11
- Yoongi czy ty mnie słyszysz? - warknięcie mojego szefa odbiło się od ścian sali konferencyjnej oraz obecnych tu zebranych, by w końcu dotrzeć do moich bębenków i rozlać się echem po całej czaszce.
I tym samym sposobem zakłócić moje myśli, które powędrowały w stronę pewnego studenta, który zapewne w tej chwili okupował kanapę w naszym, powtarzam naszym, salonie i męczył jakąś podrzędną dramę. Już mogłem sobie wyobrazić to jak młodszy co rusz zanosi się śmiechem, przy każdym zabawniejszym momencie, jak wyzywa kiedy coś w fabule nie idzie po jego myśli, a nawet łzy wzruszenia, które pojawiły się w jego oczach przy gorszym obiegu spraw. I jestem niemal pewny, że podczas tego wszystkiego towarzyszył mu Sun, który leżał zwinięty w kłąb w rogu kanapy i pochrapywał cicho, nie zwracając uwagi na poczynania młodszego.
Aż uśmiechnąłem się na tą nawet przyjemną wizję. Będąc tam z nim, mógłbym bezkarnie go obejmować jak i składać na całej jego twarzy, no ale los tak chciał, że musiałem siedzieć w tym dusznym pomieszczeniu. Bo co z tego, że miałem plany na resztę tego względnie wolnego dnia, skoro oczywiście coś musiało pójść nie tak. Bo tak jakoś nagle okazało się, że w naszej wytwórni jest zebranie w sprawie comebacku i zamiast spędzić mój czas ze swoim studentem, to musiałem go zostawić na pastwę samotności.
A przecież tak się nie robi! To zbrodnia przeciwko miłości!
- Co? A, tak? - powróciłem do świata żywych i oparłem się wygodnie o oparcie krzesła, przenosząc swoje ospałe spojrzenie na czerwonego ze złości Mina- suka. - Więc... Co mówiłeś?
Wyczuwam wybuch, za dokładnie 3, 2, 1 ...
- MIN YOONGI - a nie mówiłem? W sali ponownie zabrzmiało głośne warknięcie, a ludzie tu zebrani posłali mi współczujące spojrzenie. Wszyscy wiedzieliśmy, że w tej chwili lepiej się nie odzywać jeżeli nie chciało się dostać reprymendy, która swoją droga i tak mnie czekała - CZY MOŻESZ POWIEDZIEĆ MI O CZYM TAK ZAWZIĘCIE MYŚLISZ, SKORO NAWET NIE RACZYSZ SŁUCHAĆ TEGO CO INNI PRZYGOTOWALI ODNOŚNIE MUZYKI, KTÓRĄ TO WŁAŚNIE TY MASZ SKOMPONOWAĆ?!
Eeeee... Myślałem, że będzie gorzej; że stoły będą latały na wysokości lamperii, a ja wypadnę przez okno, które było naprzeciw mnie. A warto chyba napomnieć, że upadek z ostatniego piętra budynku YG Entertainment z pewnością by bolał, a chcę jeszcze trochę pożyć.
- Yang Min-suk - westchnąłem, starając się wymyślić jakiś dobry i w miarę bezpieczny plan ujarzmienia go, co w akcie tak wielkiej złości bywało strasznie trudne, jeżeli nie graniczyło z cudem. - Z tego co mi wiadomo to nawet nie mamy zarysu na cokolwiek, poza tym moja wena gdzieś uciekła, a to w tym wszystkim jest tutaj chyba najważniejsze. Mam jedynie zarys, o czym mógłbym pisać, ale nie wiem czy ci się to spodoba, więc jesteśmy w martwym punkcie - mruknąłem, chcąc go jakoś uspokoić, ale moja wypowiedź chyba bardziej go rozjuszyła, bo zaczął ciskać błyskawicami z oczu w moim kierunku, a ja już serio zastanawiałem się gdzie uciekać.
- I TY DOPIERO TERAZ MI O TYM MÓWISZ, ŻE MASZ JAKIŚ ZARYS?! DO JASNEJ CHOLERY YOONGI! GDYBYŚ UŚWIADOMIŁ NAS O TYM FAKCIE WCZEŚNIEJ, NIE MUSIELIBYŚMY SIEDZIEĆ W TEJ DUSZNEJ SALI PRZEZ CHOLERNE TRZY GODZINY! TRZY, DŁUGIE, NICZEGO NIE WNOSZĄCE DO NASZEGO ŻYCIA, GODZINY!
Tak, wiem. Ja też miałem inne palny na ten wieczór.
- No ale nie pytałeś...A to w sumie jest tylko sam zarys, który chciałem dopracować, więc ci o nim nie wspominałem...
- Po prostu mi go pokaż - warknął ciszej - Pokaż mi go i będziemy mieć to wszystko z głowy.
- Ale, że teraz? - spytałem dla pewności. Bo tak szczerze powiedziawszy, to nie miałem przy sobie niczego oprócz telefonu i kubka z kawą, która kupiłem po drodze.
- No teraz, teraz. W końcu po to tu jesteśmy.
- No ale wiesz, tak jakby... Tak jakby nie mam tego przy sobie...
Jimin, jeżeli zginę to wiedz, że byłeś dla mnie najważniejszy.
- MIN YOONGI - o nie, znowu ten formalny zwrot - JEŻELI W CIĄGU GODZINY NIE DOSTANE TEGO ZARYSU NA SWOJE BIURKO, TO WIEDZ ŻE ZARÓWNO CIEBIE JAK I OSOBĘ, KTÓRA ZAPRZĄTA TWOJE MYŚLI SPOTKA MARNY LOS.
Westchnąłem jedynie na jego słowa, spuszczając głowę jak skarcony pies. Owszem, przyznaję się. Zachowałem się nieodpowiedzialnie, bo faktycznie mogłem wziąć ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Dlatego też odczekałem aż Yang opuści sale i chcąc odratować sytuacje - zadzwoniłem do jedynej osoby, która może mi w tym pomóc.
***
- Jimin, Słońce, ja nie wiem jak ja ci się odwdzięczę - westchnąłem i zgarnąłem młodszego w swoje ramiona, chcąc mu podziękować za przywiezienie torby z laptopem i kilku innych dokumentów. Naprawdę gdyby nie on, to mógłbym zacząć szukać jakiejś innej posady.
- Nie trzeba - młodszy uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla niego sposób, a ja aż miałem ochotę wycałować całą jego twarz. Były jednak dwa powody aby tego jednak nie zrobić. Po pierwsze: znajdowaliśmy się w jednej z bardziej znanych wytwórni, a te hieny zwane dziennikarzami bądź paparazzi tylko czyhali aby tylko wywołać jakąś sensację. Po drugie: do naszych uszu dobiegł pisk nikogo innego jak HyoRin, która zaraz dopadła do mojego chłopaka i zamykając w swoich chudych ramionach, pokrytych zdecydowanie zbyt dużą warstwą samoopalacza.
- Mój śliczniusi - ponownie zapiszczała, tym razem męcząc długimi paznokciami jego przystojna twarz, naciągając ją we wszystkie świata strony - dzisiaj ci nie odpuszczę. Chodź za mną, ciocia Hyo zrobi z ciebie gwiazdkę - zaćwierkała radośnie i nawet nie dając mi dojść do słowa, pociągnęła młodszego za sobą w tylko jej znanym kierunku.
I naprawdę chciałem za nią pobiec i jakoś ją ogarnąć, ale wiem, że wtedy dostałbym opieprz za przeszkadzanie jej w pracy, bo ona ma wizję czy coś tam. Dlatego chcąc jakoś wesprzeć przerażonego szatyna, który posyłał mi błagalne spojrzenia - uniosłem kciuk do góry i uśmiechnąłem się do niego pocieszająco, a gdy tylko zniknął mi z oczu, pobiegłem do gabinetu szefa.
Ja mam tylko nadzieję, że oni mi go tam nie zamęczą...
***
- No więc tak - brawo Yoongi, to naprawdę zabrzmiało bardzo inteligentnie - ja to widzę w ten sposób: stawiamy na duet z piosenką, która zaskoczy każdego fana. Nie będzie płytka, wręcz na odwrót, każdy kto ja usłyszy i przeanalizuje od razu ja pokocha.
- Mów dalej - Min - suk był chyba zadowolony, skoro od kilku minut gadam bez składu i ładu, pokazując mu przedtem tylko marną wersje intro, którą miałem i tak dopracować.
- Coś jak "Eureka" z Zico. Tyle tylko, że tekst nie będzie o kobiecym ciele, a o... I tu cię właśnie zaskoczę. O miłości i o jej prawdziwej jak i tej słodkiej stronie.
- Ciekawie, ciekawie - pomruk zadowolenia, wywołał na moich ustach delikatny uśmiech. Byłem z siebie zadowolony, że koncepcja wymyślona na szybko może się sprawdzić. - Co jeszcze masz?
- No więc - westchnąłem zrezygnowany. Mój dobry tak szybko jak się pojawił, tak szybko się ulotnił. - Na razie mam tyle.
- Jest ok. Dopracuj to tylko i napisz tekst. Jak będzie gotowe, to przyjdź z tym do mnie, to to ocenię. A teraz zejdź mi z oczu, już wystarczająco narozrabiałeś.
a/n: Nie umiem w końcówki...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro