Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52 {Z biegiem dni}


Nie wstydziłbym się ciebie, nawet jeśli do końca życia byłabyś kelnerką.

Powinnaś robić to, co kochasz.

Nikt nigdy, przez całe moje życie nie powiedział mi, że mogę  być kelnerką.

Nie powinnaś się męczyć.

Rzuć te prace jako sekretarka.

Byłam tak szczęśliwa gdy to usłyszałam, że rzuciłam te robotę od razu.

Tak naprawdę tylko zamieniłam miejsca, w których pracuję, jedną biedę zamieniłam na drugą.

Luke nazywa to normalnym życiem.

Lubię być kelnerką, bardzo.

Ale najbardziej to lubiłam w rodzinnej restauracji, czując się tam jak w domu.

Jedna praca kelnerki nie równa drugiej.

Spodziewalibyście się tego?

No ja nie.

Teraz stoimy w jego kuchni, przed grafikiem na następny tydzień.

Pomyślelibyście, że będę miała grafik na życie?

Luke uczy mnie innego życia. Ograniczania wydatków, ustalanie priorytetów, organizowania czasu.

Jestem dorosła!

Mam ochotę krzyczeć i to nie dlatego, żeby się z nim spierać, a raczej, żeby wykrzyczeć światu, że wreszcie do tego doszło.

– O a tutaj – pokazuję palcem na czwartkowe popołudnie – Może wpiszemy seks?

– Nabijasz się? – ma poważną minę, nawet marszczy te swoje brwi.

– Z twojego zaplanowanego życia?

– Z naszego zaplanowanego życia.

– Brzmi okropnie – co na pewno wyraża moja mina – W szczególności, że beze mnie twoje życie było takie zaplanowane i co? Potrzebowałeś mnie, więc może...

– Może co?

– Znajdziesz sobie kolejną szaloną dziewczynę.

Wiem, że takie myśli są szalone, ale ostatnio po prostu się pojawiają.

– A może zrobiłeś ze mnie to kogo chciałeś i już jestem idealna?

– W jaki sposób jestem niby winny, twojej odmiany? I dlaczego czuję, że w ogóle mnie winisz? Jestem przy tobie, do niczego cię nie zmuszam...

– Próbowałam wprowadzić nutkę zazdrości – żartuję – A ty co?

– Nie chcę nikogo innego, tylko moją Ginę.

– Och, jestem twoja – uśmiecham się, chcąc zmienić atmosferę – Cała twoja – dotykam dłonią jego policzka – Ale nie tylko w czwartek.

– To może teraz? – pochyla się do moich ust, a ja nie mogę powstrzymać uśmiechu.

– Kochasz mój brak planu.

– Prawie tak bardzo jak kocham ciebie.

– Ale zrobiło się słodko - przewracam oczami i to jedyne, co zdążam zrobić nim jego usta miażdżą moje.

Kocham go.

Naprawdę.

I to chyba jedyny powód dlaczego się w tym wszystkim nie poddaję.

To w ogóle powód dlaczego to wszystko się dzieje.

Miłość może odmienić życie, prawda?

Późnym popołudniem ktoś wchodzi do salonu. Możecie się domyślić kto, skoro nie zapukał, ani nie czuje się winny wchodzeniem w ten sposób do cudzego domu.

– Co tutaj robisz, mamo?

Oczywiście grzecznie się z nią przywitał, ja także, ale czy to coś zmienia?

– Dawno cię nie widziałam, przyszłam zaprosić cię na obiad.

Chcę zapytać czy musiała to zrobić osobiście, ale się powstrzymuję.

Pierwszy raz!

Wszyscy tutaj dobrze wiemy, że sprawdza, co u nas i jak wygląda dom jego syna gdy ja niemal tu mieszkam.

– A może Gina by nam coś ugotowała jako pani domu? Teraz jak nie stać cię już na kucharza, mogłabyś opanować..

Rzucam Lukowi znaczące spojrzenie.

Naprawdę jej powiedział?

Dlaczego dzieli się z matką naszymi prywatnymi sprawami?

Co on sobie myśli?!

Nie chcę przy niej pokazywać jak bardzo mnie to wkurzyło, bo to tylko dałoby jej satysfakcję.

– I jest pani pewna, że bym tego nie zatruła?

Jak widać powstrzymałam się raz.

Mógł zmienić się stan mojego konta, ale nie ja, co w pewien sposób jest gorsze niż gdybym zmieniła się i ja.

Może wtedy by mnie polubiła, zyskałabym jej szacunek, może by mi na tym zależało, a ja jednak dalej jestem, co do tego obojętna.

– Przyjdź Luke jutro na obiad, będą też twoi bracia.

– Jest pani bezczelna!

– Że nie zapraszam cię do mojego domu?

– Tutaj też pani nikt nie zapraszał! – wrzeszczę.

- To dom mojego syna nie twój.

– Zobaczymy, co pani zrobi gdy Luke odetnie się od pani za takie traktowanie jego kobiety!

Zabrzmiało groźnie.

Niepodobnie do mnie.

Konsekwencje swoich czynów, to coś nawet o czym niekoniecznie często myślałam.

I co tak po prostu mi się odmieniło?

Chyba liczenie pieniędzy jest jednoznaczne z konsekwencjami.

– Luke wie, że rodzina jest najważniejsza – mówi z uśmiechem – Do zobaczenia jutro, synu.

– Nie pójdziesz tam! – krzyczę gdy ona zamyka za sobą drzwi – Powinieneś się odezwać! Stanąć po mojej stornie!

– Zawsze stoję po twojej stronie! – odkrzykuje – Uważam po prostu, że kłótnie z moją matką do niczego nie prowadzą! Powinnyście się chociaż szanować.

– I nie możesz powiedzieć tego jej?! Jestem twoją kobietą, a czuję się jakbym może, co najwyżej z tobą od czasu do czasu sypiała! – to nie koniec – Nie bądź maminsynkiem! To wszystko się dzieje, bo pozwoliłeś jej wejść sobie na głowę!

– Dobrze, załatwimy to jutro na obiedzie – jakim cudem od wzburzenia zawsze przechodzimy do sensownych odpowiedzi? – Bo jesteś częścią tej rodziny.

Nigdy nie miałam potrzeby być częścią, jakiejkolwiek. Nie, to może kłamstwo, zawsze chciałam być częścią rodziny Glen, ale i to nie wychodzi mi najlepiej.

Może nadaję się tylko do samotnego życia, a nie do jakiś rodzin, których funkcjonowania nawet nie rozumiem.

– Tylko ty też musisz się zachować.

– Ona mnie tam nie chce! A tam będzie cała twoja rodzina!

– Cóż, pokażemy wszystkim, że zostałaś najmniej ulubioną dziewczyną według mamy.

– Nigdy nie byłam na takim obiedzie – przypominam – I już na pierwszym mam robić scenę?

– Mama musi się przyzwyczaić do twojej obecności przy rodzinnym stole.

Ja także muszę się do tego przyzwyczaić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro