rozdział 3
Dni do koncertu zbliżały się wielkimi krokami.
Znalazłam fajną pracę w kawiarni. Równocześnie byłam zajęta nauką do matury.
Czasami zastanawiam się jakby wyglądało moje życie gdyby żyli moi rodzice.
Coraz częściej sięgałam po żyletkę, była moim ukojeniem, ucieczką w mój własny świat.
Ten dzień miał być jak każdy kwietniowy dzień lecz, tak się nie stało.
Szłam korytarzami do dyrektorki domu dziecka, była to fajna babka po pięćdziesiątce. Zapukałam do drzwi usłyszałam radosne "wejść", weszłam zamykając za sobą drzwi. Usiadłam na krześle.
- Nie mogę uwierzyć że już za niedługo kończysz szkołę, a pamiętam jakby to było wczoraj, zajmowałam się tobą, byłaś wtedy taka malutka. - Powiedziała z rozmarzonym głosem.
Zdziwiłam się.
- Nie byłam aż taka mała pięć lat temu. - Odpowiedział nadal mocno zdziwiona.
- Ty nie wiesz ? - Zapytała zszokowana.
- Czego ?!
- Kiedy miałaś kilka miesięcy trafiłaś tutaj, miałaś prawie roczek jak zostałaś adoptowana.
Nigdy bym się tego nie spodziewałam, że moi rodzice nie są moimi rodzicami.
- Myślałam że wiesz.
- Nie. Jak to się stało że tu trafiłam ?!
Staram się być spokojna.
- Sama nie wiem, w burzową noc ktoś podrzucił cię pod drzwi, nie wiemy kim są twoi biologiczni rodzice. Była jedynie kartka z napisem " Sky Clifford" a na odwrocie pisało " Zajmijcie się nią, Fiona Simpsons" , twoi rodzice zmienili ci nazwisko zaraz po adopcji.
- Dziękuję że mi powiedziałaś. - Powiedziałam zmieszana.
Odpuściłam sobie koncert, chciałam odnaleźć swoich rodziców, każde zarobione pieniądze odkładałam. Dużo też szukałam informacji na ten temat.
Postanowiłam że powrócę do nazwiska Clifford. Ponieważ odnalazłam swoje dokumenty zmiany nazwiska i parę dni przed maturą wróciłam do swojego poprzedniego nazwiska. Oczywiście Lil wiedziała o wszystkim. Maturę napisałam najlepiej ze szkoły, dzięki uzbieranym pieniądzom mogę pojechać do Sydney i dowiedzieć się prawdy.
Spakowałam rzeczy, pożegnałam dyrektorkę i Lil która płakała na myśl o rozstaniu ze mną. Jechałam pociągiem, na początek postanowiłam pójść do rejestru osób. Dowiedziałam że Fiona mieszka niedaleko.
Zapukałam do drzwi, otworzyła mi sympatyczna pani.
- Czy pani to Fiona Simpsons ?
- Tak, proszę wejdź. - Uśmiechnęła się radośnie
Weszłam do środka, usiadłyśmy w salonie.
- Jak masz na imię.
- Sky Clifford
Kobieta jeszcze bardziej rozpromieniała.
- Wiedziałam że przyjdziesz. Zgaduję że chcesz wyjaśnień.
- Tak - Odpowiedziałam stanowczo.
- Odbierałam poród twojej matki, kiedy cię zobaczyłam, to był najpiękniejszy widok jaki widziałam, patrzyłaś na mnie tymi dużymi niebieski oczami. Niestety, lekarz z którym pracowałam, chciał cię sprzedać, bardzo bogatej rodzinie jako przyszłą żonę. Oddałam cię do sierocińca. Wiedząc że tam będziesz bezpieczna. Odeszłam z tamtego szpitala, i zatrudniłam się w innym. Twoi prawdziwi rodzice dowiedzieli się od szpitala prawdy na temat tego lekarze. Zwolnili go. Starali się ciebie później znaleźć lecz na marne. Wybacz mi nie chciałam żeby tak się to skończyło.
Starałam przyswoić informację.
- Wybaczę ci.
Byłam załamana psychicznie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro