Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7. Rozszerzenie z biologii


Patrzyłam zamyślona w głąb korytarza, podpierając się o zamkniętą szafkę. Skylar od paru minut szukała książki, którą – jak sama twierdziła – na pewno zabrała do szkoły. Zakładam, że po prostu jej zapomniała i nie zamierzała do tego przyznać.

– Nie myślisz chyba nadal o tych morderstwach? – zapytała, wychylając się zza drzwiczek, aby spojrzeć na mnie podejrzliwie. – Jakoś przycichłaś, a niedługo masz fakultet, o którym nawijasz od tygodnia.

– Wcale nawijam ciągle o tym fakultecie.

Po prostu lubiłam biologię i zaczynałam sobie uświadamiać, że chcę napisać rozszerzenie z tego przedmiotu na egzaminach końcowych. W Nowym Jorku nie miałam takiej szansy, bo mieliśmy beznadziejnego nauczyciela.

– I wcale nie myślałam o morderstwach – skłamałam.

Ostatnie dwa ciała należały do młodych dziewczyn. Jedna z nich została zamordowana, gdy wracała z imprezy na plaży i porzucona w jakiejś uliczce, za to druga była turystką, która najwyraźniej miała pecha podczas powrotu z baru do hotelu późną nocą.

– A może myślałaś o ostatniej randce w bibliotece? – zapytała, szczerząc się głupio.

Wydałam z siebie dźwięk, który przypominał zarówno parsknięcie, jak i nagłe wciągnięcie powietrza, co zupełnie rozbawiło Skylar. O rozmowie z Lukiem powiedziałam jej już tego samego wieczoru, w poniedziałek, kiedy miałyśmy się wspólnie uczyć. Połowę czasu przegadałyśmy o tym, co Sky sądzi o dziewczynach, która kręciły się wokół Luke'a. Następnie płynnie zmieniła temat na Michaela, czym nawet mnie nie zadziwiła, bo odkąd odwiózł nas w sobotę, nie przestała o nim gadać.

Był czwartek, więc od poniedziałkowych wydarzeń minęło trochę czasu i zarówno ja, jak i Luke, unikaliśmy siebie niczym ognia. Nie byłam pewna, jakie powody ma on, ale ja chciałam nabrać dystansu, aby móc zupełnie obiektywnie podejść do tematu morderstwa Ricka.

Niestety, Skylar nie była zbyt pomocna, jeśli chodzi o mój mały detektywistyczny sabotaż. Wolała się uczyć albo mówić o białowłosym chłopaku z ostatniego rocznika. Jej brak entuzjazmu trochę mnie smucił i chociaż nie byłam Sherlockiem, chciałam mieć swojego Watsona.

– Nie mam tej głupiej książki, możemy iść. – Skylar zamknęła szafkę i dopiero teraz w pełni skupiła uwagę na mnie. – A więc? Nie myślisz o nim? Muszę przyznać, że jestem trochę w szoku. Może nie chowa się pod jakimś kamieniem przed resztą społeczeństwa jak Anthony, ale nie jest zbyt towarzyski.

– Bierze udział w ulicznych wyścigach, jest najpopularniejszym chłopakiem w szkole, chociaż nawet nie gra w żadnej drużynie sportowej i jak sama mówiłaś, dopóki go nie zawieszono, ciągle imprezował – wymieniłam, odprowadzając dziewczynę pod salę informatyczną, gdzie miała mieć dodatkowe zajęcia z programowania.

– Wiesz, co mam na myśli! – Szturchnęła mnie w ramię, rozczarowana brakiem entuzjazmu z mojej strony. – Jest jak Edward Cullen. Szkoda tylko, że się nie porzygał, gdy poczuł twój zapach.

– Jesteś niemożliwa...

– A tak nie było w filmie? – Dziewczyna obróciła się, zauważając, że dotarłyśmy na miejsce. – Co w takim razie z Drakiem Olsenem, któremu najwyraźniej wpadłaś w oko?

W trakcie jednej z wczorajszych przerw Drake nas zaczepił, gdy gadałyśmy przy bufecie, i zapytał mnie, czy spotkanie po meczu jest aktualne. Odpowiedziałam, że tak, jeśli się na nim pojawię, podczas gdy Skylar wpatrywała się we mnie w szoku z dwóch powodów.

Jednym z nich było zbliżające się spotkanie z Olsenem.

– O czym ty mówisz? – zapytałam, z rezygnacją opierając się o ścianę. Schowałam dłonie w długie rękawy czarnej przylegającej bluzki i znowu popatrzyłam na dziewczynę, która najwyraźniej oczekiwała ode mnie wyjaśnienia. – Drake jest uprzejmy, poza tym sam powiedział, że to nie będzie randka.

– Bo ponoć spanikowałaś.

– Nie spanikowałam!

– Dobra. – Machnęła ręką. – Serio chcesz iść na ten mecz?

Oto drugi z powodów, dla którego wczorajszego dnia Skylar przyglądała mi się z niedowierzeniem. Jej zdaniem obie ustaliłyśmy, że nie idziemy na żaden mecz, chociaż ja nigdy tego nie powiedziałam.

– Tak. – Wzruszyłam ramionami. Zastanawiałam się, kiedy zadzwoni dzwonek. – Nie kojarzę innych propozycji.

– Po weekendzie jest sprawdzian z fizyki. Moją propozycją jest wspólne uczenie się u mnie, które wcześniej zaplanowałyśmy – powiedziała Sky, podczas gdy ja nagle zapragnęłam skoczyć z okna.

Zupełnie zapomniałam o tym, że w weekend miałyśmy się uczyć. Przekonanie jej mogło okazać się trudniejsze, niż sądziłam.

– Te mecze są durne. – Skylar zaczęła marudzić, a ja chyba pierwszy raz w życiu nie mogłam doczekać się dzwonka. – Głupie laski z naszej szkoły udają, że mają pojęcie o byciu dobrymi cheerleaderkami – dodała z obrzydzeniem. – Każdy krzyczy, oglądając bezsensowny mecz, a na końcu wszyscy i tak są w dobrym humorze. Nie dlatego, że nasza beznadziejna drużyna wygra, tylko z powodu przemyconych procentów.

Naprawdę chciałam iść na ten mecz i miałam nadzieję, że uda mi się ją jakoś przekonać.

– Nie chcę być tam sama – powiedziałam, trochę się poddając. Zależało mi, ale nie chciałam też do niczego jej zmuszać.

Wtedy rozległ się dzwonek. Pożegnałam się z dziewczyną i pognałam pod salę od biologii, chociaż wiedziałam, że tym razem nie muszę panikować i nie zostanę ukarana przez panią Liu za spóźnienie. Szybko się przekonałam, że ta niska, wiecznie uśmiechnięta, ale wymagająca kobieta, jest po stronie uczniów.

Weszłam do klasy, podekscytowana i zaciekawiona przebiegiem zajęć. Przywitałam się z nauczycielką, która poprosiła, żebym dołączyła do osoby bez pary i zajęła wolne miejsce. Nie sądziłam, że zajęcia będą przebiegały w systemie opierającym się na pracy w dwójkach, ale to nawet lepiej.

Kiedy się rozejrzałam po klasie, zobaczyłam trochę zdziwionego chłopaka. Moja mina musiała wyglądać podobnie, bo co jak co, ale był ostatnią osobą, którą spodziewałam się tutaj zobaczyć.

Max Evans na rozszerzeniu z biologii?

– Wolne? – zapytałam go niepewnie, ponieważ oprócz niego miałam też do wyboru dziewczynę z naszej klasy, za którą w sumie nie przepadałam.

Max kiwnął głową, ponownie uciekając wzrokiem na bok. Zmarszczyłam brwi, siadając tuż obok niego, zaczynając łączyć fragmenty układanki. Nim jednak wypytałam go o dziwne zachowanie, postanowiłam spytać o coś, co ciekawiło mnie nawet bardziej.

– Co tu robisz? – Wiedziałam, że nie leży mu zbytnio ta rozmowa i fakt, że zaczęłam go cicho przepytywać, podczas gdy nauczycielka rozmawiała z jakąś spóźnioną dziewczyną o dopisaniu do listy. – Nie wyglądasz na osobę, która lubi biologię.

– Bo nie lubię – odpowiedział obojętnie, poprawiając zsuwającą się z ramienia szarą bluzę. – W sumie nienawidzę.

Uniosłam brwi, śmiejąc się pod nosem. Chłopak spojrzał na mnie z widocznym niezrozumieniem.

– Co cię tak bawi? Muszę jakoś zaliczyć ten przedmiot.

– Dobrze, możemy chyba zacząć od odczytania listy obecności – powiedziała nagle pani Liu, przerywając naszą wymianę zdań. Rozejrzała się z uśmiechem po klasie. – Cieszę się, że wasza grupa jest tak liczna. Nie sądziłam, że proponując pani dyrektor zajęcia z rozszerzonej biologii, zbiorę tylu chętnych.

Max szeroko otworzył oczy i rozdziawił usta.

– Rozszerzenie? – Prawie pisnął, zaciskając mi dłoń na nadgarstku. – To nie są zajęcia wyrównawcze?

– Nie, z tego co wiem, „rozszerzona biologia" to po prostu zajęcia z ponadprogramowymi tematami...

– W dupę jeża, czemu nic nie mówiłaś, New York?! – zaczął panicznie szeptać, mówiąc coraz szybciej, przez co ciężko było mi zarejestrować, co właściwie do mnie mówi. Pani Liu była wciąż w trakcie sprawdzania obecności, gdy czarnowłosy chwycił mnie za ramiona i obrócił w swoją stronę. – To nasza ostatnia szansa na ucieczkę. Jesteśmy na pierwszym piętrze, ale jak wylądujemy na koszach, poobijamy się tylko trochę. Ważne, żebyś nie spadła na moje autko, bo zaparkowałem dość blisko budy. Skup się New York i słuchaj mnie uważnie. – Potrząsnął mną. – Odwrócisz uwagę facetki od biologii, a ja otworzę nam okno.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć i jak zareagować na nagłą nadpobudliwość chłopaka, ale gdy próbowałam go uspokoić, pani Liu zainteresowała się naszą dwójką.

– Max Evans, Effie Blake – zwróciła się do nas, przy okazji skupiając uwagę całej klasy. Max akurat szarpał się z oknem. – Co się dzieje?

– Nic, zrobiło się nam gorąco – wyjaśniłam, ciągnąć chłopaka za rękaw bluzy, aby zajął miejsce z powrotem na krześle. – Przepraszamy.

Pani Liu kiwnęła głową i zajęła miejsce przy biurku.

– Nic się nie stało, ale nie otwierajcie okien. Mamy w klasie klimatyzację.

Zmroziłam wzrokiem lekko zdołowanego Maxa. Właściwie chłopak przechodził już kolejny stopień załamania nerwowego, ale miałam nadzieję, że mi się tutaj nie rozpłacze. Nie znałam go dobrze, ale wyglądał na przerażonego.

– Mamy przerąbane – podsumował cicho, opierając się dramatycznie o ławkę. – To koniec.

– Właściwie, to ty masz – powiedziałam, skupiając na sobie jego uwagę. – Ja wiedziałam, na co się zapisuje.

– Niemożliwe, nikt normalny nie zapisałby się dobrowolnie na rozszerzoną biologię.

– Dzięki. Widocznie nie jestem normalna.

Chłopak zaśmiał się cicho, kiwając z uznaniem głową.

– Zdecydowanie, a reszta mówi, że to ja jestem szalony. Popatrz, New York, nie poznali jeszcze ciebie.

Nie chciałam mu przypominać, że to nie ja trzy minuty wcześniej szarpałam za klamkę i byłam gotowa skakać przez okno, aby uniknąć uczenia się znienawidzonego przedmiotu.

– Nie martw się – powiedziałam w końcu, ponieważ zrobiło mi się go trochę żal. – Pracujemy w parach, zawsze mogę ci pomóc z jakimkolwiek tematem. A ocena z rozszerzenia na pewno podniesie ci średnią i może reszta nauczycieli zauważy, że się starasz.

Max wyglądał, jakby intensywnie myślał nad moimi słowami, podczas gdy ja mu się przyglądałam.

Najbardziej podobała mi się jasnobrązowa karnacja Maxa i jego nietypowa dla białych Australijczyków uroda. Ciemne, chaotycznie układające się włosy, nie poddały się działaniu słońca i nie bladły, odcieniem przypominając smołę. Spodobały mi się jego poważne brązowozielone oczy i tatuaże, które widziałam wcześniej, a które teraz skrywały rękawy jego szarej bluzy. Swój wzrok skupiłam na dość dużych i atrakcyjnych ustach, które właśnie ułożył w szeroki uśmiech.

– Dzięki – odparł w końcu, najwyraźniej nawiązując do moich wcześniejszych słów. – Mogę w sumie zostać, skoro będziesz robić za naszą dwójkę wszystkie ćwiczenia.

– Tego nie powiedziałam.

– Jeszcze się dogadamy.

Otworzył z zadowoleniem zeszyt, ponieważ pani Liu kazała nam zanotować podstawowe informacje związane z organizacją zajęć. Chyba był z siebie dumny, bo uśmiechał się pod nosem, więc nie zamierzając psuć mu humoru, również wyciągnęłam z torby zeszyt i skupiłam się na notowaniu.

– Tak właściwie... Mogę cię o coś spytać?

Minęło trochę czasu, a nauczycielka wciąż tłumaczyła nam program rozszerzenia i przedstawiała tematy projektów, które mogliśmy wybrać dla dodatkowej oceny. Potrafiłam skupiać się na dwóch rzeczach na raz, więc postanowiłam wykorzystać fakt, że pani Liu z zaangażowaniem opowiada o swojej miłości do tego przedmiotu, a my siedzimy w najbardziej oddalonej od niej ławce.

– Tak. – Skupił swoją uwagę na mnie, chociaż przez chwilę widać było niepewność w jego głosie. – Chyba, że chcesz pożyczyć kasę. To nie bardzo.

– Nie – zaprzeczyłam ruchem głowy. – Po prostu widziałam twoją reakcję, kiedy mnie zobaczyłeś...

– Nie jestem w tobie zakochany, New York – wyjaśnił spokojnie. – Nie rób sobie nadziei.

– Co? – zapytałam, po chwili orientując się, że podniosłam głos. – Nie o to mi chodziło. – Znowu zaczęłam szeptać.

– To dobrze, bo wydajesz się spoko, ale we mnie łatwo się zakochać.

– Okej...

– Jesteś naprawdę fajną dziewczyną, trochę nie w moim typie, ale wiesz, o gustach się nie dyskutuje...

– Max...

– Wiesz, dobrze jest mieć wszystko wyjaśnione – mówił dalej, znowu wpadając w słowotok, którego nie umiałam powstrzymać. – Jesteś naprawdę ładna, ale mi się podoba Tamara z ostatniej klasy, Heather też jest niczego sobie... Nie mogę zamykać się na żadne możliwości, sama rozumiesz. Poza tym, Luke chybaby mnie zabił, gdybym tylko...

Spojrzeliśmy na siebie w szoku, najwyraźniej oboje nie wierząc, że Max właśnie wypowiedział te słowa.

– Luke by cię zabił, bo? – zapytałam, próbując upewnić się, czy dobrze go usłyszałam.

– Niczego nie słyszałaś, najlepiej o tym zapomnij – poprosił mnie, znowu panikując. – Nic mu nie mów. Zapłacę ci. Albo nie, mam teraz problemy z hajsem. Anthony ci zapłaci. Ale weź nic mu nie mów.

– Ale właściwie o co ci chodziło? – dopytywałam.

Max zamknął mi usta dłonią, czym zupełnie mnie zszokował, bo właściwie rozmawiamy po raz drugi, a on zdążył już stwierdzić, że mi się podoba i przekroczył granice przestrzeni osobistej.

– Cichaj, New York – nakazał stanowczo, chociaż wciąż widziałam lekką panikę w jego zielonych oczach. – Zapomnij o tym, co mówiłem.

Kiwnęłam głową, bo chciałam, żeby zabrał rękę. Trochę się bałam, że pani Liu w końcu zwróci uwagę na cyrk, który właśnie ogrywał się w naszej ławce.

Na całe szczęście Max odsunął dłoń, a ja mogłam znowu oddychać.

– Dobra, zapomnę – przyrzekłam, wciąż skołowana faktem, że poruszył temat Luke'a. – Ale odpowiesz na moje pytania. O co chodzi z tym ignorowaniem?

– Po prostu... – zaczął tłumaczyć, nie bardzo wiedząc jak ubrać wszystko w słowa. – Nie doszukuj się w tym głębszego znaczenia. Nie zadaję się z ludźmi ze szkoły.

– Znowu chodzi o Luke'a, tak? – Przysunęłam się bliżej chłopaka. – Chodzi o to, że teraz nagle mnie unika i zabrania interesować się morderstwami?

– A właściwie czemu tak się nimi interesujesz, co? – zapytał, wyraźnie skołowany. – Nie lepiej pójść na plażę, żeby poleżeć lub pograć w siatkówkę?

– Ty chodzisz na plażę?

– Właśnie nie, bo nikt ze mną nie chce iść! – oburzył się. – Daj sobie spokój, New York. Luke miał rację, to niebezpieczne i nie warte zachodu.

– Nie uważasz, że to trochę niesprawiedliwe, że większość szkoły podejrzewa go o morderstwo, jeśli jest niewinny?

– Jeśli?

Wzruszyłam ramionami, nie kryjąc niepewności. Wszystko, co dotychczas przeczytałam, wydawało się raczej zaplanowane i dziwnie spójne – zupełnie, jakby zostało ukartowane, aby sprawić, żeby Luke był winny. Z drugiej strony, wciąż myślałam o słowach Allison i Masona, którzy wyraźnie ostrzegali mnie przed Lukiem.

Miałam mętlik w głowie i potrzebowałam odpowiedzi, ale równocześnie coraz dobitniej uświadamiałam sobie, że sytuacja jest bardziej złożona, niż mi się wydawało i może Skylar rzeczywiście miała rację. Może nigdy nie powinnam się była wtrącać.

– Nie chciałam, żeby zabrzmiało to w ten sposób – powiedziałam skruszonym tonem, ponieważ zauważyłam widoczny zawód na twarzy Maxa. – Ale postaw się w mojej sytuacji. Twój przyjaciel zaczepił mnie tylko po to, aby ostatecznie namieszać mi w głowie i kazać przestać interesować się tajemnicami, podczas gdy są jeszcze Mason, Allison i ich prawda...

– Allison? Rozmawiałaś z Allison? – zapytał nagle Max, a na jego twarzy pojawiła się panika.

– Tak, ja...

– Ostatnia ławka. – W moją wypowiedź wtrąciła się pani Liu, która w końcu spostrzegła, że zamiast notować, ciągle ze sobą rozmawiamy. – Effie i Max, proszę was, może to lekcja organizacyjna, ale nie musicie tak gadać.

– Przepraszamy – powiedzieliśmy chórkiem, prostując się na krzesłach.

Nauczycielka wróciła do dyktowania, a my do notowania najważniejszych tematów. Po jakimś czasie zaczęliśmy pracę nad zadaniem z tematów, które zdążyłam przerobić jeszcze w swojej starej szkole. Odpowiedziałam więc szybko na każde pytanie i powróciłam do cichej rozmowy z chłopakiem.

– Dobrze ją znasz? – zapytałam, nawiązując do Allison.

– Niezbyt. – Wzruszył ramionami, budząc we mnie zdziwienie. – Nie trzymała się z nami, tylko jakby „poza" nami. Nie wiem, jak to wyjaśnić.

– To trochę dziwne, była dziewczyną twojego przyjaciela – zauważyłam.

Max ponownie odpowiedział mi cichym mruknięciem, które właściwie nie dało żadnej satysfakcjonującej informacji. Wiedziałam, że temat Allison obudził w nim panikę i że ponownie ostrożnie dobiera słowa.

– Czego od ciebie chciała?

– Ostrzec mnie – odpowiedziałam ostrożnie, bo wciąż nie wiedziałam, czy powinnam dzielić się tym wszystkim z tak bliską Luke'owi osobą.

– Myślisz, że ma rację?

– Nie wiem, co myśleć.

Chłopak westchnął, uważnie mnie obserwując.

– Może powinnaś jej zaufać i dać sobie spokój. – Nie wiedziałam, czy to sugestia czy pytanie, więc nie odpowiedziałam. – Wiem, że może nie zderzyłaś się z rzeczywistością, w której nie ma tylko ludzi dobrych lub złych, ale tak to właśnie wygląda.

Zastanawiałam się przez chwilę, co miał na myśli. Max wydawał się trochę przybity, a jego oczy posmutniały. Wyglądał, jakby czegoś żałował. Luke z kolei, ilekroć poruszał ten temat, stawał się bardzo wycofany i wręcz przerażający. Może każdy z nich inaczej radził sobie z tym, co się stało?

Dotarło do mnie, że rozdrapuję stare rany prawdopodobnie niewinnych osób. Zemdliło mnie, gdy uświadomiłam sobie, jak bolesny mógł być powrót do wydarzeń sprzed kilkunastu miesięcy. Przecież nie miałam pojęcia, co się wtedy wydarzyło. Byłam tak bardzo pochłonięta możliwością znalezienia odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, że zapomniałam o uczuciach innych.

– Przepraszam – powiedziałam cicho. Wyznaniu towarzyszyły rozmowy innych uczniów na temat zadanej pracy, dźwięk pracującego wiatraka oraz szelest przewracanych nieustannie kartek. – Nie powinnam była wtrącać się w nie swoje sprawy. Zostawię ten temat, obiecuję.

Nie chciałam tego robić, ale najwyraźniej powinnam dać sobie spokój.

Max uśmiechnął się uroczo, widocznie zadowolony z siebie. Cóż, potrafił sprawić, że moje serce miękło i stawałam się bardziej podatna na różnego rodzaju prośby. Nie umiałam nawet stwierdzić, co takiego było w tym chłopaku, ale szybko mu zaufałam.

– Ale wciąż będziesz mi pomagać z biologią? – zapytał z nadzieją w głosie.

Zaśmiałam się. Max Evans miał poważne problemy w szkole i ciągle walczył o swoje. Naprawdę zaczynałam trzymać za niego kciuki.

– Tak, jesteśmy teraz partnerami z ławki – odparłam, zakładając za ucho kosmyk swoich brązowych włosów. Przypomniałam sobie, że chciałam go zapytać o jeszcze jedną sprawę. – Nie miałeś żadnych problemów po tym, jak odezwałeś się do Meffleta, gdy dostałam karę w bibliotece?

– Obniżył mi ocenę z zachowania, ale szybko to odrobię. Pewnie i tak czaił się, żeby to zrobić, dziad jeden – stwierdził, znowu zaczynając spekulować o tym, jak to wszyscy są przeciwko niemu. – Nie lubi mnie i wszystkiego się czepia.

– Wiesz, wyzwałeś go od...

– Nie bądź małostkowa – przerwał mi szybko, wskazując palcem w moją stronę. – Stanąłem po twojej stronie.

– Wiem – przyznałam, wciąż odrobinę rozbawiona jego oburzeniem. – Nie miałam okazji ci podziękować.

– Jakieś dobre ciastko się nada, ale bez owoców. Najlepiej takie z bitą śmietaną i czekoladą. Może być karmel. Boże, przez ciebie zgłodniałem. – Złapał się dramatycznie za brzuch. – Dobrze, że w weekend jest mecz. Przyjeżdża catering i pojawią się food trucki z dobrym jedzonkiem za pół ceny.

– Będziecie na meczu? – zapytałam.

– Przecież powiedziałem, że przyjadę się najeść – odparł, rozpierając się na krześle. – Planujesz iść?

– Skylar nie chce.

– Cóż, same mecze są nudne – odparł. – Ja tam idę tylko dla jedzenia. Może jednak Sky da się namówić. Kto wie.

Oboje nie wiedzieliśmy, jak dużo miało się zmienić w ciągu następnych dni. Obietnica, którą złożyłam chłopakowi była już bez znaczenia. Pewne osoby dowiedziały się, że szukam odpowiedzi, a pośród nich był morderca.




//

To ostatni z rozdziałów, które tu wstawiam. Mam nadzieję, że ta wersja Was zaciekawiła. Książka jest już dostępna w przedsprzedaży na stronie Empik.

Jeszcze raz dziękuję za wsparcie, nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy, buźka x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro