30
Yoongi zawsze wydawał się tak do bólu zwyczajny i daleki od fantastycznych historii o Wolnych Ludziach, które opowiadano sobie w długie, zimowe noce w ich małym miasteczku, że Soobinowi wciąż było ciężko uwierzyć, że jest jednym z nich.
Prędzej podejrzewałby o to Kaia. Ludzie często mówili o nim, że nie może być po prostu człowiekiem. Był zbyt przystojny, mówili. Zbyt inteligentny, a jego dziwne manieryzmy wybijały się na tle innych dzieciaków. Soobin wiedział jednak, że była to kwestia jego wychowania i domu, który może i nie posiadał magii Wolnych Ludzi i nie umiał nią władać, ale wierzył w nią kompletnie i skończenie.
Drugim kandydatem do Wolnego, były według Soobina, Beomgyu i z tym zgodziłaby się większość dzieciaków z ich klasy. Chłopak podejrzewał, że to właśnie dlatego zawsze traktowali go trochę inaczej i z pewną rezerwą. Beomgyu był równie przystojny co Kai, tak samo inteligentny i musiał posiadać w sobie jakąś magię, bo nikt śmiertelny i niemagiczny nie mógł uczestniczyć w tylu zajęciach pozalekcyjnych jednocześnie, a w dodatku znajdować czas na odrabianie lekcji i włóczęgę po mieście z Soobinem i Kaiem.
Jednak to Yoongi, jego własny, osobisty ojciec okazał się jednym z Wolnych Ludzi. Nie oni.
Yoongi. Ten sam, do którego Soobin zawsze chodził, gdy trzeba było pomóc ze zrobieniem plakatu na plastykę, albo żeby opatrzeć zbite kolano. Po buziaka tego na dobranoc i tego przed wyjściem do szkoły. Jego ojciec, który robił najlepsze naleśniki na świecie.
Te fakty w umyśle Soobina po prostu się nie łączyły i gdy tylko próbował znaleźć w tym wszystkim sens, zaczynała go aż boleć od tego głowa.
Jednak widział go. Widział go w tych górach, jak używa swojej mocy i znika w zaroślach. To była magia, po prostu musiała być i Soobin powoli przyzwyczajał się do zaakceptowania faktu, że jego tata jest Wolnym, jakkolwiek dziwacznie by to brzmiało. W dodatku nie tylko jest Wolnym, ale jest też ich księciem. Chłopak rozmyślał o tym gorączkowo przez całą trasę, przez którą przegonił go lis Yeonjuna.
Gdy Balor zwolnił wreszcie, dając im chwilę oddechu od morderczego tempa, które do tej pory podtrzymywał, Soobin miał wrażenie, że zaraz wypluje płuca.
- Soob...- powiedział Kai, zatrzymując się obok niego. - Jesteś pewien, że on nie jest wysłannikiem króla?
- To lis Yeonjuna, jestem tego pewien - odparł szybko.
Magia Hoseoka była zła i jego potwory i to co tworzył nie było tak łagodne i pełne gracji jak zwierzak, który z jakiegoś powodu wybrał Beomgyu za swojego ulubieńca. Balor szczeknął coś pod nosem niecierpliwie, a potem trącił Beomgyu łbem w łydkę i pokazał na gęste krzaki bzu, które według wszelkiej logiki i pory roku nie powinny teraz kwitnąć.
- Chyba... jesteśmy na miejscu - powiedział ostrożnie, na co lis zanurkował pod liśćmi i zniknął w zaroślach. Beomgyu niepewnie odchylił gałąź, wyglądając na polanę, którą Soobin poznał od razu.
To była ta sama polana, na której znaleźli wraz z Kaiem, Taehyuna, z tą różnicą jednak, że zamiast dzwonków, o których Soobin śnił jeszcze przez wiele nocy, widzieli głównie ogień. Rośliny płonęły, krzycząc przeraźliwie, a pośród dymu i pożogi stał Yoongi.
Soobin nie poznał go w pierwszym momencie. Ojciec nigdy nie poruszał się tak szybko, nawet jeśli trzeba było spieszyć się na autobus. Tym razem jednak z niespotykaną, jak na niego, zwinnością przeskakiwał z jednego krańca polany na drugi, rzucając przy tym kolejne zaklęcia. To był niesamowity widok. Mesmeryzujący i Soobin złapał się na tym, że gapi się na ojca od dłuższego czasu, nie bardzo wiedząc, co powinien teraz zrobić.
A potem, gdzieś z ciemności, wyłoniła się jasna głowa Yeonjuna, od razu przyciągając jego uwagę. Soobin poczuł, jakby dostał pięścią w twarz. Chłopak wyglądał na zdezorientowanego. Leżał na ziemi, pośród tego chaosu, gęsto rzucanych zaklęć i magii tak ciężkiej, że nawet zwykli ludzie byli w stanie ją poczuć. Ogień powoli otaczał go z każdej strony i Soobin nie był pewien, czy chłopak zdaje sobie z tego sprawę. Gdzieś dało się słyszeć huk przewracanych kamieni i trzask łamanych gałęzi. Coś nadchodziło i raczej nie miało dobrych zamiarów.
- Czy...czy to...to? - wyszeptał Beomgyu. Wszyscy trzej poczuli pod stopami wstrząsy. Siniaki na brodzie Soobina od razu zapulsowały tępym bólem, jakby przypomniały sobie, kto był ich przyczyną.
Sluagh nadchodził i był większy niż wczoraj. Chłopak widział jego wielką głowę tysiąca poroży, która dotykała czubków potężnych drzew porastających polanę. Setki jego oczu świeciło w ciemności, gdy potwór przekręcał łeb, jakby starał się złapać trop i Soobin był prawie pewien, że jeszcze chwila i ich zwęszy.
- Przecież Yeonjun go zabił - powiedział Kai niepewnie. - Zabił go - dodał z większą mocą i pewnością siebie. - Widzieliśmy truchła zwierząt u podnóża Góry!
- Widocznie król stworzył nowego - odparł Soobin. - W końcu jest nekromantą. To, że rozwaliliśmy jednego, nie oznacza, że nie może zrobić sobie drugiego - dodał szybko i pociągnął Beomgyu za róg płaszcza. - Chodźcie, musimy iść do Yeonjuna - powiedział, na co Balor szczeknął twierdząco.
Lis nawet nie czekał na nich. Pomknął prosto w krzewy rosnące na granicy. Soobin biegnąc za nim, przez cały czas widział przed sobą jego kitę, która znikała co jakiś czas w gęstwinie. Chłopak miał wrażenie, że biegną tak już całą wieczność. Z ich poprzedniej kryjówki wydawało się, że Yeonjun leży całkiem niedaleko, ale Soobin postanowił zaufać zwierzakowi. Biegł więc dalej, w coraz większą gęstwinę. Tam, gdzie było tak ciemno, że ledwo widział własne ręce. Na szczęście, zwierzak zatrzymał się w końcu, co chłopak przyjął z ulgą. W ostatniej chwili złapał się wystającej gałęzi, zatrzymując się przy nim.
- To tu? - spytał zaskoczony. Co prawda nie spodziewał się odpowiedzi, ale Balor i tak szczeknął głośno, jakby dając mu znać, że potwierdza jego przypuszczenia.
Soobin ostrożnie odgarnął gęste liście, nieomal nie przewracając się od razu na ziemię. Strumień ognia przemknął tak blisko jego policzka, że miał wrażenie, że mimo, iż go nie dotknął, czuje zapach spalonych włosów i skóry.
Yeonjun, który wciąż leżał na ziemi, cofnął się trochę, co Soobin wykorzystał od razu. Wychylił się i złapał go w pasie, wciągając do swojej kryjówki, do której dołączył Beomgyu wraz z Kaiem, dysząc głośno.
- To ja, to ja. Yeonjun to ja - szeptał nerwowo Soobin, przyciskając Yeonjuna do siebie. Chłopak znieruchomiał na chwilę, a potem błyskawicznie obrócił w ramionach Soobina, od razu przyciskając ubrudzone ziemią, ręce do policzków chłopaka. Wyglądał na przerażonego, ale też jak ktoś, kto nie do końca był pewien, czy to co się dzieje, jest prawdziwie. Gładził Soobina po włosach, po ramionach, jakby sprawdzał, czy wszystkie jego części ciała są na swoim miejscu.
- Myślałem, że... - zająknął się, a potem jego wzrok padł na Balora, który zwinął się przy stopach Beomgyu, kładąc po sobie uszy. - Balor was tu przyprowadził - stwierdził, a potem przeniósł wzrok na siedzącego w kuckach Kaia i Beomgyu.
- Poprowadził nas przez jakieś zadupie - powiedział Beomgyu, wyjmując z włosów małe zielone listki, owinięte w pajęczyny. - Ja pierdolę, jak ja nienawidzę lasu! - krzyknął, na chwilę zagłuszając to, co działo się na polanie, co było nie lada wyczynem, zwłaszcza że Sluagh króla Hoseoka przyparł mężczyzn, którzy towarzyszyli Yoongiemu do ściany lasu. Jego krzyk był potężny, a wibracje spowodowane przez jego przemieszczające się cielsko czuć było nawet w ich kryjówce w krzakach po drugiej stronie polany. Soobin nie wiedział kim byli ci mężczyźni, nie do końca tak naprawdę.
Kojarzył całkiem dobrze ich twarze ze zdjęć w gazetce szkolnej, która wisiała zaraz obok wejścia do budynku szkoły. Byli nazywani kochankami, posągami przynoszącymi miłość i powodzenie w nauce, które jego ojciec chrzestny lata temu podarował na rzecz świątyni w górach, ale nie znał ich prawdziwych imion, ani nie wiedział, kim byli dla Yoongiego. Przyjaciółmi? Rodziną? Tym i tym? Czy zawsze byli ludźmi? Nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Ten w zbroi, z prawie dziecięcą, pełną twarzą musiał być ranny, bo coraz gorzej radził sobie i ledwie unosił do góry świetlisty miecz.
Ten chyba starszy, w skórzanej kurtce, z przydługimi włosami, wydawał się też powoli tracić siły. Gdy potwór uderzył go w bok, przewracając na spaloną ziemię, Soobin nie potrafił nie syknąć z bólu. Jego własny ojciec stał niedaleko nich. Plecami do potwora, który wcale nie zwracał na niego uwagi, twarzą do króla, którego chłopak nie potrafił dostrzec. Widział tylko nieskończoną czerń jego płaszcza, który furkotał na wietrze, gdy ten wykonywał lekkie i szybkie uniki. Widział też, że tam, gdzie stanął, ziemia wydawała się świecić własnym blaskiem, co być może było naturalnym zjawiskiem, ale z jakiegoś powodu Soobin odczuwał przez to lęk.
- Ja...- zająknął się. Nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Gdy biegli za lisem, powtarzał w myślach co chciał powiedzieć Yeonjunowi, jak go przeprosić, ale zderzony z rzeczywistością i tym co zastali, słowa uciekały mu równie szybko jak się pojawiały. - Przepraszam - wydusił z siebie wreszcie, ściskając chłopaka za rękę.
Twarz Yeonjuna rozjaśniła się na te słowa, a Soobin nie potrafił nie czuć się jak ostatni dupek, widząc na jego policzkach i czole zadrapania i ciemnoczerwone, świeże siniaki. Bo to on je zrobił, on i rozkaz, który wydał zupełnie bezmyślnie. Yeonjun nie mógł się zatrzymać nawet na sekundę, bo tak chciała magia sznurków i tak chciał Soobin ze swoją niewyparzoną gębą, której teraz nienawidził najbardziej na świecie.
- Wiem - odparł Yeonjun, po krótkiej chwili. Nie widać było w jego słowach wahania. Odwzajemnił uścisk Soobina, uśmiechając się słabo. - To ja przepraszam. Nie powinienem...
- To ja nie powinienem...- przerwał mu szybko chłopak. - Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło. Nie myślałem, naprawdę nie chciałem - zaczął mówić bez ładu i składu. Pierwsze myśli i słowa, jakie przyszły mu do głowy, wypływały z jego ust bez żadnego filtra. - To nie twoja wina, to wszystko... naprawde nie twoja.
- Nie przejmuj się - Yeonjun pokręcił głową i znów położył mu rękę na policzku, gładząc go lekko. Przystawił na chwilę swoje czoło do czoła Soobina. - Naprawdę - dodał już trochę ciszej, na co żołądek chłopaka zacisnął się boleśnie. Mógłby go teraz pocałować. Naprawdę mógłby to zrobić.
- Ok, ok...super - przerwał im ostro Kai. - Czy możecie zająć się tym później? - spytał, wychylając się zza krzaka, obok którego chowali się całą czwórką.
Z polany dochodziły ich głosy, ale Soobin nie był w stanie rozróżnić żadnych słów. Bardziej ich emocje i to, w jaki sposób były wypowiadane. Zerknął szybko na Yeonjuna, który patrzył w kierunku ich ojców.
- Czy to powinno się tak świecić? - pytał dalej Kai, pokazując na coś pośrodku polany. - To jest miejsce, gdzie znaleźliśmy Teahyuna, co nie? Pamiętasz, żeby coś tak świeciło?
- Co? - Soobin oderwał wzrok od profilu Yeonjuna i przeniósł go na miejsce, które pokazywał młodszy chłopak. Polana wydawała się płonąć i nie chodziło o zaklęcia Yoongiego, które co jakiś czas lądowały w krzakach obok nich.
Coś pod spodem próbowało wydostać się na zewnątrz. Srebrno-niebieskie światło prześwitywało pomiędzy grudami ziemi, które jak w febrze drżały wraz z kolejnymi potężnymi krokami potwora, który wciąż walczył gdzieś po drugiej stronie leśnej łąki. Dzwonki nie były już w stanie krzyczeć, ich głosy zamieniły się w jeden przeciągły jęk bólu, a kwiaty świeciły własnym blaskiem. Były miejsca, gdzie wyglądały, jakby miały lada chwila eksplodować. Soobin mógł przysiąc, że widział na ich płatkach jaśniejsze linie, które wyglądały jak pęknięcia.
- To linia mocy - powiedział głuchym głosem Yeonjun. Widać było, że to co widzi, nie było czymś normalnym. Jego ręka drżała, mimo że Soobin wciąż ściskał ją mocno.
- Przecież one są niewidoczne - odparł Beomgyu ze swojego miejsca.
- Bo są, zwłaszcza dla was, ale mój ojciec ją przejął, żeby obudzić wszystkich nieumarłych w okolicy - wyjaśnił szybko chłopak, podchodząc na kolanach do krzaka. Uchylił kiść ciężkich kwiatów, żeby lepiej widzieć. - Linia jest... ojciec zabiera za dużo energii. Jeśli tak dalej pójdzie, jeśli twój tata, Soobin - odwrócił się gwałtownie. - Jeśli uderzy w miejsce, gdzie linia pęka... to się nie skończy dobrze - zakończył koślawo.
- Jak to nie dobrze? Niedobrze jak? - dopytywał się nerwowym tonem Kai. - W sensie takim...śmiertelnym? - dodał niepewnie i Soobin był prawie pewien, że zerknął na niego kątem oka. Yeonjun skinął niepewnie.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem - przyznał. - Musimy ich powstrzymać. Ja... naprawdę nie wiem, co się może stać, jeśli zaklęcie Yoongiego dosięgnie punkt, w którym linia mocy jest przegrzana.
- No dobra, no dobra - wtrącił się Beomgyu. - Powstrzymać, ale jak? - dodał i spojrzał najpierw na Kaia, a potem na Soobina, który nie wiedział, co odpowiedzieć na to pytanie.
- Musimy z nimi porozmawiać - powiedział po dłuższej chwili. - Tak jak planowaliśmy na samym początku rozwiązać tę sytuację. Rozmową.
- To głupi plan - powiedział Kai poważnie. - To się nie uda.
- A masz lepszy? - zapytał Beomgyu. - Yeonjun?
- Jungkook i Taehyung nie mają szans ze Sluaghiem - powiedział poważnie. - Musimy się jakoś podzielić - dodał błyskawicznie. - Ty i Kai musicie załatwić potwora. Ja i Soobin spróbujemy zwrócić uwagę naszych ojców.
- Jungkook i Taehyung? - spytał Beomgyu, zdezorientowany. Soobin chciał zadać dokładnie do samo pytanie, ale się powstrzymał.
- Taehyung. Ten w czarnej kurtce - wyjaśnił pokazując ruchem głowy na polanę - To przyboczny twojego taty - dodał, przenosząc wzrok na Soobina. - Jungkook to ten w zbroi. Był rycerzem mojego ojca, ale zdezerterował - dodał pośpiesznie, co nie wydało się Soobinowi zbyt optymistyczną wiadomością. Jeśli zrobił to już raz, mógł zrobić to po raz drugi. Ta myśl pojawiła się w jego głowie błyskawicznie, ale zaraz się za nią skarcił. Chyba za długo przebywał z Taehyunem i powoli zaczynał każdego podejrzewać o spisek i knucie jakiś zdradzieckich planów.
Yeonjun zatopił zęby we własnej ręce, zanim Soobin zdążył zareagować i znów zajął się rysowaniem krwawych symboli na kurtkach Beomgyu i Kaia.
- Wystarczy, że je na niego zarzucicie. Powinno zadziałać.
- Powinno. Słowo klucz - wymamrotał Kai, ale nie powiedział nic więcej. Zamiast tego wstał z ziemi, ciągnąc za sobą Beomgyu, który w ogóle nie wyglądał, jakby miał ochotę na walkę z potworem.
- Miejmy już to z głowy. Chcę do domu - wymamrotał drugi chłopak niewyraźnie. Soobin chciał jeszcze zadać im kilka pytań, naradzić się jeszcze dłużej, ale wszyscy jego towarzysze wyszli na polanę, nie czekając na niego. Tam, gdzie szalał ogień, a ziemia świeciła błękitem. Yeonjun podał mu dłoń, którą Soobin od razu chwycił. Podciągnął się i pozwolił wyprowadzić się w szarość mgły i kolory, które próbowały się z niej wydostać. Spopielałe szczątki dzwonków wirowały pośród ognisk, które rozniecił Yoongi. Dym, który dzięki nim powstał był tak gęsty, że gdyby nie ogień i zaklęcia, które obijały się co jakiś czas nad ich głowami, nie byłoby nic widać. Kai i Beomgyu zniknęli w niej zaraz, zostawiając ich samych.
- Nie puszczaj mojej ręki - rozkazał Yeonjun, na co Soobin uśmiechnął się słabo pod nosem i skinął mu głową.
- Bo połamiesz mi nogi?- spytał zaczepnie.
- Nogi, ręce i całą resztę - odparł od razu książę.
Mimo dymu nie musieli szukać swoich ojców za daleko. Zaklęcia, które miotali były tak jasne, że nie potrzebowali żadnych wskazówek. Soobin już otwierał usta, żeby zwrócić na siebie uwagę, ale coś ciemnego przemknęło mu przed nosem. Nie spodziewał się tego. Zrobił krok do tyłu, a wraz z nim Yeonjun. Ciemny kształt znów pojawił się na linii jego wzroku. Coś błysnęło tym razem i dopiero wtedy Soobin zorientował się, że nie jest to coś, ale ktoś. W dodatku w koronie, w najwytworniejszym stroju, jaki kiedykolwiek widział.
Król Hoseok miał zjawiskową twarz. Piękną, ale było w niej coś niepokojącego. Tam, gdzie Yeonjun wydawał się łagodny i okrągły, rysy twarzy króla wyglądały, jakby były wyciosane z najostrzejszego marmuru. I wtedy pojawiła się w głowie chłopaka zaskakująca myśl.
Ta twarz należy do mordercy jego taty. Była tak niespodziewana, że Soobin aż jęknął żałośnie. Miał ochotę krzyczeć, ale też schować się, bo wiedział, że zwracanie na siebie uwagi takiej osoby, nie było najlepszym pomysłem.
- Tato! - ryknął Yeonjun. - Przestań! Słyszysz mnie? - krzyczał dalej, ale zaklęcia nie ustawały. Jeśli coś to wydawało się, że król zbiera siły, bo wydawały się jaśniejsze. Kula ognia runęła zaraz obok ich stóp.
- Tato! - tym razem to Soobin wydzierał się ile sił w płucach. - Proszę! Mam tylko ciebie! - miał wrażenie, że jego głos coraz bardziej cichnie, ale mogło to być tylko wrażenie spowodowane tym, że dym, który szczypał w oczy, gęstniał z każdą minutą.
Kolejne zaklęcie przemknęło mu obok ucha, a potem kolejne i kolejne i dopiero wtedy Soobin zorientował się, co się stało.
Hoseok i Yoongi wymieniali kolejne ciosy, a oni jak ostatni idioci wpakowali się w sam środek pola walki. Nie mogli gorzej trafić. Ziemia pod nimi błyszczała coraz mocniej, nadając zalegającemu na polanie dymowi upiorny wygląd. Soobin widział, jak jego ojciec wykonuje obrót i rzuca kolejne zaklęcie, a potem ich spojrzenia spotkały się. To było dziwne spostrzeżenie, ale chłopak miał wrażenie, że tam gdzie przed chwilą widział jeszcze bezdenną pustkę w jego oczach, złość i agresję, w jednej milisekundzie wszystkie te złe emocje zostały zastąpione przez przerażenie.
Yoongi nie spodziewał się ich tutaj. Widać to było w sposobie, w jaki jego ciało rozluźniło się, a ostre ruchy i cięcia, które były tam jeszcze przed chwilą, spowolniły, jakby Soobin wyjął ojcu wtyczkę z gniazdka, zabierając cały ferwor i wolę walki.
- Soobin - głos Yoongiego był pełen strachu.
- Tato - tylko tyle był w stanie powiedzieć. Ścisnął mocniej dłoń Yeonjuna i zaczęli biec w jego kierunku.
- Co ty tu...- pytanie ojca przerwało zaklęcie, które aż wstrząsnęło okolicznymi drzewami. Yoongi bez wysiłku postawił barierę, wciągając ich do środka. W pierwszym momencie Soobin nie poznał go. Był dziwnie przygarbiony i bladszy niż zwykle. Utykał, co było chyba największym zaskoczeniem, bo jeszcze chwilę temu widział jak z zacięciem i lekkością, parował kolejne zaklęcia króla Hoseoka. Gdzieś pośród dymu i magii, która zbierała się nad polaną, Soobin musiał przeoczyć moment ataku.
- Tato...- chłopak nie potrafił opanować krzyku, który wyrwał się z jego gardła. Był dziwnie zniekształcony, tak jakby właśnie przechodził kolejną mutację. Soobin oplótł rękoma jego szyję, chowając głowę w zagłębieniu jego obojczyka. - Nic ci nie jest - powiedział z ulgą, na co Yoongi poklepał go po plecach jedną ręką.
- Dlaczego... - spytał Yoongi lekko łamiącym się głosem. Przesunął wierzchem dłoni po twarzy chłopaka. - Przyjechaliście tu z Jinem? - pytał dalej, już trochę bardziej gorączkowo.
Soobin odsunął się od niego i pokręcił głową. Potwór ryknął w ciemności, a Yoongi od razu wysunął rękę przed siebie, jakby szykował się do rzucenia kolejnego zaklęcia.
- Nie możecie tu być - powiedział, popychając Soobina w stronę Yeonjuna. - Dlaczego wy tu... - nie dokończył, bo ktoś krzyknął przeciągle, a potem ziemia pod ich stopami poruszyła się i zaczęła drżeć coraz bardziej, bo Sluagh biegł w ich stronę.
Soobin widział jego poroże, gdzieś nad dymem, w czubkach drzew, które uderzał raz po raz. Setki jeleni, górskich kozic o przegniłych oczach i pyskach wydawały się jęczeć z bólu, gdy potwór wyszarpał je brutalnie z zieloności tak gęstej, że prawie blokowała chore i słabe słońce. Melodyjne zawodzenie potwora brzmiało teraz prawie jak piosenka, w rytm której gałęzie, o które był zaczepiony, spadały na ziemię.
Potężny konar runął zaraz obok Yeonjuna, a Soobin poczuł, jak jego własne wnętrzności wykręcają się na drugą stronę. Było tak blisko, o wiele za blisko. Złapał chłopaka za rękę i przysunął go do siebie chociaż wiedział, że to niewiele pomoże, jeśli potwór zrobi to jeszcze raz. Krzyk we mgle powtórzył się.
- Yeonjun, to nie działa! - dopiero wtedy Soobin rozpoznał właściciela głosu. Beomgyu zbliżał się do ich trójki z zaskakującą prędkością. - Nie działa! - krzyczał dalej, był już teraz bardzo blisko. Soobin widział jego mokrą grzywkę, a zaraz za nim Kaia, który z równym zacięciem i przerażeniem pokonywał kolejne metry.
- Zajmij się nimi! - kolejny głos dołączył do hałasu, który powoli zamieniał się w kakofonię dźwięków.
Dopiero po dłuższej chwili Soobin zrozumiał do kogo należy. Ojciec Yeonjuna wyłonił się z dymu jak duch, otrzepując niedbale z rękawa resztki kwiatów, które opadały powoli na ziemię. Dzwonki, a właściwie ich resztki wyglądały jak czarny śnieg. Nawet martwe wydawały z siebie głośne szepty i westchnięcia, które zamieniały polanę w wielką, rezonującą puszkę.
- Schowajcie się - rozkazał Yoongi, popychając lekko Yeonjuna, a potem Soobina. - Już - syknął, a zaklęcie a jego na palcach wystrzeliło do góry. Przez chwilę nie miało żadnego kształtu. Przypominało raczej słup ognia, który był tak niespodziewany i gorący, że Soobin aż odskoczył przerażony. Dopiero, gdy Yoongi dmuchnął lekko, ogień przygasł na chwilę, ujawniając między swoimi płomieniami żelazny miecz, który ojciec chwycił gołą ręką bez żadnego zastanowienia.
- Nie...tato - zaczął chłopak, ale Yoongi odganiał go już drugą ręką, szykując się na potwora. Sluagh był już tak blisko, że Soobin miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje od jego smrodu. Czarna posoka, którą zostawiał za sobą, śmierdziała obrzydliwie i jej zapach wyprzedził samego potwora. Wyprzedził nawet Beomgyu i Kaia, którzy zaraz do nich dołączyli.
- Panie tato Soobina! - krzyknął Kai entuzjastycznie, widząc Yoongiego, który zgarnął go szybko i popchnął w stronę Soobina i Yeonjuna.
- Gdzie Jungkook i Taehyung? - spytał od razu Yeonjun.
- Ten mniejszy jest ranny - wyjaśnił pośpiesznie Beomgyu, gubiąc co chwila oddech. - Odwróciliśmy od nich uwagę tego czegoś, ale teraz polazł za nami. Kurtki nie zadziałały - dodał, a Yeonjun zaklął głośno. Soobin w tym samym czasie złapał przedramię Yoongiego.
- Tato, zostaw go. Chodź z nami - powtarzał gorączkowo.
- To twój szczeniak? - pytanie króla było zaskoczeniem, Soobin aż puścił rękaw ojca, odwracając się.
Mężczyzna szedł wolno w ich stronę i to tak wolno, jakby właśnie szedł na wieczorną przechadzkę, a nie znajdował się na naelektryzowanym magią magicznym okręgu, który żarzył się i pulsował z każdym stawianym przez niego krokiem. Jego kroki były wymierzone, eleganckie i w jakiś sposób niedbałe. Król nawet nie patrzył pod nogi, gdy szedł przez łąkę spopielałych dzwonków. Patrzył na nich. Na Yoongiego i na Soobina, który znów instynktownie przysunął się do ojca, czując na sobie lodowaty wzrok Hoseoka.
Sluagh zatrzymał się gwałtownie, gdy król wszedł mu w drogę. To był zaskakujący i przedziwny widok. Góra mięsa, która powodowała, że ziemia pod nią drżała, a wraz z nimi okoliczne drzewa, po prostu znieruchomiała, jakby ktoś ją zamroził. Cielsko zafalowało niebezpiecznie, opadając na ziemię jak najlepiej wyszkolony i potulny pies. Kilka głów, tych u podnóża potwora, zajazgotało, ale brzmiało to bardziej jak przywitanie niż protest.
- Mój bratanek? - Yoongi ścisnął mocniej miecz w dłoni, gdy tylko padło to pytanie. Król uśmiechnął się, ale nie był to przyjemny widok. Nie wyglądał na zadowolonego, raczej głodnego i Soobin czuł na karku ciarki. A potem, w ułamku sekundy jego mina zmieniła się i spojrzenie, które przyszpiliło Soobina, zelżało, gdy Yeonjun wyszedł zza Yoongiego i złapał młodszego chłopaka za rękę. - Ty sobie chyba żartujesz - wycedził od razu Hoseok.
- Tato - powiedział Yeonjun bezradnym tonem. - Proszę...
- Naprawdę myślisz, że będziesz wybrańcem? - warknął, w kilku krokach pokonując dzielące ich metry.
Z gardła Kaia wyrwał się cichy pisk, gdy błękitna poświata wybuchła pod stopą króla. Kolejne pęknięcia tworzyły się na polanie, a ich blask coraz mocniej oświetlał okalający ich z każdej strony dym. Już nie był szary. Był błękitny jak niebo w najczystszy, jesienny poranek. Jak supernowa, komety w sierpniowe noce. Był to bolesny widok i Soobin nie był w stanie dłużej patrzeć na króla. Odwrócił wzrok.
- Myślisz, że to mnie powstrzyma! Twoje prośby? - Hoseok nadal mówił do Yeonjuna, a Yoongi wyciągnął ręce przed siebie, szykując się do ciosu. Soobin czuł bijące od niego ciepło. Wiedział, że ojciec chce użyć zaklęcia, ale wahał się, jakby sam nie był pewien, co się stanie, jeśli to zrobi.
- Dzieciaki, uciekajcie - powiedział stanowczym głosem - No już! - ryknął na całe gardło. Soobin nigdy nie słyszał, żeby krzyczał. Z zaskoczenia aż zamurowało go i nie wiedział, co zrobić. Powinien posłuchać ojca, ale nie potrafił się ruszyć. Poza tym był jeszcze Yeonjun, który jak najbardziej nie zamierzał słuchać i uciekać. Chłopak nie mógł go zostawić, zwłaszcza że przysiągł sobie, że nigdy już tego nie zrobi.
- To koniec - głos Yeonjuna był drżący, ale zdecydowany. - Po prostu...- zaczerpnął nerwowo powietrza. - Czy możesz chociaż raz mnie posłuchać? Chociaż raz, jeden... jedyny - ciągnął dalej. Puścił rękę Soobina i zrobił krok do przodu. Światło, które otoczyło go z każdej strony było oślepiające. - I zakończyć to szaleństwo tu i teraz?
- Zapominasz się, książątko - odparł król, wolno cedząc słowa. - Jesteś dzieckiem...
- Tato - jęknął Yeonjun, ale Hoseok nie dał mu dokończyć. W chwili pojawił się przy chłopaku i złapał go za brodę. I wtedy Soobin zobaczył na rękach Yeonjuna zaklęcia. Na początku myślał, że to tylko bransoletki, ale złote nici magii poruszyły się wraz z jego palcami. Chłopak uniósł je do góry i na jedną, straszną sekundę, serce Soobina stanęło.
Magia Yeonjuna od razu uczepiła się rąk Hoseoka, wczepiła się w nie jak pijawki. Głęboko i boleśnie zanurzając swoje pazury aż po przedramiona mężczyzny, który szarpnął się gwałtownie. Zaklęcie nie puszczało.
Soobin krzyknął głośno. Sam do końca nie wiedział co. To było coś pomiędzy okrzykiem bólu, a zaskoczenia, bo Yeonjun był w niebezpieczeństwie i to na własne życzenie.
Soobin nawet nie wiedział, kiedy zaczął biec. Nawet gdyby Yoongi chciał go zatrzymać to nie miałby szans. Nic nie mogło go teraz przekonać do zmiany zdania. Ani ojciec, ani nawet potwór, który ryknął żałośnie i to tak głośno, że dym, który zalegał na łące, rozrzedził się pod wpływem jego oddechu.
Wszystko cuchnęło zgnilizną, magią, elektrycznością i Soobin miał wrażenie, że zaraz oszaleje od nadmiaru bodźców. Sluagh zamachnął się i był prawie pewien, że zanim dotrze do Yeonjuna i jego ojca, ten zmiażdży go ruchem jednej ze swoich łapo-macek obrośniętych rzadkim futrem, z którego wystawały pogruchotane kości i głowy mniejszych zwierząt.
Tak się jednak nie stało, bo Jungkook i Taehyung jakiś cudem znaleźli się na potworze i żadne zaklęcie, ani najczystsza królewska krew nie równała się sile ich zaciętości i okrucieństwa. Kolejne łby padały pod ich ciosami, łapy, kopyta, ogony odpadały od potwora jak lawina. Nie zatrzymywali się nawet na chwilę. Kolejne zwierzę było wycinane z tkanki monstrum z obrzydliwym mlaśnięciem, rycząc przy tym żałośnie, ale Taehyung nie miał dla nich litości. Wbijał raz po raz swój długi miecz, nie dbając o to, co właśnie zabijał, ani o krew, która wypływała z ran Slaugha gęstym, śmierdzącym strumieniem.
To był straszny widok, ale Soobin nie zwracał na niego uwagi. Widział tylko Yeonjuna, zaskoczoną twarz Hoseoka, który nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Jego syn używał magii i to w dodatku na linii mocy, którą on sam przejął.
- To jest zaklęcie wiążące - Soobin słyszał słowa Yeonjuna głośno i wyraźnie, jakby wypowiadał je w jego własnej głowie. - Dzięki za pomysł, tato.
- Niewdzięczny...- Hoseok zacisnął ręce w pięści. Ziemia zatrzęsła się gwałtownie. Soobin nie spodziewał się tego. Zachwiał się, nieomal upadając na twarz, w przerwę między grudami ziemi, która świeciła tak mocno i oślepiająco, że miał prawie pewność, że właśnie dziś straci wzrok.
Coś miękkiego dotknęło jego ręki, gdy zbliżył się do światła. Uczepił się tego jak liny, a potem stanął na równe nogi, oszołomiony. W pierwszym momencie nie wiedział, co się stało. Ktoś mu pomógł, ale nie wiedział kto. Zwłaszcza, że jego ojciec wraz z Beomgyu i Kaiem zostali daleko w tyle, a Yeonjun wciąż stał z Hoseokiem. A potem Soobin zauważył ruch u swoich stóp. Balor, szczeknął żałośnie, kłapiąc przy tym ostrymi zębiskami. Lis spiął się w sobie. Skoczył.
Jego zęby zatopiły się w przedramieniu króla, który wrzasnął głośno.
Yeonjun zrobił krok do tyłu. Widać było, że nie spodziewał się tego.
- Balor! - krzyknął zaskoczony.
Zaklęcie, które Hoseok próbował przywołać, uderzyło zwierzaka w bok czaszki, która zagruchotała obrzydliwie. Soobin widział jak srebro magii przenika przez zwierzaka, rozrywając oczodoły, zęby, kolorowe kwiaty, które przez chwilę wyglądały, jakby ktoś zamroził je w czasie, a potem zdezintegorowały się na pył na jego oczach.
Król warknął coś pod nosem, zniesmaczony, ale zanim bezwładne ciało zwierzęcia, upadło na ziemię, jego własne zaklęcie, które je przebiło, trafiło w ziemię. W jasny, błękitny punkt oświetlony linią mocy.
Yeonjun odwrócił się w stronę Soobina, jakby chciał mu coś powiedzieć, wyciągnął dłoń w jego stronę, ale właśnie wtedy biel postanowiła zakryć wszystko. Zaklęcie Hoseoka eksplodowało i w jednym, ostatnim przytomnym momencie Soobin stwierdził, że chyba znajduje się w powietrzu. Było mu tak ciepło, tak gorąco, a biel otaczała go z każdej strony.
Gdy jego świadomość odpływała powoli, śmiech Jina dźwięczał gdzieś na granicy słyszalności.
A potem nastała ciemność.
***
Pobudka była brutalna. Bolesna. Soobin czuł, jakby tysiące niewidzialnych igiełek wbijało się w jego gałki oczne i przez moment był prawie pewien, że stracił wzrok. Nie widział nic, nie słyszał też niczego, więc kolejna myśl jaka pojawiła się w jego głowie była równie niewesoła. Nie dość, że oślepł to prawie na pewno był martwy. I nawet zaczął przechodzić nad tym do porządku dziennego, ale coś poruszyło się obok, a potem Soobin zamrugał i pojawiły się kolory. Najpierw niewyraźne i rozmyte, jakby ktoś rozlał na nie olej, a potem obraz zaczął się wyostrzać. Nie do końca rozumiał, dlaczego najpierw było ciemno, a teraz był w stanie widzieć. Jego zmęczony umysł nie potrafił sobie z tym poradzić. Dodać dwa do dwóch, wyciągnąć jakiekolwiek wnioski. To było ponad jego możliwości.
- Ach - cichy jęk Yeonjuna przywrócił go do rzeczywistości. Dopiero wtedy zrozumiał, co się stało i gdzie jest. Wciąż znajdowali się na polanie, a resztki spalonych dzwonków opadały wolno na ziemię, zostawiając na nich samych i na całej okolicy grubą warstwę czarnego śniegu. Oślepiające światło linii mocy zniknęło, podobnie jak korony drzew, zacieniające polanę. Nie było ich i Soobin nie był do końca pewien, czy była to wina eksplozji, czy potwora, który wyrwał je w szale.
Słabe słoneczne światło przedzierało się przez kłęby dymu nad ich głowami co było równie szokującym widokiem, bo wreszcie był w stanie dojrzeć rośliny i drzewa i ich prawdziwe kolory. Już nie czuł się, jakby był zamknięty w gigantycznym, zaglonionym akwarium.
- Słońce zachodzi - powiedział zupełnie bez sensu, podciągając się na przedramionach. Ostatnie, teraz prawie różowo-pomarańczowe języki słońca, ginęły gdzieś za czubkami białych wież Brugh, które doskonale było widać z polany. Był już prawie wieczór i chłopak złapał się na tym, że nie może doliczyć się, która może być godzina. Gdzieś stracili czas, ale nie miał pojęcia gdzie.
- Żyjecie? - spytało kilka głosów naraz, a Soobin nie był pewien, co odpowiedzieć. I komu, przede wszystkim. Zamiast tego wydał z siebie niewiele mówiące mruknięcie.
- Tak - powiedział za niego Yeonjun, odnajdując jego dłoń i ściskając ją mocno. Soobin przeniósł na nią wzrok, a potem na pobrudzoną twarz chłopaka. - Hej...
- No... - odparł równie cicho, uśmiechając się. - Hej - powtórzył słowa chłopaka, który aż zaśmiał się cicho.
Yeonjun żył. Yeonjun żył. Yeonjun żył. Powtarzał w myślach, chłonąc każdy szczegół jego twarzy. Jego oczy były tak niesamowicie jasne w tym świetle. Ciepłe jak słońce, które właśnie zachodziło. Jego głos, głęboki i zachrypnięty od krzyczenia powtarzał coś cicho, a Soobin mógł się tylko uśmiechać, bo kompletnie go nie słuchał. Yeonjun był żywy, żywy. Tylko to się liczyło.
A potem na linii jego wzroku pojawiła się twarz Yoongiego, ktory klęknął obok i przysunął go do siebie. Delikatne dłonie sprawdziły najpierw twarz Soobina, a potem tył głowy, wreszcie ręce i klatkę piersiową.
- Żadnych obrażeń - wymamrotał.
- To cud, twój dzieciak jest chyba zrobiony z diamentów - dodał ktoś za plecami ojca. Soobin uniósł lekko głowę do góry, napotykając spojrzenie faceta w skórzanej kurtce. - Jestem Taehyung - przedstawił się.
- Dzień dobry - wydukał chłopak niepewnie. Yoongi złapał go pod bok, pomagając mu usiąść. - Gdzie...- zaczął, ale zaraz umilkł, widząc jak Beomgyu i Kai pomagają wstać Yeonjunowi.
- Żyjemy - powiedział głośno Kai, jakby czytał mu w myślach. - Jungkook też.
- Kto? - Soobin zmarszczył brwi, a potem podążył wzrokiem do miejsca, które wskazywał mu drugi chłopak. Mężczyzna w zbroi stał w pewnej odległości od nich.
Jego pancerz nie był tak boleśnie błyszczący i jasny jak ostatnim razem, gdy Soobin go widział. Był pełen mniejszych i większych wgłębień, sadzy, która oblepiła go niczym lepka pajęczyna i zakrzepniętej, obrzydliwej krwi potwora, którego szczątki rozwłóczone były chyba po całej polanie.
Soobin był prawie pewien, że stoi na jakiejś jego części, ale trochę bał się sprawdzić swoje przypuszczenia i dowiedzieć się, co miękkiego znajdował się pod jego butami. Wolał patrzeć na Jungkooka, który ostrożnie i z ciekawością obchodził jakiś czarny kamień, który wyrastał pośrodku polany. Soobin nawet chciał spytać, czym był ten kamień, bo był prawie pewien, że wcześniej go tam nie było. Rycerz uderzył w głaz brzegiem miecza szybko i niespodziewanie, jakby chciał sprawdzić, czy naprawdę tu jest.
- Nie dotykaj go! - krzyknął głośno Taehyung, na co Yoongi syknął przez zęby.
- Tylko sprawdzam - odparł niewyraźny głos.
Soobin podszedł bliżej. Czuł, że musi to zrobić i przekonać się, jak wygląda z bliska. Nie wiedział, dlaczego, ale czerń przyciągała go i ignorując ból pod żebrami, protesty ojca i chłopaków, którzy zostali w tyle, zaczął iść przed siebie. Ręka Yeonjuna odnalazła jego własną i ostatnie kilka metrów pokonali już razem. Ramię w ramię. Ze splecionymi, brudnymi od krwi dłońmi.
Ziemia pod ich stopami była wypalona, martwa i każdy ich krok wzburzał tumany czarnego kurzu, który unosił się i opadał, dołączając do sadzy, która leniwie padała wolno z jaskrawo-złotego nieba, ale żadne z nich nie zwracało na to uwagi. Obaj byli wpatrzeni w ciemny punkt, który słońce wydawało się omijać, jakby miał on moc wchłaniania światła. Tam, gdzie stał Jungkook, tam gdzie stał król Hoseok zaklęty w czarny kamień, z twarzą zniekształconą przez zaskoczenie i krzyk, który już na zawsze pozostanie niemy.
- Czy to...- zaczął Soobin, cichym głosem.
- Odwracalne? - dokończył za niego Yeonjun. - Nie... chyba nie będzie ci to przeszkadzać? - dodał i spojrzał na chłopaka stojącego obok. Soobin nic nie odpowiedział. Wpatrywał się dalej w twarz króla, zapamiętując jego rysy twarzy, chociaż wiedział, że i tak nigdy nie zdołałby ich zapomnieć.
- A... tobie? - zapytał ostrożnie Yeonjuna. Starszy chłopak przecząco pokręcił głową. - Tak myślałem - powiedział ciszej.
Soobin podniósł głowę i spojrzał na wirującą w powietrzu sadzę, która w powietrzu wyglądała zupełnie jak białe płatki śniegu. Dopiero po zetknięciu się z ziemią jej kolor zmieniał się na brudnoszary. Słońce już na dobre schowało się za białymi wieżami Brugh, a w lesie powoli zaczynało się robić ciemno.
To był czas powrotu do domu. Nowego domu, którego Soobin jeszcze nie znał, pełnego uczuć i emocji, z którymi będzie musiał sobie poradzić. Zupełnie innego domu, niż ten, który opuścił, by pojechać na Górę Zapomnienia, ale to nadal będzie jego dom.
a/n: i to już naprawdę jest koniec moi kochani. Dziękuję, że towarzyszyliście dzielnie moim bohaterom w ich przygodach.
Ten ff to mój debiut w fandomie TXT i cieszę się, że został ciepło przez Was przyjęty. I... ja się dopiero rozkręcam!
Jestem wdzięczna zajebiście moim stałym czytelnikom, którzy mimo że nie stanują (a czasem nawet nie znają TXT), zdecydowali się przeczytać tę historię <3
Jeśli chcialibyście dostać update o moich kolejnych ff, nie wyrzucajcie tej książki z biblioteki, wrzucę w nią info o nowym ff i o kontynuacji DCM, którą planuję za jakiś czas :)
NADAL podpisuje się pod tym, co napisałam na twitterze - jeśli ktoś znajdzie w dcm nawiązanie do Świnki Peppy, napisze smuta (nothing hardcore tho, very respectful)
Oczywiście zapraszam do innych moich ff (zwłaszcza jeśli ktoś lubi yoonjiny. To, że zostali rodzicami soobina jest zabawne tylko dla kogoś, kto przeczytał horizon :) albo... prawdopodobnie tylko dla mnie )
W międzyczasie zapraszam na twittera (link w bio) i kotka (link w bio na twitterze) i do zobaczenia za jakiś czas w zupełnie innym miejscu i czasie :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro