13
Promienie kwietniowego słońca przyjemnie ogrzewały moje ciało kiedy to beztrosko leżałem na swojej kanapie w salonie. Dzisiejszy dzień był dla mnie wolny, co oznaczało że mogłem w końcu odpocząć od tego całego zgiełku, jaki panował w wytwórni. Nie sprzyjało to mojej wenie, która nagle postanowiła sobie wziąć urlop. I to wszystko dlatego, że moja osobista muza, dla której pewnego dnia napiszę inwokację i dołączę do swojego pierwszego mixtape'u, aka niejaki Park Jimin był od niespełna tygodnia w Japonii realizując swoje pierwsze poważne zlecenie jako model. Oczywiście cieszyłem się i nadal cieszę, że mój chłopak się rozwija, co sprawia że jestem z niego cholernie dumny. No ale w tej jednak kwestii miał rację, kiedy to namawiałem go aby podpisał ten kontrakt. Zupełnie zapomniałem o tym, że przecież mój blondyn studiuje, co równało się z tym, że faktycznie mieliśmy dla siebie coraz mniej czasu. Nawet jeżeli nie miał sesji, to cały dzień spędzał na uczelni. Nie wspominając nawet o tym, że bywał tam podczas wolnych chwil między jednym zleceniem, a drugim co równało się z ogromnym przemęczeniem jego organizmu. Mój Jimin nie miał ani chwili wytchnienia, bo gdy tylko przychodził wieczorem do domu i od razu siadał do książek. Nie chciał nawet nic jeść, tłumacząc że nie ma na to czasu, a czasami nawet żartując, że taka mała dieta mu się przyda.
Już nie mogłem patrzeć na to, jak marnieje w oczach. Przecież tak się nie da żyć.
Zazwyczaj w takich momentach siadałem tuż obok niego i zgarniałem w swoje ramiona, chcąc chociaż przez chwilę, poczuć jego obecność. Mnie też z czasem zaczęło brakować naszych rozmów czy niewinnych czułostek, którymi niekiedy obdarowywaliśmy się przed snem. I utraciliśmy to na rzecz naszych wygórowanych ambicji, że nawet wspólny posiłek stał się dla nas na wagę złota. Pod warunkiem, że młodszy miał ochotę, aby cokolwiek zjeść. Na co swoją drogą nie pozwalałęm i w takich chwilach, najzwyczajniej w świecie go karmiłem. Dlatego też czerpałem z tego ile mogłem, przenosząc go po ciężkim dniu do łazienki, a z niej do sypialni i segregując jego notatki , kiedy ten usnął przy biurku. To wszystko po to, żeby potem móc wtulić się w jego ciało i usnąć, będąc choć trochę bardziej spokojnym o jego samopoczucie. Które pewnie i tak było słabe. I mimo faktu, że blondyn zapewniał mnie w fakcie, że podobno wszystko jest w najlepszym porządku, to i tak mu nie wierzyłem. Przecież widziałem te sińce pod oczyma i aż miałem się ochotę rozpłakać z bezradności.
A ja nigdy nie płaczę.
Westchnąłęm zrezygnowany do swoich myśli i zaraz ułożyłem się wygodniej na kanapie. I nawet nie minęła minuta, a miejsce tuż obok mnie zajął nie kto inny jak Sun, który niemal natychmiast zwinął się w kłębek i wtulił w mój bok.
- I co mały? - zagadałem do zwierzęcia, które uniosło swój łepek, pokazując w ten sposób, że słucha. - Gdzie jest Jimin? Gdzie zgubiłeś Jimina?
A zwierzę jakby wiedziało o kogo mi chodzi, zaczęło cicho skomleć, zaraz mocniej się we mnie wtulając. Chyba prawdą było to, że pupile mają świadomość tego co się dzieje wokół nich. On również tęsknił za modelem równie mocno jak ja. Jemu też brakowało współnych spacerów i drapania za uszkiem, które zapewniał mu Park. Aż żal było patrzeć jak ten maluch na wszystko reaguje, dlatego też przysunąłem go bliżej siebie i mocno objąłem, aby wiedział, że ma chociaż jednego "rodzica".
Owszem namawiałem Jimina, żeby nie patrzył na mnie i moje dobro, aby się na spokojnie realizował. Widziałem, że tego chciał, a ja jako dobry partner chciałem mu to umożliwić. Pozując był szczęśliwy, więc kim jestem żeby mu tego zabronić i odebrać? Gdybym to zrobił, to nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Już wolałem pomarudzić te kilka minut, niż żyć z świadomością, że przeze mnie czegoś zaprzestał i przez to możemnie już nie obdarować swoim pięknym uśmiechem. Dlatego też zostawiłem mu wolną rękę, a w tej chwili jedyne co mogłem zrobić, to zamknąć oczy i zasnąć. Wszystko po to, aby zagłuszyć głos tęsknoty i nie martwić się o niego tak przesadnie, jak dotychczas.
xxx
Był środek nocy, kiedy moją drzemkę przerwał dźwięk przychodzącego połączenia. Na samym początku myślałem, że to sen na jawie, ale gdy tylko dźwięk ten ponownie rozbrzmiał w całym pomieszczeniu, chcąc nie chcąc zmusiłem się aby wstać i odebrać ten telefon. Jednak jak wielkie okazało się moje zdziwienie, kiedy moje oczy dostrzegły numer nikogo innego jak Seung-hyuna. I nie powiem, zdziwiłem się bardzo. Już dawno zakończyliśmy naszą czysto fizyczną znajomość, a nasze kontakty ograniczały się do tych służbowych. I owszem starałem się naprawić relacje między nami, ponieważ jako jeden z producentów BigBang, chciałem żyć z nimi w dobrych stosunkach. A foch starszego niczego mi nie ułatwiał, więc sytuacja między mną, a nim była dość napięta. Natomiast reszta chłopaków, nic do tego nie miała. Zupełnie rozumieli to, że się zakochałem. I jeszcze nawet dopingowali mi w moim związku z Jiminem.
Stąd też moje zdziwienie tym telefonem.
Jednak mimo wszystko, postanowiłem odebrać, bo to mogło być coś związanego z piosenką. CEO mógł mieć obiekcje co do mojego dema, które stworzyłem na szybko. Byłem świadomy tego, że do najlepszych nie należy. Ale to co usłyszałem zaraz po przystawieniu słuchawki do ucha, sprawiło, że krew odpłynęła mi z twarzy, a ręce zaczęły się trząść.
- Czy byłbyś tak łaskaw i zabrał swojego chłoptasia, bo jest pijany w sztok i ledwo co chodzi? - TOP syknął wrednie do słuchawki, a we mnie o mało krew się nie zagotowała. - Jak tak dalej pójdzie, to albo coś nawywija albo będzie leżał gdzieś w rowie.
Nie mogłęm uwierzyć w to co słyszałem. Mój Jimin? Pijany? Mój aniołek, który tak ciężko pracuje i zarzekał się, że nie weźmie alkoholu do ust? Jak to możliwe?
- Gdzie jesteście? - spytałem, siląc się na spokojny ton, choć prawda była takie, że wolna dłoń z każdym kolejnym słowem Choi'a zaciskała się coraz mocniej. - Nic mu nie jest?
- Pilnuję go, więc jest cały. Ale i tak wisisz mi przysługę - sarknął. - Jesteśmy w centrum, w klubie Plaza. Byłoby miło, gdybyś się pośpieszył kochasiu.
Nie czekałem nawet nie więcej danych. Niemal natychmiast zerwałem się z łóżka i po chwyceniu kluczyków do auta, wybigłem z mieszkania. Nie patyczkowałem się z zamykaniem go, tylko od razu popędziłęm do windy, a nią na podziemny parking, z kórego ruszyłem z piskiem opon.
W centrum znalazłem się niespełna kilka minut później, a widząc na parkingu klubu rapera, a tuż obok niego mój skarb, jedynie przyśpieszyłem. Zatrzymałem się gwałtowanie tuż obok nich i wysiadłem z pojazdu, aby pochwycić to drobne ciało w swoje ramiona, by po chwili móc obcałować całą jego twarz. Nie odrzucał mnie nawet zbyt mocny zapach alkoholu. Cieszył mnie jedynie fakt, że był cały i zdrowy. Nawet nie zamierzałem mu jutro robić wyrzutów o to, że się spił. Kac morderca załatwi to za mnie.
- Dziękuję - zwróciłem się w stronę starszego, w międzyczasie odgarniając niesforne kosmyki z twarzy mojego słoneczka. - Nie wiem jak ci się odwdzięczę.
- Po prostu stwórz coś dobrego. I wiedz, że nie mam zamiaru się dąsać. Ten chłopak naprawdę cię kocha, cały czas o tobie gadał jak tu siedzieliśmy, więc nie spieprz tego. Ja nie będę wam już więcej przeszkadzał.
Szczerze mówiąc zaskoczyły mnie te słowa. Jednakże zanim zdążyłem odpowiedzieć na nie cokolwiek, Seung-hyun uśmiechnął się do mnie smutno i odszedł w stronę klubu. Natomiast ja jedynie skinąłem głową, do jego oddalającej się sylwetki, by zaraz usadzić swojego chłopaka na siedzeniu pasażera. Nie przewidziałem jednak tego, że zaraz po zajęciu miejsca, pijany blondyn zacznie się domagać uwagi. No bo na dworze nawet nie dawał jakiegokolwiek znaku życia, a teraz jak gdyby nigdy nic przeskoczył nad skrzynią biegów, by usadowić się na moich kolanach.
- Kocham cię - zaśmiał się pijacko, by po chwili złączyć nasze usta. I nie wiem co w niego wstąpiło, ale jego małe dłonie zaraz zaczęły dobierać się do części mojej garderoby. A ja zdziwiony nawet nie potrafiłem zareagować. Byłem zbyt zaskoczony twym wszystkim, ale w końcu otzreźwiałem i odsunąłem się od młodszego. Zaraz potem przeniosłem go na siedzenie obok i zapiąłem mu pas bezpieczeństwa.
- Dokończymy w domu - odkrząknąłęm, chcąc pozbyć się nowopowstałej chrypki i ruszyłęm z piskiem opon.
a/n: zniszczyłam końcówkę. jak zawszę, zresztą.
to co? kolejny epilog?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro