Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15 {Tak po prostu}

Nie udało mu się wtedy ściąć tej głupiej trawy, bo byliśmy zbyt zajęci rozmową. Przez następny tydzień albo padało albo był w pracy i zupełnie nie miał na to czasu, ale gdy zadzwonił, że ma wolną niedziele i zamierza się zajść ogródkiem, zbyt szybko wyskoczyłam z mieszkania, żeby do niego dołączyć. Lubię to, że nic mnie nie ogranicza, że właściwie mogę być gdzie chcę i kiedy chcę i robić, co mi się żywnie podoba. Nigdy nie byłam od nikogo uzależniona i jak widać dalej nie jestem. No chyba, że biegnięcie do faceta po pierwszym telefonie to uzależnienie.

Zajeżdżam jeszcze do restauracji, żeby zabrać trochę jedzenia dla dwojga. Kucharz mnie uwielbia i nigdy nie odnawia przygotowania dwóch dodatkowych porcji gdy tylko wykonuję telefon. Jednak dzisiaj napotykam tam moją mamę.

– Tylko dla dwojga? – pyta z zaciekawieniem – Zazwyczaj zabierasz dla czworga albo i pięciorga. To ktoś wyjątkowy?

Widać, że Luke nie zna mojej mamy, ponieważ ona się interesuje, ale w bardzo specyficzny sposób.

– Myślisz, że tylko wyjątkowi ludzie lubią jedzenie z waszej restauracji? – próbuję żartować – Glen bardzo je lubi, a jest taka zwyczajna.. – zawsze bronię siostrę przed nimi.

– Nie umie gotować dla swojej rodzinki? – mama potrafi być tak samo zgryźliwa jak ja.

– Czasem każdy potrzebuje wytchnienia, tak jak ty od dzieci.

Nie mówi nic więcej. Jestem pewna, że złoży mi niespodziewaną wizytę, ale w odróżnieniu od matki Luke'a będzie musiała zapukać. Widziałam dostatecznie dużo filmów, żeby przekonać tatę, że powinnam być formalnym właścicielem mieszkania. Nieważne, nie chcę o nich myśleć.

Pukam do jego drzwi, nie będąc na tyle odważną, żeby po prostu wejść do środka. Otwiera drzwi, a ja nagle nie wiem, jak się zachować.

– Cześć – mówi jak to zwykle ma w zwyczaju.

– Cześć, przyniosłam trochę jedzenia.

– Myślisz, że nie mam jedzenia w twoim bogatym guście? –  odgryza się.

– Nie chciałam sprawdzać – ściskam pomiędzy nami pudełka z jedzeniem i dosięgam do jego ust, żeby chociażby poczuć ich smak.

Smak.

Właśnie, smakują jakoś inaczej.

– Co to za smak? – pytam bez zastanowienia – Cebula? – dopytuję.

– Myślisz, że zaprosiłem cię na koszenie trawy bez grillowania?

– O! Nie wiedziałam, że są jakieś zasady..

– Widać – zabiera mi pudełka z rąk i wpuszcza do środka domu.

Może trochę przesadnie kręcę tyłkiem gdy idę przed nim, ale go to tylko rozbawia.

Czuję się z nim swobodnie, ponieważ wie, że przez większość czasu wcale nie jestem poważna, a to mu odpowiada i wcale nie chce na sile zrobić ze mnie kogoś innego. Dostrzegł moje pieprzenie bzdur pierwszego dnia, a teraz przyjmuje je z uśmiechem. Nigdy o tym nie rozmawiamy i nie czuję, żebyśmy musieli to zrobić.

W salonie dostrzegam wino na stole.

– Uu, chyba nie wracam do domu, co? – obracam się do niego z przekorą – Sprawdźmy jaki masz gust – sięgam po butelkę – No nieźle – uśmiecham się do niego – Wiesz, co się pije do czerwonego mięsa.

– Zaskoczona?

Patrząc na niego i jego postawę, sposób bycia, pewność siebie z jaką wypowiada każde słowo i zdecydowanie nie jestem.

– Nalejesz?

– Najpierw muszę skosić trawnik, pamiętasz?

– Okej, mamy dzisiaj ładny dzień..

Nie waham się dwa razy, zdejmuję koszulkę, po czym sięgam do butów i spodni. Tym razem jestem przygotowana na ciepły czerwiec w Bostonie, bardzo ciepły, żeby było jasne.

– Masz coś przeciwko? Muszę utrzymać moją opaleniznę.

Wychodzę do ogrodu, który jest zaskoczeniem. To zdecydowanie nie mały i niezaniedbany ogródek. Jest i kącik do grillowania i trochę trawy do biegania, ale przede wszystkim bardzo dużo najróżniejszych waszym, owoców. To piękny domowy ogród, którego mogą zazdrościć mu sąsiedzi.

– Sam to wszystko zrobiłeś?

– Mam całkiem zdolne ręce.

– Jestem pod wrażeniem – nie boję się tego powiedzieć – Mogę czegoś spróbować?

– Mam dobre poziomki.

Pochylam się do grządki. Nie wiem, kiedy ostatni raz jadłam poziomki, ale te są przepyszne. Luke przygotowuje mi leżak, a sam zabiera się do pracy. Nie próbuje mi zaimponować, obracaniem się, co chwile w moją stronę. Nie podziwia nawet mojego stroju gdy ja próbuję się opalać, a tak naprawdę skupiam się tylko na nim i jego klacie. Jest dobrze zbudowanym mężczyzną, nie przesadnie umięśniony, ale jednak ma ładne mięśnie. Podobają mi się jego szerokie, umięśnione ramiona.. chryste, jest bardzo przystojnym mężczyzną.

– I jak tam ci się mnie obserwuje?

– Już mi się znudziło – szybko pojawiam się u jego boku – Trzeba po prostu chodzić w te i z powrotem? I upewniać się, że jest równo ścięte?

– Dokładnie.

– Daj kobiecie przejąć stery, a ty się pogap.

To trochę jak tanie porno. On bez koszulki, ja w stroju. Zaraz rzucimy się na ten trawnik...

– O czyn myślisz?

– O twoim steku – mruczę w odpowiedzi, a go to rozbawia. Właściwie bawi go większość rzeczy, które mówię.

Wkurza.

Bawi.

Ale także potrafi ze mną rozmawiać.

– Myślisz, że sobie poradzisz z męską robotą?

– No to patrz.

Całuje mnie w nagie ramie, a po moim ciele rozchodzą się ciarki.

Cholera, jest około trzydziestu stopni, a ja mam ciary.

Trudno jest się na tym skupić gdy on rozpala grilla, przygotowuje kilka dodatkowych produktów, aż w końcu kładzie steki na grilla. Chyba dłuższą chwile stoję i nic nie robię, bo obraca się w moim kierunku.

– Zmęczyłaś się?

Już prawie końcówka, został mi mały kwadracik i jego ogród będzie idealnie skoszony.

– Zaraz będziesz miał piękny ogród.

– Zostań w tym miejscu – mówi.

– Bo?

– Cóż, chyba zrobię zdjęcie, żeby zapamiętać jaki jest teraz piękny.

Nigdy się nie rumienię, ale ten komentarz mnie tak szokuje, że rumieniec oblewa moje policzki.

– Co to za rumieniec?

– Przestań, jest strasznie gorąco, nie zauważyłeś?

– Jak tam sobie chcesz i tak wiem swoje.

– Wracam do pracy, przestań mi przeszkadzać.

Oboje się uśmiechamy.

Cholera jasna.

Co się ze mną dzieje?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro