Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34 {Świat strażaka}


– Cześć – podskakuję jak szalona gdy to słyszę.

Muszę spojrzeć w dół, żeby dostrzec faceta na wózku.

– Cześć, przepraszam nie pamiętam imienia.

– Jestem, Ashton – uśmiecha się – Chodź do środka, zaczekamy aż wrócą.

Idę posłusznie za nim. Wiem, że to jego kolega, ale nie rozumiem, co tu robi w tym stanie, ani dlaczego jest w tym stanie. Nigdy nie zwiedzałam żadnej remizy i on raczej nie zamierza mnie oprowadzić, co najwyżej zaprowadza mnie do stołu i mówi, żebym usiadła, a on zrobi herbatę.

– Nie masz czegoś mocniejszego?

Rozbawiam go.

– Nie martw się, wrócą cali.

– Tak jak ty? – patrzę na jego złamaną nogę.

– Praca wysokiego ryzyka – stwierdza.

– Więc jak możesz mówić, że wrócą cali? – denerwuję się i od razu jestem niemiła.

– Martwisz się o niego, co?

– Twoja żona się nie martwi? – odpowiadam.

– Martwi, ale wie, że ta robota to całe moje i nie wyobrażam sobie robić czegoś innego, bo kocham to i jestem w tym dobry.

– Nie kochasz bardziej rodziny?

– Kocham, dlatego to robię.

Przewracam oczami.

– Co za pokręcona logika strażaków, myślą, że ratując innych, mogą zawsze uratować siebie. Spójrz na swoją nogę – tu się zatrzymuję – Przepraszam, nie powinnam cię oceniać.

– Gówno się zdarza – tłumaczy – Nie mogę teraz pracować, ale wrócę do pracy za pół roku. Jestem tutaj teraz, bo nie wiem, czym innym mógłbym się zająć. Ta praca to duża część mojego życia.

– I co? Żona nie dostała prawie zawału gdy wezwali ją do szpitala? – znowu jestem wścibska.

– Mógłbym równie dobrze zginąć przypadkowo pod kołami jakiegoś samochodu.

– Jak myślisz ile ludzi ginie pod kołami samochodów, a ile na służbie?

– Jakbym słyszał teściową – śmieje się – Nigdy się z tym nie pogodziła, ale to nie ona ze mną żyje, wiesz?

Czyli, co?

Muszę się z tym pogodzić?

Skąd w moim życiu wzięło się tyle rzeczy, o których trzeba myśleć?

To wszystko wina, Luke'a.

Nigdy nie zastanawiałam się ile trwa akcja gaszenia pożaru, ale nigdy nie myślałam, że czas płynie wtedy tak wolno. Dlatego chcąc nie chcąc, wciągam Ashtona w rozmowę, niestety strażacy to jedyny temat, o którym jestem w stanie rozmawiać.

– Opowiadasz żonie o akcjach?

– Nie, czasem dzwoni gdy słyszy o czymś w telewizji albo ja dzwonię, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku, ale nie opowiadam.

– Ile macie dzieci?

– Dwójkę, chcesz zobaczyć zdjęcia?

Kiwam głową.

Opowiada o dzieciach i o życiu po za remizą, ale tak naprawdę chciałabym wiedzieć więcej o tym, co się tu dzieje. Luke nawet nie powiedział mi, że jego przyjaciel złamał nogę. Jak mógł mi nie powiedzieć? O swojej rodzinie opowiedział mi mniej, niż Ashton przez ten krótki czas.

– Czy to zazwyczaj tyle trwa?

– Tak – mówi pewnie – Nie martw się.

Właśnie wtedy słyszę wjeżdżające radiowozy do remizy. Podnoszę się jak szalona, po czym szybko opadam z powrotem na krzesło. Muszę zachować spokój. Widzę jak Ashton się ze mnie śmieje i już mam ochotę coś powiedzieć gdy strażacy wchodzą do kuchni. W innej sytuacji skomentowałabym poziom testosteronu i oceniła ich muskuły, ale w tej moje oczy tylko szukają Luke'a. Jego zaskakująco są już skupione na mnie.

Podchodzi do mnie i całuje mnie w głowę, owijając dookoła mnie ramiona. Obracam głowę, żeby na niego spojrzeć.

– Muszę wziąć prysznic, chodź – szepcze mi na ucho.

Podnoszę się tylko dlatego, że chcę zostać z nim sama.

Bez słów przyglądam mu się jak się rozbiera. To łazienka niczym w pływalni, ale jest tu kilka osobnych pryszniców, zasłanianych zasłonkami.

– Dlaczego o niczym mi nie mówisz?

Obraca się przez ramię.

– Mówisz, że mnie kochasz, a nie mówisz mi..

– Właśnie dlatego ci nie mówię – stwierdza – Chroni się tych, których się kocha.

– Przed samym sobą?

– Nigdy nie będziemy się w tym zgadzać – to prawda – Wchodzisz ze mną pod prysznic?

– Nie rozumiem miłości. Jak możesz mówić, że kochasz i zarazem..

– Każdy ma swoją definicje miłości – tłumaczy – Jestem cały i zdrów, chodź do mnie.

Lekceważy jedną jedyną rzecz, której ja nie potrafię. To kolejna różnica, on nie lekceważy każdej rzeczy, którą ja tak, co za cholerne błędne koło...

– No chodź, muszę zdążyć przed kolejnym wezwaniem..

– Czy to w ogóle zgodne z prawem?

Uśmiecha się od ucha do ucha.

– Myślałem, że lubisz rzeczy z nim niezgodne.

Sam wchodzi pod prysznic i szybko łapie mnie za rękę, wciągając pod natrysk w ubraniach i robi ze mnie mokrą kurę.

– Luke!

Całuje mnie z zaskoczenia, a ja poddaję się temu moknąć, co raz bardziej.

– Możesz dotknąć – kładzie moje ręce na swojej piersi – Patrz jak bardzo cały i żywy jestem.

Całuję go w pierś, ściskam jego mięśnie..

– I jak? Wystarczająco prawdziwe?

– Zamknij się – dopadam jego usta, prosto pod natryskiem, mocząc włosy i resztki suchych ubrań.

– Umyjesz mnie?

– A kto cię myje gdy mnie tu nie ma, co? – nie jestem zazdrośnicą, a on w ogóle nie jest kolesiem, który dawałby mi powody do zazdrości.

– Poznaj... – chwila ciszy – Moją prawą rękę.

Biorę ją w swoją i całuję jej wnętrze.

– Dobrze, że jesteś takim dużym, samodzielnym chłopcem..

– Cóż to za wytrawny komplement – namydlam dłonie, żeby na mydlić go – Masz jeszcze jakieś?

– Jesteś piękna – wyciąga wolną rękę i odgarnia mi kosmyk włosów za ucho – Nawet jak taka mokra kura.

– A pięknie cię myję?

– Przyjmij komplement – unosi moją głowę, żebym na niego spojrzała – Po za tym dobrze o tym wiesz.

– Rzadko mi to mówisz i nigdy nie kupiłeś mi kwiatów.

– To są wymagania po ‚kocham cię'?

– To są wymagania na ‚kocham cię' – przysuwam się do niego, żeby wyszeptać mu coś na uszko – Teraz już za późno, żeby je spełnić. Musisz znaleźć inny pomysł na rozkochanie mnie w sobie.

– Więc to możliwe? – nie wiem czy żartuje, czy rzeczywiście myśli, że jestem tak ograniczona. 

Najwidoczniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro