rozdział 4
- Masz może mój akt urodzenia ?
- Tak, wzięłam go.
Wyszła z pokoju, wróciła z moim aktem. Dowiedziałam się że moi rodzice są biznesmenami , i to najlepszymi w Sydney. Dała mi jeszcze ich adres. Pożegnałam ją i udałam się do ich domu.
Stanęłam przed drzwiami, serce strasznie mi waliło, nie wiedziałam specjalnie co mam powiedzieć. Zadzwoniłam dzwonkiem, otworzyła mi nawet młoda pani.
- Czy pani to Karen Clifford ?
- Tak, a o co chodzi ?
Podałam jej mój akt urodzenia. Czytała, aż w końcu podniosła na mnie wzrok, w jej oczach można było dostrzec łzy.
- Sky ? - Zapytała z nadzieją w głosie.
- Tak, to ja.
Teraz ja byłam bliska płaczu.
- Nie wierzę że się odnalazłaś.
Teraz to się już się rozpłakała. W jednym momencie mocno mnie przytuliła. Weszłyśmy do środka, udałyśmy się do salonu, po drodze widziałam mnóstwo zdjęć jakiegoś chłopczyka w wieku około pięciu lat.
Usiadłyśmy w salonie.
- Gdzie byłaś przez ten czas ? - Zapytała przyjaźnie.
- Z tego co wiem, do roczku przebywałam w domu dziecka, potem adoptowali mnie rodzice, a pięć lat temu zginęli.
Ostanie zdanie wypowiedziałam na granicy płaczu.
- Przykro mi.
Popatrzyła na mnie ze współczuciem.
- Mogę o coś zapytać ?
- Tak, śmiało - Uśmiechnęła się.
- Co to za chłopczyk na zdjęciach ?
- To jest mój syn Michael, ale on ma już dwadzieścia lat i aktualnie jest w trasie ze swoim zespołem. Mieszka tu, zawsze kiedy jest w mieście. Wraca za tydzień.
Zamarłam, że niby mój brat to członek mojego ulubionego zespołu.
- Czyli to mój brat ?
- Tak. - Ciepło się uśmiechnęła.
Przez dwie godziny rozmawiałyśmy, dowiedziałam się że pracuję u nich gosposia, która ma na imię Diana. Mama pokazała mi mój pokój, nalegałam żebym u nich zamieszkała. Zgodziłam się. Przy kolacji poznałam mojego tatę, był bardzo sympatyczny i przyjaźnie nastawiony. Kiedy jedliśmy kolację, zauważyłam że oczy mam po mamie a kolor włosów po tacie. Oczywiście teraz moje włosy są w kolorze fioletowym.
Złożyłam papiery na tutejszy uniwersytet na wydział projektowania ubrań. Dostałam się, ale zaczynam dopiero w październiku. Więc mam sporo czasu. Kiedy rodzice byli w pracy, najczęściej czas spędzałam z Dianą pomagając jej.
Właśnie kładłam się spać, jutro ma wrócić mój brat. W nocy wierciłam się przez koszmary. Obudziłam się o 12. Wstałam z łóżka, odwaliłam poranną toaletę. Ubrałam koszulkę z nirvaną, czarne rurki, czarne vansy, narzuciłam szary sweter z zamkiem. Poczesałam włosy, założyłam na głowę wiążąc ją na czubku głowy, wyglądała jak opaska do włosów. Na koniec zrobiłam kreski i wytuszowałam rzęsy.
Poszłam do kuchni, tam czekało już na mnie śniadanie. Zaczęłam konsumować śniadanie, kiedy usłyszałam zamknięcie drzwi i wołanie.
- Diana, wróciłem.
Był to wyraźnie męski głos a to oznaczało tylko jedno.
Michael wrócił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro