Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

< Chapter Song: Zayn Malik & Taylor Swift - I Don't Wanna Live Forever >

Ciężkie krople deszczu obijały się z głuchym odgłosem o parapet, wybijając tym samym tylko sobie znany rytm. Porywisty wiatr szarpał koronami drzew, a w oddali dało się słyszeć ogłuszające grzmoty, zwiastujące zbliżającą się burzę.

Natomiast ja siedziałem pośrodku sofy w mieszkaniu moich przyjaciół, będąc pogrążony w swoich myślach. Zupełnie nie zwracałem uwagi na ich wypełnione troską spojrzenia ani na padające z ich ust - słowa otuchy. Dla mnie były one puste, kompletnie nic nie znaczyły. Jedynymi oznakami mojej marnej egzystencji był mój miarowy oddech oraz fakt, że siedziałem kontemplując nad ostatnimi wydarzeniami. Łudziłem się, że tak naprawdę ostatnie godziny w ogóle nie miały miejsca. Przynajmniej chciałem aby tak było.

W mojej głowie siedział Jimin i tylko Jimin. I ani mi się śniło go stamtąd wyrzucać.

Szarawe niebo rozjaśniło światło niedaleko uderzającej błyskawicy, a po całym pomieszczeniu rozbrzmiał głośny grzmot. Ulewa znacznie się nasiliła, co spowodowało że pojedyncze parasole poznikały z chodników na rzecz schronu w mieszkaniu tudzież jakimś lokalu.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, kierując tym samym pełne obaw spojrzenia przyjaciół. Uspokoiłem ich jednak gestem ręki. Nie chciałem im nic mówić, bo teraźniejsze zjawisko atmosferyczne idealnie odzwierciedlało mój stan emocjonalny. Moje myśli można było porównać do wzburzonego, podczas sztormu, morza lub własnie do burzy z piorunami.

Nie umiałem sobie niczego poukładać, a to doprowadzało do jeszcze większego mętliku; do kolejnych myśli, które z czasem okazały się destrukcyjne.

Westchnąłem głośno, zwracając tym samym - po raz kolejny tego dnia - spojrzenia towarzyszących mi chłopaków. Nie miałem kompletnie na nic siły - miałem wszystkiego serdecznie dość. Odliczyłem w myślach do dziesięciu i ku zdziwieniu innym, wstałem z wcześniej okupowanego przeze mnie miejsca. Niemrawo podszedłem do osoby, która według mnie mogła w miarę mnie zrozumieć, ze względu na podobne charaktery oraz podejście w wielu kwestiach.

Wtuliłem się ufnie w sylwetkę mojego przyjaciela, chcąc otrzymać w ten sposób zapewnić sobie choć odrobinę bliskości jak i czułości. G-Dragon spiął się zaskoczony moim nagłym posunięciem, ale nie powiedział nic, a w zamian za to zaczął mnie głaskać równomiernie po plecach, dodając mi tym samym otuchy.

Zbeształem się w myślach za swoje zachowanie. Teraz było mi bliżej do zakochanej nastolatki, która nie pogodziła się z rozstaniem, a nie do dorosłego i dojrzałego mężczyznę którym zresztą byłem. Wróć! Przynajmniej próbowałem być. Jednak co miałem poradzić na to, że zabolało mnie jego zachowanie? Bardziej niż wszystko inne?

Walczyłem tak ze swoimi myślami i doszedłem do wniosku, że nie mogę się tak tym załamywać. Powinienem ruszyć do przodu i dać mu być szczęśliwym. Najlepiej z kimś kogo szczerze pokocha, oczywiście z wzajemnością.

Okazywanie sobie czułości nie trwało jednak długo, gdyż zaraz oderwałem się od jednego ze swoich przyjaciół i już w miarę ogarnięty psychicznie - skierowałem swoje kroki do przedpokoju. Na spokojnie ubrałem swoje buty, a na ramiona zarzuciłem swój płaszcz. Sprawdziłem jeszcze czy portfel i telefon są na swoim miejscu, a następnie chwyciłem za klamkę.

- Idziecie za mną czy sam mam się iść gdzieś odstresować? - zawołałem, a pozostała piątka w jednej chwili zmaterializowała się obok mnie, zwarci i gotowi z cwanymi uśmiechami wymalowanymi na ich ustach.

- A ja, już nawet wiem gdzie - TaeYang poruszył sugestywnie brwiami, a potem jak gdyby nigdy nic pociągnął mnie za sobą w tylko jemu znanym kierunku.

***

Ostre światła kolorowych reflektorów mieszały się z ciemnością pomieszczenia, tworząc kontrast który raził mnie w oczy, ale nie przeszkadzało mi to w tym, aby w dalszym ciągu w polewaniu i piciu kolejnych kolejek. Zaś duchota spowodowana zebranymi tu ludźmi, którzy kumulowali się pod sceną, czekając na występ jakiś skąpo ubranych panienek.

Jednak nasza ekipa niespecjalnie się tym przejmowała po prostu pijąc na umór tak, jak jeszcze niedawno to robiliśmy. Co weekend spotykaliśmy się w jakiś klubach, a naszym mottem było: alkohol, muzyka i seks z przypadkowo poznanymi ludźmi, który zazwyczaj miał miejsce w Dark Room'ach lub zatęchłych i śmierdzących toaletach.

Tak przynajmniej było w przypadku towarzyszących mi chłopaków, ponieważ ja już posiadałem chętną na mnie personę, jaką był starszy ode mnie raper - aktualnie próbujący zagościć u mnie na kolanach, a którego usta napastowały moją bladą i nieco wrażliwą szyję.

Muszę przyznać, że z chęcią bym się oddał takim cielesnym przyjemnością, z tym osobnikiem, który znał mnie bardzo dobrze, a w kwestii łóżkowej jak na razie nikt go nie przebił. Niestety, a może i stety, ale z tyłu mojej głowy nadal widniał obraz Jimin'a. Jimin'a i jego zapłakanego, wypełnionego smutkiem, żalem oraz bólem, spojrzenia w chwili, w której opuszczałem nasze wspólne mieszkanie - zatrzaskując za sobą drzwi z niemiłym dla ucha hukiem.

Przez tą jedną, niezbyt wyraźną, wizję ponownie zacząłem nad tym wszystkim rozmyślać.  Nad całym tym zajściem i czy całe to spotkanie Hoseok'a było aby na pewno przypadkowe. Chwytałem się już każdej możliwej i przychodzącej mi do głowy, myśli. Chciałem jakoś uratować tą relację. Nie mogliśmy tak tego skończyć! Bynajmniej nie ja. Nie ja i nie z moją duma jak i twardym charakterem.

No po prostu nie!

W jednej chwili zaprzestałem oddawania się uniesieniom, które fundował mi T.O.P i zrzuciłem rapera ze swoich kolan. Zaraz po tym wybiegłem z klubu, nawet nie przepraszając za tą akcję chłopaków, i oddaliłem się kilka metrów od lokalu, aby już na spokojnie wyciągnąć swój telefon z kieszeni aż nazbyt obcisłych spodni i wybrać ten jeden numer, który w tej chwili był mi najbardziej potrzebny.

Wsłuchiwałem się w równomierne sygnały, ale gdy tylko usłyszałem pocztę głosową, wiedziałem że coś musiało się stać. Ponowiłem próbę kilka razy, ale gdy usłyszałem tej jeden komunikat - natychmiast zerwałem się do biegu, nie przejmując się tym, że może stać mi się jakaś krzywda, biorąc pod uwagę późną porę i wysoki procent przestępczości w tej dzielnicy.

Moim obranym celem, był wieżowiec w którym mieści się moje... Nie, nasze wspólne mieszkanie. I nie obchodziło mnie zupełnie to, że dla obcych i nic nie znaczących dla mnie ludzi - wyglądałem jak obłąkany, lub jakbym najadł się szaleju. Nie teraz, kiedy miałem złe przeczucia.

Numer, z którym aktualnie próbujesz się skontaktować ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem sieci...


a/n: Witam w ostatnim poniedziałku tego tygodnia! Mam nadzieję, że jakoś go wam umiliłam~~

Jest to chyba najkrótszy rozdział w historii tego ff, ale obiecuję że jeszcze będzie fajnie~~ 

Btw, czy ta muzyka, którą tu wciskam jest wam potrzebna do czytania, czy raczej mam tego zaprzestać?




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro