Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. To koniec?

Jedliśmy kolację rozmawiając ze sobą. Kiedy skończyliśmy wyszliśmy z namiotu. Jimin podszedł do swojego auta i wyciągnął z niego zielono - pomarańczowy koc. Potem rozłożył go na ziemi i się na nim położyliśmy.
Patrzyliśmy w niebo, na którym było widać mnóstwo gwiazd. Świeciły się tak samo jak oczy Jimin'a, kiedy zapytał się mnie czy będę jego chłopakiem.

- Podoba ci się tutaj? - zapytał młodszy po czym odwrócił głowę w moją stronę. Również na niego spojrzałem. Zamknąłem na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłem znajdowałem się w zupełnie innym miejscu. Miałem na sobie garnitur, a przecież nie to miałem ubrane przed chwilą. Rozejrzałem się wokół siebie i wtedy zobaczyłem elegancko ubranych ludzi, którzy stali na około mnie i... Jimin'a.

- Hm, gdzie my jesteśmy i co tu robimy? - zapytałem po chwili chłopaka, który trzymał mnie w pasie.

- Jak to co? - zaczął śmiejąc się. - Tańczymy. - dokończył. Dopiero wtedy poczułem, że w jakikolwiek sposób się ruszamy.

- Ale... Przed chwilą leżeliśmy na kocu i oglądaliśmy gwiazdy.

- No cóż. To było z jakieś dwa miesiące temu. - powiedział udając zamyślenie. - Więc nie wiem czy to taka chwila. - nic nie rozumiałem. Przecież jestem pewien, że jeszcze chwilę temu mnie tu nie było.

- Muszę już iść. - powiedziałem i odsunąłem się od młodszego. - To nie ma sensu. - spuściłem głowę w dół. - Muszę wszystko przemyśleć.

- Ale co nie ma sensu? - zapytał Jimin i podszedł do mnie, chwytając moją dłoń i podnosząc moją głowę do góry. - Chyba nie chodzi ci o nas? Nie mówiłeś, że coś nie odpowiada ci w naszym związku.

- Nie. Tylko nie pamiętam niczego co działo się po tamtej kolacji. - Park spojrzał na mnie zdziwiony.

- Serio mówisz, czy to tylko żarty? - zapytał poważnie. Zauważyłem to zmartwienie w jego oczach. Odwróciłem głowę w bok. - Naprawdę nic nie pamiętasz, nawet tego... - przyłożyłem mu palec do ust żeby nie mógł dokończyć zdania. To co chciał powiedzieć pewnie było ważne, a skoro to się wydarzyło, to sobie o tym przypomnę sam.

Po tym co zaobserwowałem to byliśmy na jakimś balu. - Już pamiętam. A teraz - zacząłem po czym położyłem swoje ręce za szyją Jimin'a - kontynuujmy nasz taniec. - uśmiechnąłem się, a młodszy objął mnie w pasie.

- Zapytanie się ciebie czy będziesz moim chłopakiem, było najlepszym co zrobiłem. - odezwał się Jimin, kiedy znowu zaczęliśmy tańczyć. - Minęło już tyle czasu, a mimo tego twoje towarzystwo nigdy mnie nie nudzi. Jesteś pierwszą osobą, przy której to czuję. Chciałbym być z tobą już na zawsze. - wtuliłem się w Park'a.

- Czuję to samo. - odpowiedziałem i złączyłem nasze usta w pocałunku.

Biegłem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie dokładnie i po co, ale nie potrafiłem się zatrzymać. Gdzie ja w ogóle jestem, przecież przed chwilą byłem na balu, a teraz jestem na mieście. Było to bardzo dziwne, tak samo jak to, że nie umiałem się odezwać wtedy nad morzem. To, że nie pamiętam niektórych wydarzeń, nawet tych, które pewnie były ważne. Zdarzenia z ostatnich... Już nawet nie wiem ile to trwa. Po prostu dzieją się dziwne rzeczy, tak gdyby był to sen.

Zauważyłem budynek, po przekroczeniu jego drzwi zorientowałem się, że jestem w szpitalu.

I wtedy się dowiedziałem, po co tu przybyłem.

Podbiegłem jak najszybciej do jednego z lekarzy stojących na korytarzu. - Park Jimin! Gdzie on jest?! - zapytałem nie mogąc opanować emocji.

- A pan kim jest? - zapytał spokojnie.

- Min Yoongi, jestem jego chłopakiem. - odpowiedziałem już trochę spokojniej.

- Ach, więc to pan. Może pójdziemy do mojego gabinetu? - widać było, że posmutniał.

- Ale coś się z nim stało?

- Nie mam dla pana dobrych wieści...

- Co?! Co się stało?! - zapytałem krzycząc. Czułem, że łzy pojawiają się w moich oczach.

- Trafił do nas w bardzo złym stanie. Zrobiliśmy co tylko mogliśmy, ale już nic nie da się zrobić.

- On jeszcze żyje?! Gdzie jest?! - pozwoliłem łzom spłynąć po moich policzkach.

- Żyje, ale... Tak przykro mi to mówić.

- Gdzie...? - zapytałem szeptem, nie miałem siły na więcej.

- Sala na końcu korytarza. - po usłyszeniu tych słów od razu tam pobiegłem. Pierwsze drzwi sali były otwarte, ale drugie już nie. W pomieszczeniu byłem sam, a przez szybę mogłem zobaczyć Jimin'a podpiętego do kilku maszyn. Na ekranie jednej z nich widniała słabo zygzakowata linia, oznaczająca, że młodszy żyje. W moim sercu pojawiła się nadzieja. Poza tym, to nie może się tak skończyć. To dopiero początek naszej wspólnej historii, przecież obiecaliśmy sobie być razem, aż do starości i razem umrzeć. To jeszcze nie ten czas...
Jednak nadzieja odeszła, kiedy po chwili linia zrobiła się prosta, a do moich uszu dostał się pisk, oznaczający tylko jedno, koniec życia Jimin'a...

Potok łez wydostał się z moich oczu, patrzałem nadal na chłopaka, chciałem żeby otworzył oczy i powiedział, że wszystko w porządku, a potem podarował mi swój piękny uśmiech. Jednak sekundy mijały, a wraz z nimi moje ostatnie nadzieję, aż poddałem się prawdzie.
Upadłem na kolana, łzy nadal wydostawały się z pod moich powiek.
Byłem wykończony, nie wiedziałem co mam dalej zrobić.

Zamknąłem oczy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro