Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Wspomnienie

Zapach drzew oliwnych unosił się w rozgrzanym od słońca powietrzu które delikatnymi podmuchami wiatru szeleściło koronami drzew. Wysoko ponad miastem, na tle błękitnego, bezchmurnego nieba szybowały śródziemnomorskie ptaki. Po drugiej stronie wyspy, przy ogromnym, kolorowym porcie kłębiły się masy ludzi którzy wracali z porannych połowów. Atlansis tętniło życiem i zapraszało w swe progi wędrowców, kupców i koronowane głowy. Na przyportowym targu kobiety wybierały najwyższej klasy przyprawy, przymierzały drogocenną biżuterię, wymieniały uwagi. Gdzieś na wzgórzu, w jednej z licznych, pozłacanych świątyń kapłanki wznosiły modlitwy ku boginiom i licznym bóstwom. Była to również godzina odpoczynku dla studentów miejscowych uniwersytetów, którzy z zapałem słuchali swoich wykładowców i wykładowczyń. Od czasu do czasu wzrok wszystkich padał w stronę olbrzymiego zamku, gdzie siedzibę miał król Solon wraz se swoją żoną, królową Salaminą. Już od ponad roku na zamku przebywał książę Helios, syn króla Menessa, władcy Megary. Mieszkańcy pokładali w książętach ogromne nadzieje. Wiedza, iż potomkowie królów posiadają niezwykłe moce, sprawiała iż radość w sercach krajan była z roku na rok coraz większa. 

- Mam cię! - zawołała roześmiana dziewczynka łapiąc swojego brata za ramię. 

Zefir westchnął z rezygnacją. 

- Zawsze wygrywasz - powiedział odwróciwszy się do roześmianej siostry. 

- Z Selene nikt nie ma szans - zaśmiał się jasnowłosy chłopczyk który został złapany jako drugi. Tuż za nim szła Amfityda, która odpadła z zabawy jako pierwsza. Dziewczynka jak zawsze była milcząca i wpatrywała się w postać Heliosa z ukosa. Mimo iż jej młodsza siostra odkryła jej kryjówkę w niemal natychmiastowym tempie, w głębi serca musiała przyznać że zabawa z bratem, siostrą i Heliosem zawsze sprawiała jej radość w równie mocnym stopniu, co nauka czarów. 

- Dobrze ci poszło - powiedział Helios i położył dłoń na czubku kasztanowej głowy Selene. Dziewczynka nieśmiało spuściła wzrok. 

Nie umknęło to uwadze Amfitydy. Udała jednak, że niczego nie zauważyła.

- Może zagramy jeszcze raz? - zapytała nieśmiało czarnowłosa dziewczynka. - Tym razem ja będę szukała... - dodała i znów spojrzała na jasnowłosego księcia. Miała nadzieję że dzięki temu będzie mogła choć przez chwilę pobyć z Heliosem sam na sam. Chciała umieć zapanować nad swoją wrodzoną nieśmiałością i małomównością która paraliżowała ją całą, gdy tylko książę pojawiał się przed jej obliczem. 

- Pewnie! - klasnęła w dłonie uradowana Selene, jednak tuż za nimi rozległ się dźwięk kroków. Brzdęk złotych klejnotów rozszedł się po ogrodach. 

- Tutaj jesteście, dzieci - powiedział król Solon stając naprzeciwko książętom. - Zgaduję że jesteście w trakcie pysznej zabawy - dodał z uśmiechem. Stojący za nim wartownicy wydali się Zefirowi niezwykle groźni, więc jak zwykle chłopczyk schował się za plecami kasztanowłosej siostry. - Wybaczcie, ale będę musiał wam przerwać - dodał poważniejąc. - Jest coś, a raczej ktoś kogo pragnę Wam przedstawić. 

Dzieci spojrzały po sobie. Gdy chwilę później maszerowały za królem ogarnęła ich jeszcze większa konsternacja, gdyż władca zmierzał ku najniższym, zakazanym dla innych kondygnacjom pałacu. Mimo iż komnaty znajdowały się pod ziemią, tak jak reszta zamku ociekały bogactwem i luksusem. Marmurowe posadzki, ściany i sufit tonęły w blasku licznych pochodni od których odbijały się iskrzące złotem iskierki. Minąwszy pierwsze drzwi, król wprowadził dzieci do korytarza którego nigdy wcześniej nie widziały. Był długi i zaskakująco jasny. Na jego drugim końcu znajdowały się kolejne, dwuskrzydłowe drzwi. Całą czwórkę ogarnęło dziwne uczucie które rosło z każdą minutą. Gdy król chwycił za klamkę Selene i Helios wymienili krótkie, pełne napięcia spojrzenia. 

Po przekroczeniu progu ich oczom ukazała się niezwykła sala, pełna światła, kolumn i miniaturowych gwiazd oraz planet, które krążyły po srebrnych, cienkich niczym pajęcza sieć orbitach. Książęta szły tuż za królem, aż w końcu przystanęły gdy tylko mężczyzna zatrzymał się przed czymś co przypominało olbrzymi ołtarz. 

-  Dzieci, oto Oko Gwiazd... - powiedział wpatrując się w sylwetkę dziewczynki, unoszącej się kilkanaście centymetrów nad ziemią. 

Helios utkwił spojrzenie swych błękitnych oczu w sylwetce niezwykłej, iskrzącej się istoty, której włosy falowały niczym poruszane wiatrem. Była piękna, tajemnicza i nieziemska. Zupełnie inna od tego co znał. Nie wydała mu się groźna, jednak nie ośmielił się podejść bliżej. Nagle napotkał jej wzrok, który sprawił że całe ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Przeszyła jego umysł własną wolą, niczym wypuszczoną z cięciwy strzałą i w tym samym momencie Draco Malfoy obudził się ze snu siadając na łóżku zlany potem. 

*

Ciemność panująca w jego pokoju zdradzała iż za oknem wciąż panowała noc. Uspokoiwszy oddech przeczesał palcami wilgotne włosy i odszukał różdżkę leżącą na szafce nocnej.

- Lumos... - szepnął i gdy lampa rozproszyła mrok zimowej nocy, rozejrzał się dookoła jakby chciał się upewnić, że wciąż jest u siebie. Wspomnienie snu wciąż majaczyło mu przed oczami. Przypominało bardziej autentyczne przeżycie, niż wytwór wyobraźni. Czym były owe obrazy? Wspomnieniem? Wizją? Zastanawiał się czy ma to jakieś większe znaczenie i czy powinien był szukać w tym głębszego sensu. Czuł że właściwym krokiem byłoby porozmawianie na ten temat z kasztanowłosą Gryfonką, jednak zakładał że po ich ostatnim spotkaniu dziewczyna zapewne nie zechce powiedzieć mu nawet "dzień dobry" na szkolnym korytarzu, gdy już wrócą do Hogwartu.

Zrobił to, poprosił by nie przychodziła na bal, a przecież w głębi duszy tak naprawdę wcale tego nie chciał. Pragnął móc spędzić z nią trochę więcej czasu, porozmawiać, wymienić uwagi. Było tyle rzeczy o które mógł zapytać tylko ją. W końcu była tak samo zdezorientowana, tak samo niepewna przyszłości co on... Kto mógłby go zrozumieć lepiej niż ona? A jednak... A jednak odciął ją od siebie. Kolejny raz... 

*

Dwór Malfoyów już dawno nie widział takiego zamieszania. Domowe skrzaty uwijały się w kuchni niczym mrówki, a wynajęci kelnerzy oraz służące dbały o każdy, nawet najmniejszy szczegół. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Noworoczny Bal miał stać się milowym krokiem dla Lucjusza i jego podupadłej pozycji w Ministerstwie, oraz świecie czarodziejów który niemal spisał go na straty. Było to niewątpliwie przedsięwzięcie na ogromną skalę, gdyż goście ściągali niemal ze wszystkich stron świata. 

Draco wyjrzał na korytarz przez lekko uchylone drzwi. Dostrzegł sylwetkę swojej matki, która wydawała się być jeszcze bardziej spięta niż zwykle. Miał ochotę wyjść z domu zanim cała zabawa zacznie się na dobre, jednak to właśnie ona była powodem dla którego postanowił znosić tę farsę. Nagle jego wzrok padł na wychodzących ze swoich pokoi Charlotte i Uga. Blondyn na ich widok szybko zatrzasnął się w sypialni. Nie mógł powiedzieć że miał ich dosyć, wręcz przeciwnie, oboje zachowywali się nienagannie i zyskali sobie sympatię jego ojca i matki, jednak ich obecność wciąż przypominała mu o tym, o czym tak bardzo chciał zapomnieć...

Wspomnienie tajemniczego snu znów zamajaczyło mu przed oczami. Chciał móc z kimś o tym porozmawiać, rozwiać rodzące się w nim wątpliwości, jednak nie wiedział do kogo mógłby się zwrócić. Jedyna osoba która jeszcze do niedawna pewnie i byłaby chętna do rozmowy, teraz najprawdopodobniej nie znosiła go równie mocno co za dawnych lat. Z zamyślenia wyrwało go niemal agresywne pukanie do drzwi. 

- Proszę - powiedział odwróciwszy się od okna. Gdy w drzwiach stanął Lucjusz, Draco lekko zmarszczył brwi. Znał ten wyraz twarzy aż za dobrze. Mina ojca mogła wyrażać tylko jedno, coś się stało...

- Mamy problem - zaczął mężczyzna zamykając za sobą drzwi. W kilku krokach znalazł się przy Draconie i niemal wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ta cała Granger jeszcze się nie pojawiła! - warknął. - Czwartego ucznia z wymiany też nie ma, a przecież na zaproszeniach wyraźnie było napisane, by pojawili się pół na godziny przed rozpoczęciem balu... Cholera jasna! 

- Nie rozumiem ojcze, w czym problem - odparł Draco siląc się na spokój. W oczach Lucjusza zobaczył narastający gniew. 

- Jak to nie rozumiesz o co chodzi? - powiedział mężczyzna z irytacją. - O reputację, Draco! 

- Reputację? - zdziwił się chłopak. - Przecież nie znosisz Granger, jej nieobecność jest ci...

- Na Salazara! - wrzasnął Lucjusz wchodząc synowi w słowo. - Nie jest ważne co ja myślę o tej małej, wścibskiej... - zaczął wyliczać, jednak szybko się opanował. - Na balu pojawi się cała śmietanka towarzyska - kontynuował po chwili. - Wśród nich są nie tylko nasi, to znaczy czystokrwiści czarodzieje ze znanych nam rodów, ale i inni, chociażby wiceminister Krisherby, który jak wiesz ma mugolską żonę... Jak ci się wydaje Draco, co Krisherby pomyśli gdy zobaczy że jedyną nieobecną na balu, jest Hermiona Granger? 

Draco wziął głęboki wdech. Słowa ojca pierwszy raz od dawna zabrzmiały w jego głowie logicznie i przekonująco. Miał ochotę walnąć się otwartą dłonią w czoło. Jak mógł o tym zapomnieć? Dlaczego dopiero teraz do niego dotarło, że świat nie zaczyna i nie kończy się tylko i wyłącznie na jego problemach? Cóż, przez większość życia był o tym święcie przekonany...

- Twoja matka nie zniesie kolejnych plotek - ciągnął Lucjusz. Draco zauważył jak mięśnie twarzy ojca zaczynają się napinać. - Ten bal to był jej pomysł. Przystałem na to, ponieważ uznałem że to dobra idea i pomoże nam wrócić na salony, ale wiedziałem... Wiedziałem że to się nie uda... Ona nie przyjdzie - dodał stukając laską o podłogę. Srebrna rękojeść w kształcie głowy węża zalśniła w blasku świec. 

- Dziwisz się jej? - zapytał Draco spojrzawszy ojcu w twarz. - Otwarcie gardzisz takimi jak ona - dodał twardo. - Sam przecież mnie uczyłeś, że mugole i mugolaki są mniej warci od domowych skrzatów - syknął. - Ostatnio też cały czas robiłeś jej wyrzuty. 

Po raz pierwszy w życiu wpatrywał się w twarz ojca w taki sposób. Z wściekłością i żalem płonącym w jego szarobłękitnych oczach. Wiedział że go obwinia za to wszystko co go spotkało i za to kim się stał. Chciał mu to wykrzyczeć, jednak się powstrzymał. Bał się że to i tak nic by nie zmieniło, a jedynie podsyciło gniew mężczyzny.

- Masz rację - odparł Lucjusz po dłuższej chwili. - I spójrz dokąd mnie to zaprowadziło - dodał, po czym ruszył w kierunku drzwi zostawiając milczącego, oszołomionego syna samemu sobie. 

*

Cicha muzyka wydobywająca się z wieży stereo, wypełniała niewielki pokój znajdujący się od strony ogrodu. Mimo iż godzina wciąż była wczesna, mieszkająca w nim dziewczyna zdążyła się już umyć i przebrać w dwuczęściową piżamę w kolorze butelkowej zieleni. Nie często nosiła ten kolor, zbytnio jej się kojarzył z mieszkańcem pewnego domu... Kasztanowłosa usiadła na łóżku i spojrzała na leżącą obok Księgę Magicznych Mitów. Pierwszy raz w życiu nie miała ochoty na czytanie. 

"Co robią teraz ludzie w moim wieku?" pomyślała kładąc się na pościeli. Wiedziała że z pewnością znaczna ich część w Sylwestrową noc zapewne nie leżała w piżamie patrząc w sufit. Gdy na korytarzu rozległy się kroki jej włoskiego przyjaciela, Hermiona poczuła wyrzuty sumienia. Powinna była zaproponować Arturo wyjazd do Londynu i zabawę na bulwarach, jednak na samą myśl robiło jej się słabo. Zresztą, chłopak też nie wyglądał na chętnego do zabawy. Gryfonka podejrzewała, ze Arturo zdążył już powiadomić Charlotte, Uga i Mikę o tym co wydarzyło się między nią a Draconem. Arturo przez pierwsze dni próbował ją pocieszać, mówił że to nic nie znaczy, że pewnie jest powód o którym arystokrata nie chciał wspomnieć. Jednak ona wiedziała swoje. Znała Malfoya aż za dobrze. Nić porozumienia która się między nimi wytworzyła w Międzynarodowej Szkole Magicznych Więzi, ponownie uległa zniszczeniu. Jak w takim razie miała sprostać powierzonemu jej zadaniu? Spojrzała na leżący obok łóżka Złoty Róg Jednorożca. 

- Nie jestem podróbką... - powiedziała szeptem. "Nie jestem jedynie inkarnacją Selene!" dodała w duchu niemal krzycząc. Lęk przed zatraceniem samej siebie z każdym dniem rósł na sile. Ogarniał ją strach oraz niepokój i wiedziała, że aby stawić czoła przeznaczeniu, powinna czuć coś zupełnie innego. Wyciągnęła dłoń w stronę artefaktu, lecz w tej samej chwili usłyszała ciche pukanie. Usiadła na łóżku jak oparzona. Dźwięk dochodził nie zza drzwi, lecz zza okna. Wstała, chwyciła za różdżkę i zbliżyła twarz do szyby. 

- Co do... - szepnęła marszcząc brwi. - Co ty tutaj robisz? - zapytała wychylając głowę przez okno. Kilka metrów nad ziemią unosił się Draco Malfoy, który siedząc na swej miotle zawisł tuż przed jej pokojem. 

- Wpadłem pogadać. Wpuścisz mnie do środka, czy mam tak tutaj wisieć? - zapytał i rozejrzał się dookoła. W ogródku sąsiada rozległo się szczekanie psa. 

- Właź zanim ktoś cię zobaczy - odparła Hermiona i otworzyła okno na całą szerokość. 

Gdy chwilę później chłopak wylądował na miękkim dywanie, Hermiona chwyciła za purpurowy szlafrok. 

- Czego chcesz? - zapytała nie siląc się na uprzejmości. Wciąż była rozżalona tym, w jaki sposób Ślizgon ją ostatnio potraktował. 

- Mam mało czasu, więc będę się streszczał - odparł Draco opierając miotłę o stojące obok biurko. - Wiem o co cię prosiłem ostatnim razem, ale to był błąd. Niestety zrozumiałem to dopiero dzisiaj. 

- Do rzeczy - burknęła. 

- Proszę cię byś przyszła na bal - powiedział spojrzawszy jej w oczy. 

Hermiona po krótkiej chwili głośno prychnęła. 

- Masz tupet! Oboje macie, ty i twój ojciec - warknęła. - Najpierw wielki czystokrwisty pan, Lucjusz Malfoy, zaprasza mnie na bal, po czym wysyła swojego syna by wszystko odkręcił. Niech zgadnę, dotarło do niego co inni mogą sobie o tym pomyśleć, prawda? - powiedziała siadając na łóżku. 

- To nie tak, Granger - odparł szybko Draco. - Ojciec faktycznie, przestraszył się twojej nieobecności, ale naprawdę zaprosił cię na przyjęcie. Przyszedłem wtedy do ciebie z własnej inicjatywy, ojciec nawet nie wie że tutaj byłem... 

Hermiona uniosła brwi w zdziwieniu. 

- Och... Rozumiem - odparła wstając z łóżka. - To znaczy, nie. Nie rozumiem. Niczego już nie rozumiem - dodała i ukryła twarz w dłoniach. Wzięła głęboki, uspakajający wdech. 

Jego cele i zamiary pozostawały dla niej tajemnicą. Mimo iż przyszedł do niej z kolejną prośbą, to niczego nie wyjaśnił. Miała wrażenie że dusze Selene i Heliosa niezwykle się pomyliły odradzając się właśnie w nich. 

- Pomyślałem że najprawdopodobniej nic nie przyszykowałaś na dzisiejszy wieczór, więc poprosiłem Charlotte by pożyczyła ci jedną ze swoich balowych sukien - powiedział Draco wyciągnąwszy z kieszeni niewielki pakunek. Za pomocą zaklęcia przywrócił go do normalnych rozmiarów i położył na łóżku kasztanowłosej. - Garnitur dla Arturo jest ode mnie, jestem pewny że będzie pasował - dodał kładąc obok drugi pokrowiec. - Oczywiście jeśli zdecyduje się przyjść... 

Hermiona utkwiła w nim swoje spojrzenie. Już nie wiedziała czy powinna być na niego zła, obrażona, czy machnąć na wszystko ręką. 

- Zrobisz jak zechcesz, ale byłbym ci wdzięczny, gdybyś przyszła. Ten bal wiele znaczy dla mojej matki - dodał i chwycił za swoją miotłę. 

Hermiona zacisnęła usta. No tak, Narcyza... Mogła się domyślić że dla matki chłopak zrobi wszystko. Całkowicie to rozumiała i uważała tę cechę Ślizgona za niezwykle wzruszającą, ale w jej głowie wciąż tłukło się jedno pytanie...

- Dlaczego wtedy mnie poprosiłeś bym nie przychodziła? - zapytała robiąc krok w jego stronę. 

Draco stanął naprzeciwko niej i omiótł spojrzeniem jej twarz, włosy, ubranie. Nawet w takim zwykłym, domowym wydaniu wydała mu się piękna. Niewielki pokój wypełnił się zapachem jej waniliowego szamponu. Mała przestrzeń i słodka woń sprawiły że poczuł przyciąganie, takie samo jak wtedy, gdy ukrywali się w skrzydłach pegaza. Była tak blisko... Nawet smutek w jej brązowych oczach wydawał się go wołać niczym syrena na skalistym brzegu, śpiewająca rybakom prowadząc ich na pewną zgubę.  

- Wszystko ci wyjaśnię, obiecuję - odparł i zacisnął palce na miotle.- Jest wiele rzeczy o których powinniśmy porozmawiać - dodał. - Ale teraz muszę już iść, jeśli matka odkryje że zniknąłem, wpadnie w panikę... 

Chwila minęła. Słodkie przyciąganie prysnęło niczym mydlana bańka. 

- Tak, powinieneś już iść - odparła Hermiona i otworzyła okno. 

Draco wahał się przez moment, jednak w końcu wyleciał w zimną, grudniową noc. Pies sąsiadów znów zaczął ujadać, jakby on jeden zdawał sobie sprawę z wizyty niezwykłego gościa. Hermiona przez chwilę wpatrywała się w usłane gwiazdami niebo, po czym głośno zatrzasnęła okno. 

*

Goście wlewali się do sali balowej nieprzerwanym strumieniem. Już od wejścia witały ich dźwięki orkiestry smyczkowej która grała spokojne, nastrojowe utwory. Pośród zebranych krążyli kelnerzy oraz zaczarowane tace, które lewitowały w powietrzu niczym małe, srebrne wyspy pełne wykwintnych dań i trunków. Lucjusz Malfoy, jako pan domu witał wszystkich z szerokim lecz niezbyt szczerym uśmiechem. Wciąż rozglądał się za Hermioną Granger, która najwyraźniej nie miała się pojawić tego wieczoru. W przeciwieństwie do niego Draco stał spokojnie nieco na uboczu, taksując wzrokiem nowo przybyłych. Na widok Daphne Greengrass lekko zesztywniał, jednak uspokoił go widok Terenca Higgs'a który towarzyszył blondynce. Najwidoczniej dziewczyna już pogodziła się z ich rozstaniem, a przynajmniej tak się Draconowi wydawało, gdyż Daphne nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. 

Myślał że właśnie tak będzie wyglądał cały wieczór. Kolejny nudny, pełen bogatych i wpływowych ludzi bal, który nic dla niego nie znaczył. Przeżył więc szok, gdy kolejnym gościem okazał się być Blaise Zabini w towarzystwie Ginny Weasley. Na widok swojego przyjaciela Draco miał ochotę przebiec przez salę balową niczym lodołamacz, jednak widok rudowłosej mocno go zaskoczył. Mimo to większego szoku doznał widząc Pansy, trzymającą pod ramię Harry'ego Potter'a. 

"Co się dzieje?!" pomyślał i rozejrzał się dookoła. Czy to aby na pewno był jego dom? Może wciąż śni i jeszcze się nie obudził? Odszukał wzrokiem Teodora Nott'a, który dopiero co odszedł od boku roześmianej Astorii. 

- Teo! - Draco złapał przyjaciela za ramię. 

- Draco! - Teodor uśmiechnął się na widok arystokraty. - Dobrze cię w końcu widzieć. Uścisnąłbym ci dłoń, ale sam widzisz - powiedział lekko podnosząc do góry dwa puste kieliszki po szampanie. - Fajna impreza, uwierzysz że przyszedłem z Astorią? Jesteśmy w tej samej drużynie, więc... 

- Drużynie? - zmarszczył brwi Draco, którego myśli na moment skierowały się na inny tor. 

- Trenujemy wspólnie do Szkolnej Olimpiady, Blaise ci nie wspominał w listach? - zdziwił się Teodor. - Ciekawe do jakiej ty trafisz drużyny, Pansy wylądowała z Potter'em i ponoć dają czadu. 

Draco nic na to nie odpowiedział. Spojrzał w kierunku w którym stała Pansy i Harry oraz nieco dalej Blaise z Ginny. Nie wiedział co powinien był zrobić.  

- Słuchaj Teo, mam prośbę. Idź i przyprowadź tutaj Blaise'a i Pansy, tylko szybko, zanim mój ojciec zacznie swoją przemowę. 

- Jasne, tylko powiem Astorii że zaraz wracam - odparł Teodor i zniknął w tłumie. Puste kieliszki wylądowały na jednej z lewitujących tac. 

Draco odszukał wzrokiem zaniepokojone spojrzenie matki. Było widać jak na dłoni, że kobieta denerwuje się nieobecnością kasztanowłosej dziewczyny. Jej zdenerwowanie nie było bezpodstawne. Tak jak podejrzewał Lucjusz, ludzie zaczęli już gadać. 

- Panna Granger? Nie, nie widziałem jej tutaj...

- Harry Potter stoi obok córki Persefony! 

- Nie jestem pewna, ale chyba widziałam córkę Weasley'ów...

Draco zacisnął pięści ze złości. Musiał jednak opanować nerwy i gdy zauważył zbliżających się przyjaciół, odszedł z nimi w nieco ustronniejsze miejsce. 

- Witaj! - powiedział Blaise i przywitał arystokratę mocnym, braterskim uściskiem. Pansy uśmiechnęła się łagodnie na jego widok. 

Draco miał wrażenie, że twarze Pansy i Blaise'a promienieją radością. Nie potrafił sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej widział ich takimi. 

- Możecie mi wyjaśnić o co tutaj chodzi? - powiedział spojrzawszy w stronę Harry'ego i Ginny, którzy zostając sami zajęli się wspólną rozmową. 

- Cóż... - zaczął Blaise. - Zaprosiłem Ginny na Bal Noworoczny. To znaczy, przegrałem to podczas meczu w Pokoju Życzeń, ale i tak się zgodziła - zaśmiał się na wspomnienie rozgrywki podczas której walczył jak lew. 

- Ja zaprosiłam Harry'ego - powiedziała Pansy zerknąwszy w stronę bruneta. - Wyobraź sobie że moja matka podczas swojej wizyty w Hogwarcie zapisała jego wymiary w notesie... Ten garnitur który Harry ma na sobie jest z najnowszej kolekcji - dodała rozbawiona. 

Draco wysoko uniósł brwi. Nie wierzył w to co słyszał. 

- Harry? Ginny? Odkąd jesteście z nimi na ty? - zapytał całkowicie wytrącony z równowagi. - Przegraliście jakiś zakład? Z tego co wiem ruda i bliznowaty od dłuższego czasu są parą. 

Blaise i Pansy zamilkli. Na ich twarzach od razu pojawił się dziwny cień, w głębi oczu kryła się tajemnica. 

- Nie było cię trzy miesiące, Draco - zaczął mulat. - Od tego czasu wiele się zmieniło - dodał i spojrzał w kierunku Ginny. Rudowłosa pomachała mu z oddali. 

- Tak, to prawda - zgodził się z nim blondyn. - Nawet nie wiecie jak dużo... Właśnie dlatego chciałbym z wami porozmawiać. Oczywiście nie teraz. Pojutrze wracamy do szkoły, może po uczcie powitalnej? 

- Jasne - odparł Teodor jednak myślami był gdzie indziej. - Wybacz Draco, ale Astoria na mnie czeka - dodał, po czym poklepał przyjaciela po ramieniu i popędził w stronę uśmiechniętej szatynki. 

Cała trójka odprowadziła go wzrokiem. 

- Draco, gdzie jest Granger? - zapytała nagle Pansy zwróciwszy się w stronę arystokraty. - Nawet Lovegood tutaj jest, ale jej nie widzę.  

Blondyn poczuł jak zimny dreszcz przebiega mu po plecach. 

- Dostała zaproszenie, ale wątpię by się pojawiła - odparł chłopak uciekając wzrokiem. 

Miał wrażenie że przyjaciele świdrują go spojrzeniem. Tylko oni, spośród wszystkich ludzi na świcie, potrafili odczytać jego emocje bez potrzeby użycia słów. Draco nie chciał poruszać teraz tego tematu, więc z wyrazem ulgi na twarzy spojrzał na swojego ojca, który stanął na podwyższeniu, tuż przed orkiestrą która przerwała grać jeden z barokowych utworów dworskich. 

- Serdecznie witam drogich gości i dziękuję za tak liczne przybycie! - zaczął Lucjusz skłoniwszy się w stronę swojej widowni. - Dzisiejsza noc z pewnością jest wyjątkowa - ciągnął i spojrzał w stronę swojego syna. Draco przeprosił Blaise'a i Pansy i podszedł do stojącej na scenie Charlotte, Miki, Luny i Uga. - Jak zapewne wiecie, pod koniec października mój syn jako jeden z reprezentantów Hogwartu wyruszył do Międzynarodowej Szkoły Magicznych Więzi. Dzisiaj mam zaszczyt przedstawić państwu uczniów z wymiany, których z wielką radością gościłem w swoim domu. 

Draco miał ochotę przewrócić oczami. Był jednak pod wrażeniem ojcowskich umiejętności, gdyż Lucjusz sprytnie pominął kwestię Hermiony i Arturo, których brak zaczął być dostrzegalny. Rozległy się gromkie brawa na cześć reprezentantów obu szkół. W tym samym momencie drzwi do sali balowej otworzyły się na oścież, a oczy zebranych skierowały się na spóźnionych przybyszy. 

Zapanowała cisza, jednak na widok wchodzącej do sali kobiety rozległy się podniecone szepty. Suknia dziewczyny w kolorze srebra, wydawała się być usłana tysiącem maleńkich diamencików, które lśniły niczym gwiazdy. W jej długie, falujące włosy została wpięta srebrna szpila, z której na odsłonięte plecy kaskadami spadały srebrne łańcuszki. Mocny makijaż podkreślał głębię jej spojrzenia. Trzymając pod ramię wysokiego, przystojnego bruneta weszła do komnaty pozdrawiając gości delikatnym uśmiechem. Była niczym blask księżyca w pełni, niczym gwiezdny pył unoszący się za pędzącą kometą. Była niczym sen... Jej przeszywające spojrzenie padło na twarz oniemiałego chłopaka, który przez moment pragnął podbiec do dziewczyny i podać jej własne ramię, jednak się powstrzymał. 

"Przyszła!" pomyślał Draco nie mogąc oderwać od niej wzroku. "Naprawdę tutaj jest..."

- Drodzy państwo... - zaczął po chwili Lucjusz nieco zbity z tropu. - Hermiona Granger i Arturo Bonasera, reprezentanci obu szkół. Poproszę o oklaski. 

 Po tak niezwykłym wejściu Gryfonki, przemowa Lucjusza już nikogo nie interesowała. Gospodarz szybko opuścił scenę i pozwolił by orkiestra robiła swoje. Tymczasem wokół Hermiony i pozostałych uczniów z włoskiej szkoły zbierało się coraz więcej ludzi. Dziewczyna odpowiadała na zadawane jej pytania, z wdzięcznością przyjmowała podawane jej drinki, a nawet parę razy zatańczyła z wysoko postawionymi czarodziejami, którzy łaknęli jej towarzystwa. Draco niemal przez cały czas nie spuszczał z niej wzroku. Wydawało mu się, że jeśli to zrobi, ona zniknie niczym spadająca gwiazda, która zachwyca ludzi swoją obecnością tylko przez krótką chwilę. Nie miała czasu by dłużej porozmawiać z rudowłosą przyjaciółką, w której ramiona niemal się rzuciła. Nie miała czasu by zatańczyć ze wszystkimi, jednak ku ogólnemu zaskoczeniu zgodziła się oddać jeden taniec Lucjuszowi. Draco na widok Hermiony wirującej w ramionach własnego ojca, był bliski odejścia od zmysłów. Nie mógł uwierzyć że dla sprawy i ocieplenia wizerunku ojciec był zdolny nawet do czegoś takiego. Podejrzewał że pomysł podsunęła mu Narcyza. 

- Może w końcu ją odbijesz? - zapytała Charlotte stając obok Dracona. Jej czerwona, bogato zdobiona suknia była niemniej olśniewająca niż Hermiony. 

- Wątpię aby chciała ze mną zatańczyć - odparł Draco marszcząc brwi. Strach i obawa przed odrzuceniem skutecznie powstrzymywały go przed podejściem do kasztanowłosej. 

- Nie możesz być tego taki pewien - powiedział nagle Arturo, który pojawił się tuż obok blondyna. - Dzięki za garnitur, leży idealnie - dodał i poprawił atłasowy krawat. - Można prosić? - zapytał stając naprzeciwko Charlotte z wyciągniętą dłonią. 

- Z przyjemnością - odparła dziewczyna i już po chwili oboje tańczyli w rytm walca. 

Draco postanowił iść za ciosem. Nigdy nie uważał siebie za tchórza, więc i teraz zaryzykował. Podszedł to tańczącej pary i położył ojcu dłoń na ramieniu. Gdy mężczyzna się zatrzymał stopując tym samym partnerkę, Draco zapytał. 

- Czy można? 

Lucjusz spojrzał na Hermionę. Milczenie dziewczyny odczytał jako zgodę, zresztą w jego mniemaniu i tak zabawił z nią stanowczo długo. Draco przejął dłoń kasztanowłosej, która po chwili zaczęła wirować z nim po sali. Oboje milczeli jak zaklęci i chociaż on wpatrywał się w nią uparcie, ona nie spojrzała na niego ani razu. Była blisko, ale jakby oddalona o całe kilometry. Jej ciało poruszało się zgodnie do jego, nie myliła kroków, mimo to Draco nie mógł oprzeć się wrażeniu że równie dobrze mógłby tańczyć sam. "Spójrz na mnie", pomyślał przyglądając się jej długim rzęsom i lekko rozchylonym wargom. Walc powoli dobiegał końca. Niemal stracił nadzieję, jednak wraz z ostatnimi nutami oczy dziewczyny podniosły się na jego twarz. Były przepełnione bólem i żalem. Nie był to wzrok jaśniejącej gwiazdy, lecz dziewczyny która czuła że nie pasuje do miejsca w którym się znalazła. Gdy tylko smyczki ucichły, Hermiona odsunęła się od arystokraty, dygnęła i odwróciwszy się na pięcie popędziła w stronę wyjścia. 

Przez chwilę stał zaskoczony, jednak ruszył za nią przepraszając potrącanych przez siebie ludzi. Była już przy drzwiach wyjściowych, gdy zdołał ją dogonić. 

- Zaczekaj! - zawołał podbiegając bliżej. - Nie idź. Myślałem że zostaniesz dłużej. 

Hermiona przez chwilę stała odwrócona do niego tyłem, lecz w końcu spojrzała w jego stronę. 

- Przestań to robić, Malfoy - powiedziała dziwnym, mokrym głosem.  

- Co mam przestać robić? - zapytał Draco szczerze zdumiony. 

Kasztanowłosa westchnęła. 

- Przestań patrzeć na mnie w taki sposób. To niczego nie ułatwia...

Draco wciąż nie rozumiał. Czy było coś nieodpowiedniego w jego spojrzeniu? 

- W jaki sposób? - zapytał robiąc kolejny krok do przodu. 

- W sposób jakbyś... - zaczęła Hermiona, po czym objęła ramiona dłońmi. - Jakby ci na mnie zależało... Jakbyś mnie lubił i rozumiał to co czuję... - dodała słabym głosem. - Nic o mnie nie wiesz! - krzyknęła. - W końcu zrozumiałam, zrozumiałam że to wszystko jest jednym wielkim kłamstwem! Ta cała sytuacja jest nienormalna. Ja... Chcę spędzić Sylwestra z moją babcią, ona została całkiem sama... - dodała i pchnęła ogromne, dwuskrzydłowe drzwi. 

Draco nie ruszył się z miejsca. Uważał że dziewczyna ma rację. Niby wszystko o niej wiedział, ale jednocześnie nic. Ile razy patrzył na nią przez pryzmat zaistniałej sytuacji? Czy wciąż uważał ją za Hermionę Granger, czy może za starożytną Selene, która wróciła na ziemię by ocalić świat? Miał totalny mętlik w głowie. Wiedział jedynie że pragnął jej podziękować za dzisiejszy wieczór, a nawet tego nie był w stanie zrobić. Czarny Pan zawsze mu powtarzał ze jest słaby, zbyt słaby by móc cokolwiek zrobić. Słyszał to tyle razy iż zaczął w to wierzyć. Miał już jednak tego serdecznie dosyć. 

Wybiegł przez otwarte drzwi na zaśnieżoną ścieżkę. Wiedział że jeśli dziewczyna wyjdzie za bramę, zapewne teleportuje się do domu. Chciał jednak móc jej pokazać że może na niego liczyć, bo przecież są w tym we dwoje. Biegł najszybciej jak mógł, jednak zanim zdołał ją dogonić już jej nie było. Zniknęła zostawiając za sobą jedynie wirujące za bramą płatki śniegu. 

*

Powrót do szkoły zaliczył z dwudniowym opóźnieniem. Był wściekły na ojca że akurat teraz wpadł na pomysł nowego planu biznesowego, jednak cieszył się że wiceminister Krisherby przystał na propozycję Lucjusza. Jak widać Noworoczny Bal zaczynał dawać rezultaty. Jako osoba pełnoletnia Draco towarzyszył ojcu podczas wizyty w Ministerstwie oraz banku, gdzie podpisał dokumenty jako trzeci wspólnik, chociaż jego udziały i tak były znikome. Podejrzewał że dopiero po skończeniu nauki będzie mógł w pełni korzystać ze swojej pozycji. 

Czwartego stycznia teleportował się na stację w Hogsmeade, skąd ruszył ku Hogwartowi. Była dopiero siódma rano, jednak chciał jak najszybciej znaleźć się w zamku. Planował porozmawiać z Hermioną jeszcze przed lekcjami i na poważnie zająć się kwestią Złotego Rogu Jednorożca. Chciał też w końcu opowiedzieć Blaise'owi, Pansy i Teodorowi o tym co go spotkało we Włoszech. Zrozumiał też ze sytuacja z dnia na dzień robi się poważniejsza. W okolicach Zakazanego Lasu oraz miasteczka Hogsmeade zaczęło pojawiać się coraz więcej dementorów. Wizyta w Ministerstwie uzmysłowiła Draconowi, że walka z duszą Amfitydy która ziała nienawiścią, może okazać się niezwykle trudna. Aurorzy wciąż nie wiedzieli z czym tak naprawdę mają do czynienia, a bariery utworzone dookoła Lasu były rozwiązaniem jedynie tymczasowym. 

Było jeszcze coś, co w równie dużej mierze przerażało Dracona. Mianowicie, Szkolna Olimpiada. Uważał że pomysł Weasley nie był zły, jednak zawodnicy Quiddicha powinni zostać zwolnieni z obowiązku uczestniczenia w zawodach. Mimo czarnych myśli Draco poczuł ulgę na widok dobrze znanego sobie zamku. Jego pokryte śniegiem wieżyczki napełniły go spokojem. Wiedział co chce zrobić, więc pierwsze kroki skierował ku Pokojowi Wspólnemu Prefektów Naczelnych. Gdy tylko zapukał do drzwi wziął głęboki wdech. Był przygotowany na pretensje i oziębłość, jednak nie na widok który zastał. 

- Weasley? - zdziwił się blondyn gdy drzwi otworzyła mu ognistowłosa dziewczyna. - Co ty tutaj robisz? - zapytał i uniósł dłoń w geście przywitania gdy dostrzegł schodzącego ze schodów Blaise'a. 

- Mieszkam Malfoy, a co myślałeś? - uśmiechnęła się Ginny i przywołała zaklęciem swoją szkolną torbę. 

Draco nic z tego nie rozumiał. 

- To wieża Prefektów Naczelnych, Weasley - odparł Ślizgon. - Po rozpoczęciu nowego semestru musiałaś oddać Granger odznakę, prawda? 

Ginny spojrzała na Dracona z niemal natychmiastowym zrozumieniem w oczach. 

- Och, czyli ty nic nie wiesz. 

- Niby o czym? - warknął poirytowany blondyn. 

- Wczoraj Hermiona zdała urząd -  powiedziała Ginny i wyciągnęła z torby odznakę Prefekta Naczelnego. 

Draco wpatrywał się w złotą blaszkę jak zahipnotyzowany i w końcu zrozumiał że kasztanowłosa miała rację. Kompletnie nic o niej nie wiedział. 

_________________

SŁOWO OD AUTORKI:

Kochani! Nie planowałam dwudziestego rozdziału w ten sposób, jednak wielu z Was chciało rozdział z balem ;) Jest i bal. Nie żałuję gdyż ten rozdział jest jakby zakończeniem drugiej części opowiadania. Pierwsza to Hogwart i podróż do Włoch, druga Włochy i powrót do domu, trzecia to powrót do Hogwartu i nowa rzeczywistość ;) Zapraszam więc Was na nowe wątki! W tym rozdziale prym wiódł Draco, ale bez obaw, Hermiona oraz pozostałe pary wkroczą do akcji już w kolejnej części! Dziękuję że jesteście i czytacie. Buziaki! :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro