Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

Otworzyłem oczy wiedziony złym przeczuciem, by po chwili zorientować się, że nie znajduję się ani u siebie w wygodnym łóżku, ani tym bardziej na kanapie w salonie mojego mieszkania. Zdezorientowany rozejrzałem się po otaczającym mnie mroku i spokojnie mogłem stwierdzić, że z każdą chwilą byłem coraz bardziej zmieszany takim obiegiem spraw. Nie wiedziałem gdzie jestem, ani co tym bardziej tutaj robię. Starałem się cokolwiek wypatrzyć w tej nieprzeniknionej czerni, która otaczała mnie z każdej strony, jednak na marne. Stałem w nicości, zupełnie nic nie widząc, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków, które utwierdziłyby mnie w przekonaniu, że jednak nie jestem tu zupełnie sam.

Nic takiego jednak nie miało miejsca. Ruszyłem niepewnie przed siebie, a echo moich kroków roznosiło się po całym "pomieszczeniu". Nie było tu zupełnie nic, a tym bardziej żywej duszy, ale miałem głupie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zignorowałem jednak ten fakt i uparcie kroczyłem przed siebie, nawet nie mając pojęcia dokąd.

Nagle do moich uszu dotarł cichy śpiew często przerywany stłumionymi, a przynajmniej takie chyba miały być, napadami płaczu. Nie namyślając się długo, ruszyłem w tamtym kierunku, starając się cokolwiek dostrzec. W głowie słyszałem tylko dwie strofy, które stały się dla mnie swego rodzaju mantrą. 

"A red river of screams, underneath. Tears in my eyes, underneath. Stars in my black and blue skyes and underneath, under my skin. Underneath, the depths of my sin. Look at me, now do you see? 

Welcome to my world of truth. I don't wanna hide any part of me from you.  I'm standing here with no apologies. Such a beautiful release. You inside of me."

Za wszelką cenę musiałem odnaleźć właściciela tudzież właścicielkę tego głosu, który chcąc czy też nie, ale poruszył mnie na swój własny sposób. Wszystkie słowa, które odtwarzały się w mojej głowie miały wiele racji. Żyłem w zakłamanym świecie, natomiast w swoich kłamstwach pogubiłem się już dawno. Potrzebowałem jakiegoś zapalnika, aby wywalczyć w sobie prawdę. I tym zapalnikiem, tą iskrą, która pchnęła mnie do (nie)świadomego działania, była osoba z tym anielskim głosem.

Biegłem ile sił w nogach, chcąc odnaleźć źródło dochodzącego dźwięku, który słyszałem wyraźniej z każdym moim krokiem. Już po chwili zobaczyłem niewyraźny zarys sylwetki. Męskiej sylwetki. 

Byłem już blisko. Czułem to. Chłopak był już na wyciągnięcie mojej ręki. Jeszcze chwila, a mógłbym go dotknąć gdyby nie przerwał tej chwili jakiś cholernie irytujący dźwięk, sprawiając, że młodzik rozpłynął się w powietrzu, a ja otworzyłem oczy.

To sen. To był tylko sen...

Już nawet sam nie wiem czy się cieszyć z tego powodu czy nie...

Podniosłem się do siadu, by móc stwierdzić, że usnąłem przy fortepianie. Chyba wieczorne, a raczej nocne komponowanie nie było najlepszym pomysłem, czego skutki mogłem odczuć już teraz, ponieważ strasznie łupało mnie w odcinku lędźwiowym kręgosłupa, o karku nie wspominając. Wciąż zaspany rozglądałem się po pokoju w celu zidentyfikowania tego cholernego urządzenia, które musiało mi przeszkodzić w efekcie kulminacyjnym.

Ech... Nawet nie zdążyłem się przyjrzeć jego twarzy...

W końcu zlokalizowałem swój telefon, z którego wydobywała się denerwująca melodyjka oznaczająca, iż jest już godzina 7:00 i najwyższy czas szykować się do pracy. Wyłączyłem to zdradzieckie urządzenie, z piekła rodem, bo to przecież jest jeszcze noc, i podreptałem do kuchni w celu zaparzenia sobie napoju bogów i możliwie skonsumowania jakiegoś śniadania.

Może jednak od początku...

Nazywam się Min Yoongi i jestem 26-letnim producentem z YG Entertainment, a moim jakże skromnym i dosyć osobliwym marzeniem jest spokojne życie i tworzenie muzyki, którą mógłby zachwycać się cały świat. Przynajmniej na dzień dzisiejszy, bo coś czułem, że coś się wydarzy.

A jak ja tak czułem, to coś już musiało być na rzeczy.

No, ale wracając...

Nastawiłem ekspres, wkładając w odpowiednie miejsce mój ulubiony z Kumamnonem i kliknąłem przycisk, który ma sprawić, że po domu rozniesie się przyjemny zapach mielonych ziaren, a potem moje kubki smakowe uraczy czarna (a/n: jak moja dusza) i gorzka kawa. W międzyczasie otworzyłem drzwi lodówki w celu sprawdzenia, czy coś się nadaje do zjedzenia, ale zastałem tam jedynie światło i butelkę jakiegoś alkoholu.

Muszę się w końcu wybrać na te zakupy,  bo jak matka wpadnie to będzie siwy dym!

Rozczarowany zjawiskiem zastanym w lodówce jak i samym sobą, chwyciłem już wypełnione ciemną cieczą naczynie i razem z nim pokierowałem się do swojej sypialni, gdzie otworzyłem na oścież szafę, zastanawiając się "w czym" zaprezentuję się dzisiaj światu. Po krótkim namyśle wybór jednak padł na biały, luźny T-shirt, który wpuściłem do jeansowych, poprzecieranych rurek, a na to zarzuciłem czarną marynarkę z rękawami podwiniętymi do łokci. Przeczesałem palcami, swoje sterczące na wszystkie strony świata, włosy i włożyłem na nos swoje niezawodne okulary, które pozwalały mi normalnie funkcjonować w tym społeczeństwie nie będąc przy tym ślepym jak kret. Przejrzałem się jeszcze raz w lustrze i w miarę zadowolony z efektu końcowego, puściłem do siebie oczko i dopiłem zimny już napój.

Ach... Co ja gadam... Przecież ja zawsze wyglądam niesamowicie przystojnie! Ta skromność~~

Zamknąłem swoją samotnię na cztery spusty i windą zjechałem na podziemny parking, by po chwili móc odpalić swoją maszynę i włączając się do ruchu drogowego, dojechać pod wytwórnię w miarę na czas.

~*~*~*~*~

- Dzień Dobry, Panie Min. Prezes Min, Pana oczekuje u siebie w gabinecie.

Jak cudownie zacząć dzień? Oczywiście od rozmowy z szefem! Tylko ja mam takie szczęście.

Podziękowałem SoJin i od razu ruszyłem w stronę wind mijając po drodze zabieganych pracowników. Będąc już w chwilowym więzieniu nacisnąłem srebrny guzik z numerem odpowiedniego piętra, aby już po chwili móc stanąć twarzą w twarz z Min Seok Yang'iem - prezesem tego całego przedsięwzięcia jak i moim dobrym przyjacielem. Swoją drogą, ciekawe czego ode mnie chciał... ? Czyżbym się nie sprawdzał w roli kompozytora jak i producenta?

Nie. To niemożliwe. Przecież jestem tutaj najlepszy! I znowu ta skromność~~

Nie bawiłem się w zbytnie uprzejmości, będąc gotów znieść każdą scenę jaką przyjdzie mi zobaczyć za tymi olchowymi drzwiami. Chociaż nie... Seok jest zbyt poważny i sztywny na romansowanie z swoją sekretarką, więc nie musiałem się martwić, że chcąc czy też nie zostanę widzem jakiegoś taniej produkcji pornola z moim szefem w roli głównej. Cóż za ulga!

Spokojniejszy już nieco przekroczyłem próg gabinetu, a moim oczom ukazał się tak dobrze mi znany brunet jak zwykle siedzący za obszernym biurkiem w nienagannej pozycji. Biło od niego "prezesem" na kilometr i jestem pewien, że każdy człowiek w Korei go zna! Może nawet na całym świecie! Albo przynajmniej w jakiejś jego części...

- Co jest doktorku? - starałem się jakoś rozluźnić ten kłębek nerwów, bo ostatnio ma tyle na głowie, że szkoda gadać.  Już byłem przekonany, że mi to nie wyszło, jednak widząc uśmiech błąkający się na jego ustach mogłem śmiało odnotować, że zgredota jeszcze w pełni się nie rozwinęła.

Min Yoongi jeden, szef bez poczucia humoru zero...

- Min - Meh... No i mój nawet dobry humor uległ drastycznej zmianie zaraz po usłyszeniu tak formalnego tonu.

- No z tego co wiem, to tak się nazywam... Po prostu powiedz w jakim celu mnie wezwałeś. Tak będzie dużo prościej.

- No dobrze - westchnął zrezygnowany - Hae-Sol chce comeback, a ja po prostu nie mam dla niego koncepcji. Dlatego proszę cię o pomoc. Jestem nawet skłonny do błagań, bylebyś coś dla niego wymyślił no i oczywiście stworzył kolejny hit!

Znowu praca... Przecież on się szybciej wykończy niż to wszystko jest tego warte. Niestety mus, to mus, a my nie mamy nic do gadania.

- Na kiedy to ma być?

- Najszybciej jak się da - posłał mi błagalne spojrzenie szczeniaczka, które zaraz zostało zastąpione triumfującym uśmieszkiem, czego powodem była moja zgoda. Co ja mam z tym człowiekiem?

~*~*~*~*~

Nawet się nie żegnając z przełożonym wyszedłem z jego biura, by już po chwili zjechać na swoje piętro i zamknąć się w studiu. W końcu hit sam się nie stworzy! No dobra... Stworzy... Ale potrzebna do tego wena, a teraz to miałem jej zdecydowany brak.

Jeździłem na krześle po całym studiu, by dostać natchnienia, kręcąc się przy tym jakbym był na karuzeli. Nie trwało to jednak długo, gdyż najzwyczajniej w świecie mnie to znudziło i postanowiłem "zaparkować" swój pojazd na samym środku  pomieszczenia wzdychając głośno i opadając na oparcie fotela. Może jednak pasowałoby obmyślić koncept na sam początek?

Nie odpowiedziałem sobie jednak na to pytanie, bo zaraz zostałem gwałtownie odwrócony w czyjąś stronę, a jakiś ciężar skutecznie uniemożliwił mi wstanie z miejsca. Nim zdążyłem zarejestrować kto był na tyle inteligentny, by wpaść na ten pomysł, moje usta zostały zaatakowane przez osobnika, po którym tylko mógłbym się spodziewać takiej interakcji.

- Seung-Hyun, a ty nie powinieneś mieć teraz ćwiczeń z nowej choreografii? - spytałem niechętnie odsuwając się od starszego - Oczywiście schlebia mi to, że tak za mną tęsknisz, ale nie musisz się zrywać z zajęć.

Patrzyłem teraz na skruszonego mężczyznę na moich kolanach, który na scenie był pożądanym przez rzeszę fanek T.O.P'em, i śmiało mogłem stwierdzić, że był to jeden z tych najbardziej rozczulających ludzi widoków. Co nie zmienia jednak faktu, że byłem od niego młodszy, a musiałem mu matkować!

- Wybacz - szepnął, spuszczając głowę w dół - Po prostu chciałem cię zobaczyć.

No i jak tu nie kochać takiego słodziaka? Nie! Wróć! Ja go nie kocham! Ten "związek" jest oparty jedynie na seksie, więc nawet jeśli bym chciał, to wątpię abym się w nim zakochał. Co prawda jest słodki kiedy jest taki potulny, uległy i mam ochotę się nim zaopiekować, ale tylko jako przyjaciel.

Rozczulony jednak tymi słowami, i nie przejmując się tym co jeszcze chciał mi powiedzieć, przyciągnąłem go do siebie za poły koszulki tym samym zmuszając go do pochylenia się i  inicjując tym samym pocałunek, który z każdą chwilą przybierał na sile. Nie namyślając się długo wstałem razem z Choi'em i niemal od razu pokierowałem się w stronę mojej prywatnej łazienki, zamykając za nami drzwi, które zaraz po zderzeniu z futryną wydały z siebie głośny huk. 

~*~*~*~*~

Tuż po powrocie do domu, zmęczony jak nigdy dotąd, rzuciłem kluczyki oraz telefon na pobliską szafkę stojącą w przedpokoju i uprzednio zdejmując buty, skierowałem się do salonu. Już na wejściu mój wzrok przykuł pewien chłopak siedząc na narożniku, wgapiający się w ekran swojego telefonu. Przypatrywałem się jego sylwetce, nie kontaktując jednak zbyt dobrze, ale wydawała mi się ona aż nazbyt znajoma. Obserwowałem intruza, który nagrabił już sobie na samym początku naruszając mój teren prywatny, dopóki do pokoju niczym huragan nie wparowała moja matka.

- Yoongi, skarbie, widzę, że już zapoznałeś się z Jiminem - wyznała i rozpromieniona tym, że mnie widzi, owinęła swoje ramiona wokół mojego ciała.

Jak na zawołanie młodzieniec znajdujący się przede mną oderwał ślepia od swojego przenośnego urządzenia i podniósł się, wykonując przy tym nieformalny ukłon.

- Park Jimin - przedstawił się - Bardzo miło mi Pana poznać.

- Mamo... Kim jest Jimin? I co on tu robi? - w tej chwili miałem gdzieś, że prawdopodobnie wyszedłem na niekulturalnego gbura, ale... Co to do diaska ma znaczyć?!

- Jimin? Jimin, jest twoim narzeczonym...

Że jak?








Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro