45 {W gabinecie}
– Dlaczego nigdy nie kupujesz mi kwiatów?
Wypominam mu, gdyż byliśmy wczoraj u mojej siostry, która po raz kolejny dostała piękny bukiet.
– Wolę ugotować ci posiłek, kwiaty nie są jadalne – drapie się po jednodniowym zaroście, który przypomina mi jak bardzo jest mężczyzną.
Wiecie, Luke to taki mężczyzna z krwi i kości, który doskonale wie czego chce i nie musi na każdym kroku eksponować swojej męskości, żeby faktycznie być mężczyzną, co bardzo mnie kręci.
– Chcesz kwiaty?
– Nigdy ich nie dostałam – informuję go.
– Mogę pobiec do ogródka i kilka zerwać.
Uśmiecham się głupio, bo to takie w jego stylu.
– Nigdy więcej nie wspomnę o kwiatach – pokazuję mu język – Co będziesz robić w swój wolny dzień?
– Zazdrościsz, pani kierownik?
– Co? Kto? To ja? – obracam głową raz w jedną raz w drugą stronę, rozbawiona, ale i trochę przerażona.
– Chodź tu.
Wyciąga ramie i przyciąga mnie do swojej piersi, jak dobrze spać nagim...
– Mógłbyś mnie też pocałować.
– Wiem, że zarządzasz ludźmi w knajpie, ale co to za zarządzanie mną?
Całuję go w pierś i cieszę się jeszcze chwilą przed zadzwonieniem budzika. Od jakiegoś czasu wstajemy przed nim, żeby urządzać sobie te nasze pogaduszki o niczym od samego rana. Nie rozmawiamy o jakiś poważnych rzeczach, dlatego tym bardziej to uwielbiam.
Praca to ciężka harówka, w szczególności gdy robi się to pierwszy raz i tak poważanie. Tonę w papierach i w ogóle nie jest to przyjemne. Przydałby mi się kieliszek wina, ale na nim by się nie skończyło, a nie dosyć, że jestem w pracy to i prowadzę. Teoria od praktyki różni się niemal wszystkim, trzeba łączyć tak wiele rzeczy w jedno, a nie jestem pewna czy pamiętam o wszystkich składnikach. Dlatego czuję ulgę gdy rozlega się pukanie do drzwi, a potem bez mojej odpowiedzi pukający wchodzi do środka.
– I jak tam się ma moja gruba ryba? – podnoszę głowę z papierów.
– Pieszczotliwe słówka to raczej nie twoje drugie imię.
– Cóż mogę powiedzieć – Oli siada naprzeciwko mnie i obraca w swoim kierunku jeden z segregatorów – No uśmiechnij się, Gina bez uśmiechu to nie Gina.
– W ogóle nie czuję się jak Gina.
– Pomogę ci to ogarnąć.
Tak długo marudziłam mu przez telefon, że się w końcu zgodził.
– W końcu czego nie robi się dla swojej narzeczonej?
– Ok, przyjmę zaręczyny jak mi to wytłumaczysz – przekonuję – Jak się w tym zorientowałeś.
– Przestałem brać kokę – brzmi tak poważnie, że moje oczy robią się wielkie, a wtedy on na mnie patrzy – Chryste, żartuję, nie ćpam, po prostu przyjąłem dużo pomocy.
– Ok, ja też przyjmę.
– Usiądź obok mnie, a wszystko ci wytłumaczę.
Czasem mam problem z Olim, ponieważ nie wiem, która jego twarz jest prawdziwa, a może każda tylko po trochu. Pomaga mi, więc nie wydaje mi się, żeby aż tak bardzo nienawidził swojej pracy. Gdyby tak było miałby jej po dziurki w nosie, a on jest skupiony i skrupulatny, niczego nie pomija, jakby urodził się po to, żeby mi to wytłumaczyć. Jakiś mały głosik w głowie mówi mi, że wypełnia się moje przeznaczenie, ale ja do licha nie wierzę w takie głupoty, jestem panią własnego życia.
– Możesz to zlecić szefowi kuchni, ty tylko będziesz sprawdzać czy ilość wydanych dań zgadza się z ilością zużytego towaru.
– Nigdy nie ufaj do końca, co?
– Taka rola szefa – próbuje mnie uświadomić.
– Dam radę?
– Jeśli bardzo się postarasz...
– Lubię wyzwania, ale nie wiem czy w tym wypadku miałam w ogóle wybór.
– Kasa, kasa, kasa, gruba rybko.
Drzwi za nami otwierają się ponownie. Obracam głowę, żeby dostrzec...
– Luke?! Co ty tu robisz?
– Mam wolny dzień, przyszedłem sprawdzić jak sobie radzi moja dziewczyna.
– Mogłeś zadzwonić! – zaczynam się denerwować, ponieważ mama może pojawić się w każdej chwili i na pewno nie uniknęłabym pytań.
Oceniam strój Luke'a, jeansy, koszulka, puchowa kurtka, okej, nie jest źle, mama wie, że nie mam samych znajomych w garniturach, ale on nie jest tylko znajomym....
– Nie chcesz mnie tutaj? Myślałem, że w końcu mógłbym zjeść nie na wynos, wybrać z karty..
Zaskoczył mnie.
Nigdy nie powiedziałam mu, że nie może tu przyjść.
Nie powiedziałam, że nie możemy pokazać się razem.
A teraz on tu jest i nie czuję, że to jego miejsce.
– Po prostu...
Oli wyczuwa napięcie i postanawia je rozładować, mimo, że tak naprawdę tylko je zagęszcza.
– Dobrze, że cię widzę, Luke! Może pomożesz mi wybrać pierścionek dla Giny? Ty chyba lepiej wiesz, jaki zaręczynowy klejnot jej się marzy.
Nie powiedziałam mu o tym.
Nie czułam takiej potrzeby.
Boże, jestem taka głupia.
Dlaczego Oliwier nie może się zamknąć? Co to w ogóle za bezczelność? Czy nie może być teraz tym Olim w garniturze, a nie moim starym bff?
– Zaręczamy się dla pomnożenia majątku.
– Zamknij się! – krzyczę do niego.
– A myślałem, że jesteś gejem.
Teraz Olivier rzuca mi spojrzenie, jakbym zdradziła jego największy sekret, a przecież Luke tam wtedy był.
– A ty myślałem, że jesteś moją dziewczyną – patrzy na mnie zakładając ręce na piersi.
– On żartuje!
– Nie do końca.
Luke jest, co raz bardziej wściekły, myśli pewnie, że kompletnie z nim pogrywam, a nic takiego w ogóle nie ma miejsca.
Drzwi otwierają się jeszcze raz.
– Czy ktoś wreszcie zacznie pukać! – wrzeszczę.
To mama.
Boże.
Kiedy moje życie zrobiło się takie nerwowe?
– Dzień dobry – wita się oficjalnie – Cześć, Oli – nawet się do niego uśmiecha – A pana nie znam, pan..
Luke patrzy na mnie, a ja błagam go spojrzeniem, żeby nie mówił kim dla mnie jest, to nie czas ani miejsce. On jednak odwzajemnia się zimnym spojrzeniem, mówiącym, że jest za stary na te bzdury.
– Miło mi panią poznać, Jestem Luke Hemmings, chłopak pani córki.
Luke wyciąga do mamy rękę, ale ona patrzy na mnie, jakbym ją spoliczkowała.
– Myślałam, że w końcu zeszliście się z Olim.
Ignoruje rękę Luke'a, ale Luke nie zamierza tego ignorować.
– Wyciągam do pani rękę, powinna pani ją uścisnąć, zgodzie z szacunkiem do drugiej osoby.
– Jesteś bezczelny – jakbym słyszała jego mamę w stosunku do mnie.
– Oni się tylko przyjaźnią – informuje ją.
– Gina! Musimy porozmawiać natychmiast...
– Wie pani kim jestem, prawda?
Co?
– Byłem tam wtedy i pani mnie pamięta.
– O czym ty mówisz, Luke?
– Za kogo ty się uważasz?! – nie wiem czy kiedykolwiek widziałam mamę tak wściekłą – Gina, moja córka nie będzie się spotykać ze strażakiem!
– Skąd mamo...
– Myślałem, że możemy udawać, że to się nie wydarzyło, ale pani tak niemiło zaczęła...
– O co tu chodzi?!?
– Byłem w domu Gavina i Glen gdy twoja mama przyszła i zapropnowała mu pieniądze za zostawienie Glen w ciąży. Powiedziałem jej, żeby wsadziła sobie te kasę w dupę.
– Dlaczego moje córki tak bardzo mnie nienawidzą i wybierają takich mężczyzn?!?
Nie zaskakuje mnie to bardzo, zaskakuje mnie tylko sam fakt, że mi nie powiedział, że przez ten cały czas ukrywał fakt, że znał moją matkę i ani razu nie powiedział, co o niej myśli i że tutaj przyszedł.
Dlaczego teraz się na to zdecydował?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro