51{ Rodzina}
Nie śpię.
Jest trzecia w nocy gdy ja przewracam się z jednej strony na drugą.
Słyszałam go jak brał prysznic i krzątał się po domu.
A teraz to ja będę się krzątać w poszukiwaniu go.
Znajduję go na kanapie i chyba nie przewidywał, że kiedykolwiek będzie na niej spał, ponieważ jest dla niego zdecydowanie za krótka, ale mam to gdzieś. Wcisnął się tak bardzo w jej głąb, że jest dla mnie miejsce. Wsuwam się, więc na nie i przykrywam kocem, który niemal z niego spadł, a gdy tylko układam się w miarę wygodnie on otwiera oczy.
– Kocham cię – mówię pierwsza – Naprawdę cię kocham.
Wyciąga ręce do mojej twarzy i delikatnie ją gładzi.
– Nie masz cholera pojęcia jak i ja kocham ciebie.
Wsuwam nogę pomiędzy jego nogi, żeby być jeszcze bliżej.
– Mieszkanie jest moje, po prostu nie chciałam być sama – wiem, że kilka godzin temu nie odpowiedziałam na to pytanie – Myślałam, że chcę gdy się tak wkurzyłeś, ale nie chcę.
– Mogłaś mi powiedzieć – wtulam policzek w jego dużą dłoń.
– Jak zacznę o tym mówić to będzie takie prawdziwe – przewracam oczami, żeby znowu to zlekceważyć.
– Coś wymyślimy – mówi tak po prostu – Znajdziemy jakieś rozwiązanie, które uszczęśliwi nas oboje, a przede wszystkim przestanie unieszczęśliwiać ciebie.
– Ty nie byłeś dzisiaj nieszczęśliwy - jak zawsze zmieniam temat – Wszystkie dzieciaki cię kochają.
– Żebyś widziała jak kochają mnie dzieciaki braci – uśmiecha się – Nawet przy stole dla dorosłych nie mogę usiąść.
– Ile Jack i Ben mają dzieci?
– Jack trójkę, a Ben dwójkę. Ben ma dziewczynkę i chłopca, a Jack trzech chłopców.
– Wow – duża rodzina.
– No, dzieciaki Jacka to typowi artyści, co jest trochę dziwne, bo Jack jest nauczycielem. Na jedne urodziny składaliśmy się dla jego najstarszego syna na pianino, bo tak pokochał grę w szkole, inny lubi malować, a ostatni jest całkiem niezły z matematyki.
– Aha, a dzieci Bena?
– Ben ma piłkarza i tancereczkę, cholera wie, skąd to się wzięło, skoro sam jest lekarzem.
To mnie rozbawia.
– A jego żona księgową, więc...
– Czyli Jack jest nauczycielem, a ma więcej dzieci od Bena?
– Pewnie będzie miał ich jeszcze więcej – stwierdza.
– A ty? – pytam w końcu – Ile byś chciał dzieci?
– Trójkę – odpowiada od razu – Nie ma znaczenia, jakiej by byłby płci, ale zawsze chciałem dużej rodziny.
– Może w końcu by ci znaleźli miejsce przy dużym stole, co?
– Pewnie byłbym tak zafascynowany wszystkim, co robią moje dzieci, że nawet bym nie chciał – gładzi moje brwi, jakby musiał się skupić na czymś innym niż na własnych słowach – Rodzina jest bardzo ważna.
– Twoi rodzice pewnie są szaleni na punkcie wnuków, co?
Uśmiecha się od ucha do ucha.
– Tata zawsze chciał mieć sportowca, ale żaden z nas nie związał kariery ze sportem, więc gdy ma takiego wnuka, to nie opuszcza ani jednego meczu. Jest już na emeryturze, więc gdy tylko jest taka potrzeba..
– A mama?
– Gotuje na okrągło i stale chce, żeby zostawali u niej, bo musi się nimi nacieszyć, póki nie są nastolatkami – śmieje się – Uwielbiają babcie.
– Lubi swoje synowe? – dopytuję.
– Jedną mniej, drugą bardziej. Pierwsze dziecko Bena to wpadka, więc nie była szczególnie szczęśliwa gdy Ben wziął z nią ślub i zrobił sobie kolejne dziecko. Woli wnuki od synowej.
– Pewnie teraz ją doceniła gdy mnie poznała – próbuję żartować, ale chyba średnio mi wychodzi.
– Tylko troszkę.
Wybuchamy śmiechem, ale to trwa tylko chwile, bo już po chwili wracamy do poważnych rozmów.
– Myślisz, że Glen jest taką dobrą mamą, bo nasza mama była taka zła?
- Myślę, że Glen jest taką dobrą maną, bo chciała nią być.
– Dlatego mnie nie zmuszasz, bo nie wierzysz, że będę w to dobra – szarpię za jego koszulkę.
– Chcę, żebyś ty tego chciała, dojrzała do tego, po prostu tego chciała.
– I wierzysz, że to się stanie?
– Tak, Gina, bo gdybym nie wierzył...
– Nie jesteś już najmłodszy, ile możesz tak czekać? – chyba nikt nie ma odpowiedzi na te pytania.
– To wszystko jest takie popieprzone, nawet gdybyśmy się rozstali, to nie jest równoznaczne z tym, że za dziewięć miesięcy będę szczęśliwym ojcem!
I chyba to go najbardziej powstrzymuje.
Tak ma mnie.
Tak by zaczynał od zera.
– Wiedziałeś gdy mnie poznałeś...
– I to mnie nie powstrzymało, nie cofnąłbym tego.
Czasem nie cofnięcie pewnych rzeczy, wcale nie jest równoważne z wybraniem właściwej ścieżki.
– Nie wiem, jak być tą samą dziewczyną, którą byłam bez pieniędzy.
Luke
To jest tak samo szansa jak i ryzyko. Mogę pokazać jej inne życie, ale jednocześnie ją do niego zniechęcić. Wszystko zależy od tego jak daleko się posunę i jak głęboko zakorzenione w niej jest bogactwo. Nie wiem tego i myślę, że ona także tego nie wie. Stale stoimy na pieprzonym rozdrożu i cholera wie, w którą stronę zostaniemy popchnięci.
*****
Myślę, że max 10 rozdziałów i koniec 😱😱
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro