Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18.2


A/N: prawdopodobnie powinnam dodać TW krew, ale nie wiem, czy jest sens, skoro nigdy wcześniej tego nie robiłam. ooops 


Yoongi nie potrzebował żadnych kryształów, olejków, kadzideł, czy śmierdzących, ziołowych mieszanek z kolekcji mamy Kaia do wzmocnienia bariery ochronnej wokół domu. Należał raczej do tradycjonalistów wyznających zasadę: "Im mniej, tym lepiej".

Preferował słowa, czasem używał zielonej świeczki jeśli uważał, że wróżby, które wypowiadał potrzebowały dodatkowej mocy, ale jego głównym i podstawowym narzędziem były krwawe sigile namalowane na granitowych kamieniach rozstawionych w czterech rogach działki.

Przez ostatnie deszcze i wiatry rozmyły się na brzegach i mimo, że Yoongi nie miał magii, doskonale wiedział, że nie są tak skuteczne jak powinny.

- Powinienem robić to częściej - mruknął, wyjmując ze skórzanej pochwy długi nóż, który błysnął srebrem, gdy uniósł go do góry żeby lepiej mu się przyjrzeć. Ostrze było doskonałe. Papierowo cienkie i Yoongi mógłby przysiąc, że widzi przez nie to co dzieje się za oknem kuchni. Zielone drzewa, ogród, który wciąż kwitł mimo późnej pory.

Przesunął palcem po czubku noża. Mała czerwona kreska krwi wykwitła prawie od razu na opuszku, ale nie czuł bólu. Ostrze było zbyt ostre, a nacięcie zbyt czyste, żeby boleć.

Bez wahania przystawił je do środka lewej dłoni i przesunął je w bok. Krew trysnęła od razu, barwiąc przy okazji kolano jego ogrodniczek i podłogę obok zlewu, ale Yoongi nie zwracał na to uwagi.

Teraz najważniejszy był rytuał, nie sprzątanie, bo krew musiała być świeża i nie miał wiele czasu zanim zacznie tężeć.

- W związku z ostatnimi wydarzeniami, godzina policyjna obowiązuje w hrabstwie do odwołania. Potwierdził dziś na konferencji prasowej... - głos Jina dochodzący z radia w pracowni słychać było prawie jak w studni. Cichy trzask przerwał jego program, a potem nastał szum i Yoongi w pierwszym odruchu chciał pobiec do pokoju i pokręcić gałką, żeby złapać z powrotem stację, ale zamiast tego zacisnął mocno pięść i wylał krew z garści do miedzianego kociołka, który stał w zlewie.

Był uważny i starał się zebrać wszystkie krople, co do ostatniej. Co prawda, nie potrzebował dużo krwi, tak naprawdę to tylko tyle żeby pokryć dno naczynia. I tylko tyle, by odświeżyć znaki na kamieniach przy wejściu do domu, z tyłu obok jego własnej pracowni, przy garażu i od strony pokoju Soobina i tyle żeby zanurzyć w niej pędzel, ale i tak wolał mieć zapas.

- Binnie, idę do ogrodu! - krzyknął głośno i złapał za szmatkę, którą przygotował sobie wcześniej żeby zatamować krwawienie. Nie spodziewał się, że syn go usłyszy, ale i tak zrobił to na wszelki wypadek.

Świeczka syczała cicho na dnie kociołka, gdy wyszedł z nią na zewnątrz. Powietrze było mroźne i pachniało intensywnie dymem z ogniska, które paliło od rana starsze małżeństwo mieszkające naprzeciwko. Yoongi kojarzył ich jeszcze z dzieciństwa. Jin często śmiał się, że byli pewnie starsi od samego miasteczka, a w dodatku nieśmiertelni, co nie wydawało się Yoongiemu aż takie nieprawdopodobne. Państwo Kim zawsze byli starzy i mimo upływu lat, nie zmienili się za bardzo. Wciąż byli wysocy i wysuszeni, a siwych włosów wcale im nie przybywało.

- Powodzenia! - krzyknęła pani Kim, gdy Yoongi klęknął obok bramki i zabrał się za odświeżanie sigili.

- Dziękuję pani Kim - odkrzyknął Yoongi równie głośno. Uśmiechnął się do sąsiadki, która dorzucała właśnie do ogniska kolejne wiśniowe gałęzie. Siwy dym buchnął w górę, strasząc kruki siedzące na wysokiej sośnie rosnącej obok jej domu.

- Nie zapomnij o kamieniu obok sypialni Soobina!

- Nie zapomnę, dziękuję! - odkrzyknął Yoongi i dwoma, wypracowanymi przez lata, ruchami dokończył poprawianie znaków przy furtce. Wyglądały dobrze, ale i tak odpalił od zielonej świeczki z kociołka, kolejną, którą trzymał w przedniej kieszeni ogrodniczek i na wszelki wypadek zawoskował je szybko. Co prawda nie było to najlepsze rozwiązanie, bo sigil był wtedy trochę słabszy, ale zapowiadali w nocy intensywne burze.

Już było czuć wilgoć w powietrzu, mimo że słońce świeciło intensywnie i powinno być całkiem ciepło na dworze. Jego promienie były jednak zimne, a światło rozproszone i Yoongi nie był w stanie stwierdzić, czy była to wina ognisk, które w ramach ochrony przed mieszkańcami Góry Zapomnienia palili mieszkańcy doliny i tego, że ich dym przesłaniał większość nieba, czy szarych chmur, które od kilku dni krążyły nad samą Górą i wydawały się przechwytywać większość słońca.

To była dziwna pogoda, w jakiś sposób nierealna i zupełnie niejesienna i mimo że Yoongi starał sobie wszystko zracjonalizować tak, jak mu powiedział Jin, to i tak nie potrafił powstrzymać niepokoju, który w nim narastał. Coś było nie tak, ale nie potrafił do końca określić co. To dziwne uczucie narastało z każdą chwilą i Yoongi miał ochotę wrócić do domu, ale wiedział, że nie może tego zrobić. Musi dokończyć ochranianie ich działki i to jak najprędzej.

Odświeżanie dwóch kolejnych sigili poszło mu dość szybko, mimo że ręce zaczęły trząść my się przy ostatnim. Tak naprawdę to on był najgorszy, ten naprzeciw okna Soobina.

Yoongi zdążył tylko uklęknąć przy kolorowej rabacie nasadzonej na samej granicy z ciemnym lasem, który okalał ich działkę z dwóch stron, a włoski na karku same zaczęły stawać mu dęba.

Starał się je zignorować, naprawdę się starał, ale kolejne fale dreszczy nie opuszczały go, gdy odgarniał z zapałem cienką warstwę ziemi, która spoczywała na ostatnim kamieniu węgielnym. Złapał za pędzel, zanurzył go w gęstej, ciemnej krwi przypominającej teraz bardziej farbę olejną i przyłożył go do kamienia. Zielona świeczka, która powoli dogaszała się na dnie miedzianego naczynia, syknęła cicho.

- Tato! - krzyknął Soobin, Yoongi nie ruszył się ani na milimetr. - Pomóc ci? - Z okolicy domu dało się słyszeć skrzypnięcie, którego nie dało się pomylić z niczym innym. Białe, drewniane żaluzje zewnętrzne okna ich syna uderzyły o ścianę domu.

- Nie trzeba! - odkrzyknął Yoongi, dokończył ostatnie dwa maźnięcia. Już miał odrzucić pędzel na bok, gdy raptem wszystkie dźwięki jakby ustały, a może nie było już ich od jakiegoś czasu i dopiero teraz zorientował się, jak bardzo jest cicho.

Kruki, które zazwyczaj kłóciły się w koronach drzew obok domu pani Kim, zamilkły. Nie słychać było nawet trzasku ognia, samochodów w oddali, a przede wszystkim lasu, który był tak niemy, że Yoongi miał aż ochotę przyłożyć dłonie do uszu. Ta cisza była bolesna.

- Jesteś pewien? - Soobin nie dawał za wygraną.

Yoongi wreszcie odwrócił się w jego stronę. Jego syn wychylał się z okna i wyglądało na to, że był gotowy, by zejść na dół. Miał na sobie szalik i ciepły sweter i tylko czekał na sygnał.

- Wracaj do środka - powiedział głośno Yoongi i sam się zdziwił jak bardzo opanowany był jego głos. Coś trzasnęło w lesie za domem. W pierwszym momencie Yoongi nie był pewien, czy stało się to naprawdę, czy było tylko jego życzeniem, które powtarzał w głowie od dłuższego czasu. Odwrócił się z powrotem w stronę drzew i ich cienia.

Coś czarnego zamajaczyło gdzieś w oddali między białymi pniami brzóz. Poruszało się powoli i leniwie, ale coś podpowiadało mu, że nie może być to człowiek. A może jednak nim był?

Zmrużył oczy, starając się dojrzeć jakąś sylwetkę, ale liście w tym miejscu było gęste, a krzaki, które posadził Jin w tamtym roku rozpleniły się tak bardzo, że trudno było mu cokolwiek wypatrzyć. Dopiero, gdy schylił się, żeby zebrać swoje rzeczy z trawy, cień przesunął się szybciej i Yoongi był już pewien, że był to jednak człowiek.

- O cholera - powiedział cicho sam do siebie, rozpoznając biały uniform dinera, do którego często chodził z Jinem i Soobinem. - O kurwa... Sunmi - dodał głośniej, gdy osoba podeszła bliżej i był w stanie dojrzeć jej twarz.

Dziewczyna mamrotała coś pod nosem, ale jej głos brzmiał dziwnie chrapliwie i obco. Raz co raz odbijał się echem, jakby zacięła się jej taśma, a potem przycichał na chwilę, jakby zapomniała co ma powiedzieć. Yoongi nie był nawet do końca pewien, czy był to ludzki język. Już miał krzyknąć do niej, żeby zwrócić jej uwagę, gdy Sunmi odwróciła twarz w jego stronę. Dopiero wtedy zauważył jej oczy. Były zupełnie białe, jak porcelana. Jej skóra też była taka chociaż wpadała raczej w szarawy odcień, a to co wcześniej brał za koszulkę z długim rękawem było jej własnymi rękoma. Dziewczyna wyglądała jak duch, ale Yoongi doskonale wiedział, że nie miała na sobie Halloweenowego kostiumu.

- Soobin! Zamknij okno! - krzyknął głośno, odwracając się błyskawicznie w stronę domu. Tak jak myślał, jego syn wciąż stał przewieszony przez parapet i przypatrywał mu się z uwagą.

- Ale... - Soobin chciał już zaprotestować, ale Yoongi wszedł mu w słowo.

- Zamknij okno, już! - krzyknął, momentalnie się krzywiąc. Nie lubił tak zwracać się do syna, ale lepiej byłoby, żeby Soobin nie widział dziewczyny. Zwłaszcza w takim stanie. Chłopak wzruszył ramionami i posłusznie wykonał polecenie, a Yoongi od razu zaczął wycofywać się w stronę domu. Musi zadzwonić do Jina.

***

- Musimy porozmawiać - powiedział Taehyun poważnym tonem. Soobin mało nie zemdlał słysząc te słowa po raz kolejny tego dnia. To nie mogło oznaczać nic dobrego.

Przesunął wzrokiem po trójce przyjaciół stojących na ganku swojego domu i jeśli miał być szczery to naprawdę, ale to naprawdę miał ochotę zamknąć im drzwi przed nosem. Tak na wszelki wypadek.

Miał dość poważnych rozmów jak na jeden dzień, i jedyne co chciał zrobić to zjedzenie pół gara ramenu, który właśnie gotował z Yeonjunem, wykąpanie się i wczesne położenie się do łóżka.

- Nawet tak nie mów - wymamrotał, po dłuższej chwili, otwierając szerzej drzwi. Pomarańczowa lampka na werandzie zapaliła się i nie miał już wyjścia. Musiał wpuścić ich do środka, bo zaczęła się godzina policyjna. - Rodziców nie ma. Tata w radiu siedzi, a ojciec pobiegł na jakieś spotkanie - dodał, gdy cała trójka weszła do środka i zaczęła zdejmować kurtki.

- Pojechał do ratusza? - spytał Beomgyu, odwieszając szalik.

- Skąd wiesz?

- Zgaduję - odparł. - Moja matka dostała smsa o jakimś zebraniu i podrzuciła nas przy okazji do ciebie. Chyba chodzi o te zaginięcia.

- Może znaleźli Sunmi?- powiedział cicho Kai i zaczął wspinać się po schodach na górę. Soobin zatrzymał go ruchem dłoni.

- Nie tam, siedzimy w kuchni - wyjaśnił. - Yeonjun chciał ramen - dodał, chociaż sam nie wiedział, dlaczego musiał się z tego wytłumaczyć. Taehyun skrzywił się lekko, słysząc imię księcia.

- No... - Kai spojrzał na pozostałą dwójkę, jakby spodziewał się, że za chwilę stanie się coś strasznego. - Nie wiem, czy to dobry pomysł - dodał w końcu chłopak, ale Soobin czuł się jeszcze bardziej skonfundowany.

- Ramen, kuchnia, czy Yeonjun? - Soobin wymienił wszystko po kolei.

- Yeonjun - odparł Taehyun, a Beomgyu westchnął cicho.

- Słuchajcie, on i tak się dowie - zwrócił się do Kaia i Taehyuna. - Jeśli to, co mówi Taehyun, jest prawdą, to on też to pewnie już wie, a poza tym jeśli Soobin zacznie ćwiczyć to tym bardziej tego nie będzie mógł ukryć przed Yeonjunem.

- Zaraz... - powiedział głośno Soobin - O czym wy mówicie? - Cała trójka spojrzała najpierw po sobie, a potem przeniosła wzrok na niego. Soobin czuł, że jeszcze trochę, a zacznie panikować. Już czuł jakiś dziwny dreszcz, który rozchodził się od jego nóg, aż po czubki palców u rąk. - Chłopaki?

- Chyba lepiej będzie, jak usiądziesz - powiedział Kai ostrożnie i złapał Soobina pod ramię. Chłopak w pierwszym odruchu mało go nie uderzył, ale zaraz był przy nim Beomgyu, który złapał go za drugie ramię i zaczął ciągnąć w stronę kuchni. Soobin widząc jego zdeterminowaną minę, poddał się i pozwolił się tam zaprowadzić.

- Powiecie mi wreszcie, o co chodzi? - Soobin spytał Beomgyu. Chłopak od razu pokręcił głową.

- Ja sam tego nie rozumiem do końca - odparł i uśmiechnął się słabo do Soobina. Wyglądał dziwnie smutno. - Taehyun musi wyjaśnić.

- No nareszcie! - powiedział na przywitanie, siedzący u szczytu stołu, Yeonjun. Czarny kartonik, który wciąż stał pośrodku kuchennego stołu, był otwarty i książę nawet nie krył się z tym, że przegląda jego zawartość, ale nie to najbardziej zdziwiło Soobina.

A może raczej, zmroziło krew w żyłach. Chłopak odrzucił trzymaną w ręce książkę na bok, a potem wstał, odsuwając drewniane, ciemno-zielone krzesło z przeraźliwym zgrzytem, a na koniec...uśmiechnął się. I to nie tak jak zwykle. Szczerze, ale raczej dość złowieszczo, co kompletnie nie pasowało do jego twarzy. Soobin cieszył się tylko, że ten paskudny grymas nie jest skierowany w jego stronę.

- Długo zeszło ci zrozumienie tego,Taehyun - zwrócił się do chłopaka, który jako ostatni wszedł do pomieszczenia.

***

- W takim razie... jeszcze raz - poprosił Soobin, kiedy Taehyun skończył tłumaczyć mu jakieś zawiłości historii Ukrytych Ludzi. W trakcie, tej dość długiej i skomplikowanej opowieści, miał kilka pytań, ale po raz pierwszy Taehyun tak naprawdę czymś się ekscytował i nigdy wcześniej tak dużo nie mówił, więc Soobin nie chciał psuć mu tego momentu i wytrącić go z rytmu.

- Od... od początku? - zapytał trochę zdezorientowany chłopak, a Beomgyu i Kai jęknęli zgodnie. Soobin spojrzał na nich, a potem na własne dłonie, które od początku opowieści Taehyuna zaciskał tak mocno, że miał wrażenie, że zostaną mu po tym siniaki.

- Właściwie...- powiedział cicho, podnosząc głowę do góry. - To nie musisz od początku, tylko dlaczego właściwie myślisz, że to ja jestem... no wiesz kim - Soobin nadal nie potrafił powiedzieć tego na głos.

- Voldemortem - mruknął Kai, ale zaraz się zamknął, widząc pełne nagany spojrzenie Beomgyu.

- Bo mówiłem ci już, doprowadziła mnie tutaj twoja magia - wyjaśnił Taehyun, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Acha - odparł Soobin, co nadal nic mu nie wyjaśniło. - A jesteś pewien, że to moja magia? A nie na przykład Yeonjuna? - zapytał, a w pokoju zrobiło się całkiem cicho. - No bo wiesz, on jest tutaj... cały czas. - dodał i spojrzał na chłopaka, który siedział obok niego na łóżku.

- To... to ma trochę więcej sensu - odezwał się w końcu Beomgyu i nawet nie wyglądał, jakby chciał zrobić na złość Taehyunowi.

To miało znacznie więcej sensu. W końcu Yeonjun był w domu z Soobinem cały czas, a nie ulegało wątpliwości, że w przeciwieństwie do niego ma jakąś moc, nawet jeśli chwilowo nie może z niej skorzystać.

- Miałoby, prawda Taehyun? - zapytał Yeonjun z tym swoim dziwnym uśmiechem, który nigdy nie znaczył nic dobrego.

Od kiedy Taehyun z chłopakami przyszli do nich i ogłosili najnowsze rewelacje, Yeonjun zachowywał się dziwnie. Przede wszystkim był naprawdę spokojny i nawet jeśli ściemniał, że sam doszedł do wszystkiego dużo wcześniej, to Soobin nadal nie był w stanie powiedzieć, czy kłamał, czy mówił prawdę. Logicznie rzecz biorąc, Yeonjun powinien się wściekać i robić wszystko, by nikt nie dowiedział się, kto teoretycznie jest tym Bezimienny Księciem.

W końcu komu jak komu, ale jemu w ogóle nie powinno zależeć na odnalezieniu prawowitego władcy Brugh, jak nazywał Bezimiennego księcia Taehyun, ale nic takiego się nie stało. Yeonjun przyjmował wszystkie fakty i nowości z opanowaniem, a Soobin musiał przyznać, że naprawdę mu zazdrościł, bo nie potrafił tego powiedzieć o sobie. On sam nie był ani trochę spokojny. I bardzo przerażony.

- Tak - zgodził się Taehyun niechętnie po chwili, która wydawała się Soobinowi wiecznością. Chłopak naprawdę miał nadzieję, że Taehyun powie im wszystkim zaraz, że jednak się pomylił i żeby zapomnieli o całej sprawie. - Miałoby, tylko że Yeonjun jest spętany, co oznacza, że nie tylko nie może korzystać ze swojej mocy, ale też jest ona niewyczuwalna dla innych Ukryt... Wolnych Ludzi.

- Nawet po tym, jak zdjąłem Yeonjunowi jeden z więzów? - upewnił się Soobin.

- Nawet po tym - zapewnił go Taehyun, starając się zachować spokój, chociaż widać było, że nadal potępia tamtą decyzję. - Poza tym, Yeonjun...

- Dla ciebie książę Yeonjun - upomniał się chłopak, łapiąc za poduszkę. Rzucił ją w stronę wezgłowia i ułożył się na wygodniej na łóżku.

- W każdym razie on ma zupełnie inną moc, inaczej się ją czuje, rozumiesz? - Soobin skinął głową, chociaż absolutnie nic nie rozumiał. - Każda moc jest związana z czymś innym, dlatego inaczej się ją odbiera, wyczuwa, dlatego wiem, że to na pewno ktoś inny - wyjaśnił. - Jego - pokazał szybkim ruchem głowy na Yeonjuna - Jego moc jest ciężka i lepka... jak te rzeczy, które mieszkają pod kłodami drzew, a ta jest inna. Świeża, ostra jak sam ogień - wyjaśnił szybko Taehyun. - To jest zupełnie co innego. Jak mieszkałem u ciebie musiałem jej nie wyczuwać, bo byłem jeszcze ranny, a może ona była za słaba i dlatego nic nie zauważyłem - dodał po krótkiej chwili.

- Czyli... ja - westchnął Soobin. Nadal nie bardzo wiedział, jak powinien się z tym czuć. Zawsze słyszał, że nie jest z miasteczka. Rodzice nigdy tego przed nim nie ukrywali i chociaż wiele osób brało go za biologicznego syna jednego z nich, to oni sami nigdy nie ukrywali przed Soobinem, że jest adoptowany. To zresztą nigdy nie było ważne.

Nigdy też nie był ciekawy, kim są jego biologiczni rodzice. Skoro z jakiegoś powodu zdecydowali się go oddać, to albo nie żyli, albo nie mieli innego wyjścia. Szukanie prawdy mogło być i dla niego i dla nich, o ile żyli, zbyt bolesne, więc Soobin po prostu nie chciał tego robić. Przeszłość sięgająca dalej niż moment, w którym trafił do domu Jina i Yoongiego, dla niego nie istniała. I chyba wolałby, by właśnie tak zostało.

- No... tak - przyznał Taehyun mniej pewnie, jakby wyczuwając, że Soobin nie podziela jego ekscytacji. - Wiem, że pewnie jesteś zaskoczony. Ja też jestem, jeśli mam być szczery, bo myślałem, że książę okaże się kimś, kto potrafi władać czarami i ma jakąś wiedzę, ale nic straconego... nic straconego - powtórzył. To ostatnie zdanie wymruczał bardziej do siebie, jakby dodając sobie otuchy. - To tylko małe... utrudnienie.

- Ale ja nie mam żadnej mocy - przerwał mu Soobin, bo cała ta sytuacja wciąż wydawała mu się mega absurdalna. - Nigdy, w żadnej sytuacji w moim życiu nie wydarzyło się nic dziwnego. Nigdy...

- Mam wrażenie, że w naszym życiu dzieją się same dziwne rzeczy - wtrącił Beomgyu, który do tej pory zachowywał się podejrzanie cicho i Soobin nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Przez to czuł się jeszcze bardziej zagubiony, bo zawsze ale to zawsze wiedział, jakie jego przyjaciel ma zdanie w danej sytuacji. Co prawda nie zawsze się z nim liczył, jednak było jakimś punktem wyjścia.

- Takie... nienormalne, których nie da się wyjaśnić złymi decyzjami - doprecyzował Soobin.

- Spójrz za okno - odparł od razu Taehyun, co Soobin od razu zrobił. Na zewnątrz było już prawie zupełnie ciemno. Pozbawiony liści las w oddali, powoli zaczynał zlewać się z czernią, która sunęła w ich stronę od Góry Zapomnienia.

- Nie rozumiem - mruknął Soobin. - Las jak las - dodał i zerknął na Beomgyu i Kaia, którzy również nie wyglądali, jakby wiedzieli o czym mówi chłopak.

- Nigdy nie zastanawiało cię, dlaczego twój ogród kwitnie mimo tak późnej pory roku? - spytał Taehyun.- To, że rosną w nim kwiaty, które nie mają prawa tam być? - Yeonjun mruknął coś niezrozumiale pod nosem, co brzmiało trochę jakby się z nim zgadzał.

Soobin wstał z łóżka i podszedł do okna. Spojrzał w dół, na rześką, zieloną trawę oświetloną światłem dochodzącym z salonu ich domu, a potem na kawałek trawnika sąsiadów. Był równie szary i bezbarwny jak liście, które sąsiad rano nagrabił i poukładał w niewielkie kupki wzdłuż własnej działki.

- Yoongi jest dobrym ogrodnikiem - powiedział słabym, niepewnym tonem, próbując się bronić, ale musiał przyznać, że nie brzmiało to przekonywująco. Znów przeniósł wzrok na własny ogród i zaczął przyglądać się kolorowym rabatom i drzewom, które wydawały się nie zauważać wcale zmiany pory roku. A im dłużej się im przyglądał, tym bardziej nie mógł się nadziwić jak mógł tego wcześniej nie zauważyć. - Często nawozi i opiekuje się ty...- zaczął mówić, ale Taehyun wszedł mu w zdanie.

- Ten kocyk też nie wziął się znikąd, Soobin - powiedział poważnie i pogładził przewieszony przez oparcie soobinowy koc z dzieciństwa. Z tym Soobin nie mógł się już kłócić. Nie potrafił wytłumaczyć logicznie, skąd się wziął.

- Nawet jeśli jestem osobą, za którą mnie uważasz, to nadal nie potrafię... właściwie nic.

- Wszystkiego możesz się nauczyć, pomogę ci! To się czasem zdarza, że moc daje o sobie znać dość późno, poza tym wychowywałeś się z ludźmi, to też pewnie miało wpływ - zapewnił go Taehyun.

- Poza tym nadal nie... - Soobin zawahał się, przypominając sobie piękne światła na szczycie Góry, które pokazał mu w nocy Yeonjun i jego dumę z Brugh. - Nie wiem, czy chciałbym... chyba nie chciałbym być księciem - westchnął. Taehyun wyglądał na naprawdę zawiedzionego, jakby w ogóle nie spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Widzisz Tyunnie, jakoś nie przekonałeś swojego księcia do rewolucji - Yeonjun uśmiechnął się do niego, jakby od początku wiedział, jaka będzie odpowiedź Soobina. Zanim on sam zorientował się, co właściwie zdecydował.

Soobin zdał sobie sprawę z tego, że Yeonjun od samego początku mógł to wiedzieć, ale nigdy nie traktował go jako potencjalnego zagrożenia. To było tylko trochę irytujące i przez krótką chwilę Soobin poczuł, że chciałby udowodnić starszemu chłopakowi, że powinien się z nim liczyć. Jednak ten bunt trwał naprawdę krótko.

- Ale... - zaczął Taehyun, ignorując kompletnie Yeonjuna. Kiwnął tylko głową. - Rozumiem, nie musisz decydować od razu, po prostu... rozumiem, że dla ciebie to nie ma znaczenia takiego jak dla nas. Może na razie tylko spróbujmy wydobyć twoją moc, dobrze?

- Spróbować, tylko tyle, tak? - upewnił się Soobin. - Tyle... tyle chyba mogę zrobić - przyznał niepewnie i bez emocji. 



a/n: wiem, że 'opuszku' to zła odmiana i powinno być 'opuszce', ale... opuszka mi się nie podoba i chuj.

Witamy w 2021

pees. ten ff będzie miał prawdopodobnie 27 rozdziałów i powinien zostać opublikowany w całości do końca lutego (mniej więcej)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro