Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Przytuliłem się bardziej do okrywającej mnie kołdry i zamruczałem rozanielony, gdy po moim ciele przeszła fala przyjemnego ciepła. Aż żal było opuszczać takie cudowne miejsce, dlatego też zamiast wstać z mojego jakże wygodnego łóżka, to z głośnym westchnięciem odwróciłem się na drugi bok. Coś mi tu jednak nie pasowało... Skąd dobiegał taki aromatyczny zapach?

Niechętnie uchyliłem swoje opuchnięte od snu powieki i z ulgą stwierdziłem, że Słońca na nieboskłonie jednak nie było widać. Zamiast tego moje oczy zostały zaatakowane ostrymi światłami neonów pobliskich budynków, które co chwilę zmieniały swój denerwujący kolor.

Mruknąłem niezadowolony i zatopiłem twarz w poduszce nie mogąc znieść rażącego światła oraz chcąc chociaż jeszcze na chwilę powrócić do krainy słów. Jednak jak to zazwyczaj mówią - Nadzieja matką głupich. Tuż po zamknięciu powiek, drzwi od mojej sypialni się uchyliły, a uszy podrażnił irytujący dzwonek zwiastujący połączenie przychodzące. Postanowiłem jednak to zignorować. Niech się dzieje co chce. Ja nie mam zamiaru się tym w jakikolwiek sposób zajmować.

- Yoongi, śpisz? - głos Jimin'a był niewiele głośniejszy od szeptu. Kiedy on zdążył wstać?

- Już nie - westchnąłem zrezygnowany i podniosłem się do pozycji siedzącej - Kto się tak dobija?

- "Zgred - Min". To ktoś z pracy?

Aż zachłysnąłem się powietrzem z zaskoczenia. Czyżby coś się stało?

- To mój kochany szef...

Szybko stłumiłem ziewnięcie i pochwyciłem urządzenie mobilne w swoje ręce.  Trochę niechętnie słuchałem o swojej niesubordynacji, ale z podziękowaniami przyjąłem słowa odnośnie szybkiego powrotu do zdrowia. Jeszcze chwilę porozmawiałem z szefunciem na temat prowadzonego przeze mnie comeback'u i już miałem się rozłączyć, ale tan jak zawsze znowu zaczął nawijać jak katarynka. 

- Yoongi, pamiętasz o dzisiejszej firmowej imprezie?

Cholera! To dzisiaj? Przecież impreza miała się odbyć w sobotę, a ja zwolniłem się przecież w czwartek. To znaczy... Że przespałem dwa dni? DWA DNI?

- Co? Yhm... A tak, tak pamiętam. Przypomnij mi proszę, o której i gdzie?

- O dwudziestej, tam gdzie zwykliśmy przesiadywać po zebraniach zarządu. Bez odbioru.

Z nieciekawym grymasem na twarzy odłożyłem telefon z zakończonym połączeniem na szafkę nocną i spojrzałem na zdezorientowanego w dalszym ciągu Park'a, który chyba nie ogarniał do końca rzeczywistości.

- Zbieraj się dzieciaku, idziemy na imprezę...

~*~

- Jaki ty jesteś śliczniutki! - jak zwykle HyoRin zachwycała się nad urodą wszystkich tu zgromadzonych, jednak tym razem padło na Park'a, który gdyby mógł to uciekłby od niej jak najdalej - Rzuć te studia w cholerę i przyjdź do nas na rekrutację nowych członków! Masz idealną twarzyczkę na modela.

- Yhm... Dziękuję noona, to bardzo miłe, ale nie zamierzam porzucać studiów...

- Tleniona fretko, nie strasz mi dzieciaka - warknąłem w kierunku farbowanej na blond koleżanki i ulokowałem się między nimi po czym objąłem ramieniem młodszego, chcąc dodać mu trochę otuchy.

- O. Tata Min wkroczył do akcji. Nie bój żaby Yoongi, ja mu tylko wróżę świetlaną przyszłość z tą przystojną mordką.

- Hyo... Nie pij więcej.

Przewróciłem teatralnie oczyma i rozejrzałem się po taniej knajpce, gdzieś w centrum miasta, w której aktualnie przebywaliśmy. Oczywiście na takich spotkaniach nie mogło zabraknąć alkoholu, a mi jako kierującemu przypadło tym razem miano "ojca pijących", czy w bardziej prostszym języku - szofera czy też darmowej taksówki. Dlatego też to ja miałem pilnować kto i ile wypił, a potem odeskortować tą bandę do domu. Przynajmniej w większości, bo co niektórych - w tym mojego kochanego szefa - odwoziła urocza małżonka.

Wyjątkowo też postanowiłem być dobrym hyung'iem i pozwoliłem Jimin'owi napić się z nami. Oczywiście nie dużo, bo mimo że był dorosły, to jednak ja sprawowałem nad nim pieczę i musiałem przypilnować aby do domu wrócił na dwóch, a nie na czterech nogach. Nie wspominając o typowych alkoholowych "wpadkach", a porannego zażenowania wolałem mu oszczędzić.

Niestety nie mogę tego powiedzieć o innych, bo większość już po godzinie od przyjścia była uchlana w trupa. Co ja z nimi mam? Przynajmniej to nie ja będę jutro zdychał w męczarniach z powodu niemiłosiernego kaca. 

Jednak pozostając przy moich współpracownikach... Nie mogłem już patrzeć jak kilka osób spało pod stołem, a reszta zaczynała gadać od rzeczy. Tak, to definitywnie tyczyło się HyoRin, której zachowania nawet nie skomentuję. Aczkolwiek wiem jedno - nigdy tego nie zapomnę, nieważne jak bym tego chciał.

A wierzcie mi na słowo, że bardzo.

Dlatego żeby dłużej nie oglądać tego widowiska, ogarnąłem, a przynajmniej się starałem, wszystkich i robiąc kilka kursów - odwiozłem ich do mieszkań.

~*~

- Yoongi, proszę zatrzymaj się. Jest mi niedobrze - spojrzałem na zielonego na twarzy młodszego i w duchu błagałem aby nie zarzygał mi tapicerki.

- Musisz wytrzymać - powiedziałem bardziej do siebie niż do niego - Nie mamy się gdzie zatrzymać, dlatego postaraj dotrwać do domu.

Na potwierdzenie skinąłem głową na krajobraz, który roztaczał się wokół nas, a nie było to nic innego jak most nad rzeką Han. Czyli ostatni prosta do naszego mieszkania.

Widząc jednak zbolałą minę mojego towarzysza i jego starania, aby zignorować odruchy wymiotne, nie mogłem tego tak zostawić. Zaraz zjechałem na pas najbliższy barierki i włączyłem światła awaryjne. Nim jednak udało mi się wysiąść i wyciągnąć z bagażnika trójkąt ostrzegawczy, a co dopiero go rozłożyć - Park wypruł niczym torpeda i rzucił się do metalowej rurki omal przez nią nie wypadając.

Jeszcze nigdy we krwi nie podskoczyła mi tak adrenalina, że w przeciągu kilku sekund znalazłem się tuż przy nim i złapałem go za ramiona, chroniąc tym samym od możliwości utopienia się w tej niezbyt czystej wodzie.

Odetchnąłem jednak z ulgą  gdy okazało się, że to była chwilowa niestrawność spowodowana chorobą lokomocyjną i wypitym alkoholem. Dziękując siłą wyższym nawet nie spostrzegłem się kiedy, to ciało chłopaka znalazło się w moich wątłych ramionach, które zamknęły je w żelaznym uścisku. Wdychałem jego przyjemne perfumy, a on chyba potrzebując odrobiny bliskości - odwzajemnił gest.

Szybko jednak postanowił się odsunąć i po chwili zająć miejsce na domniemanej barierce, która odgradzała przechodniów od rwącego nurtu. Usiadł przodem do mojej osoby i wpatrywał się w przejeżdżające samochody, ale także ludzi takich jak my, którzy mieli dość wrażeń i libacji na dzisiaj. 

Westchnąłem jedynie nie wiedząc co mam teraz zrobić. Zaciągnąć go z powrotem do samochodu? Lepiej nie, bo możliwe że jeszcze mu nie przeszło do końca...

Stanąłem jednak na przeciwko niego i położyłem mu dłonie na kolanach, chcąc go jakoś asekurować. Co prawda marnie, bo gdyby faktycznie miał spaść to do dyspozycji miałbym w najgorszym wypadku tylko i wyłącznie jego kostki.

Nie spodziewałem się jednak, że student rozsunie kolana i skinięciem głowy poprosi abym podszedł bliżej. Uczyniłem to nieco zdziwiony i mając teraz większe pole do popisu w kwestii ratowania jego życia - ułożyłem ręce na jego biodrach, starając się aby go tym nie wystraszyć. Zamiast tego, ten odważniejszy niż zazwyczaj ułożył najpierw swoje palce, a dopiero potem dłonie na moich barkach, by chwile potem przesunąć je na mój kark.

Nocne niebo było usłane gwiazdami, ryk silników dobiegał do naszych uszu, a my wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, ignorując przy tym reflektory aut. Światła pobliskich latarni pięknie mieniły się w oczach młodszego, które pod wpływem uśmiechu zwężały się tworząc urocze półksiężyce. Mógłbym go tak obserwować godzinami. Dniami. Miesiącami. Latami. Park jest tak pięknym człowiekiem, że najchętniej zrobiłbym wystawę, w której on sam byłby eksponatem i który mógłbym podziwiać na okrągło.

Lecz w jednej chwili czas się dla mnie zatrzymał, a wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dzwoniący telefon znajdujący się w kieszeni moich spodni, klakson jakiegoś zirytowanego kierowcy, a nawet szum płynącej rzeki, który urozmaicony był przyjemną dla ucha melodią  wygrywaną przez cykady.

Wstrzymałem oddech w momencie gdy twarz Jimin'a zaczęła się powoli do mnie zbliżać. Nasze usta dzieliły milimetry, a ja czułem jak żar zalewa całe moje ciało, a oddech staje się płytki. 

Przymknąłem oczy czekając na to, co ma się za chwilę wydarzyć...

a/n: Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

Zjebałam to czy tylko mi się wydaję?



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro