53 {Dokąd}
– Muszę podjechać do mieszkania po jakąś sukienkę – informuję go nazajutrz rano.
– Mieszkanie?
– No, dalej mam tam swojej rzeczy – przypominam.
– Jak właściwie opłacasz to mieszkanie?
Tyle czasu udało nam się uniknąć tego tematu. Nie mówiłam, bo nie pytał, taka właśnie jestem i kropka.
– Oliwier płaci – mówię to tak obojętnie jak tylko yo możliwe.
– Słucham?!
– Ceny nieruchomości teraz nie są zbyt dobre, a ja nie chcę na nim stracić..
– Nie pierdol mi o cenach nieruchomości – okej, tego się nie spodziewałam – Nie byłaś tam od tygodni, właściwie ze sobą mieszkamy, więc mogłabyś je sprzedać.
– Nie mogę na nim stracić! – krzyczę.
Nawet nie jestem pewna czy w rzeczywistości chcę je sprzedać. Lubię je. Dom Luke'a jest urządzony w zupełnie inny sposób i inaczej jest podzielone miejsce na pewne rzeczy. W jego garażu na przykład jest miejsce na jeden samochód, a w podziemnym garażu budynku mogłabym mieć tyle aut ile bym chciała. Tak, wiem, mało przekonywujące.
– Co zrobisz z pieniędzmi gdy ceny na rynku nieruchomości będą już na twoją korzyść? – kpi.
– Nie wiem.
– Może kupisz samochód, a nie będziesz jeździć jałmużną Oliwiera?
– Muszę czymś jeździć do pracy! – oburzam się.
– Jeździsz do pracy kelnerki samochodem wartym tyle, co twoje wypłaty do końca życia, jeśli dożyłabyś stu pięćdziesięciu lat!
Może z tym obliczaniem pieniędzy powinien zostać ekonomistą, a nie strażakiem. Jest nie tylko okropnym sknerą, ale ładne rzeczy dla niego, to zupełnie inne rzeczy dla mnie.
– Kogo to obchodzi czym jeżdżę do pracy?!
– Nie widzisz absurdu tego? – no i proszę, znowu jestem absurdalna.
– Nie stać mnie w tej chwili na samochód!
– Mnie stać! – brzmi tak poważnie jak nic innego – Stać mnie na przyzwoity, bezpieczny samochód dla ciebie, ale to za mało, prawda? To musi być sportowa bryka, która...
– Jak możesz chcieć mi kupić samochód?! – to on jest absurdalny – Ile ny jesteśmy razem, żebyś kupował mi samochód?! Kim bym była, gdybym ci na to pozwoliła?! Wtedy twoja matka miałaby racje!
– Chyba nie traktujesz nas tak poważnie jak ja! – krzyczy.
– Tak poważnie, że opowiadasz matce, o naszych problemach! O moich problemach! – wrzeszczę – Dlaczego jej powiedziałeś?!
– Kurwa, nie powiedziałem jej! Powiedziałem bratu, bo musiałem się wygadać, a on najwidoczniej..
– Cudowny brat do cholery! Moja siostra nigdy by ci nie powiedziała!
– Czy ty właśnie....
– O proszę, obraziłam twoją idealną rodzinkę! Wszyscy tam mną gardzą, co? Nie rozumieją czemu taki niesamowity facet jak ty jest z kimś takim... – kręcę głową – Nie chcę tam iść. Idź sobie, kurwa, sam na swój rodzinny obiadek ze swoją idealną rodzinką. Twój brat mnie nawet nie zna!
– Bo nie chciałaś ich poznać!
– Może ty tak naprawdę nie chcesz mnie z nimi poznać!
Nie wiem już o co się kłócimy.
– Jestem zmęczony, Gina. Nie mam siły się już z tobą kłócić, w szczególności, że żadne z nas nie zamierza zmienić zdania.
– Nie zrobiłam nic złego!
– Ja, kurwa, też! – uderza się w pierś, a wyraz jego twarzy mówi, że naprawdę nie ma już siły.
– Nie możesz zrozumieć, że lubię ładne rzeczy? – staram się być już spokojniejsza.
– Nie możesz zrozumieć, że nie stać mnie twoje ładne rzeczy?
– Ale ja nie chcę, żebyś to ty mi je kupował! – oburzam się.
– No pewnie, niech kupuje ci je przyjaciel gej, który mógłby zostać twoim mężem dla kasy!
Czy przed chwilą nie powiedzieliśmy, że nie mamy już siły na to?
– Po co ze mną jesteś skoro tak źle się przy mnie czujesz? Po co jesteś z kimś kto według ciebie umniejsza twojej wartości? Nie proszę cię o niemożliwe!
– Nie rozumiesz, że chciałbym dać ci więcej? – patrzy na mnie, zmęczony, rozczarowany, niezadowolony z samego siebie – Nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa...
– Nie jestem nieszczęśliwa!
– A gdybym się na to nie zgodził, żebyś brała od Oliwiera takie rzeczy?
– Co ci to przeszkadza?!
– Bo to odciąga cię ode mnie! I tego co mogę ci dać!
Wtedy oboje milkniemy i tym razem nie na chwile.
Może przez cały czas nie staliśmy daleko od siebie, ale teraz robię jeden krok na przód, wyciągam dłoń do jego policzka. On robi to samo w stosunku do mnie.
Odkąd nie mam pieniędzy, boję się, że go stracę, bo nie będę tą dziewczyną, którą on pokochał. Przyznałam się do tego pół żartem, pół serio, a teraz on, stoi tu przede mną i mówi, że boi się tego samego, że mnie straci, bo nie może dać mi nowobogackiego życia.
Robię jeszcze jeden krok na przód, owijam ramiona wokół jego szyi, przytulam policzek do jego policzka. Chciałabym coś powiedzieć, coś, co będzie miało znaczenie. Niektórzy uważają, że ‚kocham cię' jest dobre na wszystko, że te słowa zastępują miliony innych i wszystko powinno być takie oczywiste, ale takie nie jest.
– Tak po prostu się przytulamy? A to nowość – szepcze mi do ucha.
– Naciesz się tym, nie wiem kiedy znowu postanowię ci przytulić, zamiast przelecieć.
Rozbawiam go i o to chodziło.
Znowu nic nie rozwiązaliśmy, a ja czuję wyrzuty sumienia, że sprawiam, że czuje się winny tego kim jest.
Tylko czy on nie robi tego samego ze mną?
Dokąd to wszystko prowadzi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro