Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19 {Niezbyt to wychodzi}

Czuję jak podnosi się z łóżka. Widzę jak na mnie patrzy, a on widzi, że otwieram oczy.

– Muszę lecieć do pracy.

Kiwam tylko głową, zbyt zmęczona wdawać się z nim w dyskusje. Jego usta całują moje nagie ramie, kawałek szyi.. nie zastanawiam się dwa razy, wyciągam ręce do jego twarzy, żeby złączyć nasze usta i wcale nie tak szybko puścić. Odrywa się ode mnie, zakrywając moją głowę kołdrą, żebym skończyła go napastować, co rozbawia mnie nawet o tak wczesnej godzinie.

– Mogę potem wpaść?

– Zostawię ci klucze w doniczce – całuje mnie w czoło.

– Której?

– Może to dobra zagadka.

– Ugh! Nienawidzę cię!

Śmieje się i jeszcze raz całuje mnie w czoło.

– Przestań, bo zaraz nie pójdziesz przeze mnie do pracy. A kto jak nie ty uratuje ludzkie życia?

Nie pozwalam strachowi mnie ogarnąć, ale zarazem czuję jak wszystko się we mnie spina. Odkrywam się z kołdry, żeby na niego spojrzeć, dobrze zapamiętać, gdyby to był ostatni raz gdy.. nie, nie, nie.

– Ale masz minę, co źle wyglądam z rana?

Jednak nie pozwalam mu odejść i niemal wyskakuję z łóżka, żeby pocałować go jeszcze raz, pociągnąć jeszcze raz za włosy, rozbawić go, przygryźć jego  wargę, skłonić go do pocałowania mojej szyi.

– Chryste, dziewczyno – pociągnięciem za włosy, odsuwa mnie od siebie.

Bądź bezpieczny.

To nigdy nie przechodzi mi przez usta. Mam nadzieję, że chociaż moje oczy to wyrażają.

– Wracaj do snu, mój nieranny ptaszku.

– Zobaczymy się po twojej pracy – to obietnica i to nie tak mała, jakbym chciała.

– Tak, mam nadzieję, że ugotujesz coś dobrego. Jeszcze dla mnie nie gotowałaś – nabija się z mojego wiecznego jedzenia z rodzinnej restauracji.

– Wal się, nie jestem kurą domową – pokazuję mu środkowy palec.

– Może to lepiej, jeszcze mój dom by spłonął.

Słyszę rozbawienie w jego głosie, a to wywołuje mój uśmiech.

– Do zobaczenia – jeszcze raz całuje moje czoło, kącik ust, aż w końcu usta.

Tak, do zobaczenia i nic innego nie rozważam.

Późnym popołudniem szukam klucza w jego doniczkach, moje szczęście sprawia, że znajduję go od razu.

Ha! Jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą.

Jestem obładowana zakupami, ponieważ faktycznie postanowiłam coś ugotować. Poprosiłam o jeden z mniej wymyślnych przepisów naszego szefa kuchni z restauracji i jestem gotowa do działania.

Trzeba próbować nowych rzeczy, prawda?

Odstawiam zakupy na stół, a raczej próbuję, bo..

– Co tutaj robisz?!

Podskakuję jak wariatka, a wszystko wylatuje z przyniesionych przeze mnie papierowych toreb.

– O Boże, ale mnie pani przestraszyła – kładę dłoń na moim walącym sercu, które jest gotowe wyskoczyć z piersi.

– Jak tutaj weszłaś?

– Mam klucz – informuję ją.

Jednak ona już nie jest zainteresowana moimi słowami, a tym, co wypadło z moich zakupów.

Prezerwatywy.

Dużo prezerwatyw.

Cóż, może jednak nie urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą.

– Jesteśmy dorośli, wszyscy wiemy jak działa seks – mówię – Proszę mi nie mówić, że pani go nie uprawia, bo co inaczej robiłby tutaj Luke?

– Jesteś bezczelna!! – krzyczy – Co mój syn robi z taką dziewuchą jak ty?

– Mam być jeszcze bardziej obrazowa?

Myślałam, że to niemożliwe, ale na jej twarzy pojawia się jeszcze większe obrzydzenie niż przed chwilą.

– Mój syn jest samotny, nie licz na to, że go usidlisz, gdy zmądrzeje rzuci cię.

– Ja tam uważam, że całkiem inteligentny z niego facet.

Zamiast szybko schować, to co wywołało początek burzy, rozpakowuję na stół resztę zakupów.

– Możesz iść, zrobiłam już dla niego obiad – podkreśla, że to posiłek tylko dla niego, ale ja to ignoruję.

– Dziękuję, ale prawdopodobnie zostanę na noc.

W jego matce się gotuje, a ja jestem, co najwyżej rozbawiona. Luke pozwala jej na wszystko, a ja nie zamierzam.

– Nie masz dziewczyno pracy?

– Ależ mam – uświadamiam ją – Tylko nie muszę być tam codziennie.

– Co to za praca?

– Jestem kelnerką w rodzinnej restauracji.

Czuję, że to mówi jej o mnie wszystko, a przecież tak naprawdę nie mówi nic.

– I jedziesz takim samochodem?

– Mam bogatego tatusia – nie wiem, dlaczego trzepoczę rzęsami i robię z siebie głupią idiotkę. Może dlatego, że i tak nie pomyśli już o mnie inaczej.

– Co mój syn w tobie widzi?

Nie chcę wymieniać jej swoich zalet, które wczoraj usłyszałam z ust jej syna.

– Może potrzebuje trochę posiewu świeżości po trzydziestce – żartuję, ale ona nie rozumie mojego poczucia humoru.

Otwieram lodówkę, żeby włożyć do niej zakupy, w ogóle nie przejmując się jej obecnością. Jedna z nas stąd wyjdzie i to zdecydowanie nie będę ja. Jednak jego mama jest dzisiaj o wiele bardziej uparta niż ostatnio i także nie wygląda, że się gdzieś wybiera. Boję się nawet pójść po torbę z rzeczami do samochodu, bo pewnie przekręciłaby klucz w drzwiach i go w nich zostawiła, uniemożliwiając mi wejście. Nie próbuje nawet ze mną rozmawiać, ale obserwuje mnie gdy krzątam się po mieszkaniu, otwieram wino, a ona w tym czasie sprząta. Nie uważam, że jest tu brudno i na pewno Luke potrafi zrobić to samemu. To nie tak, że przyszłam tu poleżeć brzuchem do góry. Chciałam gotować i co? Moje plany zostały pokrzyżowane.

– Cześć! Wróciłem!

Dzięki Bogu.

– O mama – nie widzę jego twarzy, bo wyjmuje talerze – Cześć, co tutaj robisz?

– Ugotowałam obiad i posprzątałam – informuje go.

– Okej, tym razem naprawdę musisz zjeść z nami – uśmiecha się do niej – I naprawdę musisz skończyć z tym gotowaniem dla mnie. Widzisz, zająłem się tym już mam kogoś od tego.

Wskazuje na mnie, a ja pokazuję mu środkowy palec, co tylko rozszerza uśmiech na jego ustach.

– Właśnie dzisiaj miała mieć swój dzień testowy..

– Wal się – poruszam tylko wargami z nadzieją, że zrozumie słowa.

– Mamo, naprawdę możesz robić w tym czasie coś innego niż dla mnie gotować – wraca do głównego tematu – Jack i Ben się śmieją, że jestem syneczkiem mamusi.

– Są zazdrośni – podsumowuje jego mama.

– Siadaj, mamo – zachęca ją – Następnym razem to my ci coś ugotujemy dobrze?

Kolacja z jego mamą?

Nie wiem jak to zniosę.

Nie wiem, czy w ogóle chcę to znosić.

Następnym razem..

Jak długo my właściwie...

Siadam z nimi do stołu i nie uciekam po za tu i teraz.

***
Jeszcze jeden rozdzialki i zobaczycie kawałek nowobogackiego życia Giny......

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro