22. Najlepszy lek
W dwa dni po powrocie od rodziców Hermiony, Draco otrzymał niespodziewane zaproszenie od Harry'ego na piwo. Malfoy domyślał się, o co może chodzić aurorowi, dlatego tym bardziej się zgodził, wiedząc, że nie ma sensu tego odkładać na później. Rozumiał, że czeka go jeszcze wiele rozmów z osobami, które troszczyły się o Granger, ale myślał, że Potter dość mu ufa, aby obyło się bez pogadanki z jego strony.
Harry czekał na niego w umówionym miejscu. Wyglądał na zmęczonego, ale na jego twarzy gościł uśmiech, co teoretycznie zwiastowało miły przebieg rozmowy. Draco usiadł koło niego przy barze i poprosił o piwo.
- Czym zasłużyłem sobie na to spotkanie?- zapytał blondyn, wolał od razu przejść do sedna sprawy niż krążyć wokół tematu.
- Chciałem porozmawiać- odparł krótko.
- Niech zgadnę, o Granger?- Harry przytaknął.- Nic jej z mojej strony nie grozi- zapewnił go, chociaż wiedział, że słowa to za mało.
- Wiem o tym, widziałem jak ci na niej zależy jeszcze zanim zaczęliście się spotykać- Draco zmarszczył czoło. Skoro ten temat mieli za sobą, to bał się, o co może chodzić.- Znam Hermionę o wiele dłużej od ciebie i po tych wszystkich latach czuję się za nią odpowiedzialny niczym brat. Wszyscy wiedzą, że jest odważna, mądra i jak się uprze to nic jej nie powstrzyma.
- Nie zapomnij o jej ciągłej potrzebie pomagania innym.
- Zgadza się, Hermiona ma dobre serce, które kiedyś zostało boleśnie rozdarte. Jako przyjacielowi trudno mi stanąć po którejś stronie, nie potrafię wybrać między nią a Ronem, chociaż wiem jak ją zranił. Z pozoru może się wydawać, że jakoś sobie radzi, ale ja wiem, że się boi. Sądziłem, że minie znacznie więcej czasu nim komuś ponownie zaufa.
- Jak dla mnie potrzebowała kogoś bliskiego, dlatego próbowałem być dla niej przyjacielem- wyjaśnił Draco.- Wiem, co zrobiło z nią zagranie tego kretyna, powiedziała mi o wszystkim, a i bez tego sporo się domyśliłem. Wydaje się, że Hermiona dobrze się czuje w naszym związku, ale spokojnie, widzę, kiedy coś zaczyna ją przerastać. Niby jesteśmy, blisko, ale dalej stawia wokół siebie mury bezpieczeństwa.
- Nie chciałbym żeby jakiś taran je za szybko rozwalił- przyznał wprost Harry.
- Spokojnie ona decyduje ja tylko na nią czekam aż będzie gotowa ruszyć kolejny krok do przodu.
- I jak sobie radzisz?- Draco upił spory łyk piwa i spojrzał na siedzącego koło niego Pottera.
- Nie skrzywdzę jej- w jego głosie rozbrzmiała pewność.- Tylko jednej osobie zależało na mnie tak jak Hermionie. Nie sądziłem, że ktoś niespokrewniony ze mną może zechcieć wkroczyć w moje życie, a wtedy ona pojawiła się w moim gabinecie i mam wrażenie, że nigdy z niego nie wyszła. Nazwij mnie głupcem, ale czuję się jakby już w tamtej chwili skradła mi serce.
- Osobiście nie widzę w tym nic złego, co najwyżej jest to trochę dziwne, wziąwszy pod uwagę waszą przeszłość- Draco się uśmiechnął.- Mam nadzieję, że będzie się wam tak dalej układać, dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej jak teraz.
- Jeśli jej ojciec mnie nie zabije to nigdzie się nie wybieram.
- Powodzenia, pan Granger to ciężki orzech do zgryzienia. Ron przy nim zawsze wyglądał jakby otoczyły go pająki, których się tak panicznie boi- Draco parsknął śmiechem.- A jak tobie poszła pierwsza wizyta u jej rodziców?
- Chyba nigdy się tak nie bałem- Harry uśmiechnął się, klepiąc go po ramieniu.- Stary Granger dogada się z moją matką, będą razem siedzieć w kącie i spoglądać na wszystkich z pode łba.
- Musze to kiedyś zobaczyć- było coś zabawnego w obrazie tych dwojga razem, ale skoro Draco zamierzał zostać u boku dziewczyny to prędzej czy później miało dojść do takiego spotkania.
Gdy temat troski o Hermionę został zakończony mężczyźni zaczęli rozmawiać o Quidditchu, a właściwie Harry opowiedział Malfoyowi o drużynie Ginny i ich ostatnich osiągnięciach. Drużyna, która składała się z samych pań była silniejsza niż można by przypuszczać, a rudowłosa sprawiała, że ich atak nie miał sobie równych. Szybko wkupiła się w łaskę pozostałych zawodniczek, które dostrzegły jej talent i pasję.
Mężczyźni po jakimś czasie zaczęli po prostu dyskutować na temat innych drużyn, popijając kolejne piwo. Kto ich znał, zdziwiłby się widząc ich razem żartujących jak starzy przyjaciele, ale nowej wersji Malfoya nie dało się nie lubić, no chyba, że było się Ronaldem Weasleyem.
W pewnej chwili, Harry poszedł za potrzebą do łazienki, zostawiając blondyna samego. Jak się okazało, kilku siedzących w odległym kącie mężczyzn tylko na to czekało. Mógł to być mugolski bar, ale tego wieczora zawitało do niego więcej niż dwóch czarodziei, a tych czterech, odpowiednio podbudowanych sporą ilością alkoholu, postanowiło wyrównać pewne rachunki.
Draco ich nie rozpoznał, gdy pojawili się koło niego, ale instynkt słusznie mu podpowiedział, że właśnie trafił na dawnych popleczników Voldemorta, z tym, że oni byli tylko pionkami, których nie znał, bo byli za mało ważni.
- No proszę, Malfoy- zaczął mężczyzna z blizną na twarzy, który zdawał się przewodzić tej zgrai.- Co to się stało, że bratasz się z wrogiem? A no tak, przecież okazałeś się tchórzliwym zdrajcom- Draco postanowił nie reagować na ich zaczepki.
- Ciekawe, co by na to powiedział jego tatuś- zakpił stojący za blondynem mężczyzna. Barman przyjrzał się grupce stojącej przy ladzie, przeczuwając kłopoty, chociaż Draco świetnie nad sobą panował. Niestety otaczający go czarodzieje jeszcze nie skończyli.
- Ostatnio często słychać o tobie w gazecie. Wszędzie gdzie człowiek nie spojrzy jesteś ty i ta przeklęta Granger, wywłoka wielkiego Pottera- Malfoy zacisnął mocniej dłoń na kuflu.- Teraz z nią się zabawiasz, tak chcesz wkupić się w łaski tych głupców? Powiem ci nie najgorszy pomysł- Draco czuł jak narasta w nim złość.- Powiedz, z Potterem i jego sługusem też się zabawia czy masz ją tylko dla siebie? Jak tak na nią patrzę to sam bym się z nią chętnie zabawił, nie jest zła- Malfoy z trudem powstrzymał się od zareagowania.- Chociaż jak się zastanowić to nawet kijem nie tknąłbym takiej brudnej szlamy.
Czara goryczy się przelała. Draco obrócił się i trafił mężczyznę prosto w nos, z którego natychmiastowo trysnęła krew. Niestety było czterech na jednego. Siedzący w barze mugole nie uciekli tylko zgromadzili się w koło, ciekawi jak się to zakończy, co uniemożliwiało sięgniecie po różdżkę.
Malfoy trafił jeszcze jednego nim sam został uderzony przez przeciwnika, a że było ich więcej to był na przegranej pozycji. Jednak w tamtej chwili pojawił się Potter, który szybko rozeznał się w sytuacji i o dziwo od razu włączył się do bójki. Ogłuszył jednego z napastników i odciągnął uwagę następnego od Malfoya, który szybko odzyskał przewagę nad pijanymi przeciwnikami. Jeden z nich próbował go trafić kuflem, ale chybił a potykając się o nogę Dracona uderzył głową o bar. Blondyn uderzył ostatniego przeciwnika dość mocno by posłać go na ziemię, po czym spojrzał na Pottera, w którego oczach błyszczało coś dziwnego.
Nim zdążyli pozmieniać, co nieco we wspomnieniach obecnych mugoli, w lokalu pojawili się policjanci, wezwani przez właściciela lokalu.
- Tych czterech zaczęło- oznajmił barman, wskazując na poobijanych mężczyzn.
- I tak zabierzemy wszystkich- odparł policjant, nie spuszczając zebranych z oczu. Po chwili pod budynkiem pojawiło się wsparcie.- Więc wy dwaj się tylko broniliście?
- On mi tylko pomógł- Draco spróbował odciągnąć uwagę mundurowych od Harry'ego, który pozbawił napastników różdżek, nie chcąc ryzykować, że zaatakują mugoli by uciec w trakcie transport.
- Wyjaśnimy to na posterunku- obaj postanowili nie robić problemu i wsiedli do radiowozu.
Dojechali nim do najbliższej komendy, a dzięki zeznaniom barmana nie byli traktowani, jako sprawcy, lecz ofiary, które po prostu poradziły sobie w trudnej sytuacji. Ich przeciwnicy mieli odsiedzieć czterdzieści osiem godzin za zakłócanie porządku. Harry nie mógł ich aresztować, bo zgodnie z ich prawem nic złego nie zrobili, dlatego postanowił ich zostawić pod opieką mugoli i jedynie przekazać ich różdżki do specjalnego urzędu w ministerstwie.
Gdy Draco był przesłuchiwany, Harry wykonał krótki telefon. Policja powiedziała, że najlepiej by było gdyby odebrał ich ktoś trzeźwy, mogący zaświadczyć, że już tamtego wieczora nie wezmą udziału w żadnych bójkach. Malfoy myślał, że Potter zadzwonił po swoją narzeczoną nic, więc dziwnego, że tak się zdziwił, widząc rozzłoszczoną Hermionę, która świetnie nad sobą panowała.
- Myślałem, że zadzwoniłeś po Ginny- zauważył, wiedząc, że ma przechlapane.
- Jak wychodziłem szła do Andromedy z Teddym, nie chciałem ich w to mieszać- odparł szybko.
Policja ich wypuściła i we troje wyszli z posterunku. Mężczyźni czekali aż dziewczyna coś powie, ale ona milczała, co było jeszcze gorsze od listy przekleństw, które krążyły jej po głowie.
- Dzięki Hermiono- odezwał się w końcu Harry, gdy dotarli do opustoszałego zaułka skąd mogli się teleportować.
- Wolałabym teraz siedzieć w mieszkaniu- odparła szczerze, nie ukrywając gniewu.- Bójka Harry? Jak dzieci!
- Wybacz- Potter spuścił wzrok, wiedząc, że nie ma sensu się z nią kłócić.
- Wracasz prosto do domu, jak jeszcze raz usłyszę o czymś takim to na Merlina zostawię was w więzieniu- ostrzegła ich. Potter pożegnał się z Malfoyem i szybko zniknął.
Hermiona złapała blondyna za ramię i przeniosła ich do jej mieszkania. Na stole leżała masa dokumentów, wiec Draco domyślił się, że musieli jej przeszkodzić w pracy, co był dodatkowym złym omenem. Nie chcąc pogarszać sytuacji usiadł, gdy mu kazała i pozwolił żeby opatrzyła jego rozbity łuk brwiowy, z którego krew już przestała ciec. Sam zająłby się tym znacznie szybciej i zapewne mniej boleśnie, ale wolał nie ryzykować rozzłoszczenia Hermiony.
- Naprawdę nie mogliście się powstrzymać?- zapytała w końcu.- Jak dzieci, ktoś was obrazi i od razu rzucacie się do walki. A co gdyby sięgnęli po różdżki, przecież tam było pełno mugoli- Draco syknął, gdy mocno przycisnęła wacik do jego rany.- Nie mogłeś zignorować tych pewnie idiotycznych uwag na swój temat i po prostu stamtąd wyjść?
- O mnie mogli mówić, co chcieli- spojrzał na nią. Dziewczyna miała zmarszczone czoło i zaciśnięte usta.- Nie mogłem pozwolić żeby obrażali ciebie- zaskoczona spojrzała mu prosto w oczy, a wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie.- Nie mieli prawa tego mówić.
- Nie musisz się zachowywać jak rycerz w przeklętej zbroi, potrafię o siebie zadbać i mam gdzieś, co o mnie myślą- zaczęła dalej oczyszczać zranienie, ale już delikatniej.
- Wiem o tym, ale i tak musiałem coś zrobić. Nikt nie będzie cię tak obrażał, nie dopóki ja mam coś do powiedzenia w tej sprawie- dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się lekko.
- No dobrze, tylko już więcej nie wszczynaj z mojego powodu bójek- poprosiła, przyklejając niewielki opatrunek.
- Nic nie obiecuję- Hermiona pokręciła głową i go lekko pocałowała.
- Wariat- Draco się uśmiechnął i ją objął.- Dziękuję
Ból nie miał znaczenia w tamtej chwili, dla wdzięczności Hermiony był w stanie znieść znacznie więcej. Poza tym mógł szybko pozbyć się siniaków i stłuczeń, ale bliskość dziewczyny uśmierzyła cierpienie. Jej obecność była lepszym lekiem od niejednego magicznego specyfiku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro