Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24 {Nie do wygrania}


Następnego dnia już mi lepiej, ponieważ posiadam w domu tabletki na takie okazje i jestem jak nowonarodzona. Nie odzywam się do Luke'a, a on nie odzywa się do mnie. Nic takiego się nie stało. To nie ja z nas dwojga mam niebezpieczną prace.

W każdym razie zbieram się rano i jadę do Oliviera, bo musimy się przygotować na nasz mały występ. Znalezienie jego biura w internecie to najłatwiejsza rzecz na świecie. Ubrałam się nawet jak przystało na damę, ponieważ może spotkam jego ojca i szepnie dobre słówko mojemu i da mi więcej spokoju. Trochę pozorów nikomu nie zaszkodzi.

– Dzień dobry, jest Oli? – trzepoczę rzęsami do panienki z recepcji.

– A pani to kto?

– Skoro pani nie wie, to nie wiem czy powinna pani tu pracować – uśmiecham się słodko.

– Proszę poczekać, jak się pani nazywa?

– Powiedz Olie'mu o naszej ostatniej nocy – nie mam wstydu, wiem.

Jednak to żart i on się tego chyba domyśli.

Sam wychodzi na korytarz. Może spodziewa się jakieś striptizerki, której cholera, co zaoferował.

– Gina – wypuszcza oddech ulgi, a ja szybko go przytulam.

– Gabinet?

– Gabinet – pokazuje mi kierunek i ruszam przodem.

Gdy wchodzimy do środka, Oli rozluźnia krawat i opada na kanapę,

– Ale mnie wystraszyłaś. Nic prawie nie pamiętam i bałem się..

Siadam obok niego.

– Luke dalej zły?

– Tak, nie odzywamy się do siebie.

– Może to dlatego, że zaoferowałaś mi, że pokażesz mi cycki.

– Co? – teraz to ja jestem zaskoczona.

– Mam małe przebłyski...

– O Boże, nie zrobiłam tego, prawda?

– Nie wiem – mówi.

– Przecież ciebie nie interesują cycki! – krzyczę.

– Gina, Chryste! Nie tutaj!

Muszę się opanować, przynajmniej trochę.

– Przepraszam – mówię szybko – Jesteś zły?

– Że się domyśliłaś? – nie całkiem to miałam na myśli – Nie.

– Co mam zrobić z Luke'm? – nie wiem, dlaczego go o to pytam. Nie całkiem po to tu przyszłam, ale potrzebuję rozmowy, a on jest jedyną osobą, która wie.

– Przy tobie można się znowu poczuć jak w liceum – śmieje się – Nigdy nie dorośniesz, co?

– A muszę? – pytań głupio.

– Trochę ci zazdroszczę, że żyjesz w takiej bańce.

Nie chcę o tym gadać.

– Co mam z nim zrobić? – moja głowa opada na oparcie kanapy – Może coś zjemy?

– Muszę pracować – mówi – Nie mam czasu na jedzenie. Mogłaś coś przynieś z restauracji rodziców. W liceum mieli tam pyszne żarcie.

– Teraz jest jeszcze lepiej, dlatego uwielbiam tam być kelnerką.

– Kelnerką? – jest zaskoczony.

– No, lubię to.

Kręci głową z niedowierzaniem.

– Z pensji kelnerki pewnie ciężko jest wyżyć – wiem, że wie, że z tego nie żyję. Wstaje i idzie po coś do biurka – Miałem iść, ale ojciec wymyślił mi, że muszę lecieć do Waszyngtonu – rzuca we mnie dwoma biletami – Dobry koncert.

– Wow! Kupiłeś bilety! A mi się nie udało! – ekscytuję się – I jakie dobre miejsca! Wow!

– To dzięki mojej sekretarce, którą tak potraktowałaś.

– Pójdę ją wycałować! Chciałam go tam zabrać, ale bilety były wyprzedane! On to kocha! Zawsze mi to puszcza jak gotuje, a ja drażnię go Taylor Swift.

– Masz sprawić, że ci wybaczy, a nie że cię rzuci.

– Wymagający jest – znowu opadam na kanapę – Gdzie ci, co wystarczy im lodzik?

– Naprawdę nic się nie zmieniłaś. Dalej ta sama niewyparzona buzia – kręci głową z niedowierzaniem.

– Przyzwyczajaj się, kandydacie mojego ojca na męża.

– Męża twojego ojca?

– Trzymaj się z daleka od moich pieniędzy! – trącam go żartobliwie ramieniem – Okej, lecę. Dzięki, za bilety. Zadzwonię w sprawie kotylionów. Może wcisnę się w swoją sukienkę, a ty swój garnitur, co?

– Obym miał dalej zioło w marynarce.

– Hej! To moje!

– Może się podzielę – wraca za biurko – Ale po przemowie.

– Okej, po.

– Powodzenia z Luke'm.

– Jak sobie coś przypomnisz dzwoń! Łatwiej udobruchać kogoś gdy wie, co się przeskrobało!

Luke nie jest facetem, którego można udobruchać przez łóżko, a to jest to, co najlepiej mi wychodzi. Trudno jest być z kimś, kto jest tak rożny od ciebie i chce tylu rzeczy, których nikt od ciebie nie chciał. Chciałabym, żeby był łatwiejszy w obyciu. Muszę go przepraszać za dobrą zabawę. Kto przeprasza za takie rzeczy?

Muszę czekać pod jego domem, bo nie chcę robić sceny w jego pracy. Normalnie bym się tym nie przejęła, ale chyba stąpam po cienkiej linii i nie chcę jej przerwać.

– A ty, co znowu tutaj robisz? I jak się wystroiłaś, co szukasz porządnej pracy?

– Proszę pani, gdybym chciała z panią rozmawiać to zrobiłabym to dawno. Niech dam mi pani spokój – mam ważniejsze rzeczy na głowie.

– Mój syn zasługuje na kogoś lepszego.

– Pani syn chce mnie i im szybciej się pani z tym pogodzić tym szybciej przyzwyczai się do tego, że teraz to ja jestem kobietą jego życia – wiem, że przesadzam z tą kobietą, ale nawet nie kontroluje własnych słów.

– ‚Teraz' to dobre słowo, bo na długo tu nie zostaniesz,

Przewracam oczami i zaszczycam ją spojrzeniem.

– Ma pani męża, prawda? Nigdy go nie widziałam – mówię – Jest już na emeryturze, prawda? – Luke mówił, że to ze względu na problemy ze zdrowiem – Dlaczego do cholery nie chce pani spędzać czas ze swoim ukochanym? Tylko przychodzi sprawdzać dorosłego syna? Szuka pani mu miłości, a może zajmie się pani własną, co? Nie jesteście starzy. Tyle macie rzeczy do przeżycia, poradzimy sobie gdy wy możecie przeżyć drugą młodość.

– Nie będziesz mi gówniaro mówić, co mam robić! – krzyczy.

– No to samo się tyczy mnie, ale może nie gówniaro, jakiś szacunek tam mam.

Luke'a samochód wjeżdża na podjazd.

– Ma panią zawieść do męża?

– Luke! – krzyczy – Nie chcę cię widzieć, dopóki z nią jesteś! Ta dziewczyna jest bezczelna i pozbawiona szacunku!

Luke patrzy na mnie, jakby po raz pierwszy mógł się z tym zgodzić.

– Mamo, zabiorę cię do domu..

– Nie! Skoro jesteś z kimś takim..

– Mamo, odwiozę... – przekonuje.

– Żeby wrócić do tej ladacznicy? Po moim trupie! Nawet byś nie wysiadł z samochodu jak przedwczoraj! A zrobiłam twój ulubiony obiad!

Boże, ta kobieta w ogóle nie ma własnego życia. Co ona sobie myśli?

– Idź do domu, Gina. Muszę porozmawiać z mamą – kieruję się do jego domu – Do siebie – mówi.

– Nie będę błagać cię o przebaczenie! – krzyczę – Nic nie zrobiłam!

– Pokłóciliście się? – Włącza się jego mama – O co? Co ona zrobiła?

– Mamo, to akurat nie twoja sprawa.

– Jesteś moim synem!

– Na litość boską, Luke, nie zostawimy z nią wnuków! – kurwa, nie wierzę, że to powiedziałam.

– Jesteś w ciąży?! W ciąży z moim synem?

– Mamo, chodź zawiozę..

– Nie jestem w ciąży – mówię szybko – A z resztą jadę do domu, mam dosyć tłumaczenia się przed kimkolwiek.

Patrzy na mnie gdy odchodzę, ale nic nie mówi. Nie jestem beksą i nie robię łez, tylko krzyczę z frustracji i bezsilności.

Nie chce mnie takiej?

To w ogóle nie będzie mnie miał, bo ja siebie lubię i nie będę się wstydzić, bo ktoś nie rozumie mojego sposobu na życie.

Jestem taką hipokrytką.

Naprawę jestem jak nastolatka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro