Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

-Proszę Pana, niech Pan mi da szanse. – mówił David patrząc mi w oczy
Było w Jego spojrzeniu coś co mnie przyciągało, poczułem dziwny dreszcz na swoim ciele, dziwny ale przyjemny.
-David, odsuń się – powiedziałem, a mój głos był zachrypnięty
-Nie potrafię... – szepnął wpłacając dłoń w moje włosy

Mimowolnie jęknąłem
-Widzi Pan, sam Pan tego chce – przyparł mnie do ściany -Po co się temu opierać?
-Ale ja nie... Ja mam żonę... – próbowałem go odepchnąć jednak mi na to nie pozwolił
-Uwierz mi, będzie Ci dobrze – powiedział a Jego usta zaczęły się zbliżać do moich.

Gdy wpił się w moje usta, nie potrafiłem się powstrzymać, oddałem pocałunek przyciągając go do siebie. To było coś zupełnie innego, ale cholernie przyjemnego. Całował mnie tak długo, aż nie mogliśmy złapać tchu, później zaczął odpinać mi koszule i pogładził mnie po nagim torsie.
-Grzechem jest zakrywać takie ciało – szepnął całując mi szyję.


Cholera jasna co ja robię? Już całkiem mi odbiło żebym miał iść do łóżka z facetem?
Ale z drugiej strony tak na mnie działa... A skoro i tak za chwilę miałem umrzeć, to co mi szkodziło.
Prawda?





Obudziłem się zlany potem. Rozejrzałem się, byłem w gabinecie ale sam. Odetchnąłem z ulgą. Nigdy więcej takich snów.
Aż się wzdrygnąłem na sama myśl, że chłopak, ledwo starszy od mojego syna, miałby mnie....
Nieee, wyrzuć tą myśl z głowy w tej chwili. Spojrzałem na zegarek, była 23. Westchnąłem i wstałem z fotela na którym spałem. Poszedłem do pokoju gościnnego i w ubraniach padłem na łóżko. Byłem zbyt słaby nawet żeby brać prysznic.



Rano, obudził mnie Adrien.
-Tato... -mówił łagodnie – Jest już ósma godzina.
-Tak, tak, już wstaje – powiedziałem nie odrywając głowy od poduszki
-Jakbym widział siebie rano – zaśmiał się chłopak
-Nie prawda, bo ja już wstaje, a Ty się wiecznie guzdrzesz – powiedziałem wciąż z zamkniętymi oczami
-Tatoooo – chłopak mnie poklepał po plecach
-Już wstaje, zrób mi kawy Nathalie – wypaliłem zaspany
-Ech, gorzej niż z dzieckiem – westchnął Adrien z uśmiechem – Za pięć minut masz być na dole. – zaśmiał sje
-Tak jest mamo – zażartowałem



Usiadłem gwałtownie na łóżku, aż zakręciło mi się w głowie. A co z moimi rodzicami?


Powiedzieć im?

 Nie... Mają swoje sprawy na głowie...

Ale jestem ich synem

Jakoś nie bardzo się tym przejmowali wcześniej...

Ale to moi rodzice...

Którzy już dawno nie utrzymują z Tobą kontaktów.
Westchnąłem, z każdym dniem bałagan w mojej głowie się tylko powiększał a ja miałem coraz większy dylemat co zrobić...
W razie mojej śmierci, Adrien był ubezpieczony, wszystkie pieniądze przepisałem na Niego. Emilie ma po mojej śmierci dostawać „pensje” dopóki nie zacznie sama na siebie zarabiać. Pewnie na początku chłopak będzie miał do mnie żal, że mu nie powiedziałem, ale któregoś dnia to zrozumie.. To dla Jego dobra.


Firmę przepisałem Nathalie już kilka lat temu, nawet on tym nie wie, ale jestem pewien, że zrobi z nią to co uzna za słuszne. Będzie chciała to ją sprzeda z dużym zyskiem, albo będzie mogła ją prowadzić. Może Marinette mogła by projektować ubrania? W końcu z tego co pamiętam była w tym całkiem dobra.
Może to śmieszne, ale zamiast planować leczenie, planuje co będzie gdy umrę... Tak jakbym się już z tym pogodził.



Tak pewnie zostanie, bo Emilie mnie nie przekona do leczenia , a jedyna osoba która byłaby w stanie to zrobić, czyli Nathalie, o niczym nie wie.
Schodziłem na dol gdy wpadłem na Nathalie.
-Dobrze, że jesteś, jak wyniki? – zapytała bez ogródek
-Dobrze, wszystko jest okey – skłamałem nie patrząc na nią


Kobieta złapała mnie za rękę i spojrzała w oczy.
-Widzę, że kłamiesz. – powiedziała


„Kłam dalej, nie zorientuje się” – powiedział do mnie głos w głowie.

-Mam białaczkę – wypaliłem

„Boże czemu ja to powiedziałem?” Pomyślałem

-Gabriel... – szepnęła
Zaciągnąłem ją do gabinetu i zamknąłem drzwi.
-Posłuchaj mnie, nikt nie ma się dowiedzieć, nawet Adrien – mówiłem, widziałem, że chciała mi przerwać – Nie przerywaj mi. Nie będę się leczył, nie mam zamiaru skończyć jako chodzący trup którego i tak ś końcu zakopią do piachu, wolę odejść godnie.
-Ty sobie chyba jaja robisz?!– krzyknęła na mnie


Pierwszy raz widziałem ją tak wściekłą.
-Nie ma mowy żebym zgodziła się na to, żebyś umarł, pójdziesz się leczyć choćbym miała Cię tam siłą zaciągnąć!
-Nath.. – chciałem jej przerwać jednak mi nie dała
-Nie Gabriel, zapisuje Cię na wizytę i idziesz tam z Emilie.



Cudownie...
-Dlaczego akurat z nią? – jęknąłem
-Bo to Twoja żona! I ma z Tobą być i Cię wspierać! – zawahała się – A może to ona Ci podsunęła myśl żebyś się nie leczył, co? Pazerna szmata.
-Nie... To był mój pomysł, ona chciała żebym się leczył – westchnąłem


Zaczęła coś mamrotać do siebie, jak zawsze gdy była zdenerwowana. Później wzięła telefon i umówiła mnie na tą pierdoloną wizytę.


Zajebiście... Zdechnę wykończony chemią, łysy i wychudzony.
Niechętnie poszedłem na wizytę. Bałem się jak cholera, chociaż oczywiście grałem odważnego.
W gabinecie lekarz sprawdzał wyniki w milczeniu. Ja siedziałem z Emilie na przeciwko mężczyzny.
-Nie jest dobrze- powiedział patrząc na mnie


Skoro lekarz mówi że jest źle, to musi być mega chujowo.
-I co teraz? – zapytała moja żona
-Są dwie opcje, chemia albo przeszczep szpiku.
-Nie zgadzam się na chemię – powiedziałem od razu.
-Ale tak by było najlepiej, jakby zacząć chemioterapię i szukać dawcy. – mówił mężczyzna
-A jeżeli nie zgodzę się na chemię, co wtedy? – zapytałem
-Nie leczona białaczką szpikowa może  zabić nawet w ciągu kilku tygodni a nawet kilku dni. – powiedział ostro
-Spoko, testament mam spisany więc żaden problem – wzruszyłem ramionami
-No z takim nastawieniem to my daleko nie zajedziemy – powiedział lekarz
-Czyli mogę już wyjść? Cudownie – powiedziałem, wstałem i wyszedłem z gabinetu.



Miałem dość, nie mogłem dłużej znieść rozmowy o białaczce, o chemi, nie chciałem tego wszystkiego i nikt mnie nie przekona do zmiany decyzji.
Byłem tak zmyślony, że wpadłem na kogoś.
-Przepraszam – powiedziałem i spojrzałem na uśmiechnięta Lilith
-Lecisz na mnie? – zapytała a jej uśmiech nie znikał z twarzy
-Przepraszam – powtórzyłem – zamyśliłem się..
-Czyżby Pan Agreste się zmieszał? To urocze – powiedziała zmysłowym tonem


Nie powiem, poczułem do niej pociąg... Cholerny pociąg... Pierwszy raz w życiu miałem taka ochotę na inna kobietę niż moja żona. A może po prostu chciałem zapomnieć na chwilę i problemach?

Dziewczyna wciągnęła mnie do pustej Sali i zaczęła całować. Nie odepchnąłem jej, wręcz przeciwnie przyciągnąłem ją do siebie i oddałem pocałunki. Lilith zaczęła mi odpinać koszule. Poczułem przyjemny dreszcz jednak przed oczami miałem Emilie. Tak, zdradziła mnie ale ją tak nie mogę.. Przynajmniej nie dopóki nie dostanę rozwodu.


Złapałem  dziewczynę za ręce aby powstrzymać ją
-Posłuchaj... – zacząłem a mój głos był zachrypnięty -Ją... Cholernie Cię pragnę ale nie mogę tak.

Spojrzała na mnie zaskoczona
-Na prawdę? Ma Pan taka okazję i nie skorzysta? – nie wydawała się zła, raczej pod wrazeniem
-Mimo wszystko, ciągle jeszcze mam żonę i nie mogę tak jej zdradzić.


Uśmiechnęła się
-Taki mężczyzna to skarb – powiedziała – Ale po rozwodzie będę Cię ujeżdzać jak szalona – puściła mi oczko

Zarumieniłem się
-Uroczy Pan jest, gdy jest Pan zawstydzony – szepnęła mi do ucha i wyszła z sali.


Szybko się ogarnąłem i również wyszedłem. Ciągle czułem ten dreszcz podniecenia. Miałem okazję, a jednak nie skorzystałem a Emilie...


Wyszedłem przed klinikę i zapaliłem papierosa. Moja żona wyszła w momencie gdy wyrzuciłem peta.
-No jasne, pal to jeszcze dostaniesz raka płuc. – warknęła
-A co Ciebie to obchodzi? – wycedziłem przez zęby
-Rozmawiałam z lekarzem i... – zaczela
-I gówno mnie to obchodzi – dokończyłem za nią -Żegnam – ukłoniłem się w jej stronę z ironicznym uśmiechem
-Jesteś okropny wiesz? Ja się martwię a Ty...
-A ja przynajmniej potrafię powstrzymać swój popęd – powiedziałem patrząc jej w oczy -Bo pare minut temu mogłem przelecieć, młoda, piękna i seksowną kobietę a tego nie zrobiłem. Więc się kurwa da! – krzyknąłem
-Jesteś okropny – powiedziała ze łzami w oczach
-Ale przynajmniej wierny – powiedziałem patrząc jej w oczy – Dzisiaj śpię poza domem.


-I gdzie pójdziesz? Do Nathalie? –zapytała ze złością
-Nie, bo ona tak samo jak Ty truje mi głowę. Gdzieś zdala od Was wszystkich. – Już miałem odejść, jednak odwróciłem się do niej i spojrzałem na nią – Mam nadzieję, że zdechnę we śnie i będę miał od Was święty spokój.
-Nie mów tak – zawołała za mną ale ja machnąłem ręką i poszedłem.


Chodziłem godzinami bez celu, miałem totalny mętlik w głowie, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Najchętniej bym usiadł i się rozpłakał z bezradności, jednak nie mogłem.



Zadzwonił mój telefon, byłem pewien, że to Emilie jednak odruchowo sprawdziłem kto dzwoni.

Kurwa...

Mama...

-Hej mamo – odebrałem starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
-Hej Gabryś, co u Ciebie? Wszystko dobrze? – zapytała a ja znów byłem bliski płaczu.

„Cudownie, żona mi się puściła z gejem który teraz podrywa mnie, do tego mam białaczkę i mogę niedługo umrzeć, albo zgodzić się na leczenie i umierać w męczarniach” – pomyślałem


-Dobrze mamo, a co u Was? – zapytałem
-Dobrze – powiedziała, jednak czułem że nie jest szczera
-Co się dzieje mamo? – zapytałem
-Nie chciałbyś przyjechać na jakiś czas?


Coś mi nie pasowało
-Rozmawiałaś z Emilie? – westchnąłem
-Ja? Nie... – skłamała


Od razu poznałem, że kłamie.
-Ciekawe czy Ci wszystko powiedziała – czułem napływającą fale gniewu
-No, że się pokłóciliście i...
-Ale o tym, że się puściła nie wspomniała? – zapytałem z ironią
-Gabriel jesteście małżeństwem i musicie się dogadać... – powiedziała
-Wiesz co? Ja nic nie muszę, ewentualnie moge... Się rozwieść – powiedziałem i się rozłączyłem


Miałem kurwa wszystkich serdecznie dość.


Hej kochani❤
Tak jak obiecałam, dzisiaj kolejny rozdział ❤

Kiedy następny to nie wiem bo muszę go dokończyć 🤣

Dajcie znać co myślicie 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro