Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Tylko Ty

Początek marca mimo wszelkich oczekiwań wcale nie przyniósł pierwszych śladów wiosny. Powietrze wciąż było mroźne, a na błoniach zalegała spora warstwa śniegu. Mimo to uczniowie wytrwale ćwiczyli do Szkolnej Olimpiady, która miała odbyć się już za dwa i pół miesiąca. Drużyny Czarnych, Fioletowych, Pomarańczowych i Szarych nieustannie dawały z siebie wszystko podczas wyczerpujących biegów z przeszkodami, biegiem z pałeczką, czy podczas ćwiczeń na łodziach do których lubiła od czasu do czasu przyłączyć się ośmiornica zamieszkująca Hogwarckie jezioro. Długimi, grubymi mackami łapała za brzeg przepływającej nad sobą łódki i badała wnętrze ku rozpaczy i przerażeniu uczennic. Wystarczyło jednak lekko pacnąć ją wiosłem, by ośmiornica dała spokój. Promienie bladego słońca nie były w stanie rozgrzać ćwiczących, jednak działały pobudzająco i zachęcały do wyjścia na dwór. W zamku zostali jedynie nieliczni.

- Przyjemny mamy dzisiaj dzień, prawda panie Singh? - zapytał Andrew podchodząc do palącego mężczyzny.

Archibald odwrócił się na dźwięk jego słów i zaklął pod nosem.

- Na Merlina, Horney! Nie skradaj się tak - powiedział gasząc niedopałek na murze wieży astronomicznej. - Już myślałem że to któryś z nauczycieli, lub co gorsza McGonagall.

Młody Auror wyszczerzył zęby w uśmiechu.

- Dlaczego nie zapyta pan o pozwolenie? Jestem pewny że dyrektor...

- Odmówiłaby mi - wszedł mu w słowo Singh. - Szkoda w ogóle zaczynać rozmowę. Jeszcze zacznie mnie sprawdzać a w ten sposób mam spokój - odparł i wyciągnął z paczki nowego papierosa.

Andrew podszedł do muru i spojrzał na ćwiczących w dole uczniów. Odgłosy dopingującej ich Ginny Weasley docierały aż na szczyt zamku. Rudowłosa Prefekt Naczelna wraz ze stojącym obok ciemnoskórym Ślizgonem pilnowała by wszystko odbywało się w spokoju i z zachowaniem należytego bezpieczeństwa. Nagle jednak dziewczyna straciła równowagę na śniegu i jak długa poleciała na plecy, pociągając za sobą zaskoczonego chłopaka. Najwidoczniej mulat musiał zadrwić z dziewczyny, gdyż po chwili dostał w ramię śnieżką sporych rozmiarów. W momencie rozpętała się istna bitwa.

- Zazdroszczę im... - mruknął Andrew odsuwając się od muru.

- Czy ja wiem? - odparł Archibald przyglądając się walczącym Prefektom Naczelnym, którzy zamiast przyglądać się ćwiczącym, zaczęli polować na siebie niczym dwa wilki. - Nie chciałbym dostać teraz w ucho śnieżną pigułą.

Andrew zmarszczył brwi i z kwaśną miną odparł.

- Nie zazdroszczę im śniegu, tylko...

Gdy po dłuższej chwili milczenia Singh zrozumiał że raczej nie doczeka się dalszej części zdania, powiedział:

-Jesteś jeszcze młody Horney, masz mnóstwo czasu by tarzać się z jakąś dziewczyną po śniegu.

- A- ale ja... - zaczął dukać zaskoczony Auror. Nie przypuszczał że stary Singh zrozumie co miał na myśli.

- Chodź, McGonagall powiedziała że chce abyśmy przyszli do jej gabinetu w porze obiadowej - zaczął Archibald gasząc kolejnego peta. - Tych dwoje wraca dzisiaj do zamku.

Andrew szybko odzyskał rezon słysząc wzmiankę o "tej dwójce" i kiwnął głową na znak zrozumienia. Ostatni raz spojrzał na roześmianych Prefektów Naczelnych, po czym ruszył w stronę schodów prowadzących w dół wieży.

*

Siedziała na zaścielonym łóżku i wpatrywała się w ogromną paczkę do której włożyła z powrotem maskotkę jednorożca. Na samą myśl o pluszaku uśmiechnęła się szeroko. Był to pierwszy prezent od niego, w dodatku kupiony po niemagicznej stronie. Znaczył dla niej tak wiele... Już miała go wyciągnąć i po raz kolejny wtulić się w miękką maskotkę, gdy nagle w otwartych drzwiach stanął Draco. Zapukał i uśmiechnął się widząc kasztanowłosą.

- Gotowa do wyjścia? - zapytał podchodząc do łóżka.

Dziewczyna przytaknęła.

- Zanim pójdziemy chciałabym jeszcze zajrzeć do rodziców - powiedziała wstając. - Chcę też odwiedzić twoich.

Chłopak chwycił ją za wolną rękę i przybliżył ją sobie do ust. Składając na dłoni delikatny pocałunek przymknął powieki. Kasztanowłosa przez cały czas mu się przyglądała nie chcąc stracić z tych wspólnych chwil ani sekundy więcej. Odkąd się obudziła przez cały czas ktoś jej towarzyszył. Nie winiła babci za brak prywatności, jednak magomedycy jak i Aurorzy oraz różnej maści pracownicy Ministerstwa, co rusz przychodzili do jej sali i zasypywali ją pytaniami o Amfitydę. Nie mogła im powiedzieć zbyt wiele gdyż walka z pradawną czarownicą nie trwała długo. Dodatkowo to czego doświadczyła nie było informacjami o jakie im chodziło. Pragnęli konkretów, których ona teraz nie była w stanie im dostarczyć.

- Chodźmy do nich razem - powiedział młody arystokrata i po chwili oboje znaleźli się w sali w której leżeli państwo Granger.

Hermiona odstawiła paczkę na stolik i podeszła do nieprzytomnych rodziców. Ich pogrążone w dziwnym, wysysającym energię śnie ciała, wydały się Hermionie jakby bledsze i chudsze. Cieszyła ją myśl iż po jej konfrontacji z wiedźmą rodzice byli okradani z sił witalnych w mniejszym stopniu niż dotychczas, jednak bała się że ten stan nie będzie trwał zbyt długo. Wiedziała że Amfityda wkrótce zregeneruje siły i zaatakuje ponownie.

- Mamo, tato... - zaczęła stając między ich łóżkami. - Obiecuję że zdejmę z was tę klątwę. Do tego czasu... Proszę nie poddawajcie się - powiedziała chwyciwszy ich za ręce.

Wyrzuty sumienia oraz strach znów ścisnęły ją za serce. Dopiero gdy poczuła na ramieniu dotyk dłoni chłopaka, pozwoliła sobie na spokój. Był on jednak chwilowy. Te same uczucia zawładnęły nią gdy weszła do sali Narcyzy i Lucjusza. Widząc żegnającego się z nimi Dracona, podeszła do łóżek w których leżeli jego rodzice.

- Jestem złym człowiekiem, Hermiono... - zaczął Draco zacisnąwszy pięści. Kasztanowłosa słysząc te słowa wysoko uniosła brwi.

- O czym ty mówisz? - zapytała podchodząc do arystokraty. - Dlaczego...

- Wiesz, przez chwilę pomyślałem jak to będzie gdy się obudzą - odparł Draco z coraz większym bólem w głosie. - Nawet jeśli przeżyją... Nawet jeśli wszystko będzie dobrze, nie jestem w stanie zagwarantować że cię... Że nas zaakceptują - powiedział i opuścił wzrok. - Przecież wiesz jacy oni są. Znasz mojego ojca...

Hermiona przez chwilę wpatrywała się w milczącego chłopaka, po czym ujęła jego twarz w dłonie i zmusiła by na nią spojrzał. Rozumiała jego uczucia, przez sekundę i jej głowę nawiedziła podobna myśl. Ten rodzaj samolubnego myślenia bolał ich o wiele bardziej, wiedząc w jakim stanie są ich najbliżsi.

- Nie myśl o tym teraz, Draco - powiedziała łagodnym, pełnym ciepła tonem. - Gdy to wszystko się skończy, zaczniemy się martwić zdaniem naszych rodziców. Teraz... Teraz myśl tylko o mnie - dodała i złożyła na jego wargach delikatny pocałunek. W odpowiedzi objął ją w pasie i mocno przytulił. Zatopił twarz w długich, kasztanowych włosach.

- Masz rację - odparł po czym się wyprostował. - Chodźmy już.

Hermiona spojrzała na Lucjusza i Narcyzę. Wyciągnęła przed siebie rękę by dotknąć dłoni nieprzytomnych małżonków, jednak ostatecznie nie zdecydowała się na czuły gest. Biorąc paczkę z jednorożcem pod pachę chwyciła Dracona za ramię i wyszła z sali. Już po chwili na szpitalnym korytarzu rozległ się dźwięk teleportacji.

*

Szła zatłoczonym korytarzem nie patrząc przed siebie. Trzymała w ręku plik pięknie zdobionych broszur i dopiero gdy odbiła się od czyiś pleców zrozumiała że na kogoś wpadła.

- Przepraszam, to moja wina, ja... - Pansy zaczęła przepraszać zbierając z posadzki porozrzucane papiery.

- Już miałem ci wysłać Patronusa - powiedział Harry podając dziewczynie kilka kartek. - Myślałem że przyjdziesz na popołudniowy trening - dodał, a stojący obok niego Ron uniósł dłoń w geście pożegnania.

- Ach, to ty - uśmiechnęła się Ślizgonka. - Przepraszam, miałam wysłać ci wiadomość, ale dostałam list od mamy i...

- Uniwersytet Króla Ludwika - przeczytał na głos Harry, po czym oddał dziewczynie broszury. - Twoja mama wciąż chce byś przejęła firmę? - zapytał. Wiedział że Persefona nie należała do osób które rezygnują z wcześniej podjętych decyzji, jednak miał nadzieję że mimo wszystko matka dziewczyny daruje swojej córce karierę w firmie odzieżowej.

- To nie tak... - zaczęła Pansy.

- A jak?

Ślizgonka zagryzła wargę. Schowała ulotki do szkolnej torby i pociągnęła Harry'ego za ramię. Szli w milczeniu przez kilka dobrych minut, aż w końcu znaleźli się przed wejściem na wieżę astronomiczną.

- Dlaczego przyszliśmy aż tutaj? - zapytał Gryfon przekraczając próg.

- Chciałam z tobą porozmawiać - odparła Pansy. - Na osobności.

Wyglądała na nieco zmieszaną, co od razu rzuciło się Harry'emu w oczy.

- Coś się stało? - zapytał, jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała. Otworzyła torbę i wyciągnęła coś co wyglądało na duży notes.

- Spójrz na to - powiedziała podając chłopakowi blok z zagadkową zawartością.

Harry przez chwilę przyglądał się notesowi, jednak gdy zaczął przeglądać strony zrozumiał że trzyma w rękach szkicownik zapełniony przeróżnymi projektami. Były tam szkice sukienek, bluzek, płaszczy i butów. Jedne lepsze od drugich. Kilka wzorów szczególnie przypadło mu do gustu i pomyślał że w przyszłości sam mógłby coś takiego nosić.

- Ty to narysowałaś? - zapytał. Pansy przytaknęła i zbliżyła się do Gryfona o krok.

- Wiem że to może tak wyglądać jakby moja mama zmuszała mnie do pójścia na uniwersytet we Francji, jednak ja... Ja naprawdę tego chcę, Harry. Zawsze fascynowało mnie projektowanie, od dziecka!

Brunet zamknął szkicownik i zwrócił go dziewczynie.

- Pokazywałaś to mamie? - zapytał.

- Nie - odparła Pansy.

Spodziewał się takiej odpowiedzi.

- Dlaczego? Te projekty są świetne!

Ślizgonka zmarszczyła brwi.

- Naprawdę tak uważasz?

- Pewnie!

- Cóż... - mina dziewczyny zdradzała że nie jest do końca przekonana. - Mimo wszystko i tak nie dorównuję w tym mamie. Ona tworzy prawdziwe cuda... Właśnie dlatego chciałabym pojechać do Francji, zacząć naukę na Uniwersytecie Króla Ludwika i stać się jeszcze lepsza.

Harry nie krył zdziwienia.

- Myślałem że tego nie chcesz - powiedział, a przed oczami stanęła mu scena sprzed kilku miesięcy, gdy to Pansy wykłócała się z Persefoną o jej wyjazd do Beauxbatons.

- Nie chciałam opuszczać Hogwartu, to fakt - przyznała. - Jednocześnie bałam się powiedzieć czego naprawdę pragnę. Ona widzi we mnie jedynie przyszłą panią prezes, a ja chcę tworzyć! Chcę jej pokazać że nie będzie musiała zatrudniać innych projektantów bo ja będę najlepsza! Ja wiem że to głupie...

- To wcale nie jest głupie, Pansy - powiedział Harry z uśmiechem na twarzy. - Gdy pomyślę o tym jak mocno dążysz do swojego marzenia robię się zazdrosny - zaśmiał się i objął dziewczynę ramionami. - Jak wiesz chcę zostać Aurorem, ale nie podchodzę do tego w taki sposób.

- W jaki? - zapytała brunetka zadzierając głowę, gdyż Harry był od niej sporo wyższy.

- Pełen pasji - odparł. - Podziwiam to, szczerze - dodał i przytulił ją mocniej.

Przez chwilę trwali w milczeniu. Słońce na horyzoncie chyliło się ku zachodowi, a na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Od pewnego czasu byli ze sobą oficjalnie, tak że bez wstydu trzymali się za ręce na błoniach, czy jadali wspólne posiłki w Wielkiej Sali. Mały skandal który wybuchł z tej przyczyny szybko minął, gdyż Ginny Weasley która co rusz była powiadamiana o rzekomym związku Harry'ego z Parkinson, w końcu nie wytrzymała i w porze kolacji niemal przy wszystkich pocałowała Blaise'a Zabiniego. Brzdęk upuszczanego przez McGonagall widelca rozszedł się po sali, po czym wszyscy wrócili do przerwanego posiłku. Ponoć Ginny za ten wyczyn musiała odsłuchać z ust dyrektor prawdziwej litanii wyrzutów i pretensji.

- Wciąż się zastanawiam, jak to będzie gdy wyjadę - zaczęła Pansy gdy usta Harry'ego przestały całować jej własne. - Chociaż teraz bardziej martwi mnie co innego.

- Wiem - przytaknął brunet. - Ja też cały czas o nich myślę - dodał, a przed oczami stanęła mu Hermiona i Malfoy.

Nagle jednak coś przykuło ich uwagę. Dźwięk kroków na świeżym śniegu i szybki oddech docierał do ich uszu pośród ciszy zmierzchu.

- Hej, Bonasera! - wrzasnął Harry w stronę Arturo. - Bonasera! Dokąd to się wybierasz o tej godzinie? - zapytał z uśmiechem.

Młody Włoch zatrzymał się dopiero po chwili i gdy Pansy krzyknęła w jego stronę, spojrzał w górę. Jego mina zdradzała zdenerwowanie.

- Myślałem że zgubiłem różdżkę przy zagrodach dla Testrali, ale... Ale jednak mam ją tutaj - wrzasnął Arturo w stronę wieży. - Na razie! - dodał i szybkim krokiem wrócił do zamku.

- Dziwny facet... - mruknął Harry, jednak po chwili Pansy zarzuciła mu ramiona na szyję i zupełnie co innego zaczęło zaprzątać głowę Gryfona.

*

Nowa kronika Hogwartu zaczęła rosnąć w oczach co niezwykle cieszyło Hermionę. Wkładała w to masę wysiłku i chociaż musiała dzielić czas między naukę do egzaminów końcowych, oraz ćwiczenia ze Złotym Rogiem Jednorożca, niemal każdą wolną chwilę poświęcała na wypełnianie kolejnych kart kroniki. Oprócz zapisywania ważnych dat, ludzi oraz wydarzeń, przyozdabiała strony własnoręcznie wykonanymi rysunkami. Draco podarował jej złoty oraz srebrny tusz, który jak kasztanowłosa przypuszczała, musiał kosztować majątek. Praca nad kroniką dawała jej satysfakcję i pozwalała skupić się na czymś innym, niż wściekła czarownica i nieprzytomni rodzice. Gdy tylko sprzyjała pogoda, zasiadała do pisania na trybunach stadionu, by móc obserwować Dracona który mimo iż ćwiczył do zawodów, ciężko pracował również jako szukający drużyny Slytherinu. Wydawało się że Quiddich w tym roku odejdzie w zapomnienie, jednak ostatni mecz pomiędzy Krukonami a Gryfonami cieszył się wielkim zainteresowaniem, a wygrana Lwów wlała ciepło w serce kasztanowłosej. Jej zdaniem pewne rzeczy mimo wszystko powinny pozostać niezmienne.

- Można się dosiąść?

Hermiona podniosła wzrok znad książek. Od godziny siedziała w opustoszałej bibliotece i ostro zakuwała. Mimo iż była zwolniona z Eliksiru Życia dla Slughorna, chciała semestr zakończyć z jak najlepszymi ocenami.

- Pewnie - odparła i odsunęła krzesło dla Arturo. Chłopak usiadł i przymknął powieki z wyrazem bólu na twarzy.

- Wszystko w porządku? - zapytała widząc jak chłopak dotyka palcami nasady nosa.

- Jestem zmęczony, to wszystko - odparł brunet.

Hermiona przez chwilę wpatrywała się w profil przyjaciela. Tak właśnie o nim myślała. Jak o przyjacielu. Podczas jej pobytu we Włoszech Arturo nieustannie jej pomagał, doradzał, chronił. Uważała że i ona teraz powinna jakoś się nim zaopiekować i pomóc w trudnych chwilach. Nagle, bez ostrzeżenia kasztanowłosa przyłożyła rękę do czoła chłopaka by sprawdzić czy nie ma gorączki, jednak on odskoczył od niej jak oparzony.

- Przepraszam! - zaczęła Hermiona gdy Arturo niemal spadł z krzesła. - Ja tylko...

- To nic! - odparł brunet i znów chwycił się za głowę. - To nic... - powtórzył i sięgnął po swoją szkolną torbę. - Przepraszam - powiedział i szybko wyszedł z biblioteki.

Hermiona nie wiedziała co się dzieje. Wciąż siedziała przy stoliku oniemiała, aż w końcu do sali wszedł Draco w stroju do gry.

- Minąłem na schodach Arturo, wyglądał jakby zobaczył upiora - powiedział i pocałował Hermionę w policzek. Gdy ta nie zareagowała, zmarszczył brwi.

- Draco, myślę że coś mu jest.

- Komu?

- Arturo - odparła Gryfonka i pospiesznie zaczęła pakować rzeczy do torby. - Powinnam z nim porozmawiać.

Draco machnął ręką.

- Pewnie zjadł te wypieki Lovegood.

- Wypieki Luny? - zdziwiła się Hermiona.

- Ciężko nazwać to wypiekami - parsknął blondyn. Razem z Miką chodziła po szkole i rozdawała ciasteczka własnej roboty. Podobno już dziesięć osób jest w skrzydle szpitalnym z powodu zatrucia. Pewnie Bonasera zjadł jedno lub dwa i też zaraz puści pawia.

Hermiona miała co do tego pewne wątpliwości.

- No nie wiem... - odparła.

Już miała coś powiedzieć, gdy nagle w całym Hogwarcie rozbrzmiał głos Minervy McGonagall.

"WSZYSCY UCZNIOWIE KTÓRZY NIE PRZEBYWAJĄ W SKRZYDLE SZPITALNYM PROSZENI SĄ O WYJŚCIE PRZED ZAMEK W CELU PRZYWITANIA GOŚCIA".

Hermiona i Draco spojrzeli po sobie.

- Dyrektor coś ci mówiła? - zapytał chłopak schodząc po schodach.

- Nie - odparła kasztanowłosa i przyspieszyła kroku.

Przed Wielką Salą panowało ogromne zamieszanie. Prefekci domów wraz z Prefektami Naczelnymi próbowali zapanować nad tłumem i wypuszczali uczniów klasami. W masie licznych głów Hermiona nie mogła dostrzec nikogo znajomego. Chwyciła więc Dracona za rękę, a ten w odpowiedzi ścisnął ją delikatnie. Gdy po kilku minutach wszyscy znaleźli się na zewnątrz, Minerva po raz kolejny zwróciła się do uczniów.

- Moi drodzy! - zaczęła. - Dzisiaj niespodziewanie zawita do nas bardzo ważny gość. Dyrektor Międzynarodowej Szkoły Magicznych Więzi, Marcus Castellanos. Proszę o ciepłe przywitanie dyrektora i liczę na odpowiednie zachowanie.

Wśród uczniów podniosły się podniecone szepty. Wszyscy pragnęli zobaczyć człowieka który prowadził słynną, prywatną szkołę magii.

- Coś o tym wiecie? - zapytała Charlotte Hermionę i Dracona, gdy w końcu udało jej się znaleźć ich w tłumie.

- Nie... - odparł blondyn i spojrzał w niebo na którym zaczął się tworzyć ogromny wir.

Wiatr który się zerwał załopotał płaszczami zebranych i wzbił w powietrze płatki śniegu. Nagle pośrodku wiru pojawiło się światło które na moment wszystkich oślepiło, po czym pośrodku nieba pojawiła się sylwetka dyrektora, który siedział na jednym z trzech towarzyszących mu pegazów. Odgłosy zachwytu zmieszały się z oklaskami. Gdy Castellanos wylądował na ziemi i zszedł z Pegaza, ubrany jak zwykle w świetnie skrojony kremowy garnitur, podszedł do McGonagall która w geście przywitania pozwoliła się pocałować w dłoń.

- Serdecznie witamy w Hogwarcie - powiedziała i uśmiechnęła się skromnie, lecz szczerze. Hagrid już zmierzał w stronę magicznych istot, gdy nagle Marcus powstrzymał go gestem.

- Chwileczkę - powiedział, po czym zwrócił się w kierunku tłumu. - Hermiona Granger i Draco Malfoy, jesteście tutaj?

Na te słowa uczniowie zaczęli rozglądać się dookoła.

- Także studenci z mojej szkoły, Charlotte, Mika, Arturo, Ugo... - zaczął wyliczać dyrektor.

Kasztanowłosa i blondyn wyszli Marcusowi naprzeciw.

- Tym razem to my witamy w Hogwarcie, panie dyrektorze - zaczął Draco.

- Dobrze was znowu widzieć - odparł mężczyzna. - Mniemam że mam przyjemność z profesorem Rubeusem? - powiedział w stronę Hagrida. - Pozwoli pan, że pegazami zajmie się ta dwójka - dodał wskazując na Gryfonkę i Ślizgona.

- My, ale... - zaczęła Hermiona.

- Nie poznajecie tych pegazów? - uśmiechnął się Marcus.

Arystokrata zrobił krok naprzód.

- Cito... - wyszeptał. - Belleze...

Pegazy zarżały na dźwięk swych imion.

Hermiona z szerokim uśmiechem na twarzy podeszła do skrzydlatych koni i pogłaskała je po aksamitnych pyskach.

- Muszę przyznać że po waszym wyjeździe bardzo tęskniły - powiedział Castellanos. - Trzeci, ten na którym przybyłem to Bellator. Sam go zaprowadzę do zagrody, jednak Belleze i Cito oddaję w wasze ręce - dodał. - Może pokażecie kolegom jak dosiada się prawdziwych pegazów? - zapytał i przeniósł wzrok na milczący tłum.

Hermiona i Draco po krótkiej chwili kiwnęli głowami i chwycili za purpurowo złote lejce. Gdy tylko usiedli na delikatnym materiale którym wyściełane były grzbiety pegazów, skrzydła koni rozwarły się wprawiając powietrze w ruch. Hogwarccy uczniowie wydali z siebie dźwięki zachwytu. Pegazy będące dziełem stworzenia Heliosa, roztaczały wokół siebie aurę piękna i niewinności. Były niczym senne marzenia, ulotne i pełne blasku. Gdy po krótkim okrzyku oba konie uniosły się w powietrzu, dosiadający ich jeźdźcy uśmiechnęli się do siebie szeroko. Wysoko w górze nikt nie zauważył jak na czołach Hermiony i Dracona pojawiają się znaki słońca i księżyca. Tylko oni byli tego świadomi, jednak już się nie bali. Nie przerażała ich świadomość iż dusze Selene i Heliosa muszą być w tym momencie niezwykle szczęśliwe.

- Świetnie - klasnął w dłonie Marcus i przeniósł wzrok na swoich uczniów którzy stanęli przed nim by się przywitać. - A gdzie jest Arturo? - zapytał widząc brak bruneta.

Na te słowa w oczach Charlotte pojawiły się łzy.

*

Z tej wysokości wszystko wydawało się im małe. Zamek, jezioro, problemy. Czując pod palcami gładką sierść pegazów dryfowali pomiędzy białymi obłokami, czując we włosach mroźne powiewy marcowego wiatru. Zachód nad górami był widokiem zapierającym dech w piersiach. Mieszanina barw sprawiła że nawet pegazy zawisły nad białymi szczytami gór. Nie potrzebowali słów by rozumieć co czują. Świat tak wielkiej urody zasługiwał na to, by go uratować. Niezależnie od tego z jakimi trudnościami przyjdzie im się zmierzyć zrobią to, dla przyjaciół, rodziny, piękna natury. Gdyby mogli woleliby nie wracać, jednak zapadający wieczór sprawił że chłód zbliżającej się nocy zaczął im doskwierać.

Hermiona szeroko rozłożyła ręce gdy Cito zaczęła opadać w dół. Po chwili Draco powtórzył ten sam gest. Belleze zarżała przepełniona wolnością i radością.

- Żal było wracać - powiedziała Hermiona zamykając drzwi od świeżo wyczarowanej stajni.

- Jutro to powtórzymy - odparł Draco. - Marcus z pewnością się zgodzi.

Hermiona przytaknęła i chwyciła chłopaka za rękę. Chciała móc to robić do końca życia. Chciała wiedzieć iż nic im nie grozi i nie muszą do niczego się spieszyć, jednak gdy zauważyła biegnącą w ich stronę Ginny, strach ścisnął ją za serce tak mocno, iż myślała że się przewróci. Gdy po chwili dotarły do niej słowa przyjaciółki zrozumiała że ich czas się skończył.

*

Gabinet Minervy McGonagall pękał w szwach. Byli tam wszyscy, o których Draco i Hermiona mogliby tylko pomyśleć. Ron, Harry, Pansy i Luna, Blaise z Ginny, Ugo, Mika, Charlotte, Archibald Singh wraz z Andrew Horney'em, oraz sam Minister Magii, Kingsley Shacklebolt który właśnie wymieniał uprzejmości z Marcusem Castellanosem. Brakowało jedynie Neville'a, Teodora Nott'a, Cho oraz Astorii.

Brakowało także kogoś jeszcze...

- Gdzie jest Arturo?! - wrzasnęła Hermiona wbiegając do gabinetu niczym huragan. - Ginny mówiła że coś mu się stało, o co chodzi? - zapytała wbijając wzrok w dyrektor, jednak Minerva ze stoickim spokojem wskazała zebranym krzesła.

- Po pierwsze panno Granger, zajmij miejsce.

Hermiona mocno zacisnęła palce jednak zrobiła co jej kazano. Czuła się tak jakby siedziała na szpilkach. Niemal podskakiwała w miejscu. Ku jej zaskoczeniu na środek gabinetu nie wyszła McGonagall, a Castellnos, który w swoim eleganckim garniturze i idealnie przystrzyżonej bródce nie pasował do ekscentrycznie wykończonego pomieszczenia.

- Jak zapewne część z was się domyśla, nie przybyłem do Hogwartu w celach rozrywkowych - zaczął dyrektor. - Gdy dowiedziałem się że ty Hermiono samotnie stanęłaś do walki z Amfitydą zacząłem mieć pewne przypuszczenia.

- Przypuszczenia? - zmarszczyła brwi kasztanowłosa.

- Ta sytuacja jest nowa, nie sposób więc cokolwiek przewidzieć, jednak podejrzewałem iż wiedźma która ukrywa się w Zakazanym Lesie zechce znaleźć dodatkowe źródło siły. Coś lub kogoś kto posłuży jej za żywiciela. Niestety ziściły się moje najgorsze obawy - westchnął mężczyzna. - Najprawdopodobniej przed dwiema godzinami jeden z waszych przyjaciół wszedł do lasu opętany przez Amfitydę...

- Arturo! - jęknęła Charlotte która przyłożyła dłonie do ust.

Hermiona spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami.

- Nie... To nie może być prawda! - krzyknęła. - Przecież Arturo jest w skrzydle szpitalnym, zatruł się ciastkami... - powiedziała, lecz pewność w jej głosie znikała z każdą chwilą. - Prawda, Charlotte? - Hermiona odwróciła się w stronę przerażonej blondynki.

- Od kilku dni źle się czuł - szeptała Charlotte jak w amoku. - Ciągle go pytałam co się dzieje, a on tylko odpowiadał że boli go głowa... Tylko bolała go głowa...

- Przypuszczam że Amfityda zakradła się do jego umysłu i przez minione dni systematycznie zatruwała jego myśli. Nie zauważyliście nic dziwnego przez ten czas? Oprócz bólu głowy.

- Czy ja wiem? - wzruszył ramionami Harry. - Wczoraj widziałem jak wychodził z zamku, ale nie wiem dokąd szedł. Gdy go zawołałem zaraz wrócił z powrotem.

Hermiona nagle przypomniała sobie to, co wydarzyło się w bibliotece.

- Gdy dotknęłam jego czoła by sprawdzić czy nie ma gorączki, odsunął się ode mnie - odparła. - A raczej odskoczył...

Minerva, Marcus i Kingsley wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie uszło to uwadze Dracona.

- Co to znaczy? - zapytał ze złością.

Tym razem odpowiedziała McGonagall.

- To tylko teoria panie Malfoy, ale uważamy że podczas walki z Amfitydą panna Granger niechcący zdradziła przed wiedźmą pewne... fakty. Siła Hermiony zadziałała, owszem, ale w międzyczasie pozwoliła by czarownica zakradła się do jej podświadomości. Arturo jak wiemy jest szczerze oddany pannie Granger. Darzy Selene czcią i miłością, a ktoś taki jest dla Amfitydy niezwykle cenny. Dzięki tym wspomnieniom czarownica dowiedziała się o istnieniu Arturo i wykorzystała ten fakt. Zaczęła zakradać się do jego umysłu, tak samo jak do twojego za sprawą dziwnego snu, panno Granger.

- Dziwnego snu? - odparła Hermiona. - Mówi pani o tym co widziałam przed atakiem na naszych rodziców?

Minerva przytaknęła.

- Nie wiemy jakich sztuczek wiedźma użyła tym razem, możliwe że w jego snach objawiała się jako Selene, albo...

- Albo? - zapytała Pansy której wzrok skakał od Hermiony do Dracona.

- Mówiąc wprost - odparł Castellanos. - Zatruwała mu umysł kłamstwami. Opętała go i zmusiła do przekroczenia bezpiecznej bariery. Amfityda nie jest jeszcze na tyle silna by samej przejść przez zaklęcia ochronne, jednak teraz, gdy przyszedł do niej Arturo...

- Niech pan nie kończy! - wrzasnęła Mika która chwyciła się za głowę. Luna od razu podbiegła do przyjaciółki i objęła ją ramionami.

- Więc jaki jest plan? - zaczął Harry rozkładając ręce. - Co robimy? Idziemy do Zakazanego Lasu?

- To wykluczone, panie Potter - odparła Minerva głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Od tej pory uczniowie nie mają prawa wyjść za próg zamku. Najpóźniej za dwa dni wszyscy opuszczą Hogwart.

- Pani chyba... Pani chyba żartuje! - wydyszał Harry który aż rwał się do tego by od razu pognać do puszczy i odbić kolegę z rąk wroga.

W gabinecie rozpętała się prawdziwa awantura. Płacz mieszał się z krzykami i jedynie Draco zauważył co dzieje się z Hermioną. Był jednak o te dwa metry za daleko. Gdy widział jak dziewczyna opada z sił i leci na drewnianą podłogę, zdołał jedynie podłożyć ręce pod jej upadającą głowę.

Przez chwilę panowała przeraźliwa cisza, aż w końcu wrzaski rozgorzały z nową siłą.

*

Ciemność zaczęła powoli się rozmywać. Świadomość tragicznych wydarzeń powracała ze zdwojoną siłą, sprawiając że ciężko było jej wytrzymać z samą sobą. Gdyby mogła rozszarpałaby się na strzępy. Gdyby tylko taka ofiara mogła sprawić że on znów będzie bezpieczny zrobiłaby to bez wahania. Gdyby tylko... Całe współczucie dla przedwiecznej czarownicy ulotniło się jak poranna rosa, nic nie było już w stanie jej przekonać do niewinności wiedźmy. Zaatakowała kogoś tak dla niej cennego... Kogoś, kto zawsze służył jej radą. Hermiona otworzyła powieki i odkryła iż znajduje się w swoim niewielkim pokoiku obok biblioteki. Zapewne ktoś musiał ją tutaj przynieść, podejrzewała że tym kimś musiał być Draco. Na samą myśl o nim robiło jej się słabo. Co powinna mu powiedzieć? Jakie decyzje podjąć? Przecież przez jej głupotę Arturo jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jak powinna za to odpokutować? Nagle przed oczami stanęły jej siostry chłopaka, dwie małe dziewczynki, które Arturo tak bardzo kochał...

Gdy po jej policzkach spłynęły łzy, usłyszała jak ktoś wchodzi do pokoju. Spojrzała w stronę drzwi i napotkała zaniepokojony wzrok Ślizgona.

- Mówią że jestem najmądrzejszą czarownicą swojego pokolenia... - zaczęła siadając na krawędzi łóżka. - Mówią że gdyby nie ja, Harry nigdy nie pokonałby Voldemorta... - westchnęła. - Mówią że widzą we mnie przyszłość Ministerstwa, a ja jestem przecież tak okropnie, bezdennie głupia, Draco... Dokonałam tak wielu złych wyborów, naraziłam masę ludzi, coraz rzadziej słuchałam rozsądku... - wyliczała. W jej brązowych oczach zaczęło się tlić szaleństwo. - W jaki sposób powinnam to naprawić?

Chłopak podszedł do niej spokojnym krokiem i usiadł obok niej na łóżku. Przez chwilę przyglądał się jej twarzy, jakby chciał się upewnić że ona wciąż tam jest.

- Żaden człowiek nie jest nieomylny, Hermiono. Sam dokonałem tak wielu błędnych decyzji, że gdybym miał je teraz zliczyć, siedzielibyśmy tutaj do rana. Co gorsza, za większość z nich nigdy nie poniosłem kary. Jak to o mnie świadczy? - zapytał i gdy kasztanowłosa dotknęła dłonią jego twarzy na chwilę przymknął powieki. - Nie jesteś głupia - dodał i wytarł z jej policzka spływającą łzę. - Uparta, niezwykle dumna i ambitna, ale nie głupia.

Nigdy wcześniej nie podejrzewałby siebie o taką łagodność i zrozumienie. Zastanawiał się czy to była jej zasługa? Był pod wrażeniem tego jak wielki wpływ miała na jego osobę. Świadomość tego faktu sprawiła iż poczuł do niej jeszcze większą miłość.

- McGonagall planuje wysłać uczniów do domów - kontynuował po chwili. - Jutro mają odbyć się normalne lekcje, ale pojutrze Hogwart Express przyjedzie do Hogsmeade. Gdy tylko szkoła opustoszeje, do Zakazanego Lasu mają wkroczyć Aurorzy.

Hermiona kiwnęła głową i znów zapadła cisza. Myśli które pojawiły się w jej głowie nie należały do najprzyjemniejszych. Były zaprzeczeniem jej marzeń i pragnień. W pewien sposób ją przerażały, jednak wiedziała że nie ma wyboru. Czas o którym myślała iż ma go w bród skurczył się do zaledwie kilkunastu godzin.

- Wiesz Draco... - zaczęła spokojnym, nieco przygaszonym tonem. - Żałuję tylko jednego...

Chłopak słysząc te słowa utkwił w niej spojrzenie swoich szarobłękitnych oczu.

- Żałuję że pokochałam cię tak późno. Żałuję że mieliśmy dla siebie tak mało czasu... - powiedziała i oparła głowę o jego tors. - Chciałabym móc zrobić z tobą tyle rzeczy... Pokazać ci mój świat, dom babci Rosalie, ulubioną restaurację. Chciałabym móc potrzymać cię za rękę przy zachodzie słońca i pocałować o świcie. Chciałabym móc codziennie odkrywać w tobie coś nowego...

Gdy tylko to powiedziała przed oczami stanął jej Złoty Róg Jednorożca, który spoczywał w szkatule na dnie drewnianego kufra. Wiedziała że już nie ma czasu. Ani ona, ani Draco, a tym bardziej Arturo nie mają dwóch kolejnych dni. Młody arystokrata zrozumiał ją bez słów.

- Zrobię wszystko byśmy wyszli z tego cało - powiedział biorąc ją w objęcia. Serce waliło mu jak młotem, nie pamiętał by kiedykolwiek czuł się w podobny sposób.

- Co jeśli nam się nie uda, Draco? Co wtedy? - zapytała Hermiona, a jej wzrok zaczął przeszywać go na wskroś.

Na to pytanie o dziwo znał odpowiedź. Szczerość w tym przypadku była o wiele łatwiejsza od kłamstw. Przez lata nigdy nie opuszczał gardy, zawsze skupiony, pełen napięcia czekał na kolejny cios który szykował dla niego los. Uważał że zrobi wszystko by tylko wywinąć się z trudnej dla siebie sytuacji, jednak teraz, trzymając w ramionach dziewczynę która była gotowa oddać życie za jego bezpieczeństwo wiedział że przeszłość jest jedynie palącymi się zgliszczami. Zanim ją pokochał był zagubionym chłopcem, który pragnął by ktoś chwycił go za rękę i pokazał drogę do światła. Tak jak ona żałował że odkrył to dopiero teraz, mimo wszystko był wdzięczny że pozwolono mu poznać słodycz najbardziej wzniosłego, pozbawionego egoizmu uczucia. Jeśli zapłatą za błędy było oddanie ciała Heliosowi, zrobi to bez wahania, gdyż w końcu zrozumiał że świat w którym narodził się ktoś taki jak ona, był wart ratowania.

- Obiecuję, że wtedy też cię odnajdę - szepnął zbliżając do niej swoją twarz. - W tym świecie bądź innym. Będę cię szukał w blasku słońca, wśród koron drzew, w szumie fal... Aż w końcu cię znajdę. Nawet jeśli zajmie mi to wieczność - odparł i pocałował ją mocno, wręcz zachłannie.

Pragnął jej tak samo mocno jak i ona pragnęła jego. Gdy odsunął z jej ramion włosy i pocałował ją w kark, dziewczyna delikatnie zadrżała. W jej oczach dostrzegł rosnące pożądanie. Nie mieli poczucia wstydu gdy kolejne warstwy ubrań lądowały na podłodze, nie odczuwali skrępowania gdy spoglądali na swoje nagie, rozpalone ciała. Delikatne pocałunki mieszały się z pewnym dotykiem ciepłych rąk, szybkie oddechy stały się melodią. W tej jednej chwili nic już się dla nich nie liczyło. Byli poza czasem i przestrzenią. Wraz z jutrzejszym dniem przyjdzie stanąć im do walki na śmierć i życie. Złożą na ołtarzu świata własne dusze i wyrzekną się tego kim są. Pełni tej wiedzy nazbyt dobrze rozumieli że mieli dla siebie już tylko tę jedną, cichą, bezgwiezdną noc.

________________________________________

SŁOWO OD AUTORKI:

Kochani! Zbliżamy się do końca wielkimi krokami! Do zakończenia "Świtu" zostały dwa, góra trzy rozdziały plus epilog! :o Jest to opowiadanie które piszę najdłużej, bo od czerwca zeszłego roku. Dziękuję Wam że jesteście ze mną podczas tej podróży :)

W listopadzie pojawi się druga księga Dramione "Heart Of Stone". Myślałam że wyrobię się na Halloween, ale nie da rady ;) Mam nadzieję że u Was wszystko dobrze. Dbajcie o siebie i uważajcie na zdrowie!

Ściskam Was mocno i jak zawsze dziękuję za wszystkie głosy i komentarze! Do napisania! Buziaki :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro