Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45 {W gabinecie}

– Dlaczego nigdy nie kupujesz mi kwiatów?

Wypominam mu, gdyż byliśmy wczoraj u mojej siostry, która po raz kolejny dostała piękny bukiet.

– Wolę ugotować ci posiłek, kwiaty nie są jadalne – drapie się po jednodniowym zaroście, który przypomina mi jak bardzo jest mężczyzną.

Wiecie, Luke to taki mężczyzna z krwi i kości, który doskonale wie czego chce i nie musi na każdym kroku eksponować swojej męskości, żeby faktycznie być mężczyzną, co bardzo mnie kręci.

– Chcesz kwiaty?

– Nigdy ich nie dostałam – informuję go.

– Mogę pobiec do ogródka i kilka zerwać.

Uśmiecham się głupio, bo to takie w jego stylu.

– Nigdy więcej nie wspomnę o kwiatach – pokazuję mu język – Co będziesz robić w swój wolny dzień?

– Zazdrościsz, pani kierownik?

– Co? Kto? To ja? – obracam głową raz w jedną raz w drugą stronę, rozbawiona, ale i trochę przerażona.

– Chodź tu.

Wyciąga ramie i przyciąga mnie do swojej piersi, jak dobrze spać nagim...

– Mógłbyś mnie też pocałować.

– Wiem, że zarządzasz ludźmi w knajpie, ale co to za zarządzanie mną?

Całuję go w pierś i cieszę się jeszcze chwilą przed zadzwonieniem budzika. Od jakiegoś czasu wstajemy przed nim, żeby urządzać sobie te nasze pogaduszki o niczym od samego rana. Nie rozmawiamy o jakiś poważnych rzeczach, dlatego tym bardziej to uwielbiam.

Praca to ciężka harówka, w szczególności gdy robi się to pierwszy raz i tak poważanie. Tonę w papierach i w ogóle nie jest to przyjemne. Przydałby mi się kieliszek wina, ale na nim by się nie skończyło, a nie dosyć, że jestem w pracy to i prowadzę. Teoria od praktyki różni się niemal wszystkim, trzeba łączyć tak wiele rzeczy w jedno, a nie jestem pewna czy pamiętam o wszystkich składnikach. Dlatego czuję ulgę gdy rozlega się pukanie do drzwi, a potem bez mojej odpowiedzi pukający wchodzi do środka.

– I jak tam się ma moja gruba ryba? – podnoszę głowę z papierów.

– Pieszczotliwe słówka to raczej nie twoje drugie imię.

– Cóż mogę powiedzieć – Oli siada naprzeciwko mnie i obraca w swoim kierunku jeden z segregatorów – No uśmiechnij się, Gina bez uśmiechu to nie Gina.

– W ogóle nie czuję się jak Gina.

– Pomogę ci to ogarnąć.

Tak długo marudziłam mu przez telefon, że się w końcu zgodził.

– W końcu czego nie robi się dla swojej narzeczonej?

– Ok, przyjmę zaręczyny jak mi to wytłumaczysz – przekonuję – Jak się w tym zorientowałeś.

– Przestałem brać kokę – brzmi tak poważnie, że moje oczy robią się wielkie, a wtedy on na mnie patrzy – Chryste, żartuję, nie ćpam, po prostu przyjąłem dużo pomocy.

– Ok, ja też przyjmę.

– Usiądź obok mnie, a wszystko ci wytłumaczę.

Czasem mam problem z Olim, ponieważ nie wiem, która jego twarz jest prawdziwa, a może każda tylko po trochu. Pomaga mi, więc nie wydaje mi się, żeby aż tak bardzo nienawidził swojej pracy. Gdyby tak było miałby jej po dziurki w nosie, a on jest skupiony i skrupulatny, niczego nie pomija, jakby urodził się po to, żeby mi to wytłumaczyć. Jakiś mały głosik w głowie mówi mi, że wypełnia się moje przeznaczenie, ale ja do licha nie wierzę w takie głupoty, jestem panią własnego życia.

– Możesz to zlecić szefowi kuchni, ty tylko będziesz sprawdzać czy ilość wydanych dań zgadza się z ilością zużytego towaru.

– Nigdy nie ufaj do końca, co?

– Taka rola szefa – próbuje mnie uświadomić.

– Dam radę?

– Jeśli bardzo się postarasz...

– Lubię wyzwania, ale nie wiem czy w tym wypadku miałam w ogóle wybór.

– Kasa, kasa, kasa, gruba rybko.

Drzwi za nami otwierają się ponownie. Obracam głowę, żeby dostrzec...

– Luke?! Co ty tu robisz?

– Mam wolny dzień, przyszedłem sprawdzić jak sobie radzi moja dziewczyna.

– Mogłeś zadzwonić! – zaczynam się denerwować, ponieważ mama może pojawić się w każdej chwili i na pewno nie uniknęłabym pytań.

Oceniam strój Luke'a, jeansy, koszulka, puchowa kurtka, okej, nie jest źle, mama wie, że nie mam samych znajomych w garniturach, ale on nie jest tylko znajomym....

– Nie chcesz mnie tutaj? Myślałem, że w końcu mógłbym zjeść nie na wynos, wybrać z karty..

Zaskoczył mnie.

Nigdy nie powiedziałam mu, że nie może tu przyjść.

Nie powiedziałam, że nie możemy pokazać się razem.

A teraz on tu jest i nie czuję, że to jego miejsce.

– Po prostu...

Oli wyczuwa napięcie i postanawia je rozładować, mimo, że tak naprawdę tylko je zagęszcza.

– Dobrze, że cię widzę, Luke! Może pomożesz mi wybrać pierścionek dla Giny? Ty chyba lepiej wiesz, jaki zaręczynowy klejnot jej się marzy.

Nie powiedziałam mu o tym.

Nie czułam takiej potrzeby.

Boże, jestem taka głupia.

Dlaczego Oliwier nie może się zamknąć? Co to w ogóle za bezczelność? Czy nie może być teraz tym Olim w garniturze, a nie moim starym bff?

– Zaręczamy się dla pomnożenia majątku.

– Zamknij się! – krzyczę do niego.

– A myślałem, że jesteś gejem.

Teraz Olivier rzuca mi spojrzenie, jakbym zdradziła jego największy sekret, a przecież Luke tam wtedy był.

– A ty myślałem, że jesteś moją dziewczyną – patrzy na mnie zakładając ręce na piersi.

– On żartuje!

– Nie do końca.

Luke jest, co raz bardziej wściekły, myśli pewnie, że kompletnie z nim pogrywam, a nic takiego w ogóle nie ma miejsca.

Drzwi otwierają się jeszcze raz.

– Czy ktoś wreszcie zacznie pukać! – wrzeszczę.

To mama.

Boże.

Kiedy moje życie zrobiło się takie nerwowe?

– Dzień dobry – wita się oficjalnie – Cześć, Oli – nawet się do niego uśmiecha – A pana nie znam, pan..

Luke patrzy na mnie, a ja błagam go spojrzeniem, żeby nie mówił kim dla mnie jest, to nie czas ani miejsce. On jednak odwzajemnia się zimnym spojrzeniem, mówiącym, że jest za stary na te bzdury.

– Miło mi panią poznać, Jestem Luke Hemmings, chłopak pani córki.

Luke wyciąga do mamy rękę, ale ona patrzy na mnie, jakbym ją spoliczkowała.

– Myślałam, że w końcu zeszliście się z Olim.

Ignoruje rękę Luke'a, ale Luke nie zamierza tego ignorować.

– Wyciągam do pani rękę, powinna pani ją uścisnąć, zgodzie z szacunkiem do drugiej osoby.

– Jesteś bezczelny – jakbym słyszała jego mamę w stosunku do mnie.

– Oni się tylko przyjaźnią – informuje ją.

– Gina! Musimy porozmawiać natychmiast...

– Wie pani kim jestem, prawda?

Co?

– Byłem tam wtedy i pani mnie pamięta.

– O czym ty mówisz, Luke?

– Za kogo ty się uważasz?! – nie wiem czy kiedykolwiek widziałam mamę tak wściekłą – Gina, moja córka nie będzie się spotykać ze strażakiem!

– Skąd mamo...

– Myślałem, że możemy udawać, że to się nie wydarzyło, ale pani tak niemiło zaczęła...

– O co tu chodzi?!?

– Byłem w domu Gavina i Glen gdy twoja mama przyszła i zapropnowała mu pieniądze za zostawienie Glen w ciąży. Powiedziałem jej, żeby wsadziła sobie te kasę w dupę.

– Dlaczego moje córki tak bardzo mnie nienawidzą i wybierają takich mężczyzn?!?

Nie zaskakuje mnie to bardzo, zaskakuje mnie tylko sam fakt, że mi nie powiedział, że przez ten cały czas ukrywał fakt, że znał moją matkę i ani razu nie powiedział, co o niej myśli i że tutaj przyszedł.

Dlaczego teraz się na to zdecydował?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro