Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[15] order

korzystałam z tłumacza hiszpańskiego, także jeśli źle to przepraszam ( tylko jeden raz z zapytaniem o to czy można przyjąć zamówienie )

coś dawno się nie widzieliśmy...

┍━━━━ ━━━━

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

" order "

┕━━━━ ━━━━

Sure Thing - Miguel

༻✦༺


Harry niechętnie założył buty, kiedy jego ojciec zadecydował, że chce się wybrać z nim i Edwardem do restauracji z widokiem na morze, a Lily oraz Andromeda odmówiły, mówiąc że nie są głodne, plus i tak muszą o czymś ze sobą porozmawiać. Nastolatek nie musiał się długo namyśleć, by dojść do konkluzji iż ów rozmowa będzie o nim.

Ted zadecydował, że pójdą zjeść w restauracji, gdzie może uda im się zająć miejsce z widokiem na morze. Samo słowo morze nie kojarzyło się mu dobrze znanemu wszystkim incydentu związanego z jego przyjaciółką, jednakże naprawdę próbował o tym nie myśleć, jest w nowym miejscu, wyrobi nowe wspomnienia i będzie starał się wymazać te złe. Ma trzy tygodnie na naprawę swojej psychiki, bo gdyby miał wrócić do swojego pokoju w stanie jakim teraz jest, oj szybko by się załamał, gdyż zbyt dużo rzeczy będzie związane z nią. Bo ona jest jego częścią.

Jego ojciec i wujek rozmawiali ze sobą, kiedy on preferował oglądanie dookoła budynków czy natury jeśli się natrafi. Miejsce było na swój sposób urocze, komfortowe i zdecydowanie piękne mimo swej zwyczajności.

— Ah, to moja ulubiona knajpa.

Harry spojrzał przed siebie na słowa Teda i restauracja, która była przed nim absolutnie nie wyglądała na żadną knajpę. Świecący napis restauracji tkwił na jej czubku, sama kolorystyka trzymała się brązu i czerni, co wpasowywało się w samą okolicę uliczki, w której byli.

— Mają wspaniałe mięso, przystawki, a nawet nie mówię wam o deserach — zaśmiał się Ed. — Miałem zrzucić z wagi, ale nie mogę oprzeć się deserze lodowym waniliowo-truskawkowym w polewie czekoladowej i posypce karmelowej lub z polewą gorącego karmelu z posypką czekolady, moje faworyty.

Dwójka okularników była prostymi ludźmi, więc na dźwięk deseru lodowego waniliowo-truskawkowego z polewą gorącego karmelu i posypką czekolady ich brzuch mimowolnie zaburczał.

Kiedy weszli do lokalu oczy Harry'ego zaczęły krążyć po pomalowanych ścianach, obrazach przedstawiających zabytki budowlane jak i stary wygląd restauracji sprzed dziesięciu lat. Chcąc nie chcąc również spojrzał na ludzi siedzących przy stolikach i niektóry kelnerów, którzy już przyjmowali zamówienia. Przy oknie siedziała matka z wyglądającą na koło ośmioletnią córką, tuż koło nich trójka nastolatek, które chichrały się, wskazując coś sobie na telefonie, samotny starszy pan pijący kawę a obok jego prawej dłoni leżał talerzyk z ciastem, dostrzegł parę wolnych miejsc, lecz jak na złość żadne nie było koło okna. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, potulnie podążał za wujkiem, który wybrał jakieś miejsce, także zasiedli i pierwsze co wpadło do rąk Harry'ego było menu, które było po hiszpańsku jak i angielsku, rozpoznał niektóre słowa w obcym języku, ponieważ czasami słuchał na lekcji, co prawda większość hiszpańskiego spędzał na siedzeniu na telefonie, ściąganiu z niego czy małych karteczek, ale niektóre rzeczy po prostu trzeba zapamiętać, szczególnie kiedy powtarzają się na kartkówkach. 

Przejrzał dokładnie menu, swoją uwagę zatrzymując na wcześniej wspomnianym deserze lodowym, gorącej czekoladzie z bitą śmietaną i polewą karmelową. Kochał słodkości. 

— Harry — uniósł głowę, słysząc głos taty. — Zdecydowałeś się już na coś? — spytał z delikatnym uśmiechem. — Ja będę brał deser lodowy waniliowo-truskawkowy w polewie czekoladowej i posypce karmelowej a do tego białą kawę.

— Ja też deser lodowy ale z polewą karmelową i posypce czekoladową a do tego gorąca czekolada z bitą śmietaną i też polewą karmelową.

— Wybrałem identycznie jak Harry — wtrącił się Ted. — Widać, że rodzina — zaśmiał się, szturchając słabo nastolatka.

Okularnik uśmiechnął się jedynie, odleciał szybko wzrokiem od mężczyzn i powędrował nimi po pracowniczej części restauracji. Dostrzegł długowłosą blondynkę polerującą filiżanki, gadała ona z wyższą od niej krótko ściętą brunetką, która majstrowała coś przy kasie. Prócz nich było jeszcze trzech kelnerów, dwóch chłopaków i jedna dziewczyna. Pierwszy chłopak był wysoki, ładnie ubrany z młodą twarzą, miał brązowe włosy jak i tego samego koloru oczu, zmrużył oczy by mieć ciut lepszy widok na jego plakietkę, lecz jedyne co wyhaczył to pierwszą literę jego imienia, którą było N. Drugi chłopak natomiast był bliżej, również wysoki, ciemny blondyn, brązowe oczy a nazywał się Olivier. Trzecim kelnerem, a raczej kelnerką była długowłosa blondynka o szarych oczach, Luna. Była najbliższej ich stolika, zaledwie trzy dalej, obstawił z łatwością, że to ona będzie ich obsługiwać, nie słyszał co dokładnie mówiła po hiszpańsku, prawdopodobnie coś o jedzeniu do gości, ale posiadała miły do słuchania głos.  

— ¿Puedo tomar su orden? — usłyszał tuż koło swego ucha.

Obrócił swoją głowę w stronę Teda, skąd głos pochodził. 

Oh.

Oh.

Wysoki platynowy nastolatek o szarych oczach, był raczej szczupły, aczkolwiek przez jego biała koszulka obciskała się wokół jego ramion. Wyraziste szczegóły twarzy, szczególnie policzki jak i żuchwa. Tylko jedyne co go dziwiło, to jak blady był. Bywał w Hiszpanii i zawsze wracał opalony, nie mocno, ale jednak widział zawsze zmianę jego skóry.

Usłyszał swojego wujka przedstawiającego całe zamówienie, obsługiwał się hiszpańskim niesamowicie.

— Harry —  rzekł nagle wujek. —  Mógłbyś jeszcze raz mi powiedzieć co chciałeś do picia?

—  Gorącą czekoladę z bitą śmietaną i polewą karmelową —  odpowiedział wyraźnie, mentalnie karcąc się za to, że chce wyjść dobrze przed przystojnym kelnerem.

— Zanotowane —  powiedział nagle kelner. — Napoje przyjdą pierwsze w ciągu trzech, czterech minut a desery parę minut po nich.

— Dziękujemy —  uśmiechnął się szeroko James.

Kelner również uśmiechnął się, na ten gest Harry zastygł. Dlaczego w jego okolicy nie ma takich pięknych ludzi?

Zielone oczy w końcu zjechały niżej niż twarz blondynka i jego ramion, na jego plakietkę.

Draco.

 Pierwszy raz słyszy takie imię, z czystej ciekawości kiedy kelner odszedł, chwycił swój telefon wpisując to imię i jego znaczenie.

Smok.

Dziwnie trafne, ponieważ faktycznie gorący ogień z niego wychodzi.

Na tę myśl Harry rozszerzył oczy, boże, niech to zdanie pozostanie tylko w jego głowie, bo nie nadaje się ono na podryw jak i cokolwiek innego.

 ***

Deser jak i czekolada były przepyszne. Harry rozmawiał z tatą i wujkiem non stop o prawie że wszystkim, nie pamiętał, kiedy ostatni raz tyle rozmawiał odkąd śmierci Hermiony. Uśmiech na jego twarzy był szczery, czuł się lepiej, ponieważ chował w środku tyle słów, które prosiły się o wydostanie. Będąc daleko od swojego domu czuł się wolny.

Cieszył się, że mógł spędzić miły czas ze swoim tatą, ponieważ ich relacja strasznie się obniżyła, kiedy jego psychika podupadła, podobnie zresztą z jego mamą. Jest strasznie upartą osobą, nastolatkiem z problemami i na tyle ma szczęścia w życiu, że mógł zarobić sobie - co prawda nie łatwą - kasę, ponieważ poświęcał ogromnie dużo czasu nad edytowaniem najmniejszych problemów w filmach, dobieraniem odpowiedniej muzyki jak i ucinaniami niepotrzebnych materiałów, plus, gdy coś nie podobało się drugiej osoby musiał to natychmiastowo poprawiać. Był wybitnym dzieckiem z najlepszymi ocenami i frekwencją, wszystko zmieniło się, kiedy zaczął dorastać i zapoznawać się ze światem dorosłych, poznał nie za świętych ludzi, którzy zaznajomili go z alkoholem, jednakże z tego zawsze wyciągała go Hermiona jak zachodził zbyt daleko. Jednak odkąd jej nie ma, nikt go nie pilnuje, jego rodzice wiedzą mniej więcej co robił, lecz nigdy dokładnie. Wystarczył jeden numer kontaktowy ze starymi znajomymi i mógłby od tak powrócić do nich, ale tak się nie stanie, ponieważ myśli jeszcze logicznie, wie co może się z nim stać jeśli by wrócił. 

Jest na siebie zły za te wszystkie ataki złości na niczego winnych rodziców, nie powinien wyżerać na nich swojego gniewu ani mówić do nich niemiłych rzeczy, jednakże nie potrafi inaczej. Bo albo czuje gniew albo nic.

Do tego wszystkiego Regulus. Harry ubóstwia tego człowieka, wiedzą jak spięte są kontakty rodzinne z nim, mało kto się do niego odzywa po tym co robił. Nie pochwala on zachowania nastolatka, jego papierosów czy wpadania do niego niezapowiedzianie aby położyć się pijanym na kanapie, by uniknąć kłótni w domu rodzinnym. Jednakże co by się nie stało, mają siebie. Wspierają, słuchają, pomagają jak i kochają. Nie są najłatwiejszymi ludźmi, lecz są bardzo podobni, co James, Syriusz i Remus nie popierają. Czasami czuje, że ma bliższy kontakt z Regulusem niż jego rodzicami, może smutne, lecz prawdziwe. 

— Harry.

Tęskni za Regulusem, z chęcią pojeździłby z nim po uliczkach tego miejsca rowerem podczas zachodu słońca, pojechaliby może nad wodę czy może w stronę większego miasta. Chciałby mieć go blisko siebie, jednak wie, że tak jak kocha swojego wujka, tak on nie będzie zawsze dla niego dostępny i będzie musiał liczyć na siebie.

— Harry —  poczuł dłoń na swoim ramieniu, co wytrąciło go z jego myśli.

— Hm? —  spojrzał niepewnie na ojca. —  Zamyśliłem się.

— Pytałem się tylko czy jesteś gotowy do wyjścia, bo siedzimy już tutaj dobrą godzinę, robi się powolnie ciemno.

— Możemy wracać —  wzruszył ramionami zielonooki.

— Ja zapłacę — powiedział James, spoglądając na Teda.

— Luz —  odparł mężczyzna, ponieważ było mu to obojętne. 

Harry spojrzał na widok zza okna, widział dryfującą powolnie wodę na którą zapadały ostatnie promienie słońca.

— Będziecie źli jeśli sam pójdę na plażę? —  spytał nagle, pomimo że nie było to jego intencją w pierwszym miejscu.

— Leć, młody — zachęcił go Edward.

Natychmiastowo wstał i wyszedł z lokalu, wyciągnął słuchawki, podłączył je szybko do telefonu. Kroczył pewnymi krokami w stronę wody, zszedł schodami w dół, przeszedł niecałe sto metrów i jego buty wkroczyły na piasek. Rozejrzał się wokół, było trochę ludzi, aczkolwiek ci już się pakowali i powolnie wracali do domów.

Podszedł bliżej, aż na sam mokry piasek, nie obchodziły go buty i tak je wyczyści jak będą mocno brudne. Spojrzał na swój telefon, wszedł w polubione utwory, przejechał trochę w dół i zdecydował się kliknąć w " Sure Thing " od Miguel.  

'Cause you're the cigarette and I'm the smoker

Poczuł jak woda zachodzi na jego buty, tuż po kostkach i oblewa końcówki jego spodni.

Even when the sky comes falling 

Even when the sun don't shineI got faith in you and I 

So put your pretty little hand in mine 

Even when we're down to the wire baby 

Even when it's do or die 

We could do it baby, simple and plain 

'Cause this love is a sure thing

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro