Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44 {Szansa}


Stoimy w łazience i myjemy zęby. Walczymy na spojrzenia w lustrze, licytując się kto dłużej nie mrugnie. Wymaga to zbyt wiele powagi jak na mój gust, dlatego na moich ustach pojawia się niekontrolowany uśmiech, co wywołuje to samo u niego. Puszczę usta i całuję go w nagie ramie, a moja dłoń otacza go w pasie, ściskając jego mięśnie.

– Mówiłam już jak kocham ten niezwykły ośmiopak?

Czasem zdarza mi się przylatywać go na ćwiczeniu albo wpisywaniu siłowni w grafik. Poświęca na to sporo czasu, a jednocześnie jest na to kompletnie obojętny. Nigdy o tym nie mówi, nigdy się tym nie chwali, jakby to samo przychodziło bez jakiegokolwiek wysiłku.

Całuję go w obojczyk, ściskam każdy mięsień po kolei i przesuwam usta niżej i niżej..

– Jest zachwycający, pewnie nie jedną kobietę zaskoczyłoby, co tam skrywasz.

– A ciebie zaskoczyło?

Unoszę głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

– Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać – całuję go pod lewą piersią – Na pewno mnie zachwycił – mój język sunie po kolejnych umięśnionych pagórkach, a on uważnie mi się przygląda.

– Nie mam czasu.

– Zawsze wstajesz tak wcześnie, że zdecydowanie go masz – ściskam jego pośladki, przesuwając usta niżej i niżej, aż zahaczam zębami o materiał bokserek.

– Jesteś taka przewidywalna.

Więc daję mu klapsa, tego się na pewno nie spodziewał i podskakuje, rzucając mi przy tym karcące spojrzenie, co oczywiście mnie bawi. Swoimi niezwykle sprawnymi zębami zdejmuję z niego bokserki.

– To przedstawienie trwa tak długo, że naprawdę kończy mi się czas.

– Ja też idę do pracy i chcę być na czas, więc się pośpiesz.

Przewraca oczami.

– Zaraz będziesz... – nie daje mi skończyć.

– Zamknij się i weź tego cholernego penisa do ust.

Wybucham śmiechem.

O mój Boże.

– Co, boli go to dumne stanie?

– Wiesz, co, naprawdę nie mam na to czasu.

Chce podciągnąć bokserki, ale zatrzymuję jego dłonie i biorę cholernego penisa do ust.

To jedyny plus porannego wstawania wraz z nim, mogę się z nim trochę zabawić przed wielogodzinną rozłąką. Miałam w zwyczaju przewracać się na drugi bok gdy on wychodził, a tu taka niespodzianka! Prawdopodobnie moja definicja ulepszania siebie jest najdziwniejszą, jaką ktoś widział, ale co mogę poradzić? Staram się nie zatracić siebie w tej całej próbie dorosłości.

Docieram do restauracji i od razu na wejściu spotykam mamę. Może to powód, przez który nie bywam tu tak często, bo wcale nie jestem fanką oglądania rodziców cały czas. Jednak teraz już za późno i nie mam jak uciec, no i nie mogę uciec, bo jestem dorosła.

Dorosłość.

Chryste, to słowo w moim słowniku zajęło zdecydowanie zbyt ważne miejsce i wszystko kręci się wokół tego, żeby być właśnie taką osobą.

– Zapraszam do gabinetu.

– Może by tak jakieś ‚cześć, Gina'?

– Cześć, Gina, zapraszam do gabinetu.

Nie wiem czy przed ojcem też była taka drętwa, właściwie nigdy nie opowiadali o życiu przed sobą, ani życiu ze sobą, po prostu razem byli.

– Może chodź do gabinetu, córeczko? Dlaczego traktujesz mnie tak oficjalnie, mamo?

Dziwnie jest się tak do niej zwracać, w szczególności wiedząc jak złym rodzicem była i jest.

Wchodzimy do jej gabinetu, każe zamknąć za sobą drzwi, a ja uświadamiam sobie, że złośliwie zostawiłam je otwarte.

– Wpisałaś się na cały miesiąc do grafiku, ale nie mamy już dla ciebie miejsca. Zatrudniliśmy nową osobę.

Czy wszystko mi mówi, żebym nie była dorosła? Żebym nic nie zmieniała? To musi być znak!

– Potrzebuję odpoczynku, przejmiesz te restauracje.

– Co?!? – dziwne, że dopiero teraz się oburzam – Wpisałaś się, więc masz czas. Czas zajść się tym, na co wydaliśmy z ojcem pieniądze. Będziesz zarządzać tą restauracją. Oboje w ciebie wierzymy, że dasz radę. Musisz tylko otworzyć się na nowe możliwości.

– To jakiś absurd! Nigdy tego nie robiłam!

– Czas teorie przerzucić na praktykę, każdy kiedyś próbował – przekonuje – Nie ma tu miejsca na odmowę.

To spodoba się Lukowi, myślę.

Będzie ze mnie dumny.

Może wszyscy zobaczą we mnie coś więcej i w końcu zrozumieją, że jestem kimś więcej i w końcu nie będę musiała nic więcej im udowadniać, bo zobaczą, że się mylili.

A może zarządzanie to dobra zabawa? Nie może być w tym nic takiego trudnego, prawda? To nowe wyzwanie, a ja tak lubię wyzwania..

– Dobrze – zgadzam się, wierząc, że miałam wybór – Wprowadzisz mnie?

Nie skończyłam studiów niewiadomo jak dawno, ale na tyle, żeby potrzebować wprowadzenia w papiery i kto tu od czego jest.

Praca kelnerki jest lżejsza.

Zarządzanie to cholerne wyzwanie.

Mama przygląda mi się z uwagą, jakby nie wierzyła, że słucham i zamierzam spróbować. Muszę przyznać, że ja też ledwo w to wierzę.

Spędzam u Luke'a większość dni i nocy, a gdy nie jesteśmy u niego jesteśmy u mnie. Właściwie nie potrzebujemy przestrzeni i to jest coś, czego się nie spodziewałam w swoim życiu.

– Cześć, chyba musimy zjeść na mieście, bo lodówka jest pusta.

Informuje mnie gdy tylko mnie dostrzega.

– A może byś tak do niej zajrzał?

Robienie zakupów to także kwestia dorosłości. Uczenie się tego, co lubi, kupowanie tego.

– Coś na mnie wyskoczy?

– Zajrzyj.

Obraca się do mnie z zaskoczoną miną gdy już zagłada do wnętrza lodówki.

– Wymieniłam trochę twoich produktów na moje, bo i tak je wolisz – stwierdzam – Co ugotujesz?

Nie ugotowałam, bo powiedział, że woli gotować i że robi to o wiele smaczniej ode mnie.

– Okej, co byś chciała?

– Czym mnie zaskoczysz?

Kupiłam także konkretne produkty, na konkretne danie, ale nie wiem czy je dostrzeże, pośród miliona innych.

Siadam na kuchennym blacie gdy on przygotowuje nóż, deskę, produkty.. uśmiecham się od ucha do ucha gdy widzę jak podciąga rękawy, żeby zacząć prace.

– Rzucić ci fartuszek?

– Pytasz czy zrzucić fartuszek? – pyta już całkiem pochłonięty gotowaniem.

– Ktoś tu ma brudne myśli.

– Przy tobie zawsze – widzę jak przewraca oczami, więc postanawiam bardziej przykuć jego uwagę.

– A tak w ogóle dostałam awans.

Patrzy na mnie, po czym odkłada nóż.

– No, będę zarządzać restauracją! – ekscytuję się przesadnie.

Nie jest przekonany, widzę to w jego twarzy.

– No co? Nie cieszysz się?

– Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.

– Dostałam ofertę to ją przyjęłam – wzruszam ramionami – A ty mógłbyś być bardziej wspierający, a nie wiecznie narzekać na wszystko, co robię!

Milczymy przez chwile. Musi się nad czymś zastanawiać.

– Okej, masz racje – kiwa głową – Powinniśmy to uczcić winem, chyba mam jakieś.

– Kupiłam piwo – uświadamiam go.

– Nie, na sukcesy w pracy jest wino. Nie dyskutuj ze mną – powarkuje.

– Czy nie to we mnie kochasz? – otaczam tył jego nogi łydką.

Bierze moją brodę między palce i patrzy na mnie, jakby chciał wypalić we mnie dziurę. Cóż, to spojrzenie wywołuje ciarki.

– Teraz powinieneś powiedzieć, że kochasz we mnie wszystko.

– Czy ja nie powiedziałem przed chwilą, że to koniec dyskusji? – cóż za stanowczy ton...

Uśmiecham się.

– Kocham w tobie to, że zawsze mogę się śmiać – mówię zamiast go.

– Nawet gdy chcę twoich najmniej ulubionych poważnych rozmów?

– Zwłaszcza wtedy – wyciągam szyje, żeby dosięgnąć jego ust, ale wtedy on się odzywa.

– Kocham cię, za to, że jestem przy tobie kimkolwiek zechcę.

Nigdy o tym nie mówi, ale beze mnie był zamknięty w swoim małym świecie i mimo, że tak bardzo się starał, wcale nie był szczęśliwy, więc to bardzo dobry powód, z którego także zaczynamy całować się jak wariaci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro