Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Zastanawiałem się gdzie jej szukać. Miałem biegać po oddziałach i pytać się czy tam jest?
-Wiem! Przecież sprawdzimy czy jest w niebie, nie? – wypalił  Lucyfer
-A kto tam wejdzie? Ty czy ja, debilu – westchnąłem -Mnie, tak samo zresztą jak Ciebie, tam nie wpuszczą.
-No tak.. Racja – powiedział zrezygnowany -Ale czekaj, mogę sprawdzić w piekle. – uśmiechnął się i zniknął.



Czekałem na Jego powrót, szukając dziewczyny po szpitalu. Miałem złudną nadzieję, że może tam jest.  Jednak jej nie znalazłem, Lucyfer wrócił z ponurą mina.
-Nie znalazłem jej... Więc albo żyje, albo jest między niebem a ziemią...
-I co wtedy? – warknąłem
-Noo.... Teraz to zależy od Ojca... – powiedział niepewnie
-Kurwa! Zajebiście! Ty i Twoje dobre Rady! – wrzasnąłem na Niego .
-Gabe... – zaczął
-Nie! Pierdol się rozumiesz?! Nie chce Cię więcej widzieć! – wrzasnąłem na Niego i wyszedłem ze szpitala



Trzęsącymi się rękami zapaliłem papierosa.
Straciłem ją, zajebałem na całej linii.... Jeszcze wyżyłem się na Lucyferze .

„Jakby nie było to był Jego idiotyczny pomysł”


Coś w tym było, może gdybym go nie posłuchał... Albo gdybym pomyślał o tym wcześniej...
Wróciłem do domu i wyjąłem małą torebeczkę z białym proszkiem.

„Nie powinieneś” – usłyszałem w swojej głowie, jednak to zignorowałem.




Wciągnąłem kreskę i poczułem jak narkotyk wypełnia moje ciało. Nalałem sobie whisky i wypiłem. Alkohol wymieszany z narkotykiem dał mi cudowny odlot. Czułem się jakbym był poza wszystkim. Chwiejnym krokiem poszedłem do łazienki i spojrzałem w lustro. Zauważyłem swoją twarz ale również Lilith.

Odwróciłem się, jednak kobiety nie było za mną, widziałem ją tylko w odbiciu lutra.
-Co Ty robisz kochany?
-Nie mogę żyć bez Ciebie – szepnąłem dotykając jej twarzy w odbiciu lutra 
-To nie jest dobry pomysł. A Adrien?
-Ma jeszcze matkę, poradzi sobie – westchnąłem
-Pomyśl na chwilę, proszę Cię...



Nie dałem jej dokończyć. Uderzyłem pięścią w lustro rozbijając je na małe kawałeczki. Wziąłem jeden z kawałków i zacząłem ciąć swoje nadgarstki. Ten ból dawał mi chociaż chwile ukojenia. Krew kapała z moich ran, ja leżałem pół przytomny na ziemi.


Usłyszałem, że ktoś wszedł do łazienki, jednak nie dbałem o to.
-Matko Gabriel coś Ty narobił – usłyszałem głos Nathalie
-Nie chce żyć, daj mi spokój – szepnąłem
-Chyba sobie żartujesz – pogładziła mnie po policzku i zaczęła opatrywać moje rany.


Gdy skończyła, pomogła mi wstać i dojść do mojej sypialni. Ściągnęła ze mnie zakrwawione ubrania i położyła do łóżka.
-Śpij, a jutro porozmawiamy – powiedziała łagodnie i wyszła



Momentalnie zasnąłem, śniła mi się Lilith, obejmowała mnie, oboje mieliśmy skrzydła, ogromne białe skrzydła jakie sam kiedyś miałem. Czułem się tak szczęśliwy i nie chciałem się obudzić. Niestety, Nath miała inne plany.



Kobieta przyszła rano ze śniadaniem i kawą.
-Gabriel... – zaczęła łagodnie
-Daj mi spokój – warknąłem
-Musisz coś zjeść, pójść do pracy, zająć się czymś.
-Nie chce! Rozumiesz?! Ojciec dopiął swego, straciłem ukochaną!



Nathalie bez słowa mnie przytuliła. W pierwszej chwili chciałem ją odepchnąć, jednak tego nie zrobiłem. Rozpłakałem się jak małe dziecko.
-Wymyślisz coś, ja w to wierzę Gabe... Nie możesz się poddać, nie Ty który mnie nauczył, że nie ma rzeczy niemożliwych. Sprzeciwiłeś się ojcu, zrzekłeś się mocy, zacząłeś totalnie od zera i co? Masz ukochaną pracę, syna który Cię kocha i wnuka w drodze. -Spojrzała mi w oczy -A co do Lilith, wymyślicie coś z Lucym zobaczysz. – pogładziła mnie po policzku



Zamknąłem oczy, miała trochę racji, jednak czułem jakby cząstka mnie umarła. Nie czułem czegoś takiego nawet gdy się dowiedziałem o zdradach Emilie.
-Zjedz śniadanie i zejdź na dół, dobrze? – szepnęła mi do ucha i wyszła



Zszedłem z łóżka olewając tace z jedzeniem i poszedłem pod prysznic. Rany pod wodą piekły niemiłosiernie, ale z drugiej strony... Ten ból sprawiał mi przyjemność. Stałem tak z dobre dwadzieścia minut, chociaż na chwile tym bólem zagłuszyłem pustkę.



Gdy wyszedłem założyłem nowy opatrunek i ubrałem koszule z długim rękawem, aby nikt nie zauważył i jakby nigdy nic zszedłem na dół do kuchni.
-Hej tato – przywitał mnie z uśmiechem Adrien
-Hej synku – starałem się uśmiechnąć -Jak się czuje Marinette?
-Śpi, w nocy nie mogła spać, mówiła, że słyszała jakieś hałasy.
-Ja nic nie słyszałem – powiedziałem nie patrząc na Niego.
-Ja też nie, może jej się śniło – wzruszył ramionami -A powiedz mi co z Lilith? Podobno ją postrzelili.



Poczułem łzy napływające mi do oczu.
-Ona nie..nie żyje – szepnąłem powstrzymując łzy.
-Co? – zapytał zaskoczony chłopak -Ale dlaczego? Przecież mogłeś ją ożywić, masz moce?
-Nie Adrien, nie mam! Próbowałem ale zjebałem sprawę po całości! Teraz nie mam szans żeby ją odzyskać bo musiałbym się pojednać z ojcem! – krzyknąłem



Tak, wiem, nie powinienem się na Nim wyżywać , ale czułem się totalnie beznadziejny i bezsilny. Na prawdę pierwszy raz w życiu chciałbym umrzeć, umrzeć jak normalny śmiertelnik i mieć na wszystko wyjebane.  


Adrien podszedł do mnie i mnie objął.
-Na pewno nie nawaliłeś tato... Widocznie Twój ojciec to przewidział... Może coś zmienił? Ale na pewno znajdziesz na to sposób – mówił spokojnie
-Nie Adrien... To tak nie działa – szepnąłem


Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej.
-Dobra, zmykaj do Mari, ja muszę się czymś zająć – skłamałem, po prostu nie chciałem się przed nim rozkleić .

„Chcesz się iść napić i naćpać” – usłyszałem głos w swojej głowie
To swoją drogą.


Poszedłem do gabinetu i wciągnąłem kreskę. Poczułem jak zaczynam się uspokajać i uśmiechnąłem się do siebie. Teraz mogę pracować.

Akurat weszła Nathalie
-O jesteś, to dobrze – powiedziała z uśmiechem
-Tak, jestem – odpowiedziałem z głupkowatym uśmiechem
-Wszystko okey? – zapytała niepewnie
-Jasne, że tak, jest cudownie. A czemu pytasz? – zapytałem z ironią
-Brałeś coś? – warknęła a ja ją objąłem
-Nieee, ale mogę wziąć Ciebie – szepnąłem



Tak, to było zgranie poniżej pasa bo byłem świadomy tego, ze miała do mnie słabość.
-Gabriel, co Ty robisz? – zapytała patrząc mi w oczy

Widziałem, że tego chciała. Pocałowałem ją namiętnie a ona jęknęła.
-Nie powinieneś – zaczęła
-Przecież tego chcesz – szepnąłem całując jej szyję


Zadrżała podniecona.
-Gabe, proszę Cię.. Przestań, chcesz tylko zagłuszyć ból. – spojrzała mi w oczy


Miała rację, ale czy to ważne? Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Już więcej nie protestowała tylko poddała się moim pieszczotom.


Hej kochani 💜
Za ten rozdział podziękujcie Marta_Agreste_ 🥰 wczoraj dała mi pomysły i kopa w dupę żebym pisała 🤣

Dajcie znać czy się Wam podoba 🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro