej drodze Lilith, żeby zmienić ten jego okrutny plan!
-Tak czułem, że Lilith to Twoja sprawka – westchnąłem – Miała w sobie coś...



Przerwałem. Dlaczego oni obydwoje musieli wiecznie mieszać mi w życiu? Dlaczego?


Chciałbym mieć spokój, święty spokój..
-Gabe... – zaczął łagodnie – Daj sobie pomóc,..
-Jaki jest Jego plan? – zapytałem nie patrząc na brata.
-Na pewno chcesz wiedzieć? – zapytał niepewnie
-Tak – powiedziałem twardo
-Masz.. Masz umrzeć wkrótce...
-Ile mi zostało?
-Ale...
-Ile?! – warknąłem
-Nie wiem dokładnie... Miesiąc.. Może dwa..




Kurwa cudownie...
-Ale mogę to zmienić, mogę Ci zwrócić... – zaczął Lucyfer
-Nie, nie chce mocy z powrotem – przerwałem mu
-To chociaż część... Żebyś nie umarł... Proszę..
-Co Ci tak zależy, hm? Co Cię to nagle obchodzi? Tyle czasu miałem spokój!
-To Ty się ode mnie odwróciłeś! – tym razem to on podniósł ton
-Tak, bo nie potrafiłeś zaakceptować mojej decyzji!
-I co Ci z tego przyszło? Oddałeś nieśmiertelność dla jakiejś idiotki która Cię zdradzała na prawo i lewo! – wrzasnął
-Ale ją kochałem! I nie żałuję tego rozumiesz? Wolę cierpieć z miłości niż żyć wiecznie nie znając jej!



Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Po drugie, dała mi syna, cudownego syna którego kocham nad życie. – powiedziałem łagodniej
-A chcesz żeby Cię stracił? – spojrzał mi w oczy – Ja Was obserwowałem Gabriel, przez cały czas. Jesteś 100 razy lepszym ojcem niż On... – westchnął -Zrobiłbyś dla Adriena wszystko.
-To prawda... – przyznałem
-Więc daj mi sobie pomóc, proszę..
-Pomyślę..
-No uparty jak osioł – wywrócił oczami



Usiadł obok mnie i mnie objął.
-To co, przedstawisz mnie? – zapytał z uśmiechem
-Ale pomińmy władanie piekłem – powiedziałem
-Dobra, dobra – wywrócił oczami


Zeszliśmy na dół.
-Adrien! – zawołałem

Chłopak zszedł po chwili.
-Tak tato? – spojrzał na Lucyfera – Kto to jest?
-Adrien to jest mój brat.. – zacząłem niepewnie
-Lucyfer, miło mi – przedstawił się
-Lucyfer? Gabriel? Macie imiona aniołów – uśmiechnął



Mężczyzna spojrzał się na mnie z głupkowatym uśmiechem

Wywróciłem oczami
-Tak, nasz ojciec miał poczucie humoru – westchnąłem


Adrien wiedział, że jestem „adoptowany”. Tak na prawdę Ci których uznawał za swoich dziadków to byli tylko moi przybrani rodzice.
-Miło mi Pana poznać  - uśmiechnął się
-Uroczy – powiedział Lucyfer – Podobny do Ciebie, tylko oczy ma po tej... – zawahał się bo zobaczył moje wrogie spojrzenie – To znaczy po Emilie.



Chłopak się zarumienił.
-A Pan ma rodzinę? Żonę? Dzieci? – zapytał


Mężczyzna wybuchnął śmiechem
-Jeszcze się taka nie trafiła, która by mnie usidliła – puścił oczko Adrienowi


Chłopak zachichotał a ja trąciłem brata łokciem w żebra.
-Ała, no co? Prawdę mówię – wzruszył ramionami
-Zawsze chciałem mieć brata, albo siostrę westchnął Adrian
-Ciesz się, teraz Twój tata może da Ci rodzeństwo z inną kobieta – powiedział mężczyzna
-Lucyfer! – skarciłem go
-Na przykład z tą Lilith? – zapytał chłopak z uśmiechem
-Już go lubię – zaśmiał się Lucy- Napiłbym się kawy, zrobiłbyś Gabryś? – zapytał robiąc słodkie oczka
-Pod warunkiem, że nie będziesz mówił do mnie Gabryś – westchnąłem i poszedłem do kuchni.



Zrobiłem kawę dla siebie i Lucyiego, a dla Adriena gorącą czekoladę.
-Dziękuję tato – powiedział Adrien gdy podałem mu czekoladę


Uśmiechnąłem się , jednak czułem, że oni dwaj coś planują.
-Jak to jest możliwe, że jesteście braćmi? Wyglądacie zupełnie inaczej, jak ogień i woda – powiedział Adrien
-Albo jak anioł i demon – zachichotał Lucyfer.


Ponownie go szturchnąłem w żebra. Syknal z bólu a ja wywróciłem oczami. Jakby nie było, chłopak miał rację.


Ja, wysoki blondyn o jasnych oczach, szczupły, raczej spokojny i opakowany.


Lucy był ciemnowłosym, dobrze zbudowanym mężczyzną o czarnych oczach i szelmowskim uśmiechem który tak uwielbiały kobiety.



-Gabryś się nieźle kryje, tak na prawdę to ziółko z niego – powiedział mój brat siadając obok chłopaka -Pokazywał Ci już tatuaż?
-Lucyfer! – skarciłem go
-Tata ma tatuaż? – Adrien był w ciężkim szoku – Nie no w to nie uwierzę.
-Na prawdę, ma czarno-fioletowego motyka wytatuowanego na...
-Zamknij się – warknąłem na brata
-Dobra, matko, ja tylko mówię jak jest – wzruszył ramionami.



Rzuciłem mu mordercze spojrzenie, a on tylko wywrócił oczami.
-Wiesz, ja nigdy tego w Tobie nie rozumiałem, robisz się takim nieskazitelnym i idealnym... Zupełnie jak ojciec. – westchnął
-Za to Ty lubisz być w centrum uwagi, całkiem jak matka – nie pozostałem mu dłużny.
-Dobra, cofam to co mówiłem o tym, że nie jesteście do siebie podobni – powiedział rozbawiony Adrien -Kłócicie się jak typowe rodzeństwo.



Lucyfer uśmiechnął się szeroko i zaczął rozmawiać z Adrienem na neutralne tematy, nie wracając, na szczęście, do mojej przeszłości.



Czy wiedziałem, że przyjdzie czas abym wyznał chłopakowi prawdę?

Tak


Czy jestem na to gotowy?

Ani trochę...



Kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić.. Zgodzić się na układ z Lucyferem? Przecież wiedziałem jaki on jest... To diabeł i na pewno coś ukrywał w zanadrzu..

A może jednak  się zmienił? Okazał prawdziwą twarz i warto mu zaufać?

 
Jestem ciekawa jak Wam się podoba rozdział 🥺❤

Rozdziały będę dodawać w poniedziałki, środy i piątki (o ile wena nie minie 🤣) . Jak się coś zmieni, będę Was informować na bierząco

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro