24
a/n: #catonecstasyisoverparty
- Yeonjun tu mieszka - powtórzył za tatą Soobina jego drugi ojciec, gdy drzwi wejściowe zatrzasnęły się z hukiem.
Yeonjun odczekał, aż ich dźwięk wybrzmi do końca, silnik samochodu zapali, a jego warkot zginie gdzieś w odgłosach rzadkiego, siąpiącego deszczu, który zastąpił burzę niecały kwadrans minut temu.
Dopiero wtedy, gdy uznał, że zaczyna się czuć niekomfortowo przedłużającą się ciszą, uniósł głowę do góry i odważył się zerknąć w stronę schodów, gdzie wciąż stał Yoongi; upragniony książę Taehyuna i jego, jakby nie było, wujek.
Yeonjun nie raz zastanawiał się, gdzie jest legendarny Bezimienny Książę, o którym w ciemności nocy szeptali między sobą dworzanie. Czy to było możliwe, że zniknął ot tak z powierzchni ziemi? Co się z nim stało? Dlaczego zrezygnował z królestwa? Czy faktycznie przegrał bitwę z jego ojcem? A jeśli tak, to czy zginął, a może jednak dalej żyje i ma się dobrze. W jakiejś krainie za wielkim morzem, albo w puszczy tak gęstej, że ani człowiek, ani Wolny nie byłby jej w stanie spenetrować.
Yeonjun zawsze wierzył, że jednak został królem, stworzył nowy klan i ma się całkiem dobrze z dala od wszystkich dram i knowań Brugh. Przecież ktoś o magii tak potężnej, że był w stanie usunąć z pamięci wszystkich żyjących Wolnych i wszystkich kronik swoje imię, musiał wciąż panować i posługiwać się swoim darem.
Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna i Yeonjun nie dość, że czuł się zawiedziony, patrząc na poplamione farbą spodnie Yoongiego, to czuł się też oszukany i po prostu zły. Zły na siebie, że tyle lat spędził na obsesyjnym zastanawianiu się, co robi książę, ale też zły na Yoongiego za to kim nie był.
Czuł, jak gniew podchodzi mu do gardła i miał ochotę wykrzyczeć swój żal i pretensje o to, że porzucił Brugh i magię dla życia jak ludzie, ale nie potrafił tego zrobić. Bo mimo że czuł się zawiedziony tym, że Yoongi nie okazał się tym herosem, którym chciały być wszystkie dzieciaki w królestwie, rozumiał go.
Yoongi może nie miał wspaniałych pałacy, złota, mężczyzn i kobiet padających do jego stóp, ale widocznie Jin i Soobin wynagradzali mu to z nawiązką. To nie było piękne, idealne życie, jakie widział dla swojego księcia, ale było jego i nie mógł tego nie uszanować.
- Jak robisz taką minę... - zaczął Yoongi, kiedy cisza przedłużała się w nieskończoność. Widocznie sam nie czuł się z tym komfortowo. Poszedł do Yeonjuna i pokiwał palcem. - To wyglądasz jak Eunyoung.
- Moja mama? - spytał Yeonjun, chociaż wiedział, że nie powinien zadać tego pytania. Stwierdzenie oczywistości było domeną ludzi i oznaką braku wychowania w jego świecie. Aż miał ochotę zakląć na głos. Widocznie za długo przebywał w towarzystwie Soobina i weszły mu w krew jego niektóre nawyki. W dodatku te najbardziej irytujące, co nie wróżyło najlepiej. Yoongi wyłapał to od razu, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Mówisz jak Soobin - stwierdził, na co Yeonjun znów spuścił głowę. - I tak, chodziło mi o twoją mamę - ujął ostrożnie dłoń Yeonjuna.
Chłopak starał się nie wzdrygnąć ale nie potrafił, gdy smukłe palce przesunęły się wokół dużej rany o poszarpanych brzegach, którą zostawiła kość Sluagh. Przez to wszystko o niej zapomniał i dopiero teraz, gdy Yoongi złapał za jego dłoń, poczuł, że faktycznie go boli i to bardzo.
- Znaliście się? - spytał, starając nie poznać po sobie, że to co robił mężczyzna było bolesne.
- W końcu była żoną Hoseoka... jest żoną mojego brata - poprawił się Yoongi. - Wiesz, nie zawsze było z nami źle. Dopiero, gdy twój dziadek umarł... - urwał i uśmiechnął się w dziwny, smutny sposób, co od razu rzuciło się Yeonjunowi w oczy. - Kiedy odchodziłem nawet nie miałeś imienia - dodał niespodziewanie.
Chłopak zaniemówił. W ich kulturze małe dzieci były po prostu nazywane dziećmi, bo magia była wybredna i nieodpowiednie imię wypowiedziane w złą godzinę potrafiło wyrządzić wiele szkód i dlatego z nadawaniem imion trzeba było czekać. To była wielka ceremonia, ważna, tak naprawdę najważniejsza w życiu, bo nadawała twojej własnej, osobistej magii moc i siłę.
- No nieważne...- westchnął po chwili - Chodźmy do łazienki, przemyję ci tę ranę, przebierzesz się i sprawdzimy co u Soobina.
- Ale... - Yeonjun chciał już zaprotestować i powiedzieć Yoongiemu, że się nie zgadza. Że właśnie teraz jest pora na wyjaśnienia, ale mężczyzna wydawał się tak zdeterminowany i tak zmęczony, że Yeonjun nie potrafił tego zrobić. Tak naprawdę to z niego samego też schodziła powoli adrenalina i zaczynał czuć się coraz gorzej. Skinął tylko sztywno głową i poszedł za ojcem Soobina na piętro, poddając się jego rozkazom.
W ruchach Yoongiego było widać wprawę. To jak sprawnie opatrzył Yeonjunowi rękę, jak szybko przygotował prysznic i ubrania na zmianę, chociaż Yeonjun miał cały czas ochotę powiedzieć mu, że ma własne, w szafie Soobina i że nie trzeba, ale nie potrafił się na to zdobyć. A nawet jak błyskawicznie przygotowywał kolację, a potem wcisnął chłopakowi w dłoń kubek wypełniony po brzegi mocną, cytrynową herbatą, zdradzał, że robił to już milion razy. Yeonjun był tym zszokowany, jeśli miał być szczery.
Bezimienny zachowywał się jak każdy, typowy ludzki rodzic na świecie. Był tak zwykły w tym wszystkim, ale też niezwykły, bo choć potrafił czarować, nie używał wcale magii, a Yeonjun nie mógł przestać się na niego gapić. Było to niegrzeczne i nie na miejscu, o czym doskonale zdawał sobie sprawę, ale to był fascynujący widok, który chłopak zachłannie pochłaniał. Po kolacji stanęli obaj w drzwiach sypialni Soobina, z naręczem dodatkowych termoforów i jedzeniem.
- Chyba śpi - wymruczał cicho Yoongi, a Yeonjun poczuł, jakby coś w jego żołądku właśnie zrobiło salto. Do tej pory był tak skupiony na ojcu Soobina, że zapomniał na moment o samym chłopaku, co może i nawet było dobre.
- Nie śpię - Soobin wychylił głowę zza koca. Wyglądał po prostu tragicznie, nie można było tego inaczej nazwać.
Miał strasznie czerwone policzki i zapuchnięte powieki i to tak bardzo, że nie widać było wcale jego oczu i Yeonjun szczerze wątpił, żeby cokolwiek widział. Wyglądał, jakby płakał przez pół nocy, ale na pewno nie zrobiły tego łzy. To była sprawka zimna, wiatru i wody, z którymi całą piątką walczyli aż do przyjazdu Jina.
Yeonjun wciąż nie wiedział, jak udało im się rozgrzać Soobina i utrzymać go przytomnego dopóki nie przyjechał ojciec chłopaka. To był cud, inaczej nie mógł tego nazwać. To, że Soobin się nie utopił też nim było. I to, że oni obaj przeżyli atak Sluagh. To, to była już szansa jedna na milion.
- Tato, zimno mi...
- Pokaż głowę - powiedział łagodnie mężczyzna, przykładając mu dłoń do czoła. - Jesteś jeszcze zmarznięty, Binnie - pocałował chłopaka w czoło i przysunął się bliżej. - Ale już masz prawie ludzką temperaturę - uśmiechnął się i ruchem dłoni zwrócił na siebie uwagę. Yeonjuna, który wciąż stał w nogach łóżka Soobina, nie bardzo wiedząc co powinien ze sobą zrobić. Dopiero po chwili zrozumiał, o co chodzi Yoongiemu.
- Ach, termofory - powiedział i podał mu je bez ociągania. Mężczyzna od razu włożył je pod kocową górę w którą zagrzebany był Soobin. Yeonjun usiadł na samym skraju łóżka, przyglądając się temu, co robi. Jak układa poduszki, podaje Soobinowi herbatę i głaszcze go po twarzy. To był tak boleśnie normalny obrazek, a zarazem surrealistyczny, że Yeonjun znów złapał się na tym, że się zawiesił, chociaż mogła to być wina leków przeciwbólowych, które dał mu Yoongi i po prostu był zmęczony.
- Wrócę później...- Yeonjun ocknął się, gdy mężczyzna wstał z łóżka. Musiał przegapić całą rozmowę między ojcem i synem, bo Soobin wyglądał jakoś lepiej. Żywiej i nawet odkrył się trochę. Chłopak zamrugał nerwowo, musiał odpłynąć i nawet tego nie zauważyć.
- Ok - odparł Soobin. Jego głos wciąż był słaby, ale tutaj też widać było różnicę. Nie drżał już tak bardzo. - A tata przyjdzie?
- Powinien niedługo wrócić. Odwozi Beomgyu i resztę - odparł Yoongi, poprawiając mu trochę grzywkę. - I nie wychodź spod tego koca. Yeonjun? - chłopak aż podskoczył, zaskoczony. - Pilnuj go.
- Tak, ok - chłopak pokiwał entuzjastycznie głową, przysuwając się bliżej Soobina. Dopiero, gdy drzwi zamknęły się za Yoongim i usłyszał jego ciche kroki na schodach, Yeonjun nabrał głośno powietrza w płuca, szykując się mentalnie na wytknięcie Soobinowi wszystkich idiotyzmów, jakie dziś zrobił, oraz na powiedzenie mu głośno i wyraźnie: "A nie mówiłem", a może nawet i na wykrzyczenie mu tego zdania w twarz, bo nawet miał na to ochotę. Jednak gdy odwrócił się z powrotem w stronę chłopaka, cała energia jaką miał, wkurw i wyrzuty ulotniły się w jednej sekundzie.
Soobin sprawiał wrażenie dziwnie małego, gdy siedział tak zakopany w swoim forcie z kocy i poduszek, które Yoongi rozłożył wokół. Jego stopy, na które naciągnięte były chyba wszystkie skarpety jakie posiadał, wystawały zza dziecięcego materaca, a ramiona zajmowały większość łóżka. Naprawdę trudno było powiedzieć, że Soobin wyglądał, jak dzieciak, raczej jak dość wysoki i barczysty mężczyzna w za małym łóżku, w dodatku ubrany jak na najgorszą zimę, ale mimo tego jakimś cudem udawało mu się nie wyglądać przy tym komicznie. Raczej przerażająco bezbronnie.
Gdy Yeonjun tylko to zauważył, miał ochotę rzucić jakimś przekleństwem, albo zacząć wyrywać sobie włosy z głowy. Może było to zbyt ekstremalne, ale według niego samego jak najbardziej na miejscu. Nie mógł znieść takiego Soobina. Nie mógł znieść takiego widoku.
Miał ochotę przykryć chłopaka jeszcze jednym kocem, podać mu herbatę, poprawić poduszki, może pogłaskać i powiedzieć coś miłego. To były tak natrętne i nachalne myśli, że przez moment nie wiedział, jak się oddycha.
Powinno go to odrzucać, powinien być zniesmaczony Soobinem. Jego słabością, jego nadzwyczajną ludzką zwyczajnością, ale nie potrafił się na to zdobyć. Tak naprawdę to najbardziej zniesmaczony był sobą, zły nawet, bo nie tak go wychowano. Nie powinno mu zależeć, nie powinien tak się czuć, nie powinien chcieć robić cokolwiek dla tego ludzkiego chłopaka. Jednak im dłużej mu się przyglądał, tym jego potarganym włosom, które gdzieniegdzie były jeszcze mokre, czerwonym policzkom z cholernymi dołeczkami, to tym bardziej był bliski płaczu z frustracji.
Soobin nie ma prawa tak wyglądać. Tak niewinnie, a w dodatku miał czelność być przy tym tak ślicznym, że Yeonjun miał ochotę wydrapać sobie mózg, gdy tylko to pomyślał. Chyba nigdy nie użył w stosunku do nikogo takich określeń. Słowo: "uroczy" też tłukło się gdzieś po jego głowie, co było obelgą dla wszystkich jego przodków przynajmniej na kilka pokoleń wstecz.
- No i co się cieszysz jak debil? - warknął głośno, gdy Soobin uśmiechnął się jeszcze szerzej. Szybkim ruchem przykrył jego odkryte ramię i przyklepał koc. Może trochę brutalnie i boleśnie, ale to tylko dlatego, że wiedział, że nie może pozwolić sobie na krzyki i pokazanie frustracji, którą czuł w środku. Poza tym czuł się zmęczony, tak bardzo zmęczony i nie miał ochoty już na nic. Poważne dyskusje nie były w planach na jego wieczór. Chciał tylko położyć się i zasnąć i to najlepiej na łóżku, a nie na podłodze jak przez ostatnie kilkanaście dni.
- Posuń się - uderzył lekko łydkę Soobina.
- Jak twoje żebra? - spytał chłopak, ale Yeonjun postanowił zignorować to pytanie, wsunął się pod jeden z kocy i położył obok niego.
Nie było mu wygodnie. Pół tyłka i ramię wystawało mu zza łóżka, a po lewej stronie termofory grzały tak mocno, że miał wrażenie, że jeszcze trochę, a zostawią mu czerwone ślady na gołych przedramionach. Chciał nawet ponarzekać na ten temat i obrócił głowę w stronę drugiego chłopaka, żeby zacząć swoją tyradę, ale właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę z tego, jak blisko siebie się znajdują.
To było za dużo dla Yeonjuna.
Miał ochotę dotknąć policzków Soobina, wydawały się tak miękkie i gładkie, i jego powiek i.... zamknął szybko oczy.
- A jak ci się wydaje? - jęknął cicho z bólu i frustracji, przekręcając się na bok. - Pewnie, że boli. Ja pierdolę, Soobin. Widziałeś, jakie to gówno było wielkie? - skrzywił się i usiadł na skraju łóżka. Wytrzymał tak kilka chwil i znów się położył, ale tym razem na brzuchu i nie na brzegu materaca, z którego miał wrażenie, że zaraz spadnie.
Położył się na kocach, gdzieś w okolicy żołądka Soobina, co nie było aż takim fantastycznym pomysłem, jakim wydawało się na początku. Po pierwsze Yeonjun nie wziął pod uwagę w swoich kalkulacjach bólu.
Gdy już położył się w tej pozycji, nie był w stanie przekręcić się na bok i na dobrą sprawę ułożyć się wygodnie. Ból był zbyt oszałamiający i miał wrażenie, że z każdym ruchem wzmacnia się. A po drugie, był teraz jeszcze bliżej Soobina, chociaż technicznie leżał dalej. Była to po prostu pozycja w jakiś sposób bardziej poufała i gdy podłożył ręce pod brodę, mógł wreszcie rozmawiać z chłopakiem oko w oko i to nie było najlepsze, taktyczne posunięcie. To było najgorsze z możliwych posunięcie, debilne wręcz. Yeonjun czuł, że zaczyna mu się robić głupio i ostatkiem sił powstrzymywał się przed schowaniem twarzy w ramionach.
W pokoju zapadła niezręczna cisza.
- Wygodnie ci tak? - spytał po dłuższym czasie Soobin. Yeonjun uniósł na chwilę głowę i zerknął na chłopaka. Oczywiście, że nie było mu wygodnie, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. W żadnym wypadku. Do tego, że czuł się zakłopotany też nie. To on sprawiał, że ludzie byli zakłopotani, zawstydzeni albo onieśmieleni, a nie na odwrót.
Soobin wciąż na niego patrzył i im dłużej Yeonjun trzymał jego wzrok, tym bardziej chłopak czerwieniał na twarzy. Yeonjun nie dziwił mu się. Gdyby sam musiał leżeć pod tyloma kocami, a w dodatku z termoforami, sam by pewnie tak wyglądał.
- Masz za małe łóżko - odparł wreszcie i opuścił głowę. Przez krótki moment wydawało mu się, że widzi w spojrzeniu Soobina coś dziwnego, ale zbył to szybko. Był zmęczony i tyle; to nie było nic ważnego. - Jakim ty jesteś, kurwa, idiotą, Soobin. Naprawdę - powiedział zanim zdążył się powstrzymać. Bijące mocno pod jego palcami, serce Soobina, podskoczyło.
- O co ci chodzi? - spytał chłopak ostrożnie, a Yeonjun bezwiednie zazgrzytał zębami. Miał dziś nie poruszać tego tematu. Miał zaproponować Soobinowi, że powinni iść teraz spać, ale frustracja spowodowana samym sobą i złość, którą czuł też w stosunku do siebie, wezbrały i chyba musiały ogłupić go na moment. Inaczej tego nie potrafił określić. Słowa wypłynęły z jego ust bez żadnej cenzury.
- No nie wiem, może o tego potwora, którego chciałeś zajebać mocą swojej głupoty, bo czym innym - wymamrotał, przyciskając twarz do własnych dłoni. Znów zapadła cisza.
- Ty...- Soobin umilkł na chwilę. - Ty też jesteś idiotą - odparł wreszcie, a Yeonjun o mało nie usiadł na łóżku. To był chyba pierwszy raz, gdy Soobin kogoś obraził. I to w dodatku jego. Uniósł znów głowę, trochę za szybko, bo ból powrócił, ale Soobin złapał go w porę przez koce, nie pozwalając mu przewrócić się na bok.
- Powtórz to - warknął Yeonjun.
- Jesteś idiotą - powiedział całkiem poważnie Soobin. Jego wzrok był dziwnie surowy i zły, co wcale, ale to wcale nie pasowało do jego twarzy, która wciąż była strasznie czerwona. Yeonjun nie potrafił zdecydować się, czy było to przez ciepło termoforów, czy raczej złość, która aż biła od chłopaka. - Pobiegłeś tam i...zacząłeś krzyczeć na niego, a ja miałem to pod kontrolą. Udałoby mi się....
- Gówno miałeś - przerwał mu Yeonjun, kładąc głowę na kocu. Zaklął w myślach. Soobin wciąż był przekonany, że był jednym z nich, że był Wolnym, a on naprawdę, ale to naprawdę nie czuł się na siłach, żeby powiedzieć mu prawdę. Może później to zrobi, rano, ale na pewno nie teraz.
- A ty rzucałeś w niego kamieniami. A on cię potem złapał i teraz wszystko cię boli i...- Soobin mówił dalej, zupełnie nie zrażony. Yeonjun może i nie widział jego twarzy, ale słyszał bardzo dobrze jego głośno i szybko bijące serce. Chłopak był wzburzony. - Zaatakowałeś go bez magii, Yeonjun. Bez magii!
- Ciekawe czyja to wina, hm? Ciekawe kto mi ją zabrał? - wypalił szybko Yeonjun, uciszając go skutecznie. Soobin nabrał gwałtownie powietrza w płuca.
- Przepraszam... - powiedział cicho, po dłuższej chwili. - Ale wiesz, nawet bez magii poradziłeś sobie całkiem dobrze. Wyglądałeś, jakbyś miał wprawę w... - Yeonjun wiedział, że chłopak chciał dobrze. W ten swój zwykły, niezdarny, soobinowy sposób chciał załagodzić sprawę, ale nie potrafił opanować gniewu, który nagle poczuł. Usiadł gwałtownie, od razu tego żałując, bo żebra zakuły go tak bardzo, że prawie zwymiotował na łóżko.
- W czym? W zabijaniu? - rzucił gniewnie. - Bo jestem mordercą? To chciałeś powiedzieć? - mówił dalej. Słyszał, jak jego głos staje się coraz bardziej histeryczny, ale nie mógł tego powstrzymać. Nie wiedział jak.
Znów widział przed sobą Sluagh. Potężnego i wielkiego, cuchnącego śmiercią. Potwór dał krok, ale nie był już potworem. Był Strażnikiem Mgły, a on sam stał u szczytu schodów z księgą ojca w dłoniach, które już na zawsze będą czerwone od krwi. - Nawet nie wiesz, jak to było - wydusił z siebie wreszcie. Spojrzał na własną zabandażowaną dłoń, bo raptem stała się jakoś dziwnie ciężka. Soobin trzymał go za nadgarstek.
- Opowiedz mi o tym - poprosił łagodnym tonem. Yeonjun poczuł, jak zaczynają go piec oczy i to tak bardzo, że łzy same, bez jego zgody, zaczęły ciec po policzkach. Strzepnął je gniewnie drugą ręką, nabierając powietrza. Nie wiedział, od czego zacząć. Naprawdę nie wiedział, ale gdy wreszcie udało mu się wydobyć jakiś dźwięk, nie mógł przestać.
- Chciałem zobaczyć, co się stanie - zaśmiał się gorzko i trochę histerycznie. - Po prostu, byłem ciekawy. Moi rodzice wyjechali i oni nigdy...- zawiesił na chwilę głos, starając się skupić na tym, co powinien powiedzieć. - Oni zawsze wszystko olewają, Soobin. Nieważne co robię. Złe, dobre, nie obchodzi ich to za bardzo i... wreszcie miałem okazję zrobić coś wielkiego. Na tyle wielkiego, że wreszcie, że wreszcie... - zająknął się, bo łzy znów ciekły mu po policzkach. - Zwrócą na mnie uwagę. Więc... ukradłem księgę ojca, tę najbardziej strzeżoną z jego prywatnej komnaty, co nie było aż takim niemożliwym zadaniem jak się okazuje - dodał szybko. - I znalazłem zaklęcie, które kontroluje mgłę nad królestwem. I użyłem go i ono zadziało. Udało mi się. Mi - wytarł policzki obiema rękoma. Soobin znów złapał go za nadgarstek. Yeonjun milczał przez chwilę, starając się zebrać myśli.
- Jestem tylko niższej rangi nekromantą, moja brudna magia nie jest stabilna, a do tego zaklęcia potrzeba jej naprawdę dużo i... mimo to... udało mi się. Mgła zniknęła, umarła, zabierając ze sobą Strażnika, który miał ją pilnować. Zabrała jego życie i jego magię, zostawiając po sobie tylko krew - chłopak wziął jeden, urwany oddech, starając się nie myśleć o tym, jak głośno krzyczał mężczyzna, gdy zaklęcie zadziałało.
- To był wypadek - powiedział Soobin łagodnym tonem, a Yeonjun poczuł, że nie jest w stanie dłużej siedzieć na łóżku. Był zbyt zmęczony, opadł bez sił na materac obok niego. Na szczęście Soobin zrobił mu więcej miejsca i teraz byli w stanie leżeć ramię w ramię.
- Tak sobie wmawiam - powiedział po dłuższej chwili Yeonjun i spojrzał w bok od razu sobie przypominając, dlaczego nie powinni tak leżeć. Od razu odwrócił wzrok i wbił go w sufit, splatając ręce na brzuchu. - Ale nie wiem, czy to prawda. Naprawdę nie wiem - dodał jeszcze ciszej. - On mnie ostrzegał, wiedział, co chcę zrobić, ale byłem tak skupiony na tym, jaki jestem zajebisty, że wychodzi mi zaklęcie, że zapomniałem...- nabrał głośno powietrza. - że mgła i strażnik to jedno.
W pokoju znów zapadła cisza. Nie była jednak niezręczna, po raz pierwszy chyba tego wieczora, co Yeonjun zauważył prawie od razu. Przeciągała się i chłopak nie był w stanie powiedzieć, jak długo leżeli tak ramię w ramię, patrząc się na sufit i fluorescencyjne gwiazdki poprzyklejane do belek stropowych. Godzinę, minuty? Gdzieś w tle leciała cicho muzyka, którą ktoś musiał włączyć na laptopie chłopaka. Możliwe, że to był sam Soobin albo ktoś z jego rodziców. Yeonjun zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w melodię i chyba nawet przysnął, bo gdy Soobin odezwał się ponownie, prawie podskoczył.
- Przepraszam...- powiedział cicho.
- Co? - Yeonjun spojrzał w bok. Soobin miał otwarte oczy i patrzył się w przestrzeń. Na gwiazdki albo na zawieszony na żyłce model samolotu, który musiał być jego dziełem. Był tak krzywy i źle posklejany, że Yeonjun zawsze odnosił wrażenie, że lada chwila a rozleci się na kawałki. - O czym ty mówisz? - dodał i odchrząknął, bo głos zawiesił mu się od nieużywania. Podniósł się ostrożnie na lewym przedramieniu, żeby widzieć lepiej twarz chłopaka.
- Magia jest dla ciebie ważna, a ja ci ją zabrałem - Yeonjun westchnął cicho.
- Soobin... - zaczął wolno zmęczonym głosem, ale chłopak nie dał mu dokończyć. Złapał go za rękę, a Yeonjun poczuł jak znajome uczucie dziwnej frustracji i rozdrażnienia powraca i to na tyle silne, że aż zadrżał na całym ciele.
Znów miał ochotę zakląć na głos, najgłośniej jak potrafił, ale nie wiedział jak, bo Soobin patrzył na niego w tak dziwnie zdeterminowany sposób, a potem sam uniósł się na przedramionach, że Yeonjun nie potrafił odnaleźć swojego głosu. Zamarł, wpatrując się w chłopaka, który pochylił się w jego stronę.
Soobin był tak ostrożny, tak delikatny, jakby podchodził właśnie do jakiegoś niebezpiecznego zwierzęcia, co może i nawet było prawdą, bo Yeonjun miał ochotę zrobić w tym momencie coś, co robi wiele niebezpiecznych zwierząt.
Gryźć, drapać, warczeć.
Od jakiegoś czasu często miał takie napady, gdy za długo wpatrywał się w chłopaka. Sama obecność Soobina była drażniąca i Yeonjun nie miał na nic bardziej ochoty, niż wreszcie zaspokoić te dziwne zirytowanie, rozdrapać tę frustrację, którą czuł gdzieś pod powierzchnią skóry.
- Zimno ci - powiedział chłopak. Yeonjun chciał przewrócić oczami, ale był zbyt skupiony na ustach Soobina, które były coraz bliżej. Możliwe, że było mu zimno, bo faktycznie trząsł się lekko, ale możliwe, że była to wina adrenaliny, którą znów poczuł w sobie albo tego dziwnego ciepła, które zawsze zalewało jego klatkę piersiową, gdy chłopak był w pobliżu.
- To twoja wina, mówiłem ci... - powiedział szeptem, bo poczuł, że musi ściszyć głos. Mówienie na głos wydało mu się w tym momencie całkiem nie na miejscu. - I ...- urwał, bo Soobin przyciągnął jego rękę, którą do tej pory trzymał między palcami. Yeonjun poczuł, jak coś w środku jego własnej klatki piersiowej eksploduje, a potem zamiera w oczekiwaniu.
- Bez magii... - zaczął Soobin wolno. - Nie uda ci się wyzdrowieć - supeł na prawej ręce Yeonjuna rozwiązał się bez problemu i po brudnym, zakrwawionym sznurku nie było zaraz śladu. Yeonjun się tego nie spodziewał.
Czuł, jak jego własne policzki zaczynają palić żywym ogniem. Z zażenowania, które poczuł, ale też dlatego, że to napięcie, które mu przeszkadzało, minęło i nie wiedział, co powinien teraz ze sobą zrobić. Liczył na... no właśnie na co? Nie na to. Chyba nie na to, co właśnie Soobin robił.
Był prawie pewien, że nie na to.
Yeonjun miał ochotę zabrać rękę i uciec. Najlepiej z tego pokoju, najlepiej z tego domu. Nabrał głęboko powietrza i wstrzymał oddech, bo palce Soobina zacisnęły się na jego drugim nadgarstku, jakby chłopak raptem wyczuł jego wewnętrzny niepokój i wstyd, który mieszał się w równych dawkach z konsternacją.
- Zanim to zrobię... - powiedział poważnym tonem Soobin. Yeonjun widział jak szary materiał poddaje się powoli jego palcom. - To chciałem powiedzieć, że... zatrzymuję sobie prawo do ostatniego rozkazu.
- Rozkazu? - wyszeptał Yeonjun, patrząc to na Soobina, to na materiał, który powoli ustępował. Soobin pokiwał głową.
- Jednego - doprecyzował i pociągnął za materiał. - Tak na wszelki wypadek - dodał i uśmiechnął się szeroko.
Yeonjun spojrzał na niego zaskoczony, chciał coś dodać. Zapytać, ale magia wstąpiła w jego ciało. Była jak wodospad, jak wartki górski strumień. Czuł ją wszędzie, w całym ciele, pod palcami, pod skórą. Żywa, potężna, złota, słodka i tak bardzo jego.
Chłopak przez moment nie wiedział, co ze sobą zrobić. Oszołomiony usiadł szybko, ignorując ból w żebrach i ręce Soobina, które złapały go w pasie, żeby nie wywalił się przypadkiem z łóżka. Yeonjun zamknął na chwilę oczy, delektując się ciepłem, które przejęło nad nim kontrolę.
- Och - wydusił tylko, patrząc na własną dłoń, która zaczęła go raptem szczypać. Bandaż, jaki jeszcze chwilę temu był zawinięty wokół jego palców, rozpadł się na kawałki, odsłaniając czystą, zagojoną skórę. - To...- chciał powiedzieć coś ważnego, ale Soobin wciąż trzymał go w pasie, uśmiechając się lekko. Yeonjun opadł na łóżko, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Kompletnie stracił wątek, gdy tylko zobaczył dołeczki w jego policzkach.
A potem wybuchnął głośnym śmiechem. Już nie było mu zimno, już nie bolały go żebra.
- No i jak? - spytał Soobin, Yeonjun odchylił się do tyłu, wciąż zanosząc się od śmiechu. - Czy...
- Jest dobrze - odparł Yeonjun, prostując się. Złapał Soobina za policzki. Był taki szczęśliwy, było mu tak gorąco. - Jest ok - pogłaskał twarz chłopaka i przyłożył własne czoło do jego czoła. I wtedy... magia uspokoiła się. Jej radosny płomień przygasł, a chłopak wrócił do rzeczywistości w najgorszym z możliwych momentów, orientując się od razu w jakiej pozycji się znajdowali.
On na samym skraju łóżka, dyszący ciężko jak po jakimś maratonie, z czołem przyciśniętym do czoła drugiego chłopaka, i sam Soobin trzymający go w objęciach, które w pewnym momencie poluźniły się na chwilę. To był sygnał dla Yeonjuna.
Odsunął się gwałtownie od chłopaka, nabrał powietrza, starając znaleźć jakąś wymówkę, ale ta nie przychodziła, bo Soobin patrzył na niego w taki sposób, że nie potrafił znaleźć żadnych słów. Yeonjun miał pustkę w głowie, totalną, czarną, bezdenną, a Soobin wciąż wpatrywał się w niego, nie przestawał, nie odwrócił wzroku ani na moment.
- Czy... - zaczął cicho, a Yeonjun z zaskoczeniem odkrył, że młodszy chłopak położył mu rękę na policzku. Nawet nie wiedział, że płakał, ale musiał, bo Soobin osuszał mu twarz rękawem swojego swetra. - Mogę? - spytał.
Yeonjun nie wiedział, o co pyta Soobin, tak naprawdę, tak do końca. Miał pewne podejrzenia, ale jego zdradliwy umysł podpowiadał mu, żeby nie robić sobie nadziei, bo Yeonjun nigdy nie wyszedł na tym za dobrze. Ale wszystko inne, jego ciało i magia, którą znów czuł pod palcami, krzyczały, żeby mu nie wierzyć. Poddać się, zaufać chociaż raz.
I tak właśnie zrobił Yeonjun. Skinął niepewnie głową, nie odrywając wzroku od Soobina. Zamknął oczy... i czekał.
Dłoń przesunęła się po jego policzku, zabierając ze sobą ostatnie łzy, Soobin wstrzymał oddech. Yeonjun słyszał to doskonale, ten cichy dźwięk, który zamarł raptownie, podobnie jak jego własne serce.
Usta Soobina były miękkie. Tak strasznie, porażająco miękkie, że Yeonjun w pierwszym momencie nie zorientował się, że jest całowany, ale wtedy Soobin przekręcił lekko głowę, przysunął się bliżej, łapiąc go jeszcze ciaśniej w talii i raptem wszystko się zmieniło.
Yeonjun był prawie pewien, że umiera. Było mu tak gorąco, tak...Jęknął głośno, wczepiając palce w krótkie włosy drugiego chłopaka. Ta frustracja, którą nosił w sobie przez ostatnie dni, te dziwne rozdrażnienie eksplodowało i to z nową, niezwykłą siłą.
- Och - tylko tyle był w stanie powiedzieć, gdy Soobin pocałował go gdzieś obok szczęki, a potem szyi. "Och", pomyślał jeszcze głośniej, gdy poczuł na sobie jego język. Soobin zamarł na moment, a Yeonjun miał ochotę uderzyć go w plecy z pięści, żeby dać mu znać, że nie ma prawa przestać. Nie w tym momencie, nie teraz!
Otworzył błyskawicznie oczy i z zaskoczeniem stwierdził, że nie siedzi już na łóżku. Leży w nim, między rozkopanymi poduszkami, odgarniętymi kocami, pod Soobinem, który górował nad nim, uśmiechając się szeroko.
Był tak piękny, tak przerażająco idealny, że Yeonjun nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Chciał być dalej całowany, chciał, żeby Soobin nie przestawał go dotykać, ale chciał też patrzeć na niego, bał się, że jeszcze trochę, a rozpłacze się znów, ale tym razem z frustracji, bo nie mógł się na nic zdecydować.
Na szczęście Soobin podjął decyzję za niego. Znów pochylił się nad nim i pocałował w usta. Yeonjun jęknął głośno i desperacko, zaplatając mu ręce na szyi. Czuł jak jego własne policzki płoną żywym ogniem. Był zawstydzony własną desperacją, ale nie potrafił przestać. Chciał więcej i to teraz.
Soobin był tak wielki, tak szeroki w barkach, że chłopak nie był w stanie dojrzeć sufitu za nim. Sztuczne, plastikowe gwiazdy zamigotały na chwilę, ginąc mu z pola widzenia.
Yeonjun wiedział, że powinno mu to przeszkadzać. Ten pewny siebie, zdeterminowany Soobin. Ten Soobin podejmujący decyzje, bo to on, Yeonjun, zawsze był górą, to on rządził i wydawał rozkazy, bo to on był księciem, ale nie obchodziło go w tym momencie. Czuł się bezpieczny, ukryty przed wszystkim i przed wszystkimi, a Soobin był Soobinem. W swojej determinacji był delikatny i ostrożny, a Yeonjun nie chciał nic innego tylko schować się w jego ramionach i już nigdy nie wychodzić.
- Hej - powiedział cicho Soobin, przyciskając nos gdzieś obok szyi Yeonjuna. Uśmiechał się, Yeonjun czuł jego oddech na swojej skórze. To było tortura, powolna i cicha. Tak bardzo chciał go teraz zobaczyć.
- Jeśli mnie zaraz nie pocałujesz...- warknął, starając się nadać swojemu głosowi autorytarny ton, ale gdy tylko wypowiedział to zdanie na głos, od razu wyłapał w nim fałsz. Jego własny oddech był tak krótki i pełen desperacji.
Yeonjun chciał warknąć coś pod nosem, coś zgryźliwego, coś szorstkiego, żeby to zamaskować, ale Soobin go ubiegł.
Jego usta były tak ostrożne i delikatne jak on sam. Yeonjun chciał więcej, więcej. Tylko to się liczyło i ręce Soobina, które znów znalazły się pod nim, na jego plecach i przyciągały do siebie w trochę szorstki sposób, tak inny od tego jak zwykle traktował go chłopak.
Yeonjun jęknął cicho, gdy poczuł na plecach jego paznokcie. To był przypadek, ale właśnie o to mu chodziło. O ten żar, o te prawie bolesne uczucie, które tłamsił cały czas w sobie i wreszcie mógł mu dać upust. Czuł się tak, jakby magia znów wstąpiła w niego z całą swoją mocą, ale nie była to prawda.
To był tylko Soobin, który całował go teraz łapczywiej i zachłanniej, bo Yeonjun nie krył się już wcale z tym, czego chciał. Całował go tak, jakby Yeonjun miał mu zaraz uciec albo zniknąć. Jego ręce były coraz odważniejsze, a chłopak pozwalał mu na to. Poddawał mu się. Soobin jęknął cicho, gdy ręce Yeonjuna znalazły nowe miejsce na jego ciele i przycisnęły jego pośladki do siebie.
Yeonjun zastanawiał się, jak długo drugi chłopak musiał tłamsić to w sobie. Czy tak długo jak on sam? Dłużej? A może to było coś zupełnie nowego? Jednak nie mógł się już zastanawiać, bo usta Soobina przesunęły się niżej, a jego pocałunki były coraz bardziej gorączkowe, żywsze, mocniejsze. Soobin całował tak, jak człowiek opanowany przez chciwość, jakby chciał nadrobić stracony czas. Yeonjun czuł, jak jego własna frustracja topnieje w ich ferworze. Chciał więcej, teraz, tu, a Soobin doskonale wiedział, jak mu pomóc.
- Yeonjun - Soobin oderwał się na moment od jego ust. Jego oczy były szalone, a grzywka, zdążyła wyschnąć już kompletnie i teraz kręciła się na samym końcu. Yeonjun złapał za nią i odgarnął ją z czoła. - Nie...- zająknął się, a serce Yeonjuna podskoczyło na moment, spodziewając się najgorszego. - Wtedy na polanie ja... myślałem, że uciekłeś, że... już cię nie zobaczę, że... to koniec. To było straszne - dokończył ciszej, a Yeonjun nie potrafił opanować uśmiechu, widząc, jak chłopak bardziej czerwienieje na twarzy. Jeszcze kilka chwil temu był taki odważny, ale teraz ledwie dukał kolejne słowa, żeby złożyć zdanie.
- Jestem tutaj - odparł i złapał go za policzek. - Chcę...- zawiesił na chwilę głos. Soobin go zniszczył, inaczej tego nie potrafił nazwać. To nie powinno się dziać, ale jednak się działo i Yeonjun nie potrafił dłużej okłamywać samego siebie. - Chcę z tobą być, chcę z tobą zostać - wyszeptał po dłuższej chwili ciszej i przycisnął mocniej twarz do zagłębienia obok szyi chłopaka. Nie był w stanie spojrzeć mu prosto w oczy. To wszystko było takie dziwne i niespodziewane. - Ale...- zaczął, bo czuł, że musi to dodać. On był Wolnym, a Soobin nie. To nie mogło się udać, chociaż z drugiej strony Jin i Yoongi jakoś sobie radzili. I pewnie nie byli jedyni.
- Nie ma żadnego "ale", Yeonjun - Soobin przerwał mu i przystawi czoło do jego czoła. - Nawet tak nie mów - dodał z desperacją, a Yeonjun nie mógł nie zaśmiać się na głos. Soobin brzmiał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Nie ma żadnego "ale" - powtórzył za nim i pocałował go w usta. Jego własny głos brzmiał prawie tak samo jak młodszego chłopaka. Był rozbity i drżący jak wiatr, który zaczął raptem uderzać w bok domu. Znów nadeszła burza.
a/n: 🙈🙈🙈
w rozdziale mogą być jakieś błędy, bo nie mogłam już na niego patrzeć (oraz przy sprawdzaniu chciało mi się siku)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro