Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Tak było łatwiej

Hermionie w końcu udało się wziąć głęboki wdech, gdy zdjęto z jej ciała okrutna klątwę Cruciatus. Nie wiedziała ile to już trwała, godziny, dni czy tygodnie. Ból sprawiał, że czas przestawał mieć znaczenie. Nie wiedziała gdzie jest, nie miała broni i była zdana na pastwę trzech mężczyzn, którzy nienawidzili jej. Fakt, że jeden z nich miał wątpliwości, nie dawał jej szans na przetrwanie.

Nie sądziła, że nadejdzie ten dzień, ale nie miała już sił i wolała żeby ją po prostu zabili niż dalej torturowali. W pewnym monecie każdy osiąga kres wytrzymałości, ona była już bardzo blisko. Męczarnie, którym ją poddano złamały ją, miała wrażenie, że nawet oddychanie zadaje jej ból. Nie miała siły by się podnieść, jedynie wiła się, gdy kolejny raz trafiano w nią klątwą, a z jej gardła wyrywał się wrzask pełen bólu i rozpaczy. Z czymś takim nie dało się walczyć, każdy prędzej czy później opadał z sił i się poddawał, niezależnie od tego jak silnym człowiekiem był, na co dzień.

- Po prostu ją zabijmy i to zakończymy!- oznajmił ten, który miał wątpliwości. Ciągle rozglądał się nerwowo.- Mogą się tu pojawić w każdej chwili.

- Już dawno tu byli i nie wrócą, więc spokojnie, nie musimy się śpieszyć. Ta szlama nie zasługuje na zwykłą śmierć, bo czym ona jest w porównaniu z długimi miesiącami w Azkabanie, na które nas skazała. Przecież my tylko robiliśmy to, co nasi przodkowie. Te stworzenia mają nam służyć, nie posiadają praw...

- Nie prawda- wydyszała dziewczyna.- Są więcej warte od was.

Została ugodzona klątwą po raz kolejny. Jej wrzask odbił się echem od ścian, sprawiając, że na twarzy oprawcy pojawił się uśmiech. Hermiona miała wrażenie, że nie stoi nad nią człowiek tylko wściekłe zwierze, które powoli rozszarpuje jej ciało na drobne kawałki. W duszy błagała żeby to się skończyło, chciała już tylko żeby to przestało boleć.

W pewnej chwili usłyszała trzask. Miała wrażenie, że to jej kości pękły, ale wtedy stało się kilka rzeczy na raz. Ból ustał, jeden z porywaczy padł tuż koło niej, ktoś ją złapał i postawił na nogi, chroniąc ja tym samym przed zranieniem. Kilka zaklęć przemknęło przez pomieszczenie i nagle wszystko ucichło. Hermiona spojrzała na poważną twarz Harry'ego, który ją obejmował, a później zebrała się na odwagę i rozejrzała się. Kilka kroków od nich stał wściekły Draco, celujący różdżką w leżącego przed nim mężczyznę, który jeszcze przed chwilą, znęcał się nad dziewczyną. Wściekłość buzowała w jego ciele, chciał by ten mężczyzna poczuł ból, który zadał Hermionie.

- Malfoy?- odezwał się Harry, ale jego towarzysz nawet nie drgnął. Stał gotów do zadania ciosu.- Opuść różdżkę, wygraliśmy, już jej nic nie grozi.

- Muszą zapłacić za to, co zrobili!- odparł, nie spuszczając swej ofiary z oczu.

- I zapłacą, już nie opuszczą murów Azkabanu- blondyn jedynie mocniej zacisną szczękę. Hermiona lekko odsunęła się od przyjaciela, który spojrzał na nią z troską.

- Nic mi nie jest- wymamrotała, chociaż ledwo trzymała się na nogach. Odzyskała jednak na tyle trzeźwości umysłu by wiedzieć, że musi coś zrobić. Ostrożnie podeszła do Malfoya.- Jeśli mu coś zrobisz to zaprzepaścisz wszystko, o co walczyłeś przez te lata- oznajmiła spokojnie. Delikatnie położyła roztrzęsioną dłoń na jego ręce, w której trzymał różdżkę.- Nie jesteś złym człowiekiem, nie jesteś jak oni- mężczyzna na nią spojrzał, a złość od razu złagodniała.- Po prostu zabierz mnie do domu, potrzebuje twojej pomocy- Draco dostrzegł ranę na jej czole i krew, która wsiąkała w materiał na jej ramieniu. Opuścił różdżkę i ją objął, biorąc na siebie większość jej ciężaru.

- Aurorzy zaraz się tu pojawią- oznajmił im Harry, który zdążył wysłać swojego patronusa do Rona.- Zabierz ją do jej mieszkania i tam na nas poczekajcie. Ja tu wszystkiego dopilnuje.

Blondyn spojrzał na dwóch nieprzytomnych mężczyzn i jednego, który leżał tuż koło niech, po czym mocniej objął dziewczynę i przeniósł ich pod wskazany adres. Hermiona się zachwiała, gdy wylądowali i gdyby nie pomoc Malfoya, upadłaby. On jednak nie zamierzał dopuścić żeby spotkało ją jeszcze coś złego. Posadził ją na sofie i podał jej szklankę wody, ostrożnie oglądając jej zranione ramie, a później czoło.

- To nie ma sensu, umyję się, a ty wróć do siebie po potrzebne rzeczy...

- Miałem tu z tobą zostać!- oznajmił stanowczo.

- Zajmie ci to mniej niż minutę, a nie ma sensu opatrywać tych ran, gdy cała jestem brudna- wyjaśniła mu spokojnym głosem.- Proszę cię, nic mi tu nie grozi.

Blondyn niechętnie przystał na jej propozycję. Wrócił w zawrotnym tempie,  dziewczyna  nie zdążyła chociażby włączyć wodę. Niestety niedługo po nim pojawiło się tam również kilka innych zaniepokojonych osób w tym dwie rudowłose. Ginny, od razu zniknęła w łazience by pomóc przyjaciółce, a Draco został w salonie z Harrym i Ronem, który wyglądał jakby ktoś podstawił mu pod nos coś naprawdę śmierdzącego. Nie mógł się pogodzić z myślą, że to Draco miał rację a nie on i że to właśnie dzięki Malfoyowi, Hermiona była bezpieczna.

- Co z nią?- zapytał Potter.

- Odwodniona, ale to typowe przy wysiłku, jakiego doznało jej ciało- odparł Draco.- Jak się umyję to opatrzę jej czoło i ramię, ale to nie wyglądało na nic groźnego.

- Nie potrzebujemy twojej pomocy, sami się nią zaopiekujemy- Ron nie zamierzał tolerować obecności Malfoya.- Wracaj do siebie fretko.

- Ani myślę. Jestem lekarzem i jej przyjacielem...

- Nie rozśmieszaj mnie!- rudowłosy mężczyzna poczerwieniał na twarzy.- Zawsze byłeś i będziesz podstępnym gnojkiem, a ja nie pozwolę żebyś się zbliżył do moich przyjaciół.

- Ron, przestań- poprosił go Harry.- Draco nam pomógł, dzięki niemu znaleźliśmy Hermionę.

- Ale to on spuścił ją z oka, gdy był za nią odpowiedzialny!- drzwi łazienki stanęły otworem i pojawiły się w nich dwie kobiety.

- Co tu się dzieje?- zapytała Ginny, posyłając oskarżycielskie spojrzenie bratu.- Brzmi jakbyście się kłócili, Ron.

- To nie jest miejsce dla niego!- oznajmił stanowczo Weasley.

- Owszem jest- odparła Hermiona.- A ty nie masz już nic do powiedzenie w tej kwestii. Jeśli nie jesteś w stanie się z tym pogodzić to wiesz, gdzie są drzwi, bo ja już naprawdę mam tego dość Ron. Zachowujesz się głupi dzieciak, nie pozwalasz sobie niczego wyjaśnić i nie przejmujesz się tym, co czują i myślą inni.

- Wy dajecie sobie mieszać w głowach...

- A ty jesteś skończonym kretynem!- wybuchła. Miała już naprawdę dość tamtego dnia i z całą pewnością nie chciała wysłuchiwać marudzenia Rona.- Draco tu zostaje, a ty wracaj do domu i pogódź się w końcu z tym, że świat się zmienił. Widzimy się w ministerstwie- Weasley zacisnął mocno szczękę, po czym rozległ się cichy trzask i już go nie było. Hermiona usiadła na sofie i odetchnęła.

- Ginny zrób jej herbaty- poprosił Draco, który starał się opanować złość. Usiadł koło dziewczyny i zajął się opatrzeniem jej czoła.

- Muszę wracać do biura i zając się papierkową robotą- oznajmił Harry.- Przyjdę rano zobaczyć jak się czujesz. Ginny odbierzesz Teddy'ego od swoich rodziców? Nie chcę żeby Andromeda się fatygowała- rudowłosa potaknęła.

Podeszła do przyjaciółki i narażając się Malfoyowi, przeszkodziła mu w opatrywaniu czoła Hermiony. Uściskała mocno przyjaciółkę i obiecała, że przyjdzie do niej z samego rana. Po chwili i Ginny zniknęła, a Draco ostrożnie opatrzył wszystkie zadrapania i stłuczenia, których doznała Hermiona. Zajął się każdym nawet najdrobniejszym siniakiem na jej ciele, robiąc wszystko by ból jak najszybciej ustał. Później dopilnował by wypiła jeszcze szklankę i coś zjadła. Musiała odzyskać siły.

Gdy była już najedzona zaprowadził ją do sypialni i usiadł koło niej. Dziewczyna skuliła się na boku, czując się w końcu bezpiecznie. Spojrzała na siedzącego koło niej mężczyznę, który wpatrywał się w swoje dłonie jakby szukał w nich odpowiedzi. Hermiona martwiła się o niego, odkąd zostali sami prawie nic nie powiedział. Jego milczenie wydało się jej czymś dziwnym, nienaturalnym.

- Wiem, że byś mu nic nie zrobił- oznajmiła w końcu, sprawiając, że mężczyzna na nią spojrzał.- Jesteś dobrym człowiekiem, Draco.

- Nie zawsze taki byłem i ten mrok zawsze będzie gdzieś we mnie- odwrócił wzrok.- Gdyby oni... nie wiem czy zdołałbym się powstrzymać- dziewczyna ujęła jego dłoń.- Raz musiałem patrzeć na twoje cierpienie. Przyglądałem się jak Bellatrix cię torturuje, chociaż wiedziałem, że gdybyś miała w dłoni jakąkolwiek różdżkę, to nie miałaby z tobą żadnych szans. Mogłem ci ją podać, ale tylko patrzyłem, wiedząc, że postępujemy niewłaściwie. Już wtedy zacząłem dostrzegać prawdę, ale i tak nic nie zrobiłem. Byłem tchórzem i patrzyłem jak moja ciotka wycina w twojej ręce ten okropny napis. Na myśl, że znów cię to spotkało, a ja nic nie zrobiłem...

- Pomogłeś im mnie odnaleźć- przerwała mu.- Przyprowadziłeś mnie tutaj i się mną zaopiekowałeś- Draco spojrzał na nią.- A tamto już ci wybaczyłam, trwała wojna każdy troszczył się o swoich najbliższych. Ty już odpokutowałeś to, co zrobiłeś i stałeś się kimś o wiele lepszym.

- Dziękuję- dziewczyna uśmiechnęła się do niego.- A teraz spróbuj zasnąć, poczekam aż uśniesz.

Hermiona wtuliła głowę w poduszkę, nie puszczając jego dłoni. Draco przyglądał się jej przez wiele następnych godzin jakby dalej nie wierzył, że dziewczyna jest cała i zdrowa. Gdy usłyszał jej krzyk nie czekał aż Harry wezwie wsparcie, od razu wtargnął do domku by jej bronić. Potter właściwie nie zdążył nic zrobić, Draco rozprawił się z porywaczami w takim tempie, że tamci nie zdążyli zareagować.

Dzięki niemu Hermiona bezpiecznie wróciła do domu i słodko spała, bacznie przez niego obserwowana. W chwili, gdy dowiedział się o porwaniu, jego serce zamarło, miał wrażenie, że dopiero teraz zaczęło na nowo bić.

Na dworze zaczynało świtać, gdy pochylił się i złożył na jej czole pocałunek. Delikatnie pogładził jej policzek, po czym wstał i poszedł do kuchni. Zostawił jej tam krótki liścik, w którym wyjaśnił, że wraca zająć się mieszkaniem nim pójdzie do pracy. Tak naprawdę bał się momentu, w którym dziewczyna mu podziękuje i będą musieli się pożegnać. Wolał zniknąć, nie wypowiadając tych słów, tak było łatwiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro