41
-Zaczyna się. - Powiedział Harry.
-Każdy wiedział że kiedyś to nastąpi. - Dodała McGonagall.
-Myśli pani że zwyciężymy? - spytał.
-A mamy inne wyjście? - odpowiedziała pytająco. Po chwili odeszła szybkim krokiem rzucając różne zaklęcia. Harry zauważył jak kolejne warstwy zaklęć ochronnych rzucających przez Zakon Feniksa otaczają Hogwart. Po chwili przyszła Hermiona, która smutnym wzrokiem patrzyła na to wszystko.
-Myślisz o tym, czy on tam będzie, prawda? - spytał widząc jej minę.
-Mam nadzieje że nie, ale coś mi podpowiada że oszukuje samą siebie. - odparła.
-A jeśli on tam będzie.. i go zobaczysz?
-Zacznę zauważać zalety tego że nie ma go przy mnie.
-Ja też tak zrobię. - powiedział chłopak.
-Kochasz Malfoya? - spytała dziewczyna rozbawionym tonem.
-Bardziej niż ty. - odpowiedział śmiechu.
-Harry... A gdybyś zobaczył Ginny wśród nich... Jak byś się czuł? - spytała po krótkiej ciszy.
-Pewnie rozbolało by mnie serce, ale mimo że byłaby wśród nich, chronił bym ją do samego końca.
-Nie mamy czasu na takie pogaduszki. - Powiedzieli Fred i George wchodząc między przyjaciół.
-Wiecie, teraz liczy się każda chwila, w końcu po bitwie nie możemy się z każdym spotkać.
-E tam, liczy się dobra zabawa, no nie George? - zapytał Fred.
-Prawda! Czy ty mnie zabijesz, czy ja ciebie, grunt, że nie będziemy się nudzić! - odparł George.
-Jesteście niemożliwi. - powiedziała z uśmiechem Hermiona.
***
Lecieli na miotłach tuż nad Londynem. Wiedzieli że niedługo zacznie się coś z czego nie można się wycofać. Jedni się bali, inni robili to z przymusu, a jeszcze inni byli szczęśliwi, ale nie mogą się wycofać, bo za cenę pokazania słabości możesz przepłacić życiem. Wszyscy skupiali się teraz na tym, aby wygrać coś czego pragną lub nie, na tym żeby ujrzeć krew zdrajców i szlam. Tylko Draco, najmłodszy z śmierciożerców, czuł że zbliża się do szczęścia, jednak nie było to szczęście z mordowania czy zwycięstwa. On sam nie wiedział z czego jego dusza tak bardzo się raduje.
Wylądowali niedaleko Hogwartu. Voldemort patrzył swoimi strasznymi ślepiami na swoich zwolenników. Draco stał tuż obok Narcyzy i Lucjusza, którzy byli przerażeni bardziej od innych śmierciożerców.
-Draco, pamiętaj żeby dać z siebie wszystko w tej bitwie. - szepnął do niego Lucjusz.
-Mam zabijać? - spytał z kamienną twarzą.
-A co innego miałbyś robić? - odezwał się straszy blondyn.
-Nie będę brudził sobie rąk krwią słabeuszy. - powiedział pewny siebie.
-Jeśli ich nie zabijesz, oni któregoś dnia zabiją ciebie. - odezwała się nagle kobieta. - Tak jak wtedy, gdy od nas odszedłeś, zabili twoją dusze, twój prawdziwy charakter. Jednak, wtedy miałeś szczęście, że cię uratowaliśmy i ożyłeś.
-Wtedy? - Zapytał zaskoczony.
-Ta szlama cię wtedy zabiła. - powiedziała z grymasem.
-O kim mówisz? - Patrzył na nią zszokowany.
-Ciesze się Draco. - powiedziała, jednak ten nie zdążył nic powiedzieć bo głos zabrał Voldemort.
-Na ten dzień czekaliśmy wiele lat, ale teraz nastał ten moment. Jesteśmy tu aby dokończyć to co zacząłem czternaście lat temu. Teraz nikt nam nie przeszkodzi! - krzyknął z chytrym śmiechem.
***
-Już tu są - powiedział Harry do Hermiony, gdy byli w Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie byli przerażeni, nauczyciele wraz z Zakonem Feniksa próbowali ich uspokoić, jednak na marne. Nagle z nikąd odezwał się głos, a cała Wielka Sala ucichła:
-Wydajcie mi Harry'ego Pottera - rozbrzmiał głos Voledmorta - a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni. Macie czas do północy.
Znów zaległa cisza. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę Harry'ego, który stał koło Hermiony.
-Ślizgoni opuszczą Wielką Salę wraz z panem Filchem. - odezwała się nagle McGonagall, jakby nie słyszała przeraźliwego głosu. - Krukoni teraz wy!
Powoli Wielka Sala opustoszała. Profesor McGonagall próbowała dopilnować porządku, co w miarę jej się udawało. Harry wraz z Hermioną szybko podszedł do państwa Weasleyów siedzących razem przy stole Gryffindoru.
-Tylko pół godziny dzieli nas od północy, więc szybko musimy działać! Plan bitwy został już uzgodniony między nauczycielami a członkami Zakonu Feniksa. - odparł pan Weasley. Po wytłumaczeniu planu wszystkim zebranym, mężczyzna o rudych włosach zwrócił się do Harry'ego.
-Wydawało mi się, że miałeś czegoś szukać. - powiedział cicho, tak że słyszał go tylko Harry.
-Co? Och... tak!
Przez to całe zamieszanie zapomniał o zagadkowym horkruksie i że bitwa ma się toczyć własnie dlatego, by mógł go szukać.
-Więc czemu nie idziesz Potter? - zapytał dziwnym tonem pan Weasley.
-No tak... lecę... - wybiegając z Wielkiej Sali poczuł na sobie spojrzenia.
-Hermiono... dawno się nie widzieliśmy. - zaczął pan Weasley.
-Przepraszam że pana nie odwiedziła po śmierci Rona, ale...
-Wiem, myślałaś z Harrym o Voldemorcie. Ciesze się że nic wam się nie stało. Ron byłyby z was dumny.
-Nie było łatwo, parę razy przetarliśmy się o śmierć. A Ron... Z pewnością byłyby z nas dumny. - odparła, na co pan Weasley się uśmiechnął i ruszył w stronę Lupina. Hermiona zrobiła smutną minę. Od czasu śmierci Rona nie pomyślała o tym czy Ron by opierał jej zachowanie wobec ślizgona. Z tego powodu było jej przykro i przeklinała się w duchu.
Było już po północy gdy Voldemort wraz ze swymi zwolennikami zaczęli atakować zamek. Zaklęcia ochronne powoli zostawały zniszczone, a śmierciożercy dostawali się do zamku. Hermiona biegła korytarzami Hogwartu, w których można było ujrzeć latające zaklęcia rzucane na błoniach Hogwartu. Mimo że ściskała w ręku różdżkę, wciąż nie czułą się bezpiecznie. Do jej uszu co chwilę trafiały krzyki i zaklęcia rzucane przez śmierciożerców i jej przyjaciół. W oddali zobaczyła Freda i Georga stojących nad dwoma śmierciożercami. Szybko do nich podbiegła. Spojrzała na ofiary, jeden wyglądał na oszołomionego, a drugi na transmutowanego, i wydawało się, że przynajmniej chwilowo im nic nie grozi świat wokół rozpadł się jak domek z kart. Hermiona poczuła, że szybuje w powietrzu, i jedyne, co mogła zrobić, to trzymać kurczowo drewnianą pałeczkę, która była jej jedyną bronią, i osłonić głowę rękami. Słyszała krzyki swoich towarzyszy, jednak nie miała pojęcia co się z nimi stało...
Otworzyła oczy i wydobyła się spod gruzu. Pokręciła głową szukając swoich towarzyszy, jednak nigdzie nie mogła ich dostrzec. Wreszcie wśród skał zobaczyła rudą czuprynę i od razu zabrała się za wydobywanie swego przyjaciela. Leżał przygnieciony skałami. Ciepła ciecz leciała po jego czole, na co Hermiona pisnęła. Gdy wydobyła go spośród skał, usłyszała kroki idące w jej stronę. Odwróciła się i ujrzała Georga w krytycznym stanie. Uklęknął koło nieprzytomnego brata i nie patrząc na Hermionę zaczął rzucać na niego zaklęcia uzdrawiające co chwilę wypowiadając jego imię. W pewnej chwili dziewczyna zauważyła śmierciożercę idącego niedaleko nich.
-George, zabierz Freda i uciekaj. - szepnęła jednak ten nie zwracał uwagi na jej słowa. - George, proszę cię, on się zbliża..uciekaj. - w końcu posłuchał jej i złapał brata w pół i zaczął uciekać. Jednak gdy Hermiona próbowała się cofnąć, zwolennik Voldemorta zauważył gryfonkę i z uśmiechem na twarzy zaczął rzucać na nią zaklęcia. Hermiona broniła się, lecz wiedziała że nie miała szans i liczyła na czyjąś pomoc. W pewnym momencie dziewczyna potknęła się o wystający kamień, co spowodowało upadek gryfonki i wypuszczenie z rąk różdżki. Usłyszała tylko kroki śmierciożercy i chytry śmiech.
-Drętwota! - krzyknął wróg w jej stronę.
-Protego! - krzyknął ktoś osłaniając gryfonke. Dziewczyna odwróciła się i poczuła ostry ból w kostce. Podniosła wzrok i ujrzała blond włosego ślizgona - Draco Malfoy'a. Zdezorientowany śmierciożerca opuścił rękę i patrzył na Dracona. Chłopak odwrócił się w stronę dziewczyny, co wykorzystał zwolennik Voldemorta i rzucił na niego zaklęcie drętwoty. Draco padł na ziemie nie przytomny. Hermiona pisnęła i z przerażeniem patrzyła na mężczyznę, który stał nad Draco. Uśmiechnął się i patrząc na gryfonkę wycelował na nią różdżkę. Nagle padł do przodu na ziemie, a za nim zobaczyła Hagrida z różdżką w ręce.
-Ależ ci śmierciożercy są uparci, cholibka. - mruknął. - Zaraz, zaraz, czy to nie Malfoy? - spytał, spoglądając na nie przytomnego blondyna.
-Pomożesz mi go przenieś do Wielkiej Sali? - spytała z nadzieją Hermiona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro