Rozdział 10.
Z góry przepraszam
za ten rozdział 🤣
pliss nie zabijcie
mnie 🤣
Patrzyłem jej w oczy, uśmiechała się tak pięknie..
-Słucham Cię - powiedziała spokojnie
-Jestem chory - westchnąłem a reszta żali sama ze mnie wypłynęła - Mam białaczkę, Emilie oddała mi szpik, żeby mnie uratować ale także zgodziła się na agresywną chemioterapię która mnie wyniszczyła... Dlatego wyglądam jak wyglądam, zresztą i tak nie widać najgorszego...
Dziewczyna delikatnie dotknęła mojego policzka.
-Rozumiem, że straciłeś włosy, tak? - zapytała łagodnie a ja skinąłem głowę-Moim zdaniem dalej jesteś cholernie przystojny. - powiedziała patrząc mi w oczy
-Proszę Cię - westchnąłem i odsunąłem się od niej -Nie musisz kłamać.
Złapała mnie za rękę i przyciągnęła do siebie. Objęła mocno i pocałowała namiętnie. Jęknąłem mimowolnie, dawno nikt mnie tak nie całował.
Jednak się opamiętałem i odsunąłem ją od siebie.
-Lilith... - szepnąłem zachrypniętym głosem.
-Nie podobało Ci się? - zapytała
-Oszalałaś? Oczywiście, że mi się podobało ale ja tak nie mogę...
-Taki mąż to skarb - uśmiechnęła się i odsunęła się ode mnie - Ja poczekam.
Wtedy do gabinetu weszła Emilie. Chociaż weszła to złe słowo, wparowała.
-Gabriel daj mi... - przerwała gdy zobaczyła Lilith - Możemy porozmawiać?
-Mów, słucham - założyłem ręce
-Ale sami... Bez niej..
-A co? Wstydzisz sie tego co zrobiłaś? - warknąłem
Emilie złapała mnie za rękę i wyszła ze mną za dom.
-No co? Co mi jeszcze możesz powiedzieć? - zapytałem ze złością
-To nie tak jak myślisz... - powiedziała
-Emilie! Ja wiem co chciałaś zrobić! David mi wszystko powiedział!
-Ale... Co? Powiedział? Kurwa pierdolony pedał- warknęła
-Nie obrażaj go, to że jesteś idiotką to nie Jego wina - wywróciłem oczami
-Gabriel ja...
-Dość! - krzyknąłem - Byłaś ze mną tylko dla pieniędzy, tak? Nigdy mnie nie kochałaś?!
Kobieta milczała
-No co? Teraz Ci języka w gębie zabrakło??
-Nie, ja tylko...
Zaczęła, ale przerwała gdy zobaczyła Adriena z jakąś teczką.
-Mamo! Co to ma być?! - zapytał ze złością.
-Czemu grzebiesz mi w rzeczach?! - krzyknęła
-Tylko tyle masz do powiedzenia? - zapytałem biorąc teczkę od Adriena.
Przejrzałem na szybko te papiery. Były tam moje wyniki badań, zgoda na chemioterapię z moim podrobionym podpisem a także dane dawcy szpiku.
To nie była Emilie.
-Okłamałaś mnie? To nie Ty byłaś dawcą... No tak, on Ci pomógł to wszystko załatwić, dlatego tak się uparłaś na tego lekarza... Chcieliście mnie zabić?
-Nie... Tylko..
-Tylko co?!
-No dobra - westchnęła - To był Jego pomysł.. Sfałszował wyniki badań, a także dane dawcy szpiku.. Miałeś umrzeć na białaczkę... A ja..
-A Ty byś odziedziczyła całą kasę jako meczennica która uratowała mi życie? - zaśmiałem się - Nie w tym życiu, bo cały majątek jest przepisany na Adriena a firma na Nathalie. Po mojej śmierci nic byś nie dostała! - krzyknąłem
-Mamo... Jak mogłaś...
-Wybacz Adrien... - powiedziała patrząc na niego
-Za co? - zapytał
To co się wydarzyło... Nie spodziewałem się tego zupełnie. Kobieta wbiła nóż w brzuch chłopaka, a ten upadł na moje ramiona, bo tylko złapać go zdarzyłem.
-Kurwa, Emilie! Oszalałaś? To nasz syn! - krzyknąłem próbując zatamować krew
-Teraz Twoja kolej - powiedziała ze złością w oczach
Jednak nagle upadła na ziemię. Za nią stała Lilith trzymającą jakaś figurkę którą uderzyła kobietę w głowę.
-Ja... Ja słyszałam krzyki i... - powiedziała zdenerwowana
-Dziękuję, zadzwoń na pogotowie - powiedziałem
Dziewczyna natychmiast wezwała karetkę. Zabrali chłopaka do szpitala, ja oczywiście pojechałem z nim, a Emilie aresztowali gdy odzyskała przytomność.
Czuwałem w szpitalu przy synu. Na szczęście Emilie nie uszkodziła mu żadnych narządów, jedynie stracił dużo krwi.. Ale jak ona mogła? Naszego syna... I to dla pieniędzy? Serio?
Ktoś zapukał do sali. Weszła Nathalie razem z policjantem.
-Hej - powiedziała nieśmiało -Pan chciał z Tobą porozmawiać.
-Jasne, ale tutaj, nie zostawię go samego. - powiedziałem slabo.
-Gabriel musisz odpocząć - powiedziała Nathalie jednak uciszyłem ją gestem ręki.
-Słucham - zwróciłem się do policjanta
-Może Pan opowiedzieć co się wydarzyło? Tak od początku.
-Od początku? Sporo tego będzie - westchnąłem - Powiem tak w dużym skrócie. Okazało się, że moja kochana żona, chciała mnie uśmiercić, ponieważ miała kochanka z którym chciała być, ale chciała też dostać majątek po mnie. Jako, że po rozwodzie zostałaby z niczym, stwierdziła, że mnie zabije z pomocą swojego kochanka, który zresztą był też moim lekarzem.
-Pan Blackwood Pana leczył i był kochankiem Pana żony? - zapytał zdziwiony policjant.
-Tak. Co najlepsze, wcześniej przespała się z młodym chłopakiem, gejem, po to żeby chłopak się ze mną przespał, wtedy dostałaby rozwód i pieniądze. Oczywiście, ja chłopaka spławiłem, bo nie jestem homoseksualistą, więc stwierdziła, że mnie zabije. - wzruszyłem ramionami.
-Dobrze a co się stało dzisiaj? - zapytał patrząc na mnie
Usiadłem na krześle ponieważ zrobiło mi się słabo.
-Wszystko dobrze? - zapytała Nathalie
-Tak, tak... - skłamałem - Dzisiaj Adrien znalazł te zapiski i moje wyniki badań, oraz to, że nie ona była dawca szpiku dla mnie, chociaż mi wmowili że ona go oddała. Ja powiedziałem jej, że po mojej śmierci ona nic nie dostanie, dziedziczy po mnie Adrien, wtedy pchnęła go nożem - powiedziałem i głos mi się załamał - Może gdybym stał bliżej... Wtedy bym zdążył i ja byłbym ranny, nie on..
-Proszę tak nie mówić, Pana syn jest w dobrych rękach. - powiedział z otuchą policjant. - To na razie wszystko ale będziemy jeszcze w kontakcie
Gdy policjant wyszedł, Nathalie spojrzała na mnie zmartwiona.
-Źle wyglądasz...- powiedziała nieśmiało
-Gdybym tylko był bliżej... Powstrzymał ją, albo przyjąłbym cios na siebie... - powtarzałem
-Gabriel... Nie obwiniaj się, to nie jest Twoja wina tylko Emilie. - powiedziała łagodnie
-Ale...
-Nie ma żadnego ale Gabriel.
-Tato? - usłyszałem słaby głos chłopaka.
Natychmiast wstałem i podbiegłem do łóżka
-Jestem synku, jestem - delikatnie dotknąłem Jego policzka - Przepraszam, synku tak Cię przepraszam - szepnąłem
-Nic Ci nie zrobiła? - zapytał
-Nie, mi nic ale Ty...
-To nie ważne, ja raz dwa dojdę do siebie - uśmiechnął się słabo
-Synku... - szepnąłem
On się tylko uśmiechnął i ponownie zasnął zmęczony.
Czuwałem przy nim dzień i noc. Czułem się okropnie słabo, ale olewałem to, cieszyłem się, że chłopak dochodzi do siebie. W dzień w który chłopak miał wyjść ze szpitala, pojechałem do domu, żeby zabrać mu rzeczy na przebranie.
Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i już miałem wychodzić gdy zakręciło mi się w głowie. Usiadłem na schodach a mój telefon zaczął dzwonić. Byłem pół przytomny ale odebrałem.
-Halo?
-Dzień dobry - usłyszałem głos Lilith - Jak tam? Jak się czuje Adrien?
-Wiesz co... - zacząłem słabo - Nie najlepiej się czuje...
-Gdzie jesteś? - zapytała natychmiast
-W domu - wydusiłem
Nie wiedziałem czy straciłem przytomność, czy wszystko się działo jakoś jakby obok mnie ale po jakimś czasie widziałem obok siebie twarz dziewczyny.
-Umarłem? Jesteś aniołem? - zapytałem z uśmiechem
Dziewczyna zachichotała
-Nie głuptasie, żyjesz - powiedziała łagodnie i podała mi szklankę wody.
-Dziękuję - wziąłem szklankę i napiłem się wody.
-Wiesz, może ją podaję po Adriena? Jesteś bardzo słaby... - powiedziała nieśmiało
-Nie, ja muszę - próbowałem wstać jednak znowu poczułem zawroty głowy.
-Proszę, daj sobie pomóc. Obiecuje, że oka z niego nie spuszczę.
-Ale... - zacząłem
-Nie ma żadnego ale.. - powiedziała i zaprowadziła mnie do łóżka.
Zasnąłem momentalnie, gdy się położyłem, byłem na prawdę wykończony. Obudziłem się zdezorientowany. Która była godzina? Jaki dzień tygodnia? Gdzie ja wogóle byłem?
Spojrzałem na telefon, była 8 rano, czyli spałem pół dnia i cała noc, nieźle.
Wziąłem prysznic i zszedłem na dół. Zauważyłem Lilith śpiącą na kanapie. Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni.
Zrobiłem śniadanie i najpierw zaniosłem Adrienowi do pokoju.
-Hej synku - powiedziałem łagodnie
-Hej tato, jak się czujesz? - zapytał troskliwie
-Dziękuję, już lepiej i wybacz, że Cię wczoraj nie odebrałem...
-Nic się nie stało tato, Lilith mnie przywiozła - uśmiechnął się - Umieram z głodu
-Proszę, zrobiłem Twoje ulubione tosty.
-Dziękuję, jesteś kochany - powiedział siadając. -Tato... Co teraz będzie z mamą?
-Nie wiem.. Pewnie będzie miała sprawę.
-Ale... Nie będzie z nami mieszkać? Prawda?
-Nie martw się, nie pozwolę już nigdy Cię skrzywdzić - przytuliłem go
Chłopak zaczął jeść a ja poszedłem zanieść śniadanie dziewczynie. Chciałem chociaż trochę się jej odwdzięczyć.
„I przy okazji popatrzeć na jej piękne ciało „ pomyślałem mimowolnie
Poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Dziewczyna otworzyła oczy z uśmiechem
-Hej - powiedziała wesoło.
-Dzień dobry, po pierwsze to dziękuję za pomoc wczoraj - powiedziałem patrząc jej w oczy - A po drugie, mogłaś spać chociażby w pokoju gościnnym, a nie na kanapie.
-Najchętniej bym spała z Tobą w łóżku - puściła mi oczko i napiła się kawy
Zarumieniłem się
-I uroczo się rumienisz - szepnęła dotykając delikatnie mojego policzka
-Lilith... - zacząłem , mój głos był zachrypnięty
-Tak? - zapytała również szeptem patrząc mi w oczy - Przecież nic złego nie robię.
Wstałem natychmiast
-Yyy, smacznego i dziękuję. - powiedziałem zmieszany
-Pan Agreste się wstydzi? - zapytała słodko
Uśmiechnąłem się tylko i wróciłem do kuchni żeby ochłonąć.
Ta dziewczyna tak na mnie działała.. Kurwa Emilie nigdy, nawet zaraz po ślubie, tak na mnie nie działała. Miała w sobie coś wyjątkowego... Niesamowitego... Przyciągającego.
Byłem na prawdę na skraju, żeby jej ulegnąć. Ale nie mogłem, nie teraz i nie w taki sposób. Moja żona była w areszcie, za próbę zabicia naszego syna, Adrien dochodził do siebie po ataku matki, a ja ciągle byłem osłabiony po przeszczepie i chemioterapii.
Byłem tylko ciekaw co jeszcze się może stać, bo odnosiłem dziwne wrażenie, że to nie koniec moich problemów.
Jak się podoba rozdział? ❤
Mam nadzieję, że się podoba 😊
Kolejny pewnie w sobotę 😊❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro