29 {Rozmiar brylantu}
Stoję w jej garderobie, przeglądając to kolejne rzeczy z kolejnymi metkami. Większości nawet nie znam, ale nie wszystkie rzeczy mają drogie metki, niektóre to zwykle sieciówki, co nie powinno mnie dziwić, bo taka jest właśnie Gina. Jednak czy potrafiłaby tylko chodzić w tych tanich? Sprawdzam kilka z tych metek, żeby zobaczyć ceny i pewnie powinienem być zaskoczony, ale jakoś nie jestem.
Dzisiaj jestem po prostu zazdrosnym chłopakiem, który stoi przed trudnym dylematem. Kłócić się z nią, że się mnie wstydzi i idzie tam z kimś innym? Porozmawiać z nią o pieniądzach? O reszcie naszego wspólnego życia? Wszystko byłoby prostsze, gdyby jej pieniądze nie byłby zależne od kogoś. Tak, proszę, przyznałem to. Gdyby to były jej pieniądze, mógłbym z tym żyć i ruszyć do przodu prędzej niż później, ale nie mam pojęcia czy wybierze mnie czy pieniądze. Jest nieprzewidywalna, impulsywna.. tak bardzo martwię się jej życiem i tym, co będzie robić, jeśli ojciec jej to zabierze, że nie umiem przestać i nie wiem jak z nią o tym porozmawiać.
Ona przygotowuje się w tej chwili na ten bal, na którym ma wygłaszać te głupoty o swoim życiu. Oliwier jeszcze nie przyszedł, ale oni razem to niekoniecznie dobre połączenie. Powinienem tam być. Powinnienem móc kupić jej sukienkę.
To takie błędne koło. Nigdy nie zależało mi na tym, żeby być niewiadomo jak bogatym. Tak, wszyscy chcą mieć pieniądze, ale nie mogę powiedzieć, że nie stać mnie na coś czego bym chciał, nie stać mnie, co najwyżej na to czego ona mogłaby chcieć. Dalej odczuwam w budżecie bilet do Rzymu i pewnie jeszcze długo będę, bo sporo czasu oszczędzałem te pieniądze.
– Jestem gotowa! – krzyczy, nie wiem skąd, ale w końcu pojawia się w garderobie – Wybrałeś coś dla siebie?
– Zastanawiałem się czy zmieścisz tu trochę moich rzeczy – przesuwam wieszaki, pokazując, że coś by się zmieściło.
– No pewnie – całuje mnie w ramie.
– Naprawdę? Tak po prostu się zgadzasz?
– Jak wyglądam?
Okręca się wokół własnej osi, ukazując mi nagie plecy i nieprzesadnie krótką sukienkę. Długie włosy są upięte w wysoką kitkę z tyłu aby ukazywać plecy.
Zjawiskowo.
– A jak makijaż?
Doskonale.
Nie zaczęto ją w nim widuję. Wygląda elegancko, dostojnie, jak dziewczyna z dobrego domu i kobieta sukcesu, bardzo seksowna kobieta sukcesu.
– Muszę jeszcze coś wybrać na szyje albo jakieś kolczyki, chociaż za nimi nie przepadam.
– Poważnie to traktujesz, co? – kpię, ale tylko trochę.
– Już zapomniałam jak to jest się stroić na pokaz. Olivier przyjdzie wcześniej, żeby sprawdzić czy niczego nie pominęłam – widzę jak się krzywi, po czym szeroko uśmiecha – Ugh! Zasady! Jak ja nienawidzę zasad! – całuje mnie w policzek – Może wzniecę tam ogień? I będziesz musiał przyjechać? Masz wolne, więc do dupy – patrzy na moją poważną minę – Tak, tak z pożaru się nie żartuje, ani z twojej pracy.
– Był łatwiejszy sposób, żeby mnie tam mieć – przypominam jej.
– Ta, to zły moment, żeby powiedzieć ojcu – stwierdza.
Podchodzi do szafki z biżuterią, a ja idę za nią. Pierwszy raz widzę ją tak zdenerwowaną i nieskorą do nieustających żartów.
Staję za nią i gdy próbuje otworzyć szufladę, ja z powrotem ją zamykam i stawiam przed nią pudełeczko. Gina obraca głowę w moim kierunku.
– Nie możesz mi się oświadczyć! – krzyczy – Co to za cholerny pomysł! Oświadczyny?!?
– Od kiedy w pudełkach na naszyjniki są pierścionki zaręczynowe?
Obraca głowę z powrotem.
– Przepraszam, zbyt szybka reakcja.
– Przynajmniej wiem, co myślisz o zaręczynach.
Przewraca oczami, nie chcąc kontynuować tematu.
– Mogę otworzyć? – pyta, po czym od razu otwiera, nie czekając na moją odpowiedź – Mogę, bo to moje.
Otwiera pudełko i jedno szybkie spojrzenie na zawartość, a drugie od razu na mnie i z powrotem na wisiorek.
Jestem zdenerwowany, a szczerze? Nie wydaje mi się, żeby powinno tak być.
– To słodkie – dotyka palcem wisiorek – Nigdy nie dostałam od faceta biżuterii.
– Właściwie jej nie nosisz.
– Gdybyś nie zauważył, prowadzę dosyć szybkie życie.
– Podoba ci się? – pytam w końcu.
– Kupiłeś mi go do sukienki?
Czuję się przy niej jak dwudziestolatek, którego dziewczyna chciała drogie prezenty, a on nie rozumiał dlaczego to jest ważniejsze od uczucia. Różnica jest tylko taka, że mam teraz trzydzieści lat i dalej nie stać mnie na takie prezenty. Nie znam się na tym. Wszedłem do jubilera i nie miałem pieprzowego pojęcia, co robię. Nie lubię takiego uczucia bezradności, bo nie widzę w tym wszystkim sensu.
– To słodkie, że chciałeś, żebym miała coś od ciebie gdy ciebie nie będzie przy mnie – jej uśmiech nie jest pełen tylko i wyłącznie rozbawienia jak to zwykle bywa.
– Jest jakieś ‚ale' – chyba wiem nawet jakie.
– Muszę mieć coś wystawniejszego – otwiera szufladę, gdzie jest pełno biżuterii, która daje po oczach – Chryste, nigdy nie myślałam, że będę w tej sytuacji.
Wycofuje się nie wyjmując nic i siada na pufie na środku pokoju.
– No i co? Co ja mam zrobić, Luke? Liczenie się z czyimś uczuciami jest takie trudne. To nie tak, że mi się nie podoba, jest piękny, naprawdę... będę go nosić na codzień, dobrze?
– Nie nosisz biżuterii na codzień, już to ustaliliśmy.
– Wiesz co? Pieprzyć to ubiorę dwa. Co to ma za znaczenie, co ktoś myśli? – jęczy sfrustrowana – Żadnego, ale nie idę tam dla zabawy – patrzy na mnie – Gdyby to było prawdziwe, to wyjście, to bym ubrała ten wisiorek i wszystko byłoby super, ale to nie jest prawdziwe – tłumaczy – Chodzi tylko o stan mojego konta.
– Przepraszam, że w moim życiu wszystko jest prawdziwe – warczę – A może i więcej niż prawdziwe.
– Nie będziemy się kłócić o kasę – odwarkuje.
– Przecież o to tu właśnie chodzi, prawda?
– Nie jestem taka! Nie jestem pozerką! Boże, Luke.. chcę tylko, żeby dał mi spokój czy to tak wiele? To nic między nami nie zmienia.
– Nie znam takiej ciebie – informuję ją.
– Bo nie musisz mnie takiej znać, to coś czego nauczyłem się w domu i tyle – przewraca oczami – Dziękuję, Luke. To słodkie – uśmiecha się chyba już prawdziwie.
– I co mam powiedzieć? – pytam – Jestem sfrustrowany – bo to się nigdy nie skończy i nie wiem jak sobie z tym poradzić – Nie znam takiej ciebie.
– To chyba dobrze, bo taka ci się nie podobam. Panienki z wyższych sfer nie twój typ, okej, zapamiętam. Wrócę jako rozwydrzona osiemnastolatka – uśmiecha się od ucha do ucha – Chcesz chociaż zaliczyć pocałunek z tą dziewczyną?
– Nie jestem pewny czy sztuczne pocałunki są w moim guście.
– Nie jesteś pewny? – wstaje i zbliża się do mnie – To może powinniśmy to sprawdzić...
– Cześć! Drzwi były otwarte! – nie wiem, jakim cudem tak szybko nas znalazł – Wszedłem jak do swojej dziewczyny – nabija się Oliwier.
– Już jestem prawie gotowa – Gina klepie mnie po tyłku – Założysz mi jakieś obrzydliwe świecidełko?
– Skoro nie mam wyjścia...
Chciałbym się z nią kłócić, przekonać ją do swoich racji, ale czy tak naprawdę mam do tego prawo?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro