24. Trzy damy mego serca
Po dwóch godzinach ciężkiej pracy, lekarzom udało się powstrzymać krwotok z wielu ran na ciele młodego Malfoya. Zaklęcie za sprawą, których powstały nieco utrudniało ten proces, ale na szczęście udało się utrzymać blondyna przy życiu.
Hermiona rozpłakała się ponownie, gdy zobaczyła go nieprzytomnego w sali. Wyglądał tak słabo, a jego klatka piersiowa ledwo się unosiła, gdy brał oddech. Lekarz zapewnił ją, że Draco wyzdrowieje, ale nie mógł jej powiedzieć nic więcej, ponieważ nie byli rodziną, a Narcyza dalej spała za sprawą eliksiru nasennego. Zrobiono jednak niewielki wyjątek i pozwolono dziewczynie wejść do sali, w której leżał, Draco.
Zajęła miejsce na krześle koło jego łóżka i delikatnie ujęła jego bladą dłoń, która była tak lodowata. Ron obiecał, że przyjdzie później i udał się do biura aurorów gdzie czekało na niego sporo pracy związanej z porywaczami. Liczba dokumentów do wypełnienia znacznie się powiększyła w trakcie tamtego dnia, ale Weasley był szczęśliwy, udało się im pojmać kilku popleczników Voldemorta.
Nim zrobiło się ciemno, Narcyza odzyskała przytomność. Zaniepokojona zaczęła wypytywać o syna, a gdy pielęgniarka jej powiedziała, że leży na innym oddziale, natychmiast się nie do niego udała. Widok Hermiony, która siedziała przy nim z zaczerwienionymi oczami trochę ją zaskoczył. Owszem wiedziała o związku swojego syna, ale nie przypuszczała, że to coś aż tak poważnego.
- Jego stan jest bez zmian- oznajmiła dziewczyna, po czym odchrząknęła by pozbyć się chrypki.- Zdaniem lekarza jutro się obudzi- dalej trzymała bladą dłoń mężczyzny.
- To silny chłopak- oznajmiła kobieta i podeszła do syna z drugiej strony. Odgarnęła mu włosy z czoła i odetchnęła z ulgą. Żył, a to było najważniejsze.- Nie musi tu pani siedzieć.
- Nigdzie się nie wybieram i proszę mi mówić po imieniu- poprosiła, spoglądając na panią Malfoy, która się lekko uśmiechnęła.- Poczekam aż się obudzi.
- W takim razie poczekamy razem- przysunęła sobie drugie krzesło i przyjrzała się dziewczynie. Hermiona miała zmartwioną twarz, na której było widać ślady łez. Starała się to ukryć, ale dalej się bała o życie blondyna i dlatego nie zamierzała go spuszczać z oczu.- Dobrze wiedzieć, że mój syn jest dla kogoś tak ważny- Hermiona oderwała wzrok od twarzy blondyna i spojrzała na jego matkę.
- Zależy mi na nim- przyznała wprost.- To dobry człowiek, lepszy niż wielu mogłoby przypuszczać, a ja mam szczęście, że zwrócił na mnie uwagę, mimo naszej przeszłości.
- Uważałam, że jesteś ostatnią dziewczyną, którą wybierze- przyznała kobieta.- Nie chodzi mi o twoje pochodzenie, czystość krwi straciła dla nas znaczenie już dawno temu. Jako matka potrafię rozpoznać, co dręczy mojego syna, a wiem, że dwa zdarzenia szczególnie ciążyły mu na sercu. Śmierć Dumbledora i widok ciebie w rękach mojej siostry.
- Wiem o tym, rozmawialiśmy na ten temat- kobieta skinęła głową.
- Miałam wrażenie, że przez to zawsze będzie się ciebie w pewien sposób bał, bo tego, co cię spotkało nie da się zadośćuczynić.
- Na szczęście, Draco nabrał odwagi przez te cztery lata w trakcie, których się nie widzieliśmy. Zamiast uciekać postanowił mi pokazać, że się zmienił i nie jest już tym człowiekiem, którego znałam- Narcyza spojrzała na syna.
- Żałuje, że wcześniej nie odważyłam się porzucić tego życia, może zdołałabym go lepiej ochronić- dziewczyna przyglądała się jej uważnie.
- On wie, że pani go kocha- Narcyza głośno przełknęła ślinę i zamrugała kilka razy.- Ja... muszę na chwilę wyjść, zaraz wrócę.
Delikatnie odłożyła jego dłoń i wyszła z sali, rozumiejąc, że kobieta potrzebuje chwili samotności. Poza tym sama musiała udać się do łazienki. Wracając znalazła dla nich coś do jedzenia i picia, widząc, że żadna z nich nie opuści tamtej nocy jego pokoju. Obie planowały czuwać przy Draconie dopóki nie otworzy oczu.
Nad ranem w szpitalu pojawiła się Ginny, która przyniosła przyjaciółce coś na przebranie. Sama śpieszyła się na trening, ale nie mogła zostawić Hermiony całkiem samej w tej sytuacji. Widząc ją bladą i wykończoną wręcz siłą odciągnęła ją od łóżka blondyna i zaprowadziła do łazienki a później na stołówkę.
- Myślałam, że mnie wystawił- przyznała się Ginny.- Gdy nie przyszedł na kolację, a rano nie znalazłam od niego żadnej wiadomości. Powinnam była zacząć go szukać a nie...
- Nic się nie stało, nie wiedziałaś, co się z nim dzieje. Nikt nie wie wszystkiego i on z całą pewnością nie będzie miał ci za złe, że nie zaczęłaś go szukać jak oszalała. Pewnie niedługo się obudzi i sam ci to powie- Hermiona przytaknęła, a Ginny ją lekko objęła.- Nic mu nie będzie, przecież nie możesz przyjść sama na mój ślub- dziewczyna się zaśmiała, uśmiechając się do rudowłosej przyjaciółki.- Daj mi znać, gdy się obudzi, ja muszę iść na trening.
- Tylko się nie połam, bo panna młoda w gipsie to raczej kiepski widok.
- Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą- zapewniła ją i szybko opuściła szpital.
Hermiona wróciła do sali, czując się znacznie lepiej. Pani Malfoy tym czasem przeciągnęła się lekko i dokładniej otuliła kocem, który zakrywał jej zniszczone ubranie. Wyglądała na wykończoną jeszcze bardziej od dziewczyny, ale uparcie trwała u boku syna.
- Pani też powinna się umyć i przebrać w coś czystego- oznajmiła spokojnym głosem.- Proszę wrócić do domu ja popilnuje żeby nic się mu nie stało.
- Nie trzeba...
- Draco się zmartw, gdy zobaczy panią w takim stanie. To zajmie kilka minut, a na pewno poczuje się pani dzięki temu dużo lepiej- Narcyza przez chwilę rozważała jej słowa.
- No dobrze- oznajmiła w końcu.- Zabiorę jego różdżkę, mojej jeszcze nie odzyskałam. Wrócę za pół godziny
Dziewczyna uśmiechnęła się i zajęła ponownie swoje miejsce. Po chwili została całkiem sama i ostrożnie ujęła jego dłoń. Draco oddychał lepiej niż wieczorem, a jego skóra odzyskała normalny kolor, nie była już chorobliwie blada.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz- wyszeptała, chociaż wiedziała, że mężczyzna i tak jej nie usłyszy.
Wykończona ułożyła głowę na skraju jego posłania i przymknęła zmęczone oczy. Strach o najbliższych robił z ludźmi dziwne rzeczy. Jedni dzięki niemu wręcz dostawali skrzydeł i mogli przenosić góry, inni załamywali się pod ciężarem problemów, które stawały na ich drodze. Hermiona zawsze myślała, że należy do tej pierwszej grupy, ale w tamtej chwili czuła się całkiem bezsilna. Nie mogła mu pomóc, chociaż bardzo tego chciała, przez co czuła się okropnie.
- Chyba spóźniłem się na kolację- słysząc zachrypnięty głos blondyna, gwałtownie podniosła głowę i spojrzała w jego jasne oczy.- Mam dobre uzasadnienie nieobecności.
- Nie myśl o tym, Merlinie jak ja się o ciebie bałam. Myślałam, że zatrzymali cię w pracy, gdybym wiedziała od razu zaczęłabym cię szukać!
- Spokojnie- delikatnie zacisnął palce na jej dłoni, uśmiechając się lekko.- Ile tu leżę?
- Wczoraj o szesnastej przywieźli cię z sali operacyjnej. Spałeś niecałą dobę- wyjaśniła mu.
- To dobry znak, organizm jakoś sobie radzi, do wesela rany się zagoją- zażartował.
- Nie myśl o tym. Nigdzie nie pójdziemy, dopilnuje żebyś wyzdrowiał- Draco uśmiechnął się do niej.
- Za dwa dni wrócę do zdrowia, najpóźniej za trzy- zapewnił ją.- A później zatańczę z najpiękniejszą dziewczyną na sali i dopilnuje żeby żaden rudzielec jej nie podrywał- Hermiona zaśmiała się, po czym nagle zaczęła płakać.
- Tak się bałam, gdy się dowiedziałam o twoim porwaniu...- jej głos się załamał. Pokręciła głową.- Myślałam, że cię zabiją.
- Już dobrze, chodź tu- dziewczyna położyła się koło niego i lekko się w niego wtuliła, uważając by nie zadać mu bólu.- Jestem tu.
Po chwili Hermiona odzyskała kontrolę nad emocjami. Czując jego ciepło i słysząc bicie serca blondyna, poczuła się o wiele lepiej. Nic mu nie było.
Dziewczyna użyła całej siły woli żeby wstać i pójść zawiadomić lekarza o jego przebudzeniu. Ten pojawił się od razu, uradowany, że jego kolega po fachu najgorsze ma już za sobą. Za nim przyszła, Fiona, która podsłuchała rozmowę pielęgniarek odnośnie Dracona i jego stanu zdrowia. Wyglądała jakoś dziwnie blado, ale gdy zobaczyła jak mężczyzna się do niej uśmiecha od razu się rozpromieniła.
- No to teraz doktorku jesteśmy na tym samym poziomie- zażartowała, siadając na skraju jego łóżka.- Przynieść ci tego waszego „budyniu"?
- Może później- sięgnął po drobną dłoń Hermiony, a ta natychmiastowo mu ją podała. Mniej więcej w tej chwili pojawiła się Narcyza, której oczy ponownie się zaszkliły na widok przytomnego syna.
- Dzięki ci Merlinie!- podeszła i uściskała go na powitanie.
- Teraz mam wrażenie, że trafiłem do raju, są tu trzy damy mego serca- zażartował. Fiona się zaśmiała, wtulając się w stojącą koło niej Narcyzę. Fakt, że widziała tą kobietę po raz pierwszy w życiu wcale jej nie przeszkadzał.
- W jakim domu pani była w Hogwarcie, Mamo doktora Malfoya?- zaskoczona kobieta spojrzała na dziewczynkę. Przez chwilę nie rozumiała, o co ją mała zapytała, ale szybko się otrząsnęła z tego stanu.
- W Slytherinie- odparła, spoglądając na syna, ale ten się jedynie uśmiechnął.
- Ja najbardziej chciałabym trafić do Ravenclaw, wybacz Hermiono- panna Granger udała załamaną.
- Dom Godryka Gryffindora właśnie stracił najcenniejszy skarb- oznajmiła teatralnym głosom.- No cóż może zwerbuje kogoś innego.
- A znacie kogoś z Hufflepuff?- zapytała Fiona.
Jej ciągłe wypytywanie się o wszystko do końca rozładowało napiętą atmosferę i sprawiło, że wszyscy poczuli się o wiele lepiej. Jej dziecięca radość pomogła im zapomnieć o przykrych wydarzeniach, dzięki czemu spędzili całkiem przyjemny dzień, chociaż obiad ze szpitalnej stołówki okazał się okropny. To jednak się nie liczyło, zwłaszcza, że Fiona poczęstowała ich swoimi dziwnymi pierniczkami, które upiekła dla niej matka.
Szpitalna sala zamieniła się w wesoły pokój, z którego często rozbrzmiewały śmiechy. Kolejne czarne chmury zniknęły za horyzontem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro