Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Ciepło Twoich Dłoni

Wszystko działo się niczym w zwolnionym tempie. Ktoś do niego podbiegł i kładąc mu dłonie na ramieniu lekko odciągnął od ciała bladej dziewczyny. Nie protestował, gdyż wiedział że sam nic nie może dla niej zrobić. Nie znał zaklęcia które mogłoby jej pomóc. Czuł się bardziej niż bezużyteczny. Klęcząc na zrujnowanej od wybuchu polanie spojrzał w górę. Rozgwieżdżone niebo zasnuły ciężkie, szare chmury sprowadzając ze sobą świeże opady śniegu. Białe płatki zaczęły opadać na jego twarz i dopiero gdy wraz ze łzami zaczęły spływać po policzkach, zorientował się że płacze. 

- Musimy natychmiast zabrać ją do Munga! - wrzasnęła McGonagall która przytknęła dwa palce do szyi Hermiony. - Malfoy, coś cię boli? - zapytała lecz nie uzyskawszy odpowiedzi spojrzała na stojącego obok Hagrida. - Profesorze Rubeusie, proszę teleportować się z Draconem do szpitala. 

Półolbrzym przytaknął i chwycił Dracona za ramię. Ten, niczym bezwolna, szmaciana lalka pozwolił by zaklęcie teleportacyjne okręciło nim w miejscu i przeniosło na sam środek szpitalnego korytarza. Czując pod stopami twardą podłogę, upadł na posadzkę gdy tylko gajowy puścił jego rękę. Jego szarobłękitne oczy ziały pustką i utratą wszelkiej nadziei. 

- A gdzie jest...? - zapytała babcia Hermiony gdy tylko zauważyła Dracona. Nim Hagrid zdążył jej odpowiedzieć na korytarzu pojawiła się cała świta z Hogwartu, teleportując przed sobą nieprzytomną dziewczynę którą spowijała złota, lekko iskrząca kula ochronna. 

Powiadomieni zawczasu magomedycy podbiegli do nowoprzybyłych. Jedna z pielęgniarek kucnęła przy Draconie by rzucić na niego zaklęcie diagnozujące, jednak ten nagle zerwał się na równe nogi i pobiegł w stronę drzwi za którymi zniknęła Hermiona wraz z medykami. 

- Wstrzymaj się, chłopcze - powiedział Archibald Singh unosząc prawą dłoń. - Teraz w niczym jej nie pomożesz, niech zajmą się nią specjaliści - dodał i spojrzał na Jamesa Odda, który stał obok Kingsley'a Shacklebolt'a. Aurorzy wymienili porozumiewawcze spojrzenia. 

- Wiem że jest ci ciężko, ale może wiesz co się tam wydarzyło? Pamiętasz cokolwiek? - zapytał Singh spokojnie. 

Draco wydawał się go nie słuchać. Wciąż wpatrywał się w białe drzwi, za którymi kasztanowłosa dziewczyna walczyła o życie. Na samą myśl o tym zacisnął pięści w bezsilnej złości. 

- Przybiegłem za późno... - zaczął szeptem. Spuściwszy głowę utkwił spojrzenie w wykafelkowanej podłodze. - Niczego nie widziałem... 

Nagle zdał sobie sprawę z obecności babci Hermiony. Odwrócił się w stronę przerażonej kobiety i znów upadł na kolana. 

- To wszystko moja wina - zaczął opierając się o podłogę dłońmi. - Byłem na nią zły, że nie powiedziała mi wcześniej o swoim śnie... - załkał. - Nie chciałem z nią rozmawiać! A przecież przychodziła do sali moich rodziców, próbowała... Próbowała wszystko mi wyjaśnić! - wrzasnął i walnął dłonią o posadzkę. Dźwięk uderzenia zmieszał się z jego przejmującym szlochem. - Gdybym tylko jej wysłuchał może nie poszłaby sama do tego lasu... Może teraz nie... 

Płacz co rusz wstrząsał szczupłym ciałem chłopaka. Aurorzy, Shacklebolt, McGonagall i Hagrid przyglądali mu się w milczeniu, sami będąc albo w ciężkim szoku, albo nie wiedząc jakich słów mogliby użyć. Nagle jednak Draco poczuł na czubku swojej głowy czyjąś ciepłą, pełną współczucia dłoń. 

- To nie twoja wina, mój drogi - zaczęła babcia Rosalie. Arystokrata podniósł na nią swój zapłakany wzrok. - Dobrze znam swoją wnuczkę i wiem że i tak poszłaby to tego lasu - dodała i chwyciła Dracona tak, by ten wstał. Gdy Ślizgon w końcu się wyprostował, kontynuowała. - Wierz lub nie, ale przez całe święta rozmawiałam z Hermionką... Opowiadała mi o tym czego doświadczyła podczas szkolnej wymiany, zwierzała mi się ze swoich uczuć i przemyśleń, a to czego mi nie mówiła, sama byłam w stanie się domyślić - dodała z lekkim uśmiechem. - Ona poszła do tego lasu sama, by cię nie narażać... 

Gdy dłonie staruszki objęły twarz arystokraty, w chłopaku znowu coś pękło. Nie pamiętał by kiedykolwiek tak dużo płakał. Zawsze był raczej opanowany i na tego typu słabość pozwolił sobie tylko raz, w szóstej klasie. Jednak nawet wtedy, gdy wisiała nad nim groźba śmierci, nie zalewał się łzami tak jak teraz. 

- Jesteś dla niej niezwykle cenny, Draco - powiedziała Rosalie której oczy również zaczęły się szklić. - I nie dlatego że macie w sobie te całe dusze Selene i Heliosa, ale dlatego że ty, to ty... - dodała i po chwili przytuliła do siebie roztrzęsionego chłopaka. - Tak, o tym też mi wspominała, dlatego będzie dobrze - powiedziała siląc się na spokój. - Będzie dobrze... - powtarzała jak mantrę. - Będzie dobrze... 

*

Wściekłość, to właśnie czuła zmierzając w stronę Pokoju Życzeń. Smutek przeplatający się ze złością sprawiał iż nawet nie myślała o tym by poddać się rozpaczy. Miała zbyt wiele pytań na które musiała poznać odpowiedzi. Jeśli będzie trzeba, wymusi je na nich choćby i siłą. Widząc z dala sylwetkę chłopaka czekającego pod Pokojem Życzeń przyspieszyła kroku. Harry, który stał tuż przy ścianie nagle zastąpił jej drogę. 

- Przyszli? - zapytała Ginny głosem zimnym jak lód. 

- Tak, są w środku - odparł brunet nieco zmieszanym tonem. - Ginny, postaraj się nie wybuchnąć... - zaczął, jednak gdy rudowłosa zmroziła go wzrokiem, odpuścił. 

- Nie próbuj mnie pouczać, Harry. Prawda jest taka, że już dawno powinniśmy byli to zrobić - odparła, po czym skupiła się na wizualizacji kamiennych drzwi. 

Gdy po chwili oboje weszli do sali, ich wzrok prześliznął się po zebranych. Oprócz Blaise'a, Pansy, Notta, Astorii, Luny, Cho, Neville'a, oraz Rona, w środku na dodatkowych kanapach siedzieli uczniowie z Międzynarodowej Szkoły Magicznych Więzi. Widać było że przed przyjściem Ginny nikt raczej nie toczył przyjemnej, zajmującej czas rozmowy. Cisza wypełniała komnatę i chociaż Luna oraz Mika wymieniały przyjazne uśmiechy, atmosfera była dosyć ciężka. 

- Cóż, skoro jesteśmy w komplecie, w końcu możecie zacząć mówić - powiedziała Pansy wstając z fotela który stał najbliżej płonącego kominka. Jej mina była nie mniej zacięta niż rudowłosej Gryfonki i nikt nie miał najmniejszych wątpliwości do kogo się zwraca. 

- Co chcielibyście wiedzieć? - zapytała Charlotte zatrzymując swój wzrok na Ślizgonce. 

- Wszystko to, o czym nam nie mówicie - odparła Ginny. - I nie próbujcie kłamać że jest inaczej - dodała krzyżując dłonie na piersiach. 

Zapadła chwilowa cisza. Uczniowie z wymiany spojrzeli po sobie przelotnie. Zrozumieli że nawet gdyby chcieli, tajemnica Hermiony i Dracona w końcu musiałaby dotrzeć do ich przyjaciół. Tym bardziej teraz, po tym co się wydarzyło kilka dni wcześniej, wspólnie stwierdzili że sprawy zaszły stanowczo za daleko. 

- Masz rację - odparł Arturo wstając - Coś przed wami ukrywaliśmy, ale zrozumcie, mieliśmy swoje powody. 

- Oczywiście - prychnęła pod nosem Cho. 

Wszyscy spojrzeli na nią wymownie, lecz Krukonka jedynie wzruszyła ramionami. Po chwili uwaga znów skupiła się na młodym Włochu. 

- Mów w końcu o co chodzi, tylko tym razem nie próbuj nic zataić - powiedział Ron którego mina zdradzała zdenerwowanie. - Od czterech dni Hermiona leży w szpitalu całkowicie nieprzytomna. Nie rozumiem dlaczego zakradła się do zamku, wzięła ten cały Złoty Róg Jednorożca i sama poszła do Zakazanego Lasu... Z Malfoya ciężko cokolwiek wydusić. Krąży po korytarzach Munga jak w amoku - dodał zacisnąwszy pięści. - Mów więc Bonasera, tylko szczerze, co się do cholery dzieje z naszymi przyjaciółmi! 

Arturo już otworzył usta lecz z odpowiedzią uprzedził go Ugo. Jego wzrok jak zwykle był chłodny a wyraz twarzy opanowany, jednak coś w tonie jego głosu zdradzało, iż również nim zaczęły targać sprzeczne emocje. 

- Nie siedzę w głowie Hermiony, ale sądzę że poszła do lasu sama gdyż nie chciała narażać Dracona na niebezpieczeństwo - zaczął chłopak. - Pewnie uznała że da radę pokonać Amfitydę w pojedynkę, jeszcze zanim ta odzyska w pełni swoje ciało. Zrobiła to pomimo iż wiedziała że... 

- Że? - ponaglił blondyna Harry. 

- Że może to przypłacić życiem, a nawet utratą duszy - odparł Ugo i wbił wzrok w podłogę. 

Uczniowie Hogwartu spojrzeli po sobie nie rozumiejąc o co mu chodziło. 

- Jak to... Jak to duszy? - zmarszczyła brwi Pansy. Od razu stanęły jej przed oczami przeklęte Horkruksy.  

Charlotte wstała z kanapy i stanęła naprzeciwko kominka. Jako była opiekunka Domu Słońca wciąż czuła się odpowiedzialna za swojego podopiecznego i za każdym razem gdy myślała o Draconie ogarniał ją głęboki smutek, gdyż nic nie mogła dla niego zrobić. 

- Hermiona i Draco są reinkarnacją Selene i Heliosa, tak wam powiedziano. Cóż, my sami byliśmy przekonani że tak właśnie jest, jednak dyrektor naszej szkoły przekazał nam nieco inną informację. Sprawa jest bardziej skomplikowana niż nam się wydawało... - dodała odwróciwszy się w ich stronę. - Wasi przyjaciele są inkarnacją starożytnych magów, a co za tym idzie dzielą jedno ciało z dwiema duszami, swoją własną i tą która szukała dla siebie miejsca przez wieki egzystencji. Za każdym razem gdy Hermiona i Draco walczą przy pomocy Złotego Rogu Jednorożca do głosu dochodzi ta druga dusza, która przejmuje nad nimi kontrolę. Już raz byliśmy tego świadkiem, ja, Mika, Arturo, Ugo i dyrektor. Gdy Hermiona i Draco wrócili na statek z ruin przedwiecznego miasta, nie przypominali samych siebie. Byli jak... 

- Jak Helios i Selene - dokończył za nią Arturo. - Na ich czołach ukazały się znaki słońca i księżyca, a ubrania... Szkolne mundurki zamieniły się w królewskie szaty. Mimo wszystko pamiętali kim są, dlatego nic nie podejrzewaliśmy... Dopiero niedawno dowiedzieliśmy się, że im bardziej będą się ku sobie zbliżać, im częściej będą walczyć za pomocą Rogu, tym większe jest prawdopodobieństwo iż pewnego dnia dusze Selene i Heliosa przejmą nad nimi kontrole... A gdy to się stanie, oni sami znikną... 

- Pewnie dlatego Hermiona sama poszła do lasu - powiedziała Mika patrząc na Lunę smutnym wzrokiem. - By go chronić. 

- To oni... Oni o tym wiedzą? - zapytała nagle Cho. Mika przytaknęła. 

Pansy poczuła że zaczynają uginać się pod nią kolana. Chwyciła stojącego obok Harry'ego za ramię i mocno ścisnęła. 

- Pansy! - brunet podprowadził dziewczynę do fotela i marszcząc brwi spojrzał na bladą, oblaną zimnym potem twarz Ślizgonki. 

- Nie wierzę... - zaczęła Ginny kręcąc głową w niedowierzaniu. - To nie może być prawda! - wrzasnęła. - Powiedzcie że to nieprawda! Bo jeśli tak, to znaczy... To znaczy że jeśli mają pokonać te wiedźmę, to muszą... Muszą się poświęcić... 

- Ginny... - Blaise wyciągnął do niej rękę, lecz dziewczyna nie pozwoliła się dotknąć. 

- Nie pozwolę na to! Nigdy im na to nie pozwolę! - krzyknęła i zaczęła biec w stronę wyjścia. 

Blaise obrzucił zebranych wściekłym spojrzeniem i pobiegł za rudowłosą. Siedząca w fotelu Pansy zakryła twarz dłońmi. Nikt nie potrafił wypowiedzieć choćby słowa. Nie wiedzieli nawet co byłoby właściwe lub słuszne w takiej sytuacji. Wszystkim przeszło przez myśl, że zagłada świata w ostateczności nie wydawała się taka zła, o ile ich przyjaciele przeżyją. Nikt jednak nie powiedział tego na głos. Uczucie beznadziei zaczęło przygniatać ich swoim ciężarem, aż w końcu, pośród mroku rozpaczy zamajaczyło światło. 

- Nadal mam zamiar im pomóc - powiedział Neville twardo. Wziął głęboki wdech i wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni. - Nie wiem jak wy, ale ja nie przestanę ćwiczyć tych zaklęć - dodał i podszedł do półki na której leżała księga od Marcusa. - Jeżeli pokonanie tej czarownicy wymaga aż tak wielkich pokładów siły, to zamierzam stać się jeszcze lepszy. A wy? - zapytał wbijając wzrok w pozostałych. - Będziecie tak siedzieć i milczeć, czy mi pomożecie? 

Mimo iż jego głos był twardy i stanowczy ręce drżały mu od emocji. Próbował ukryć zdenerwowanie zaciskając palce na różdżce. 

- Typowy Gryfon - powiedziała Cho uśmiechając się lekko. - Masz rację - dodała energicznie wstając z kanapy. - Płaczem im nie pomożemy, jeśli nie chcemy by zostali z tym sami, musimy wziąć się do roboty. 

Ron wstał jako kolejny. 

- W końcu jesteśmy ich gwardią, nie, Luna? - zapytał i spojrzał na jasnowłosą Krukonkę której rzodkiewkowe kolczyki zwisały jakby smętnie. 

- Tak! - zgodziła się z nim blondynka i po chwili skoczyła na równe nogi z wyciągniętą przed siebie dłonią. - Gwardia Hermiony i Dracona... - powiedziała i stała tak przez moment, cała spięta. Wszyscy, oprócz Blaise'a i Ginny którzy wybiegli z Pokoju Życzeń, zaczęli podchodzić do coraz szerzej uśmiechniętej dziewczyny. Gdy dłoń Harry'ego spoczęła na samym szczycie, Pansy odparła:

- Nikt nas nigdy nie pokona... 

I choć było to podszyte smutkiem i lękiem, tak jak inni wydała z siebie bojowy okrzyk. Walka dopiero się zaczęła. 

Na jej nieprzytomnej twarzy nie dostrzegł nic, co mogłoby sugerować iż dziewczyna przeżywa wewnętrzne katusze. Wyglądała tak jakby spała, jakby śniła spokojny, może nawet piękny sen. Była jednak nienaturalnie chłodna. Mimo pozornego spokoju wydawała się być w jakiś sposób nieobecna, jakby duchem znajdowała się całe mile od ciała. 

- Wróć do mnie... - powiedział ścisnąwszy ją za rękę. - Po prostu do mnie wróć... - dodał nie spuszczając wzroku z jej twarzy. 

Nagle drzwi do sali otworzyły się niemal z hukiem. Do pokoju weszła, a raczej wbiegła rozczochrana i wyglądająca na oszalałą Ginny Weasley. 

- Dlaczego nic nam nie powiedzieliście?! - zagrzmiała stając naprzeciwko oniemiałego Dracona.  

Po chwili do sali wpadł zdyszany Blaise. 

- Ginny, to nie jest dobry pomysł, nie powinniśmy... 

- To nie jest dobry pomysł? Dobry pomysł, Blaise?! A czy dobrym pomysłem było ukrywanie przed nami prawdy?! - krzyknęła w stronę chłopaka, po czym z powrotem odwróciła się twarzą do Dracona. Ruszyła przed siebie jednak minąwszy Ślizgona podeszła do nieprzytomnej przyjaciółki i chwyciła ją za lodowatą dłoń. Nie zauważyła jak w tym samym czasie do pokoju wchodzi babcia Rosalie. 

- Hermiona... Hermiona proszę, obudź się! - załkała. - Ja już wszystko wiem... Wiem że ty i Draco dzielicie ciało z duszami Heliosa i Selene... Wiem że miałaś swoje powody by nam nie mówić, ale proszę, obudź się. Nie będę się gniewać tylko proszę! Otwórz oczy! 

Draco spojrzał na stojącego obok przyjaciela. 

- Ci z wymiany wszystko nam powiedzieli - wyjaśnił mu mulat. - Nie jestem na ciebie zły - dodał szybko, kładąc dłoń na ramieniu arystokraty. - Pewnie zrobiłbym tak samo. 

Draco spojrzał na Ginny, która ściskała dłoń Hermiony. Po chwili dostrzegł sylwetkę milczącej staruszki. Jej obecność dodawała mu otuchy. 

- Przepraszam - powiedział robiąc krok w stronę rudowłosej. - Nie powinniśmy tego przed nikim ukrywać... Jednak zdecydowaliśmy o niczym nie mówić, bo... Uważaliśmy, że jeśli dojdzie do najgorszego, łatwiej przyjdzie się wam z tym pogodzić. 

- Ja nigdy się z tym nie pogodzę, Malfoy! - wrzasnęła Ginny prostując się nad szpitalnym łóżkiem. - Ani ja, ani nikt inny! Naprawdę myśleliście że tak będzie prościej? Niby dla kogo? - zapytała puściwszy dłoń kasztanowłosej. - Na pewno nie dla was - dodała wycierając policzki. 

Babcia Rosalie podeszła do dziewczyny i poklepała ją po policzku. 

- To prawdziwe szczęście mieć takich przyjaciół - powiedziała i uśmiechnęła się do Weasley'ówny promiennie. - Jestem pewna że Hermionka wkrótce się obudzi. Czuję to... - szepnęła. 

Draco przez moment wpatrywał się w postać śpiącej dziewczyny. Gdy po chwili podszedł do jej łóżka nachylił się nad jej uchem i szepnął:

- Gdy już do mnie wrócisz, zrobię to jak należy... 

Przez chwilę się wahał, jakby nie był pewny tego co powinien był zrobić, jednak ostatecznie pocałował kasztanowłosą w blade, zimne czoło, z którego odgarnął lekko falujące włosy. 

- Blaise, mam do ciebie prośbę - zaczął prostując się. - Ale zanim do tego przejdziemy, muszę uzyskać zgodę od McGonagall. Już i tak zbyt mocno zaszedłem jej za skórę. 

- Co chcesz zrobić? - zapytał Zabini podejrzliwie. 

- Weasley, chyba powinnaś wrócić do szkoły - powiedział Draco ignorując pytanie przyjaciela. - Hermiona jest w dobrych rękach - dodał spojrzawszy na babcię Rosalie. - A ty możesz dostać szlaban, podejrzewam że wyszłaś z zamku bez wiedzy nauczycieli, podobnie jak Blaise. Byłoby to chyba pierwszą w życiu karą dla Prefekta Naczelnego w historii Hogwartu. 

Ginny spojrzała w pooraną zmarszczkami twarz kobiety. Staruszka przytaknęła i czule poklepała Gryfonkę po dłoniach. Już po kilku minutach cała trójka opuściła szpital Świętego Munga. 

*

Poczuła że się budzi. Świadomość powoli wracała do jej ciała, lecz o dziwo nie potrafiła umiejscowić ani jednej ze swoich rąk czy nóg. Natychmiast zrozumiała że coś jest nie tak. Wciąż mając zamknięte powieki przypomniała sobie starcie z Amfitydą. Jakaż była naiwna myśląc iż da sobie z nią radę w pojedynkę! Na samo wspomnienie walki miała ochotę zapaść się pod ziemię. Od kiedy zaczęła się cechować iście Potterowskim podejściem do sprawy? Zawsze uważała siebie za rozsądną dziewczynę. Powoli zaczynała w to wątpić. 

Otworzyła powieki i zorientowała się że leży. Nie na łóżku czy podłodze, ale na czymś równie niewygodnym i twardym. Siadając na białej, drewnianej ławce coraz więcej elementów przestrzeni zaczynało się wyostrzać. Biała posadzka, białe ściany i wielkie szklane okna przez które sączyło się równie jasne światło. Spojrzała przed siebie i w końcu zrozumiała gdzie się znalazła. 

- Stacja King's Cross... - szepnęła z niedowierzaniem. Było w niej jednak coś zupełnie niecodziennego. 

Wstała i przeszła się po peronie. Odnajdując tabliczkę z napisem "Peron dziewięć i trzy czwarte" podeszła do białej, ceglastej ściany i dotknęła ją otwartą dłonią. Przejście ani drgnęło. Westchnęła, mogła się tego spodziewać. 

- To nie jest prawdziwa stacja King's Cross - szepnęła do siebie. A przynajmniej nie była to stacja którą tak dobrze znała. Na jednej ze ścian brakowało olbrzymiego zegara, który wskazywał czas przyjazdu i odjazdu pociągu. Coś nagle przykuło jej uwagę. Miała wrażenie że za jednym z filarów zamajaczyła burza brązowych, falowanych włosów. 

- Jest tutaj ktoś? - zapytała podnosząc głos. Nikt jej jednak nie odpowiedział. Hermiona zmarszczyła brwi i zrobiła kilka kroków do przodu. Nagle gdzieś w oddali dostrzegła drugą czuprynę, niezwykle jasną i pełną złotych refleksów. Przyspieszyła kroku. W pewnym momencie zaczęła nawet biec, jednak stacja zdawała się nie kończyć. 

- Zaczekajcie! - zawołała gdy po peronie rozszedł się typowo dziecięcy śmiech. 

Wydawało jej się że lawiruje między filarami i białymi jak śnieg ławkami przez całą wieczność. 

- To zadziwiające jak krótka i wybiórcza jest ludzka pamięć.

Słysząc te słowa Hermiona odwróciła się na pięcie. Tuż za nią stała istota nieziemskiej urody. Była niewysoka, z długimi, niemal białymi włosami, oraz oczami których kolor zmieniał się jak w kalejdoskopie. 

- Oko Gwiazd! - powiedziała Hermiona z zachwytem. Na widok dziewczynki którą ona i Draco poznali w ruinach zamku króla Solona, kasztanowłosa poczuła się mniej spanikowana. Jednak tym razem ciało dziewczynki nie spowijały ani cienkie niczym pajęcza sieć orbity, ani miniaturowe planety. - Divina... - szepnęła robiąc krok w jej stronę. - Nie sądziłam że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę - powiedziała z uśmiechem na ustach. 

- Nie za życia, prawda? - odparła istota. 

- A więc... Więc ja nie umarłam? - zapytała Hermiona rozejrzawszy się po peronie. 

Divina pokręciła przecząco głową. 

- Jeszcze nie. 

Hermionę zmartwiło słowo "jeszcze", ale postanowiła na razie nie dociekać co się za tym kryje. 

- Co ja tutaj robię? - zapytała, a kolor w oczach Diviny zaczął mienić się drobinkami złota. 

- Czy nie mówiłam wam co jest najważniejsze w walce z Amfitydą i jej klątwą? - odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczynka. - Cóż, wiedziałam że to się tak skończy... - dodała z uśmiechem, co nieco zdziwiło Gryfonkę. 

Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię. No tak... Jedność współpraca, harmonia... Może i faktycznie, zaczęła współpracować z Draconem i wspólnie trenowali ze Złotym Rogiem Jednorożca, ale koniec końców sama pognała do Zakazanego Lasu by zmierzyć się z wiedźmą w pojedynkę. 

- Przepraszam, to moja wina - przyznała. - Chciałam go chronić za wszelką cenę. 

- To zrozumiałe - przytaknęła Divina. - Gdy się kogoś kocha...

- Chyba jest tu ktoś jeszcze, oprócz mnie... - zaczęła Hermiona pragnąc zmienić temat, jednak w tym samym momencie zza białowłosej dziewczyny niepewnie wychyliły się dwie sylwetki małych, góra sześcioletnich dzieci. 

Dziewczynka miała długie, lekko falowane, brązowe włosy, a chłopczyk żółto złote. Oboje byli ubrani w białe, zwiewne togi, spięte na ramionach złotymi klamrami. W ich twarzach Hermiona dostrzegła coś co wydało się jej znajome. 

- Czyli to za wami tyle się nabiegałam - powiedziała uśmiechając się delikatnie. - Nazywam się Hermiona Granger, a wy? - zapytała pochylając się lekko w ich stronę. Zlęknione dzieci odzyskały rezon i wyszły zza sukienki Diviny. 

- Ja jestem Selene!

- A ja Helios! 

Dzieci spojrzały na siebie i zaśmiały się szczerym, perlistym śmiechem. Hermiona zaniemówiła. Co to miało znaczyć? Wyprostowała się i spojrzała w twarz białowłosej istoty. 

- To części duszy Selene i Heliosa które nie odrodziły się na ziemi - odparła dziewczyna wyjaśniająco. - Można powiedzieć, że to dusze "właściwe". Niestety, przez fakt iż pozostała część została i odrodziła się na ziemi, nie mogą pójść dalej. 

- Pójść dalej? - zmarszczyła brwi szatynka. - Masz na myśli że... Tkwią na tej stacji od tysięcy lat? 

- Nie do końca tutaj - odparła Divina. - Musisz też wiedzieć że czas w tej przestrzeni płynie nieco inaczej. 

- Inaczej? Więc gdzie ja dokładnie jestem? - zapytała Hermiona i znów rozejrzała się dookoła. Miejsce niezmiennie przypominało jej stację King's Cross jednak było bardziej jasne, czystsze i nikogo oprócz nich na niej nie było... Nagle oczy Hermiony zrobiły się wielkie jak galeony. Przypomniała sobie to, co kiedyś opowiedział jej Harry. Przed oczyma wyobraźni stanęło jej jego spotkanie z Dumbledore'm, zaraz po tym gdy dosięgło go uśmiercające zaklęcie Voldemorta. 

- Niemożliwe... - szepnęła. - Przecież mówiłaś że nie jestem martwa! - zwróciła się do istoty z pretensją w głosie. 

- Bo nie jesteś. Nie do końca - odparła Divina. - Wszystko zależy od twojego wyboru. 

Hermiona westchnęła i utkwiła spojrzenie w równie białych jak cała reszta torach. Czuła na sobie wzrok niezwykłej trójki i nagle w jej głowie zrodziła się myśl. 

- Skoro są tutaj dusze Selene i Heliosa, to może i Amfitydy... - zaczęła, jednak Divina przecząco pokręciła głową. 

- Amfityda użyła zupełnie innej magii niż ta dwójka - odparła wskazując na stojące po jej bokach dzieci. - Jej dusza jest uwięziona w okowach nienawiści, bólu i żalu. Nie wydostanie się sama z tej pułapki, gdyż od setek lat obrasta w rozpacz. W przeciwieństwie do nich nie zrobiła tego by odnaleźć się i pokonać zło. Ona sama stała się złem i zagrożeniem dla świata. To bolesne, gdyż w tej sytuacji nawet ja nie mogę jej pomóc. 

Hermiona słysząc to po raz pierwszy poczuła współczucie dla starożytnej czarownicy. 

- A Zefir? - zapytała nagle przywołując w głowie obraz brata królewskich sióstr. - Czy on też tutaj jest? 

- Nie - zaprzeczyła białowłosa. - On poszedł dalej... 

Hermiona zacisnęła usta. "Dalej..." Nie wiedziała gdzie tak naprawdę jest i mogła jedynie się domyślać o co w tym wszystkim chodzi, ale gdy pomyślała o swoim zapewne nieprzytomnym ciele, gdzieś tam po drugiej stronie, oraz o przyjaciołach którzy rozpaczali nad jej losem, nie mogła przestać czuć złości. Dodatkowo wciąż w głowie miała obraz jasnowłosego chłopaka. Jego uśmiech, tak rzadki i wyjątkowy, spojrzenie szarobłękitnych oczu, przypadkowy dotyk dłoni... Tęskniła, to wiedziała na pewno. 

Nagle poczuła jak ktoś ciągnie ją za rękaw białej sukienki i spojrzała w dół. Mała Selene trzymała ją mocno, zaciskając piąstkę na materiale. Hermiona kucnęła tak, by zrównać się z twarzą dziewczynki.

- O co chodzi? - zapytała łagodnie. 

- Proszę... - zaczęła niepewnie dusza królewny. - Proszę, pomóż mojej siostrzyczce. Ona nie jest zła, ona tylko... Ona... 

W brązowych oczach księżniczki zalśniły łzy. 

Jak miałaby zrezygnować? Hermiona zadała sobie to pytanie wewnątrz siebie. Jak miałaby odpuścić i poddać się skoro tyle osób wciąż na nią liczyło? Jej przyjaciele, babcia Rosalie, rodzice którzy potrzebowali pomocy, Draco... Miłość jaką dusza dziewczynki darzyła jej siostrę, pomimo tego do czego Amfityda doprowadziła, sprawiła że z Hermiony ulotniła się cała złość i niepewność. Zrozumiała że błędem było ciągłe użalanie się nad swym losem. Dostrzegła jak zakrzywiony obraz sytuacji miała dotychczas. Amfityda również wciąż miała kogoś dla kogo była najważniejsza. Nawet jeśli jej serce zatruła zazdrość i żal... 

Kładąc dłoń na czubku głowy dziewczynki, Hermiona pogłaskała księżniczkę i z uśmiechem odparła:

- Nie martw się, zrobię wszystko byście znów się spotkały. 

Selene cofnęła dłonie z zapłakanych oczu i spojrzała w pełną zrozumienia twarz kasztanowłosej. 

- Rozumiem, że nie zamierzasz iść Dalej? - odezwała się nagle Divina. 

Hermiona wstała i pokręciła głową. 

- Nie - odparła. - Mam zbyt dużo do zrobienia po tamtej stronie. Poza tym, chciałabym w końcu powiedzieć Draconowi co do niego czuję - dodała głosem niezwykle pewnym. 

- W takim razie... - Divina wyciągnęła przed siebie otwartą dłoń, na której pojawiła się kula perłowego światła. - Musisz wiedzieć kilka rzeczy. Podczas twojej walki z Amfitydą mimo wszystko w jakiś sposób ją osłabiłaś, dzięki czemu przez jakiś czas będzie jej trudniej pobierać energię od waszych rodziców. Wiedz jednak że ten stan nie potrwa wiecznie. Wiedźma w końcu odzyska swoją moc i zapewne uderzy mocniej niż kiedykolwiek. Do tego czasu ty i Draco musicie znaleźć w sobie prawdziwą siłę. To jest kluczowe. Nie trzymajcie się Złotego Rogu Jednorożca niczym ostatniej nadziei. To tylko narzędzie. Sposób w jaki będzie działał zależy tylko od was... Rozumiesz co chcę ci powiedzieć? 

Hermiona przytaknęła. 

- Zdaje mi się że pojęłam to już jakiś czas temu, po prostu nie dopuszczałam tego do siebie - odparła. 

- Też tak uważam - powiedziała Divina i w tym samym momencie perłowa kula urosła do olbrzymich rozmiarów. 

- Zanim odejdę... - zaczęła Hermiona niepewnie. W jej głowie wciąż kołatało się pytanie, które swego czasu zadał również i Harry. - Czy to się dzieje naprawdę, czy tylko w mojej głowie? - zapytała, a Divina słysząc to uśmiechnęła się szeroko. 

- Oczywiście że w twojej głowie, Hermiono. Tylko czy jednocześnie nie może dziać się naprawdę? - odparła tajemniczo. 

Hermiona zachichotała. Kula z każdą chwilą robiła się coraz większa. 

- Dlaczego to zawsze musi być King's Cross?! - zawołała wciąż się śmiejąc. 

- Może dlatego że zawsze wszystko tu się dla was zaczyna? - odparła istota. 

Nim energia perłowej jasności wchłonęła Hermionę, kasztanowłosa widziała jak Oko Gwiazd bierze za dłonie dusze Selene i Heliosa. Ich twarze jaśniały srebrzystym blaskiem, a wszechobecna biel zaczęła się rozmywać. Gdzieś z oddali zaczął do niej dochodzić tak dobrze znany jej głos. 

"Obiecuję że wam pomogę", "Obiecuję że dam z siebie wszystko!", pomyślała, po czym zniknęła.

*

Cisza, tak typowa dla wieczornej pory w szpitalu, powoli zaczynała działać mu na nerwy. Czuł się niepewnie z każdą mijaną godziną. Bał się że zapewnienia babci Rosalie staną się jedynie pobożnymi życzeniami. 

"Będzie dobrze...". Chciał w to wierzyć, dlatego po raz kolejny przyszedł do jej pokoju i usiadł na małym, szarym krześle, tuż przy jej łóżku. Na podłodze położył wielkich rozmiarów kolorową paczkę. Jej zawartość wydała mu się nagle śmieszna, zupełnie nieadekwatna do sytuacji w jakiej się znaleźli, jednak miał nadzieję że jeszcze wszystko się odmieni. Przepełniony tą wiarą wziął do ręki chłodną dłoń dziewczyny i lekko zacisnął palce. 

- Żałuję że dopiero teraz zrozumiałem jak ważna dla mnie jesteś... - zaczął nie podnosząc na nią wzroku. - Zastanawiam się w którym momencie to się zaczęło... Moje uczucie do ciebie. Może w dniu w którym rzuciłaś mi wyzwanie i dzięki tobie poleciałem na pegazie? A może w dniu w którym utknęliśmy razem w mokrej, oślizgłej jaskini? A może... Może tego dnia w którym dałaś mi w twarz? Już wtedy, w trzeciej klasie, pomyślałem że z tobą nie można zadzierać... 

Ton jego głosu stał się nagle dziwnie drżący. Zamknął powieki i delikatnie unosząc dłoń Hermiony przybliżył ją do swoich ust. 

- Nasi rodzice wciąż się nie obudzili - kontynuował. - Magomedycy mówią że ich stan ostatnio się poprawił. Zastanawiam się czy to twoja zasługa... - dodał i wziął głęboki wdech. - Wiesz, postaram się. Zrobię wszystko by im pomóc, ale cholera... Byłoby naprawdę super, gdybym nie musiał robić tego sam... 

Gdy tak siedział i tulił do policzka jej dłoń, nagle coś poczuł. Nacisk tak delikatny, że niemal niezauważalny. On jednak od razu go wyczuł i oszołomiony otworzył oczy. W tym samym momencie jego wzrok napotkał spojrzenie brązowych oczu. 

- Nie jesteś z tym sam - szepnęła, po czym uśmiechnęła się delikatnie. 

Draco wstał jak oparzony, tym samym przewracając krzesło na podłogę. 

- Hermiona! - wydyszał. 

Nie wiedział co powinien był zrobić. Najchętniej zamknąłby ją w czułym, pełnym ciepła uścisku, jednak bał się że zrobi jej krzywdę. 

- Poczekaj, zawołam medyków... - powiedział i już miał się odwrócić, gdy nagle jej ręka zacisnęła się na brzegu jego czarnej koszuli. 

- Zaczekaj - wychrypiała. - Muszę ci coś powiedzieć. 

Draco zacisnął usta. Już miał wypalić coś w stylu "Teraz? Może niech najpierw obejrzą cię specjaliści", ale się powstrzymał. Podniósł krzesło z podłogi i siadając chwycił Hermionę z powrotem za rękę. Nie czuł skrępowania ani wstydu. Ostatnio robił to tak często, iż niemal stało się to dla niego naturalne. 

- Słucham - powiedział zbliżając do niej swoją twarz. 

Hermiona przez chwilę mu się przyglądała, jakby chciała nauczyć się jego rysów na pamięć, chociaż i tak bardzo dobrze go znała. Te szarobłękitne oczy, jasne włosy, różowe usta... 

- Kocham cię - powiedziała wkładając w te dwa słowa całą siłę i odwagę jaką posiadała. 

Draco przez chwilę siedział w całkowitym milczeniu, po czym puścił rękę dziewczyny i objął dłońmi jej twarz. 

- Ja ciebie też - odparł. - Nie mam zamiaru dłużej z tym czekać - dodał i złożył na jej ustach ciepły, pełen czułości i pasji pocałunek. 

Trwali tak przez chwilę, przytulając się do siebie, aż w końcu młody arystokrata delikatnie się od niej odsunął, jednocześnie wciąż trzymając ją za rękę. 

- Pierwotny plan zakładał, że nawrzeszczę na ciebie, gdy tylko się obudzisz - powiedział po chwili milczenia.  

Hermiona wyszczerzyła zęby w uśmiechu. 

- Jestem sprytna. 

- Podstępna - poprawił ją chłopak, po czym dotknął czołem jej czoła. - Nigdy więcej tego nie rób - powiedział, a jego ton stał się poważny. - Myślałem... Myślałem że straciłem cię na zawsze... 

- Przepraszam - odparła Hermiona czule. - Wiem że popełniłam błąd... Od teraz chcę stawać się silniejsza razem z tobą... Zawsze chciałam. 

Draco przytaknął i wplótł palce w jej kasztanowe włosy. Po raz kolejny ich usta się spotkały. 

Nie potrzebowali tłumaczeń, górnolotnych słów, czy wyjaśnień. Uczucie które od miesięcy się w nich rodziło w końcu doszło do głosu i spragnione pieszczot domagało się uwagi. Wiedzieli jednak że miejsce i okoliczności nie są do końca sprzyjające. 

- Pójdę po medyków - powiedział blondyn gdy po raz kolejny odsunął się od dziewczyny. - Obiecałem też twojej babci że jeśli tylko się obudzisz, od razu dam jej znać. Mimo wszystko już złamałem dane słowo - dodał nieco zmieszany. 

- Zawsze możesz powiedzieć że obudziłam się dopiero teraz - powiedziała Hermiona z błyskiem w oczach. 

- Od kiedy jesteś taka przebiegła? - zapytał Draco i zaśmiawszy się szczerze sięgnął po paczkę leżącą na podłodze. 

- Co to jest? - Hermiona nie kryła zaciekawienia. 

Draco nieco się zaczerwienił co zaskoczyło Hermionę. 

- Gdy leżałaś nieprzytomna wyszedłem ze szpitala tylko raz, zaraz po tym jak wpadła tutaj rozwścieczona Weasley... 

- Ginny tutaj była? - Hermiona niemal wstała z łóżka, jednak ból całego ciała ponownie zmusił ją do położenia się w pościeli. 

- Taa... - przytaknął blondyn. - Nasi przyjaciele już wiedzą o tym co mieliśmy zachować dla siebie. Ale może to i lepiej? - dodał otworzywszy paczkę. - Dzięki temu w końcu możemy być z nimi szczerzy. 

Hermiona przytaknęła i spojrzała w stronę okna za którym malowała się ciemna, chłodna noc. Zastanawiała się co teraz musieli myśleć o niej Harry, Ginny, Ron i cała reszta. Czy popadli w rozpacz i zrobili McGonagall niezłą scenę w szkole, czy może wręcz przeciwnie, wściekli się na nią i postanowili już więcej się nie wtrącać? Cokolwiek by to nie było postanowiła się z tym zmierzyć i w pierwszej kolejności szczerze swoich przyjaciół przeprosić. 

Odwróciła twarz by znów spojrzeć na Ślizgona, jednak zamiast jego twarzy dostrzegła coś, co sprawiło iż otworzyła oczy w największym zdumieniu. 

- Co to jest? - wydyszała, a na jej ustach zaczął malować się uśmiech. 

- Wszystkiego najlepszego z okazji Walentynek - odparł Draco i położył obok dziewczyny wielką maskotkę jednorożca. Pluszak był osobliwy gdyż nie posiadał nóg i jedyne co przychodziło Hermionie na myśl, to to iż jednorożec może służyć nie tylko jako przytulanka czy ozdoba, ale także i poduszka. 

- Walentynek? - odparła wciąż przyglądając się swojemu prezentowi. Jednorożec miał biały łepek, lecz róg i uszy różowe tak jak kokardę przy szyi i ogon. Reszta "ciałka" była usłana wzorem małych, tęczowych jednorożców. 

- Jeszcze przed twoim wypadkiem Blaise coś mi napominał o tym święcie. Co prawda Walentynki już minęły, ale pomyślałem że gdy się obudzisz mógłbym coś ci dać, w ramach tamtego dnia... 

Twarz Dracona robiła się coraz bardziej czerwona. W pewnym momencie Hermiona nie wytrzymała i wybuchła perlistym śmiechem. 

- Gdzie to kupiłeś? - zapytała chichocząc. 

- W takim jednym sklepie... PuchatekBaby, czy jakoś tak... - blondyn podrapał się po czuprynie, po czym dodał. - Blaise naciskał by kupić ci biżuterię, jednak wtedy wydawała mi się zbyt chłodna... No wiesz. 

- Draco! - kasztanowłosa parsknęła. - To siedzisko dla dzieci! Chociaż niektórzy kupują to również dla siebie lub swoich zwierzaków - dodała wciąż się śmiejąc. 

- Jeśli ci się nie podoba, to mogę zwrócić... 

- Nie! - wrzasnęła dziewczyna z paniką w głosie i szybko chwyciła za jednorożca jednocześnie przyciągając go do siebie. - Jest śliczny! Mięciutki, ciepły i uroczy - zaczęła wymieniać tuląc się do pluszaka. - Czuję, że będę musiała toczyć o niego bitwy z Krzywołapem - dodała znów chichocząc. 

- W takim razie, gdy twój kot przywłaszczy sobie jednorożca, zawsze będziesz mogła przytulić się do mnie - powiedział Draco nachylając się nad dziewczyną. 

Hermiona poczuła że robi się jej gorąco. Wciąż ściskając maskotkę wpatrywała się w usta chłopaka, które z każdą chwilą były coraz bliżej. Nagle jednak po pokoju rozległ się krzyk zaskoczonej pielęgniarki, która stanęła w progu z szeroko otwartymi oczami. 

- Na Merlina, obudziła się pani! Już biegnę po Magomedyka! 

Przez moment panowała pełna konsternacji cisza, którą po chwili przerwał szczery, pełen radości śmiech. Hermiona wtuliła się w maskotkę jeszcze bardziej i pozwoliła by Draco wyszedł i powiadomił babcię o jej przebudzeniu. Wiedziała że za chwilę wokół jej osoby rozpęta się prawdziwy harmider, czuła też że nie prędko przyjdzie jej zostać z chłopakiem sam na sam. Mimo wszystko już nie mogła się doczekać co przyniesie los. 

________________________________________

SŁOWO OD AUTORKI: 

Kochani, musiałam wpleść mojego jednorożca w opowiadanie, bo jest po prostu cudowny ! Dostałam dla Was kod rabatowy na niego, więc jeżeli wam też się podoba to znajdziecie go tutaj: https://puchatekbaby.pl/pl/p/Jednorozec-rozne-wzory/1496 a wpisując kod: KAWAIIQUEEN dostaniecie, aż 30% rabatu. Fajny nie tylko dla dzieci, ale jako pufa do siedzenia dla dorosłego jak najbardziej się sprawdza! Bardzo dobre wykonanie, różne wzory do wyboru :) 

Mam nadzieję że rozdział się Wam podobał! Wkraczamy w ostatni etap opowiadania, a do końca zostało góra pięć, sześć rozdziałów, tak myślę ;) Już w październiku ruszy także KSIĘGA DRUGA opowiadania Heart of Stone, o naszej wampirzej Hermionce! Mam nadzieję że również tam wszyscy się "zobaczymy". Uważajcie na siebie i do napisania, buziaki! :* 

SŁODZIAK! <3 











Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro