Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Nudny dzień w pracy

Dzisiejszy rozdział jest z rodzaju "rehabilitacja bohatera"

Dajcie znać, co myślicie

******************************************************

Draco nie kłamał ilekroć mówił, że zależy mu na Hermionie i nie chce jej skrzywdzić. Niestety czasami życie postanawia rzucić nam kilka kłód pod nogi, które potrafią zniszczyć nawet najpiękniejsze chwile.

Na tydzień przed ślubem Harry'ego i Ginny, Malfoy zaprosił, Hermionę na kolację. Mieli się spotkać na miejscu, ponieważ mężczyzna bał się, że nie zdąży po nią przyjść po pracy. Nie przeszkadzało jej te, przecież nie potrzebowała eskorty żeby dotrzeć pod wskazany adres, nawet, jeśli nigdy wcześniej nie była w danym miejscu. Bez problemu dotarła do nowo otwartej restauracji i zajęła zarezerwowany dla nich stolik.

Po pięciu minutach zaczęła się rozglądać. Dotarła tam punktualnie, chociaż idąc, bała się, że się spóźni, ale jak widać, to nie na nią trzeba był czekać tamtego wieczora. Nerwowo zerkała na zegarek na swoim nadgarstku, patrząc jak mijają kolejne minuty w trakcie, których siedziała całkiem sama, czując się coraz głupiej. Miała wrażenie, że inni goście i pracownicy restauracji patrzą na nią ze współczuciem, pod czas, gdy ona wyglądała w poszukiwaniu Malfoya. Byłaby skłonna uznać, że pomyliła adres, gdyby nie to, że kelner wskazał jej stolik zarezerwowany na nazwisko blondyna.

Gdy minęło pół godziny, Hermiona uznała, że Draco się już nie pojawi i wyszła z restauracji w nienajlepszym humorze. Znalazła miejsce, z którego mogła się spokojnie teleportować i szybko dotarła do mieszkania Malfoya, niestety nie znalazła go tam. Wyglądało na to, że Draco nie pojawił się tam od rana.

Poczuła się głupio, przecież coś mogło go zatrzymać w pracy, jakiś nagły wypadek mógłby przedłużyć jego dyżur. Postanowiła, że wróci do siebie i poczeka na wiadomość, w której Draco na pewno jej wszystko wytłumaczy. Poza tym i tak musiała rano wstać do pracy i nie mogła sobie pozwolić na długie siedzenie po nocy.

Niestety, gdy się obudziła, nie znalazła żadnego listu od blondyna. Pierwsze, co przyszło jej do głowy, to, że Draco się nią znudził. Nie mogła nic na to poradzić, lęk przed tym, że ktoś znów po prostu ją zostawi bez uprzedzenia, narastał w niej od jakiegoś czasu. Przez to nie potrafiła się skupić na niczym innym. Wizja kolejnego porzucenia była silniejsza od racjonalnego podejścia.

Pod warstwą złości ukryła strach i smutek. Nie chciała żeby historia się powtórzyła. Miała wrażenie, że wszystko się miedzy nimi dobrze układało, ale przecież już raz się pomyliła, więc mogła to zrobić ponownie.

- Nie tak mocno, bo wybijesz dziurę- zażartował Ron, gdy wsiadła do windy i wdusiła przycisk z numerem swojego piętra.- Ktoś tu chyba wstał lewą nogą.

- Zamknij się Ron- odwarknęła, nie mając ochoty na żarty.

- Kłopoty w raju?- dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie.- Nie patrz tak, ja tylko staram się być dobrym przyjacielem.

- Weź i się udław tą swoją przyjaźnią!- Ron nie rozumiał, co ją aż tak rozzłościło.- To wszystko twoja wina ty skończony kretynie, gdybyś się nie zachował jak tchórz, wszystko byłoby łatwiejsze.

Wysiadła z windy, zostawiając zaskoczonego mężczyznę samego. Ron nie rozumiał, co się stało, ale szybko doszedł do wniosku, że musiało się coś stać między nią a Malfoyem. Nie wiedział tylko, co ma z tym wspólnego i niby, kiedy postąpił jak tchórz. Odkąd dziewczyna związała się z blondynem, starał się nie zbliżać, więc z całą pewnością nie miał jak namieszać w ich związku, chociaż z chęcią pozbyłby się byłego Ślizgona.

Najchętniej zapytałby się Harry'ego, o co chodzi Hermionie, ale ten był zmuszony wziąć dzień wolnego żeby zająć się sprawami związanymi ze ślubem. Oznaczało to, że Ron musiał przejąć sporo obowiązków swojego przyjaciela, który na szczęście nigdy nie robił sobie zaległości.

Dzień toczył się spokojnie, Weasley dostał jedynie informacje o niewielkim incydencie na Pokątnej, ale nie było potrzeby interweniować, dlatego siedział przy swoim biurku, wypełniając swoje zaległe raporty. Dokumentacja była najgorszą stroną pracy aurora, o czym przekonał się na pierwszym dniu szkolenia, gdy razem z Harrym poprawiał druczki wypełnione przez doświadczonych współpracowników.

W takich chwilach Ron tęsknił nawet za lekcją Historii Magii. Gdy wybierał ten zawód myślał, że każdy dzień będzie nową przygodą i zawsze będzie miał coś ciekawego do robienia. Niestety dość często zdarzało się, że większość zmiany spędzał za biurkiem. Nie rozumiał jak Hermiona może tak wytrzymać cały dzień, ale jej już to w czasach szkolnych nie przeszkadzało.

Zbliżała się trzynasta, gdy Ron zaczął przysypiać nad stertą dokumentów, gdy nagle do biura wpadła wykończona, brudna od błota kobieta. Weasley potrzebował kilku sekund by rozpoznać panią Malfoy. Szybko podbiegł do kobiety i pomógł jej usiąść. W tamtej chwili w biurze nie było nikogo z wyższym stopniem, a wygląd kobiety zdradzał, że czeka ich poważne zadanie, którego nie mógł się podjąć byle, kto.

- Musicie mu pomóc!- zapiszczała, wpatrując się w Rona.

- Niech się pani uspokoi i powie, co się stało?- oczy Narcyzy się zaszkliły.- Spokojnie już nic pani nie grozi- oznajmił łagodnym głosem. Nie sądził, że kiedyś okaże taką troskę i delikatność komuś z rodziny Malfoyów, ale widząc tą przerażoną kobietę, zapomniał o uprzedzeniach.- Proszę opowiedzieć, co się stało i komu mamy pomóc.

- Mój syn...- głos kobiety się załamał.- Wczoraj, jakoś w południe pojawili się u mnie jacyś mężczyźni, byli poplecznicy Czarnego Pana i mnie zabrali z domu- powiedziała szybko, a jej twarz zrobiła się jeszcze bledsza.- Wieczorem przyprowadzili mojego syna, chcieli nas ukarać- głos kobiet zadrżał niebezpiecznie, a z jej gardła wydobyło się dziwne jęknięcie pełne bólu.- On ich dzisiaj zaatakował, wyrwał jednemu różdżkę, dał mi ją i kazał uciekać, wezwać pomoc- po jej policzkach zaczęły płynąc łzy.- Oni go złapali, złapali mojego synka- rozpłakała się na dobre.

- Ty tam!- Ron wskazał jakiegoś młodszego aurora.- Wołaj wszystkich naszych, którzy są w ministerstwie. Mamy atak Śmierciożerców!- nowy adept zaczął biegać po biurze, zbierając pozostałych aurorów.- Gdzie was trzymali?

- Nad rzeką, Tamizą, to wyglądało jak stara fabryka, miejsce produkcji łodzi- Ron szybko przypomniał sobie o wszystkich miejscach, które mogły spełniać takie kryteria.- Mój synek- Weasley spojrzał na drżącą kobietę i po raz pierwszy w życiu nie poczuł nienawiści do Malfoyów. Nie do końca rozumiejąc, dlaczego, ale zapragnął pomóc Draconowi.

- Odnajdziemy go i sprowadzimy do domu- obiecał. Kościste palce kobiety zacisnęły się na jego dłoni.- Młody, zabierz panią Malfoy do szpitala, odpowiadasz za nią. Jeśli spuścisz ją, chociaż na chwilę z oka to przysięgam, że wylecisz z pracy, to samo cię czeka, jeśli zbliży się do niej jakiś dziennikarz.

- Tak jest panie Weasley!

Ron uwolnił się z uścisku Narcyzy i szybko wyjaśnił pozostałym aurorom, z czym mają do czynienia. Wiedział, że czas się im kończy, właściwie mogło już być po wszystkim, ale i tak musieli ruszać. Obowiązkiem aurora było bronić innych i pilnować przestrzegania prawa, a tamtego dnia kilka osób postanowiło złamać zasady.

Grupa aurorów przeniosła się w najbardziej prawdopodobne miejsce przetrzymywania Malfoya i chociaż cała sytuacja trwała krótko, wieść o porwaniu rozniosła się po całym ministerstwie i powoli zaczynała wymykać się poza mury budynku.

Jedną z pierwszych osób, które usłyszały o porwaniu była Hermiona, która w jednej sekundzie poczuła wstyd za swoje wcześniejsze myśli, a w następnej dopadł ją paraliżujący strach. Jak mogła wcześniej nie pomyśleć, że coś mogło się stać, Draconowi? Jakim cudem mogła chociażby przez sekundę pomyśleć, że mężczyzna ją tak po prostu zostawił?

Kierując się strachem i troską, przeniosła się do szpitala, nie kłopocząc się zostawieniem chociażby notatki dla swojej przełożonej. Jak najszybciej musiała dowiedzieć się, co z Draco. Pielęgniarka siedząca na recepcji przestraszyła się, widząc ją w tym stanie. 

- Malfoy, gdzie jest!?

Przerażona kobieta wskazała jej numer sali, ale Hermiona nie znalazła w niej blondyna tylko Narcyzę, przy której niezmiennie trwał młody auror. Dziewczyna poczuła jak nogi się pod nią uginają.

- Hermiona?- obróciła się gwałtownie i spojrzała na idącego w jej stronę Rona, która poza tym, że był zdyszany wyglądał normalnie.

- Gdzie on jest?- zapytała natychmiastowo, bojąc się jak nigdy przedtem

- Na sali operacyjnej, lekarze próbują zatamować krwotok...

- Musze do niego iść!- spróbowała go wyminąć, ale Ron jej nie pozwolił.- Zejdź mi z drogi, ja muszę mu pomóc!

- Nic nie możesz zrobić, jest w najlepszych rękach- dziewczyna go odepchnęła, a gdy nie ustąpił uderzyła go mocno w pierś.- Oni mu pomogą.

- A co ty możesz o tym wiedzieć!?- Ron złapał ją mocno, próbując uspokoić dziewczynę.

Hermiona zaczęła się z nim szarpać aż w pewnej chwili rozpłakała się i pozwoliła się objąć. Tak się bała o życie Dracona, że wszystko inne straciło znaczenie. Mocno wtuliła się w przyjaciela, szlochając głośno.

- Wszystko będzie dobrze- obiecał jej Ron, delikatnie gładząc jej drżące plecy.- Już dobrze.

Dziewczyna słuchała jego spokojnego głosy, pragnąc mu uwierzyć. Ron był jej przyjacielem nie okłamałby jej, nie w tak ważnej sprawie. Dzięki niemu powoli zaczęła się uspokajać, a gdy poczuła się lepiej usiedli razem koło sali, w której przebywała Narcyza, uśpiona za sprawą odpowiednich medykamentów.

Ron obiecał poczekać z dziewczyną aż operacja zostanie zakończona. Los Malfoya niezbyt go obchodził sam w sobie, ale widząc Hermionę, chciał, żeby Draco przeżył. Patrzenie na jej smutek było najgorszą rzeczą w świecie. Skoro powrót do zdrowia byłego Ślizgona miał poprawić jej humor, to był gotów również się z tego ucieszyć. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro