2
- No to jest chyba jakaś kpina! - byłem cały nabuzowany i pewnie ciskałem gromy w kierunku młodzika, ale niezbyt w tej chwili mnie to obchodziło. Jakim prawem, to moja matka, zadecydowała za mnie o moim ślubie?! Przecież to jest niepojęte! Zwłaszcza, że jestem już dorosły!
- Słucham? - odwróciłem się w stronę najmłodszego z nas, a widząc jego zszokowaną minę utwierdziłem się w przekonaniu, że nie tylko ja o tym nie wiedziałem. Brawo mamo! Gratuluję! - A-Ale jak to, narzeczonym? Moi rodzice o niczym takim mi nie wspominali...
Patrzyłem to po mojej rodzicielce, to po nowo poznanym chłopaku, nadal nie ogarniając co tu się dzieje. Czy to sen?
Zaraz, zaraz...
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że przyprowadziłaś do mojego mieszkania zupełnie obcego chłopaka, który jest moim narzeczonym, a nawet sam nie ma o tym pojęcia? - warknąłem oskarżycielsko w stronę kobiety stojącej przede mną, a znajdujący się obok niej chłopak, aż wzdrygnął się na sam mój ton.
Serio, byłem aż taki ostry?
- Jaki znowu obcy? Yoongi, kochanie... Przecież to Jimin! Synek Yeri, twojej najukochańszej cioci!
Jimin? Ten Jimin?
~*~
Siedmioletni ja właśnie rozglądałem się po obszernym salonie mieszkania przyjaciółki mojej mamy, czekając aż te w końcu się nagadają. Nie widziały się kilka lat, więc coś im się należało od życia, a ja nie chciałem im jakoś szczególnie przeszkadzać. Nie byłem jednak zbyt przekonany co do tego miejsca. Czułem się obcy w tak dużym pokoju, który mimo że był przeznaczony do użytku codziennego, był całkowicie pusty. Jedyne co odstawało od bogato urządzonego wnętrza i przykuło moją uwagę, to drewniana kołyska wykonana z klonu japońskiego.
Chociaż ja tam znawcą nie jestem.
Zainteresowany podszedłem do owego mebla i stając na palcach zajrzałem do środka, a moim oczom ukazało się małe zawiniątko. Odchyliłem delikatnie puszysty kocyk, który ograniczał mi widoczność i teraz na spokojnie mogłem obserwować jedną z piękniejszych istotek jaką kiedykolwiek widziałem. Pucułowate policzki, małe usteczka lekko uchylone i oczka zakryte gęstym wachlarzem rzęs, które z pewnością były piękne tak jak reszta tego maleństwa.
I nawet nie wiem w którym momencie mój palec wskazujący został złapany w tą drobną rączkę, a czekoladowe tęczówki obserwowały mnie z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się niepewnie w stronę malucha, a on jakby chcąc mi okazać swoją sympatię odwzajemnił gest i zaczął przy tym uroczo gaworzyć, wierzgając pulchnymi nóżkami oraz śmiejąc się na przemian.
Jak zaczarowany obserwowałem zjawisko przede mną, dopóki kocyk z dzieckiem nie został mi zabrany sprzed nosa, a obcy głos nie wybudził z letargu.
- Widzę, że już poznałeś małego Park'a? - kobieta po trzydziestce odwróciła się do mnie i uśmiechając się ciepło, zaczęła przemawiać do swojego pierworodnego.
Lustrując ją spojrzeniem, musiałem stwierdzić, że nie wyglądała na te trzydzieści lat. W dalszym ciągu jej nogi pozostały zgrabne, a sylwetka nawet nie naruszona przez noszenie syna pod sercem przez te dziewięć miesięcy. I gdybym jej nie znał, to mógłbym się pokusić o stwierdzenie, że wyszła dopiero spod skalpela chirurga.
Nie zdążyłem jednak jakoś odpowiedzieć, bo tą chwilę ciszy przerwało kwilenie zawiniątka, a jego mama chcąc jakoś załagodzić sytuację, udała się z nim do kuchni, zapewne aby go nakarmić.
Niestety nie miałem możliwości aby ponownie zobaczyć tego szkraba, gdyż nasza nagła przeprowadzka do Seulu, skutecznie mi to uniemożliwiła, tak samo jak osłabiła kontakty mojej matki z Yeri. Nad czym ubolewa do dziś.
~*~
Z otwartymi ustami przyglądałem się chłopakowi przede mną i wprost nie mogłem uwierzyć, że tak bardzo się zmienił. Przede mną nie stał już ten mały chłopiec. Ba! Noworodek. Teraz miałem okazje spoglądać na dorosłego mężczyznę, którym był. I szczerze powiedziawszy, nie sądziłem, że aż tak się wyrobi.
- To skoro nie zgadzacie się na to małżeństwo - jak zwykle moja matka musiała dać o sobie znać i to w takiej chwili - a szkoda, to chociaż pozwól Jimin'owi tutaj zamieszkać. Zaczął studia na tutejszym uniwersytecie, a stąd miałby bliżej na uczelnie. Bądź dobrym Hyung'iem.
Nieznacznie pokiwałem głową w wyrazie zgody, nawet nie wiedząc na co tak naprawdę się piszę...
~*~
- Hyung, ale ja dam sobie radę. Nie przemęczaj się, proszę. Pewnie jesteś zmęczony po pracy - cichutki głos młodszego rozniósł się, po średniej wielkości pomieszczeniu, które pomagałem mu ogarnąć jako iż miała to być jego nowa sypialnia.
- Nie marudź, od tego tu jestem. I nie mów na mnie "Hyung", tylko Yoongi. W końcu tak się nazywam.
Szatyn jedynie odburknął coś w odpowiedzi, co wydawało mi się w tamtej chwili niesamowicie słodkie i kontynuował układanie książek na regale obok biurka. Nawet nie sądziłem, że ta stara rupieciarnia, która i tak od dłuższego czasu stała pusta, może okazać się tak przyjemnym i nawet przestronnym pokojem.
Dalsze jednak rozmyślenia na ten temat przerwało nam donośne pukanie do drzwi oraz natarczywy dźwięk dzwonka. Zirytowany tym zachowaniem czym prędzej zerwałem się z okupowanej podłogi, na której próbowałem skręcić krzesło obrotowe, by niemal wyrwać drzwi z zawiasów przy ich otwieraniu.
A kogo zastałem w progu?
Oczywiście moich "ulubieńców" jakimi był zespół Big Bang, którzy od razu po zobaczeniu mnie, wprosili mi się do mieszkania i rozgościli na kanapie w salonie. Tylko jeden, jedyny Seung-Hyun przywitał się ze mną jak należy, a mianowicie niemal od razu włożył mi język do gardła, czekając na mój odzew. I zapewne dałbym się ponieść emocjom, gdyby nie pewien dosyć istotny fakt.
Nie jestem tutaj sam.
A w zasadzie...
Teraz Jimin jest pod moją opieką, więc muszę przystopować jakiekolwiek schadzki. Co oznacza, że nie mogę sobie pozwolić na niesubordynację, a tym bardziej na przygodny seks. Tym bardziej, że młodszy mnie sobą zauroczył, a to wiązało się z ograniczeniem jakichkolwiek spotkań typowo towarzyskich.
Wspólnie z Choi'iem dosiedliśmy się do reszty i chcąc jakoś umilić sobie czas, włączyłem jakiś program muzyczny oraz z szafki pod telewizorem wyciągnąłem butelkę soju. Niemal od razu rozlałem trunek do odpowiednich naczyń i wspólnie z chłopakami wznieśliśmy toast za udany comeback.
~*~
Z każdą chwilą alkoholu ubywało, a my stawaliśmy się coraz śmielsi. Moja ręka niekontrolowanie znalazła się na biodrze T.O.P'a, które delikatnie gładziła, a sam zainteresowany postanowił mi się w jakiś sposób odwdzięczyć i aktualnie naznaczał moją szyję czerwonymi śladami.
- Min? - Cholera! Zapomniałem o moim podopiecznym! - Kto przysze... O MÓJ BOŻE, JA BARDZO PRZEPRASZAM. NIE CHCIAŁEM PRZESZKADZAĆ - spanikował, a ja powiodłem za jego spojrzeniem na moje krocze, na którym w tej chwili znajdowała się ręka rapera.
Chłopak speszony spuścił wzrok, a ja całą siłą woli starałem się wstać. Na szczęście procenty nie uderzyły mi do głowy, więc bez problemu wstałem i pokierowałem się w stronę studenta. Już miałem go przeprosić za zaistniałą sytuację gdyby nie Teayang i jego ponadprzeciętna inteligencja.
- A ty, to kto? - spytał, a raczej chciał spytać, bo język plątał mu się niemiłosiernie.
Jednak nie dane mi było odpowiedzieć, bo Park pisnął jak jakiś fanboy, a gdy tylko spojrzał na wokalistę omal nie zszedł z tego świata na zawał. No tak... Dla niego to spełnienie jednego z najśmielszych marzeń.
Nie miałem jednak serca odsyłać go do pokoju, więc poprosiłem chłopaka o dołączenie do nas, jednak nie miałem zamiaru go spijać. Przecież jutro miał mieć zajęcia, a jako jego opiekun nie mogłem pozwolić aby poszedł na uczelnie wyglądając jak żywy trup.
~*~
Trzask drzwi, uderzenie ciała prawdopodobnie o kant stołu oraz głośne przeklęcie okazało się być bardzo dobrym budzikiem. Ziewając potężnie, wstałem z łóżka i mozolnym krokiem pokierowałem się do salonu, po którym jak opętany biegał Jimin.
Paliło się czy co?
Zatrzymałem rozgorączkowanego chłopaka, a po krótki wyjaśnieniu, że do jego pierwszego wykładu zostało pół godziny, kazałem mu się jak najszybciej ogarnąć i za pięć minut ma być na podziemnym parkingu.
Sam szybko ubrałem się w byle jakie ciuchy i chwytając po drodze portfel i klucze, zaciągnąłem szatyna za rękę do auta, zaraz ruszając z piskiem opon.
- Dziękuję - szepnął w moim kierunku, a ja uśmiechnął się w jego stronę w dalszym ciągu opierając się o drzwi samochodu. Zdążyliśmy bez problemu. W końcu naruszyłem niemal wszystkie przepisy drogowe, byleby dotrzeć pod uniwersytet w ciągu dziecięciu minut.
- Nie ma za co, dzieciaku - poprawiłem jego zsuwającą się bluzę z ramienia i wiedziony nagłym impulsem zbliżyłem się do niego, składając na jego czole motyli pocałunek.
Zaraz potem wskoczyłem z powrotem za kierownicę i puszczając mu jeszcze oczko w lusterku, a widząc jego zdziwioną minę mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, jak gdyby nigdy nic odjechałem spod kampusu i dopiero, gdy stałem na światłach pozwoliłem opaść głowie na kierownicę od razu ganiąc się za swoją głupotę.
Boże, co ja najlepszego zrobiłem?
~*~
Wróciłam.
Rozdziały raz na miesiąc będą optymalne, prawda? Nie ukrywam, że wiele by mi to ułatwiło, bo nie umiem sobie zorganizować czasu i teraz nie śpię po nocach aby ze wszystkim się wyrobić. Wybaczcie.
Jednakże mam nadzieję, że was nie zawiodłam. A jeżeli tak, to przepraszam. Obiecuję poprawę.
Miłego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro