Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Oko Gwiazd

Blaise Zabini jeszcze nigdy nie był świadkiem czegoś podobnego. Ani mroźny wiatr, ani niewyspanie, nie były w stanie oderwać jego wzroku od rudowłosej dziewczyny, która trzymając w dłoni magiczny megafon, wykrzykiwała słowa które miały wesprzeć jej podopiecznych. 

- Siła! Jedność i współ-praca! Siła! Jedność i współ-praca! 

Jej okrzyk niósł się echem po błoniach i przecinał stalową taflę jeziora. Kucyk który wysoko spięła, podskakiwał w rytm jej kroków. 

- Kto by pomyślał że ten pomysł jednak wypali - powiedział Teodor Nott stając nagle obok Blaise'a. Zaspanymi oczami wpatrywał się w grupkę uczniów biegnących tuż przy brzegu. 

- W końcu wstałeś - mruknął Blaise na widok przyjaciela. - Już myślałem że mam ci wysłać zaproszenie. 

Teodor podrapał się po rozczochranej głowie i zrobił zbolałą minę.

- Sorki, trochę wczoraj zabalowałem. 

- Tak, słyszałem od kilku osób że było nieźle - odparł mulat. 

- Tylko nieźle. Bez ciebie i Dracona to nie to samo... 

Blaise spojrzał na bruneta i cicho westchnął. Co jakiś czas odczuwał tęsknotę za wspólnymi zakrapianymi posiadami jak za dawnych czasów, jednak codzienny natłok obowiązków skutecznie mu to uniemożliwiał. Z resztą, teraz jako Prefekt Naczelny nie mógł sobie pozwolić na podobne ekscesy. 

- Trzymaj i pamiętaj, nie szalej. Zastępujesz Dracona w roli kapitana drużyny, musisz być w pełni sił - powiedział podając Teodorowi fioletową przepaskę. 

- Właśnie Blaise, jako kapitan! Oprócz zajęć i nauki, muszę poświęcić swój czas również na treningi. A teraz jeszcze to... - dodał zawiązując przepaskę na czole. - Wykończę się. 

- Nie przesadzaj, Teo - odparł Blaise. - Ćwiczenia do szkolnej olimpiady są tylko w niedziele i trwają góra dwie godziny. Przeżyjesz. 

Nott westchnął i biorąc głęboki wdech pobiegł w stronę uczniów którzy jak on mieli zawiązane fioletowe przepaski. 

- Dzień dobry! - zawołał po chwili do trenera swojej drużyny i ustawił się w szeregu. 

Zabini odprowadził go wzrokiem. Szkolna olimpiada... Szalony pomysł Ginny Weasley, który ku jego zdumieniu przyjął się niezwykle dobrze.  Przypomniał sobie jej entuzjazm, gdy kilka dni wcześniej, zaraz po tym jak wyszli z biblioteki, poszli zwrócić się z prośbą o pomoc do profesora Slughorn'a.

~

- Jesteś pewna że nam pomoże? - zapytał Blaise z powątpiewaniem. Woluminy i pergaminy które wypożyczyli niemal wysypywały mu się z rąk. 

- Mam taką nadzieję - odparła Ginny. - To co mu zaproponuję sprawi że znowu będzie w centrum zainteresowania, a jak wiemy Horacy Slughorn uwielbia robić za środek wszechświata. 

Zapukawszy do drzwi profesora oboje czekali aż przysadzisty mężczyzna wpuści ich do środka i gdy zajęli miejsca w wygodnych fotelach, Ginny od razu przeszła do rzeczy. Chłopak był zaskoczony tym, jak szybko profesor przystał na pomysł Gryfonki. Slughorn usadowił się na obitej satyną kanapie, odpalił cynamonowe cygaro i z uwagą słuchał Prefekt Naczelnej. Z każdą chwilą jego entuzjazm wzrastał, co zwiastował błysk w oku i uśmiech zadowolenia gdy podkręcał swoje gęste, siwe wąsy. W godzinę omówili szczegóły i z gotowym planem, tuż po obiedzie zjedzonym w pokoju nauczyciela, ruszyli ku gabinetowi pani dyrektor. 

- Co was do mnie sprowadza? - zapytała Minerva zajmując swoje miejsce za dużym, drewnianym biurkiem, na którym piętrzył się stos papierów. 

Ginny, mimo iż lekko poddenerwowana, z lekkim uśmiechem podała McGonagall trzymany w ręku pergamin. 

- "Olimpiada Szkolna, plan wstępny" - przeczytała na głos dyrektor i spojrzała na dziewczynę wyczekująco. - Proszę o tym opowiedzieć - zachęciła ją. 

- Ach, no tak - zmieszała się Weasley'ówna i wzięła głęboki wdech. Pragnęła by jej plan został zaakceptowany, jednak nie wiedziała czy zdoła przekonać do tego dyrektor. Uważała że w tej roli lepiej sprawdziłaby się Hermiona. W przeciwieństwie do niej kasztanowłosa zawsze wiedziała jak należy rozmawiać z nauczycielami. - Wpadłam na taki pomysł... - powiedziała po czym znowu zamilkła. 

- Pomysł? 

- Tak - przytaknęła. - Pomysł zjednoczenia uczniów... - dodała i przed oczami stanęła jej rozmowa Harry'ego i Pansy którą przypadkowo podsłuchała.  

- Zjednoczenia? Uważasz że Hogwarccy uczniowie nie są zjednoczeni? - zapytała ją dyrektor. 

Blaise od razu zauważył że w oczach dziewczyny coś się zmieniło. Nie wiedział dlaczego tak jej na tym zależało, ale wcześniejszy strach i niepewność zastąpiło pragnienie działania. 

- Nie - powiedziała twardo rudowłosa. - I najlepszym tego dowodem była ostatnia wojna i Bitwa o Hogwart. Potrafimy sobie pomagać, ale jest to wybiórcze. Nie znamy się tak naprawdę zbyt dobrze. W większości ograniczamy się do ludzi z tych samych domów i nie interesują nas uczniowie z pozostałych. Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin... Wszyscy dobrze wiemy, jaki stosunek do tego ostatniego mają uczniowie z pozostałych domów. 

- To znaczy? - drążyła Minerva. 

- Nienawidzimy ich dla zasady! - odparła Ginny. - Z góry zakładamy że są źli, że nie są jak cała reszta... Ja... Ja sama tak myślałam, przez bardzo długi czas. Prawdę mówiąc, dopiero niedawno zrozumiałam że byłam w błędzie - powiedziała i lekko zagryzła wargi. Obecność Ślizgona zaczęła być dla niej krępująca. Nie lubiła publicznych wyznań, a właśnie w tej chwili przyznawała się przed nim do błędu. Gdzieś z tyłu głowy jej Gryfońska cząstka kazała jej zamilknąć, jednak postanowiła zignorować podszepty dumy i uprzedzeń. . 

Blaise przyglądał się jej w milczeniu. Zaczął rozumieć plan dziewczyny który wcześniej wydawał mu się zwykłą fanaberią. 

- Uważam... - ciągnęła po chwili ruda. - Że taka olimpiada podczas której uczniowie będą musieli ze sobą współpracować, sprawi że lepiej zaczniemy się rozumieć. Zaczniemy sobie ufać, albo chociaż nawiążemy nić porozumienia...

Dyrektor przejechała wzrokiem po pergaminie. Odłożywszy go na biurko, znów zwróciła się do uczennicy. 

- W takim razie słucham, jak miałoby to wyglądać? 

Zabini czuł że McGonagall pragnie usłyszeć wszystko od rudowłosej osobiście. Zapisany pergamin był jedynie zarysem jej pomysłu. Słowa które wychodziły z ust Gryfonki, malowały przed nimi wizję niezwykłego przedsięwzięcia.

~

- Siła! Jedność i współ-praca! Siła! Jedność i współ-praca! 

Ginny, przerwawszy na chwilę dopingowanie uczniów, odłożyła megafon na pobliski stolik i podeszła do Blaise'a, który podał jej kubek z gorącą herbatą. 

- Dziękuję - powiedziała uśmiechnąwszy się przyjaźnie. Już pierwszy łyk ciepłego napoju rozluźnił jej spięte mięśnie. 

- Teodor w końcu dotarł - powiedział chłopak nalawszy sobie herbaty. - Jest w drużynie fioletowych. Muszę przyznać że ten pomysł z losowaniem grup był naprawdę dobry. 

- Dziękuję za słowa uznania - Ginny lekko kiwnęła głową i spojrzała na cztery drużyny, które różniły się kolorem przepasek. 

Szkolna olimpiada miała odbyć się zaraz po egzaminach, tuż przed zakończeniem roku szkolnego. Udział mieli w niej brać wszyscy uczniowie, jedynie Prefekci Naczelni pełnili rolę opiekunów i ze względu na pełnioną funkcję nie mogli należeć do żadnej z grup. Drużyn, tak jak domów, było cztery. Różniły się od siebie kolorami i na ich podstawie powstała drużyna Fioletowa, Pomarańczowa, Czarna i Szara. Odcienie dobrano w taki sposób, by w niczym nie przypominały uczniom ich barw. Szkolna olimpiada miała składać się z kilku konkurencji, całkowicie niezwiązanych z magią. Zawody składały się z wyścigu z pałeczką dookoła jeziora, biegu w parach z przeszkodami i wyścigu łódek, podczas którego dwójka uczniów na przemian dowodziła i wiosłowała. 

Uczniowie zostali przydzieleni do poszczególnych drużyn drogą losowania. Dzień po zatwierdzeniu przez Minerve McGonagall pomysłu Ginny, profesor Slughorn skontaktował się ze swoimi przyjaciółmi, którzy okazali się być emerytowanymi, lecz pełnymi zapału i wigoru sportowcami ze świata czarodziejów. Znali się jednak co nieco na mugolskim sporcie, więc zgodzili się stawiać co niedzielę na błoniach szkoły, w charakterze trenerów. 

Największą obawą rudowłosej była reakcja uczniów na jej pomysł. Gdy tylko plakaty informujące o szkolnej olimpiadzie zawisły w dormitoriach, była przekonana że spotka się z ostrym sprzeciwem. Była gotowa na długą walkę z niezadowolonymi uczniami, jednak okazało się że większość Gryfonów, Puchonów, Krukonów a nawet Ślizgonów jest ciekawa nowych zajęć. Większość uczniów pochodziła z magicznych rodzin i nigdy wcześniej nie spotkali się z typowo mugolskimi zawodami sportowymi. W dniu losowania wszyscy stawili się w Wielkiej Sali, gdzie po ustawieniu się w kolejce każdy losował kartkę z ogromnej, kryształowej kuli. Nie obyło się jednak bez drobnych problemów. Pierwszym z nich okazała się być Daphne Greengrass. 

- To chyba jakiś żart? - prychnęła blondynka, wylosowawszy kartkę na której po otwarciu widniała pomarańczowa kropka. - Mam być w drużynie z nimi? - wskazała na grupkę uczniów którzy podeszli do Blaise'a w celu zabrania swoich przepasek. 

Do drużyny pomarańczowych należał między innymi Neville Longbottom, Hanna Abbott i Ernie Macmillan, którzy raczej nie wyróżniali się talentem sportowym. Niezadowolona Daphne zaczęła głośno protestować i żądała przeniesienia do drużyny szarych, gdzie trafiły jej dwie przyjaciółki, Abigail i Belinda. 

- Zamkniesz w końcu jadaczkę, Greengrass? - przerwała jej w którymś momencie Cho Chang. 

- Słucham? - Daphne nie kryła oburzenia. Oczy zebranych zwróciły się ku dziewczynom. 

- Powiedziałam żebyś się przymknęła - odparła Krukonka. - Wszyscy już mają dosyć twoich wrzasków. Odkąd Malfoy dał ci kosza jesteś nie do zniesienia - na twarz Chang wypłynął kpiący uśmieszek. Kilkoro uczennic zachichotało. 

- I kto to mówi - żachnęła się Daphne. - Fajnie było odbić faceta samej Prefekt Naczelnej? Z tego co wiem, Granger mocno to przeżyła. 

- Bez obaw - syknęła Cho. - We Włoszech jest ktoś, kto z pewnością otrze jej łzy.

- Ty bezczelna! Draco nigdy nie tknąłby tej... 

- Spokój! - krzyk Ginny przerwał kłótnię między dziewczynami. - Jeśli nie chcecie stracić punktów obie macie natychmiast przestać. Cho, wylosowałaś już swoją drużynę?

Chang przytaknęła i pokazała kartkę z fioletową kropką. 

- Świetnie, w takim razie idź odebrać przepaskę. A ty Greengrass... - rudowłosa zwróciła się w kierunku blondynki. - Nie możesz zmienić drużyny, koniec tematu. 

- Ha! Ja nie mogę zmienić drużyny w jakimś głupim losowaniu, ale za to ty możesz opuścić swoją w trakcie trwania sezonu... I to tylko dlatego że Potter kopnął cię w ty..

- Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu! - odezwał się nagle Blaise, który przerwał rozdawanie przepasek. - Daphne, jeśli jeszcze raz pozwolisz sobie na tego typu osobiste wycieczki, to zarobisz szlaban. Zrozumiałaś? 

Blondynka przez chwilę przeszywała mulata wzrokiem pełnym wściekłości, jednak w końcu wyrwała Blaise'owi trzymaną w dłoni pomarańczową przepaskę i szybkim krokiem opuściła Wielką Salę. Po tym incydencie losowanie przebiegło spokojnie i bez jakichkolwiek problemów. 

Po kilku dniach, gdy wszyscy uczniowie stawili się na szkolnych błoniach, zostali przydzieleni poszczególnym trenerom. Czwórka sportowców wyjaśniła im zasady konkurencji i rozpoczęła trening. Horacy Slughorn z zadowoleniem przyglądał się drużynom które wspólnie ćwiczyły, spędzały wolny czas, a nawet zaczęły omawiać plan ćwiczeń w czasie przerw. 

- To wszystko twoja zasługa - powiedział Blaise zwróciwszy się do Ginny. 

Rudowłosa uśmiechnęła się lekko i spojrzała w stronę jeziora po którym pływało już kilka łódek. Zanim rozpoczęły się ćwiczenia dyrektor wraz z pozostałymi nauczycielami zabezpieczyła teren szkoły. Przy Zakazanym Lesie stanął niewidzialny dla uczniów mur, który uniemożliwiał studentom przedostanie się na drugą stronę.  

- Potter i Pansy wyszli ze skrzydła szpitalnego - rzucił mimochodem chłopak. - Ciekawe do jakich drużyn trafią. 

- Tak... - przytaknęła Ginny i odpłynęła gdzieś myślami. Przed oczami stanęła jej sylwetka Persefony Parkinson, matki Pansy, która przed dwoma dniami odwiedziła Hogwart. Mówiło się że chce zabrać córkę ze szkoły, jednak według zasłyszanej na korytarzu plotki, to dzięki Harry'emu Pansy została w Hogwarcie. Co takiego zrobił Harry i dlaczego w ogóle się wtrącił w sprawy Parkinsonów? Ginny czuła się dziwnie myśląc o tym. Sama nie wiedziała jak nazwać uczucia które się w niej kłębiły. Chciała porozmawiać z Harry'm. W końcu przez tyle lat się przyjaźnili, a nawet kochali przez krótki okres. Wiedziała że te same uczucia dręczą jej brata, który wciąż nie odzywał się do Harry'ego po tym co między nimi zaszło. Obiecała sobie w duchu że w końcu odważy się na szczerą rozmowę ze swoim byłym, jednak nie w tej chwili. Teraz liczyło się dla niej tylko jedno. 

Spojrzała na stojącego obok Blaise'a i przypomniała sobie jego słowa sprzed chwili. "To wszystko twoja zasługa"... Wiedziała że wzięła na siebie dużą odpowiedzialność i zdawała sobie sprawę, że od sukcesu szkolnej olimpiady mogą zależeć dalsze losy Hogwartu, jedność jego uczniów, a nawet przyszłość magicznego świata. Czuła że mogą pokonać to co kryje się w Zakazanym Lesie tylko wspólnymi siłami i liczyła, że dzięki wspólnemu wysiłkowi jej plan zadziała. Biorąc głęboki wdech chwyciła za megafon i nie zwlekając dłużej na powrót zaczęła wykrzykiwać pełne wsparcia słowa. 

*

Ciepły, południowy wiatr dął w żagle wielkiego okrętu, przypominającego dziewiętnastowieczną fregatę. Zbudowany z ciemnego drewna, wykończony złotymi elementami statek przecinał fale Morza Śródziemnego. Ogromny trzymasztowy żaglowiec pruł przed siebie, dawno zostawiwszy za sobą Półwysep Apeniński. Tak daleko od stałego lądu ptaki już nie latały, pasażerowie skupili więc swoją uwagę na przepływających od czasu do czasu stadach delfinów, które zabawiały ich swoistymi wyścigami z fregatą. Okręt, sterowany przez mężczyznę ubranego jak zawsze w idealnie skrojony garnitur, zmierzał na sam środek morza.

- Jak samopoczucie moi drodzy? - zapytał Marcus Castellanos schodząc na pokład z kapitańskiego mostka. - Czy przeszły już panu mdłości? - zwrócił się w kierunku Uga, którego mina wyrażała największe cierpienie. 

- Czy to nie zabawne? - odezwała się nagle Mika, która niemal wisiała na dziobie statku by móc lepiej przyjrzeć się morskim stworzeniom. 

- Niby co? - stęknął Ugo i otarł spocone czoło. 

- Jesteś opiekunem Domu Sztormu. SZTORMU Ugo, a odkąd weszliśmy na statek nie przestajesz wymiotować. 

- I to cię tak bawi? - zmarszczył brwi chłopak. 

- A ciebie nie? - powiedziała rozbawiona i okręciła się w miejscu niczym baletnica. 

- Daj już spokój - powiedziała Charlotte która podeszła do Uga z zimnym okładem i butelką niegazowanej wody. Blondyn podziękował i przyłożył do policzka mokry ręcznik. 

- Panie kapitanie, to znaczy... Panie dyrektorze - odezwał się nagle Arturo, który oderwał oczy od wiekowej mapy leżącej tuż obok niego. - Jest pan pewny że płyniemy w dobrym kierunku? 

- I ile jeszcze to zajmie? - wtrącił Ugo. 

- Niebawem będziemy na miejscu - odparł dyrektor i spojrzał na trzymany w dłoni magiczny kompas. Jak dotąd intuicja go nie zawodziła. Jako potomek Tenteliosa, maga który odkrył historię Selene i jej rodziny, oraz założyciela Szkoły Magicznych Więzi, czuł że musi dokończyć dzieło swojego przodka. Od powodzenia tej misji zależało nie tylko jego mniemanie o sobie, ale los całego magicznego świata. Przepowiednia sprzed wieków zaczęła się spełniać i jedyne co mogli zrobić, to odnaleźć Złoty Róg Jednorożca, pierwowzór różdżki i część boskiego ciała samej Selene, który czarownica pozostawiła dla nowego wcielenia jej duszy.

 Arturo znów spojrzał na mapę i utkwił wzrok w punkcie znajdującym się między Grecją, a Afryką. Miał nadzieję że już niedługo wszyscy odkryją odpowiedź na dręczące ich pytanie. 

~

Tymczasem w tylnej części fregaty, kasztanowłosa dziewczyna wpatrywała się w chmury wyglądem przypominające delikatne włókna waty. 

- Myślisz że rozpęta się burza? 

Usłyszawszy pytanie odwróciła się za siebie i spojrzała w twarz wysokiego chłopaka, który przyglądał się jej z pewnej odległości. 

- Wątpię, morze jest spokojne - odparła i znów spojrzała przed siebie. 

Draco stanął obok Hermiony i w milczeniu przyglądał się falom. 

- Nie masz mdłości? - przerwała ciszę Gryfonka. 

- Nie - zaprzeczył szybko arystokrata. - Od samego początku nic mi nie jest. W przeciwieństwie do Uga - dodał kąśliwie. - Czy to nie zabawne, że opiekun Domu Sztormu... 

- Ma mdłości będąc na morzu? - dokończyła za niego Hermiona. - Tak, to nieco ironiczne - dodała z uśmiechem. - Ale jednocześnie jest mi go trochę żal. 

Draco przytaknął. Sam musiał przyznać że czuł lekkie współczucie dla chłopaka, który od kilku dni niebywale się męczył, nawet pomimo zażywanych eliksirów. 

- Jak myślisz, Lovegood nie puści szkoły z dymem? - zagadnął po chwili kasztanowłosą. 

- Och daj spokój Malfoy, Luna świetnie da sobie radę! - Hermiona od razu stanęła w obronie przyjaciółki. - Ma pewne specyficzne zachowania czy poglądy, ale zawsze można na nią liczyć. Skoro dyrektor jej zaufał i powierzył pieczę nad szkołą, to jestem pewna że nie mamy powodu do zmartwień. Z resztą, nie jest sama, jest z nią cały sztab nauczycieli - dodała nieco poddenerwowana. 

- Pewnie masz rację - przytaknął Draco. 

- Och - zdziwiła się Hermiona i spojrzała mu w twarz. 

- Co? - zmarszczył brwi blondyn.

- Przyznałeś mi rację - odparła z uśmiechem. 

Draco przewrócił oczami i cicho westchnął, co jeszcze bardziej rozbawiło dziewczynę. Postanowił szybko zmienić temat. 

- Ta staruszka która przyszła na zebranie z twoimi rodzicami, to twoja babcia, prawda? Dlaczego nigdy wcześniej nie widziałem jej na peronie? 

Hermiona z początku lekko się zmieszała słysząc to pytanie, jednak po chwili odparła. 

- Czy ja wiem... Może uważała że i tak będzie tam pełno ludzi? Dlaczego pytasz? 

- Bez powodu - Draco wzruszył ramionami. - Po prostu pomyślałem że jesteście do siebie podobne i tak jakoś... 

Hermiona znowu się uśmiechnęła. 

- Dziękuję za komplement. 

- Co? - zdziwił się blondyn. - Nie powiedziałem ci żadnego...

- Nieświadomie - odparła Gryfonka. - Moja babcia jest dla mnie wzorem. Odziedziczyłam po niej mnóstwo cech i prawdę mówiąc, mam po niej więcej niż po własnych rodzicach. Nie zdziwiłabym się, gdyby nagle oznajmiła mi że jest czarownicą albo charłakiem. Ma w sobie siłę której czasem mi brakuje... 

- Tobie brakuje siły? W trzeciej klasie udowodniłaś coś zupełnie innego - odparł Draco i potarł się po nosie na wspomnienie bolesnego uderzenia. 

Hermiona parsknęła. 

- Należało ci się. 

Draco nagle spoważniał. 

- Owszem - odparł po chwili, a z jego oczu nagle ulotniła się cała wesołość. - Przez mój egoizm stracono niewinnego hipogryfa. Cóż... Mogę już tylko tego żałować. 

Hermiona zagryzła wargi. Czy powinna mu powiedzieć? Z jednej strony widziała że chłopak zaczyna się zmieniać i dostrzega błędy jakie popełnił w przeszłości. Z drugiej jednak uważała, że nie powinien się zadręczać morderstwem do którego w ostateczności nie doszło. Miała nadzieję że zrzucenie tego ciężaru z jego ramion znowu wywoła na jego twarzy uśmiech. 

- Wiesz Malfoy - zaczęła dziwnym tonem - To nie do końca tak... - dodała i w wielkim skrócie opowiedziała Draconowi wydarzenia z tamtego roku. 

- Co?! - wrzasnął Ślizgon na cały głos, gdy Hermiona dotarła do momentu w którym wraz z Harry'm uwolniła Hardodzioba i tym samym ocaliła jego głowę przed toporem kata. - Ale mój ojciec... Ojciec powiedział mi, że hipogryf został zgładzony - Draco nie krył zdumienia. 

- Okłamał cię - odparła Hermiona. - Wszyscy byli przekonani że zwierzę uciekło, w rzeczywistości to ja i Harry pomogliśmy mu zachować życie. Dla twojego ojca z pewnością była to ujma na honorze, więc aby zachować pozory wcisnął ci kit. 

Malfoy, po chwili milczenia i wpatrywania się w twarz Hermiony, wybuchł głośnym śmiechem. Kasztanowłosa zrobiła wielkie oczy, gdyż nie spodziewała się takiej reakcji z jego strony. 

- Co ci, Malfoy? - zapytała nieco zbita z tropu. 

- Na Salazara, to jest genialne! - odparł Draco gdy już zdołał opanować śmiech. - Ten facet jest... Ten facet jest... - potrząsnął głową nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. 

- Niemożliwy? - dokończyła za niego Hermiona. 

Draco przytaknął i odgarnął jasne włosy które opadły mu na czoło. 

- Do granic zakłamany - dodał z pogardą. 

Hermiona zmarszczyła brwi. Nie chciała by przez nią stosunki Dracona z ojcem jeszcze bardziej się pogorszyły. Jak na razie szło jej to kiepsko, gdyż jak dotąd co rusz stawała się kością niezgody pomiędzy ojcem a synem.  

- Dziękuję że mi o tym powiedziałaś - w oczach Dracona znów rozbłysły iskierki rozbawienia. 

- Cała przyjemność po mojej stronie - odparła kasztanowłosa i uśmiechnęła się delikatnie. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że poczuła jak na policzki wypływa jej delikatny rumieniec. 

Już chciała się odwrócić, lecz w tym samym momencie na tył statku przybiegł rozemocjonowany Arturo. 

- Dotarliśmy na miejsce! - krzyknął opiekun Domu Księżyca w stronę Hermiony i Dracona. - Chodźcie szybko na mostek kapitański! - dodał, po czym zniknął za jednym z masztów. 

Hermiona korzystając z okazji ruszyła przed siebie. Chłodnymi dłońmi dotknęła ciepłych policzków i skarciła się w myślach. "To tylko Malfoy!" syknęła w duchu i przyspieszyła kroku. 

*

Wielka kotwica z pluskiem zanurzyła się w odmętach wzburzonego morza. Statek zakołysał się złowrogo, co sprawiło że Ugo znów zaczął szybciej nabierać powietrza do płuc. Gdy Draco i Hermiona przeszli na prawą burtę, wszyscy stanęli przed dyrektorem, który w jednej ręce trzymał różdżkę a w drugiej mapę. 

- Jest pan pewien, że to właśnie tutaj? - zapytała Charlotte niepewnie. 

- Tak panno Blanchard, jestem pewien - odparł dyrektor. 

- Po czym pan to poznaje? - Arturo nie krył zaciekawienia. Czuł jednocześnie i radość i strach. Odkąd trafił do Międzynarodowej Szkoły Magicznych Więzi i usłyszał historię swojej patronki, pragnął ją poznać, dowiedzieć się jaka była gdy jeszcze chodziła po Ziemi. Jawiła mu się jako istota doskonała, protoplastka całego magicznego świata i ideał czarownicy. 

- Zbliżcie się do poręczy - nakazał uczniom Marcus i gdy wszyscy posłusznie wyjrzeli za burtę, ich oczom ukazał się niecodzienny widok.

Pośrodku granatowego morza utworzył się lej, który jak mogło się wydawać, sięgał aż do dna. Pomimo tej anomalii zakotwiczony statek nie poddawał się sile przyciągania, co zapewne było dziełem magii dyrektora. Zaskoczeni uczniowie spojrzeli na mężczyznę i znowu na przeraźliwy wir. 

- Jakim cudem to nie wydaje żadnych dźwięków? - zdziwiła się Hermiona. Była przerażona faktem iż wcześniej nie była w stanie zauważyć dziwnego zjawiska.

- To magia, panno Granger. 

- Magia? - Draco nieufnie spojrzał na morski lej. 

- Magia najwyższej klasy - odparł Castellanos. - Tak zaawansowana, że dla nas praktycznie niemożliwa - dodał podchodząc do burty. 

- I co teraz? - zapytał Ugo który na widok niezwykłego czaru całkowicie zapomniał o chorobie morskiej. 

- Cóż, musicie dostać się do środka - odparł spokojnie dyrektor. - Mam wrażenie że to rodzaj drogowskazu. 

- Pan żartuje... - wychrypiał Ugo. 

- Ani myślę - zaprzeczył dyrektor, po czym wyczarował pośrodku statku niewielką kapsułę ze szkła, stali i złota. - To przetransportuje was na dno - oświadczył i podszedł do czegoś, co Hermionie przywodziło na myśl windy w ekskluzywnych hotelach. 

- Panie dyrektorze - zaczął powoli Malfoy - Załóżmy że ta... Kapsuła, zabierze nas z powodzeniem na dno. Nie rozbijemy się o skały i nie zabije nas ciśnienie... Moje pytanie brzmi, co dalej? Jaki jest plan? 

Wszyscy utkwili wzrok w mężczyźnie. Nikt się do tego nie przyznawał, jednak od samego początku oczekiwali od niego wskazówek. Od chwili w której stwierdził że dwoje z nich jest wcieleniem Selene i Heliosa. Nie chcieli przyznać tego ani przed innymi, ani przed sobą, ale byli przerażeni. Wizja podróży na środek niebezpiecznego morza, poszukiwanie Złotego Rogu Jednorożca i cała ta misja która w razie niepowodzenia skończy się niczym innym jak zagładą ludzkości skutecznie spędzała im sen z powiek.

- Nie wiem - odparł w końcu dyrektor. - Zaszliśmy dalej niż ktokolwiek z mojej rodziny. Nikt przed nami nie zdołał tutaj dotrzeć i nie dlatego że nie mieli mapy, ale dlatego że was jeszcze wtedy nie było. 

- Nas? - zmarszczyła brwi Hermiona. - To znaczy... 

- Tak panno Granger, ten dziwny wir jest dowodem na moje przypuszczenia. Dusze Selene i Heliosa odrodziły się w którymś z was i niestety, moja rola się tutaj kończy - powiedział i podszedł do kapsuły. Uchyliwszy drzwi ciągnął dalej. - Reszta należy do was. Macie różdżki, znacie zaklęcia pozwalające przeżyć pod wodą przez dłuży czas. Wierzę że dacie sobie radę. 

Przez krótką chwilę panowała kompletna cisza. Uczniowie spojrzeli po sobie, aż w końcu Arturo wszedł do szklanej windy jako pierwszy. 

- Po prostu to zróbmy - powiedział wzruszając ramionami. Starał się brzmieć tak, jakby wcale nie obawiał się tego co miało nastąpić. Ku jego zaskoczeniu już po chwili cała reszta weszła do magicznej kapsuły. 

Dyrektor kiwnął głową i z pomocą zaklęcia przeniósł uczniów ze statku wprost do środka groźnie wyglądającego wiru. Gdy tylko to uczynił morze znów zmieniło się w granatową taflę, marszczoną przez niewielkie, białe fale. 

~

 Mimo iż z zewnątrz kapsuła wydawała się być mała, wewnątrz wszyscy mieli dosyć przestrzeni by swobodnie spacerować po jej wnętrzu. Hermiona rozpoznała ten czar. Często używała go do zaczarowywania swoich kufrów i torebek tak, by mogły pomieścić wszystkie jej rzeczy. To wspomnienie sprawiło iż przed oczami stanął jej Hogwart. Uczucie tęsknoty wypełniło jej serce. Jeszcze nigdy nie była tak daleko od domu, od ukochanej szkoły, od rodziców i najukochańszej babci. Próbowała znaleźć w sobie siłę i przywołała w myślach twarze swoich przyjaciół. Harry, Ginny, Ron... Tak wiele się zmieniło w tak krótkim czasie. Czy po jej powrocie będzie tak jak kiedyś? Czy powrót do przeszłości w ogóle był możliwy? Szczerze w to wątpiła. Ron co prawda przeprosił ją przed wyjazdem i życzył powodzenia jak prawdziwy przyjaciel, jednak w Harry'm i Ginny było coś dziwnego. Nie miała czasu by ich o to wypytać, obiecała więc sobie że gdy wróci do szkoły po Nowym Roku, priorytetem będzie dla niej właśnie ta sprawa. 

- Spójrzcie! 

Głos Miki wyrwał ją z zamyślenia. 

Nie wiedziała na jakiej znajdują się głębokości, jednak dzięki światłu jakie samoistnie wytwarzała kapsuła mogła stwierdzić, że są bardzo daleko od powierzchni. Ich oczom ukazały się zgliszcza czegoś, co przed tysiącami lat zapewne było krainą Atlansis. Ruiny ojczyzny Selene pokrywały glony, skorupiaki i ukwiały. Na widok szklanej kapsuły, ryby wszelkiej maści uciekały w popłochu. Arturo niemal przykleił się do szyby, nie mogąc uwierzyć w to co widzi. 

- To niesamowite... - wyszeptał z zachwytem brunet. 

Nagle z oddali Hermiona dostrzegła błysk światła i poczuła okropne zawroty głowy. Zachwiawszy się zahaczyła o ramię stojącego obok Dracona. 

- Wszystko w porządku? - zmarszczył brwi blondyn i delikatnie potrzymał dziewczynę za łokieć. 

Kasztanowłosa przytaknęła, lecz w tym samym momencie jej umysł przeszyła ta sama wizja, jakiej doświadczyła tuż przed opuszczeniem jaskini. Nigdy nikomu o niej nie wspominała, gdyż uważała to za majaki zmęczonego umysłu. Przed jej oczami stanęła twarz pięknej i młodej kobiety. W rysach nieznajomej było coś dobrze jej znanego, coś czego nie potrafiła nazwać. Jedyne co potrafiła zapamiętać z tych kilku sekund, to niezwykle jasny odcień włosów. Była wręcz pewna, że miały kolor bielszy od najczystszego śniegu. 

- Też to czujecie? - zapytał nagle Ugo mocniej zacisnąwszy palce na różdżce. 

- Cała kabina się trzęsie! - zawołała Charlotte, która z paniką wymalowaną na twarzy podbiegła do chłopaka. 

Hermionę nagle olśniło. Nie wiedziała dlaczego uzmysłowiła to sobie dopiero w takich okolicznościach, ale w tej właśnie chwili zrozumiała że opiekunka domu Słońca darzy uczuciem opiekuna Domu Sztormu i to zapewne z wzajemnością. Od pierwszego dnia przyjazdu do włoskiej szkoły widziała ich wzajemne relacje i od czasu do czasu przyłapywała się na obserwacji tej dwójki, jednak oboje byli dosyć powściągliwi w okazywaniu sobie uczuć, by móc być czegokolwiek pewnym na sto procent. Jednak teraz, gdy kapsuła drżała niczym podczas trzęsienia ziemi, splecione dłonie opiekunów nie zostawiły kasztanowłosej żadnych złudzeń.  

- Co się dzieje?! - przerażona Mika chwyciła Arturo za ramię i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu pęknięć. Szklana winda była jednak cała i nie zanosiło się na to, by miała się roztrzaskać w drobny mak. 

- Nie mam pojęcia, ale może.... Może musimy wyjść? - powiedział chłopak i spojrzał na pozostałych. 

- Wyjść dokąd? - parsknął Draco. - I niby jak mamy "iść"? - dodał po chwili z sarkazmem. 

Kłótnia wisiała w powietrzu. Nikt nie wiedział co powinni teraz zrobić, jednak Hermiona po chwili zastanowienia odparła. 

- Zaklęcie tarczy - powiedziała i rzuciła na siebie czar. W tym samym momencie jakaś niewidzialna siła wyrzuciła ją poza szklane ściany kabiny. 

- Granger! - wrzasnął Draco z przerażeniem, jednak uspokoił się szybko na widok kasztanowłosej, stojącej pośrodku olbrzymiej bańki. - Jesteś szalona, wiesz? - wrzasnął zacisnąwszy pięści. Serce wciąż waliło mu jak oszalałe. 

Hermiona wzruszyła ramionami i z uśmiechem na twarzy pomachała do pozostałych. Kilka minut później cała szóstka kierowała się w stronę światła, wydobywającego się spośród ruin. 

Droga wiodła przez zgliszcza, skały i wysoką morską roślinność. Zagłębiając się coraz bardziej czuli na sobie czyiś wzrok. Nie dostrzegli jednak nikogo ani niczego, jedynie strzępy dawnej cywilizacji, która upadła za sprawą oszalałej z bólu i nienawiści Amfitydy. Po pewnym czasie blask stał się niemal oślepiający. Z każdym metrem mrużyli oczy coraz bardziej, aż w końcu, gdy myśleli iż będą musieli iść przed siebie z zamkniętymi oczami, bańki zatrzymały się przed czymś czego nie potrafili w żaden sposób nazwać. 

- A niech mnie... - mruknął Arturo na widok ściany światła. 

Bariera przypominała taflę zmąconej wody, mieniącej się niczym diament. Wydawała się być plastyczna, niemal żywa. Hermiona spojrzała w stronę Dracona. Na twarzy chłopaka malował się niemy zachwyt. Po chwili przeniosła wzrok z powrotem na barierę za którą zniknęło światło i zapragnęła jej dotknąć. 

- To co robimy? - zapytała Mika rozejrzawszy się dookoła. - Jakieś sugestie? 

Arturo zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia w jaki sposób można by przeniknąć do środka. Nie przychodziło mu na myśl żadne konkretne zaklęcie.  

- Atak raczej nie wchodzi w grę? - zapytał Ugo, lecz na widok wyrazu twarzy Charlotte natychmiast porzucił naprędce stworzony plan.

Opiekunowie domów zaczęli wymieniać się spostrzeżeniami. Zajęci dyskusją i obroną swoich racji, nie zauważyli tego co w międzyczasie działo się z ich podopiecznymi. 

Hermiona i Draco niemal w tym samym momencie wyciągnęli przed siebie dłonie. W ich głowach pojawił się głos, tak czysty i przyjazny, że na samo jego brzmienie w ich sercach zrodziła się najprawdziwsza radość. Czuli przyciąganie tajemniczej siły ukrytej za perłową barierą i pragnęli poznać tego, kto się za nią ukrywał. Mieli wrażenie że znali ten głos od dawna. Był melodią którą śpiewała Ziemia od zarania dziejów, marzeniem tysięcy dusz. Spojrzeli na siebie i kiwnęli głowami na znak zrozumienia. Odpowiedź była na wyciągnięcie ręki, wystarczyło dotknąć jej opuszkami palców... 

- Draco? Hermiona? Co wy robicie? 

Charlotte zadała swoje pytanie w tym samym momencie, w którym dłonie uczniów Hogwartu dotknęły perłowej powłoki. Nikt nie był przygotowany na to, co stało się później. 

~

Marcus Castellanos krążył po pokładzie swojego statku siląc się na spokój. Wiedział że nie może pomóc swoim uczniom w żaden sposób, jednak wierzył że mimo wszystko dadzą radę i odnajdą Złoty Róg Jednorożca. Bez tego wszystko co znali czekała zagłada, a on okryje hańbą całą swoją rodzinę która włożyła w to tyle pracy i wysiłku. Powstrzymywał się przed zbyt częstym spoglądaniem na zegarek, lecz musiał przyznać że szło mu kiepsko. W którymś momencie usłyszał dziwny dźwięk. Podbiegł do prawej burty i wychylił się przez poręcz. Morze zaczęło się kotłować niczym wulkan, fale strzelały do góry rozbryzgując dookoła białą pianę, aż w końcu z wnętrza dziwnego zjawiska wystrzeliła kabina z czworgiem uczniów w środku. 

Dyrektor zareagował natychmiast. Rzucając zaklęcie spowalniające ostrożnie przeniósł  szklaną windę na pokład. 

- Co się stało? - zapytał otworzywszy drzwi. Arturo, Charlotte, Mika i Ugo wyszli na zewnątrz na miękkich nogach. - Gdzie uczniowie z wymiany? 

Opiekun domu Sztormu wskazał na wzburzone morze. 

- Zostali tam - powiedział, po czym pobiegł w stronę toalet. 

Dyrektor zmarszczył brwi. 

- Jak to "tam"? Arturo! Co on miał przez to na myśli? 

Brunet wciąż wpatrując się w fale, odparł. 

- Nie wiem jak to panu wytłumaczyć, ale... Coś ich zabrało. Jakaś dziwna siła wepchnęła nasze bańki z powrotem do kapsuły i wyniosła na powierzchnię, ale oni... - na samo wspomnienie zabrakło mu słów. 

- To coś ich wciągnęło - dokończyła za niego Mika. Leżąc na pokładzie brała głębokie, łapczywe wdechy. 

- Dotknęli tego, a to coś ich wchłonęło - poprawiła ją Charlotte. - Nie wiem co to było, ale sprawiło że jakimś cudem nie zginęliśmy od nagłej dekompresji... - dodała chwytając się za głowę. 

- Powinniśmy tam wrócić! - krzyknął Arturo jakby nagle oprzytomniał. Rzucił się w stronę burty, jednak dyrektor w ostatniej chwili zdążył powstrzymać go przed skokiem do morza. 

- Nie! Nie. - powiedział mężczyzna i spojrzał na powoli uspokajające się fale. - Wydaje mi się że tak właśnie miało być.... Chodźmy pod pokład, musicie coś zjeść - dodał i wciąż trzymając Arturo za ramię, wyciągnął dłoń do leżącej na deskach Miki. 

*

Gdy tylko przedostali się na drugą stronę, uderzyli o marmurowy bruk z niemałym impetem. 

- Ugh, nie myślałam że to będzie twarde lądowanie - powiedziała Hermiona opierając się na jednym łokciu. - Wszystko w porządku? - zapytała Dracona który wstawał z podłogi. Chłopak przytaknął i podał jej dłoń. Nie protestowała. Wstając rozejrzała się dookoła i z zachwytem przyjrzała się marmurowej sali, której sufit podpierały wysokie kolumny. Pomieszczenie przypominało grecką lub rzymską świątynię, jednak jej podłużny kształt zakończony po drugiej stronie dwuskrzydłowymi drzwiami, sugerował że znaleźli się w korytarzu prowadzącym do innej sali. 

Nagle jednak Hermiona zdała sobie z czegoś sprawę. 

- Co z resztą? - powiedziała i rzuciła się ku perłowej ścianie. Próbowała przedostać się na drugą stronę, jednak już po chwili zrozumiała że jest to zwyczajnie niemożliwe. - To na nic - westchnęła i odwróciła się w stronę Ślizgona. 

- Jak myślisz, gdzie jesteśmy? - zapytał blondyn i wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni. 

Kasztanowłosa przez chwilę milczała. 

- Wydaje mi się, że w ruinach zamku króla Solona - odparła i zrobiła kilka kroków do przodu. Draco podążył za nią. 

- Nie uważasz że jest tutaj... No wiesz, za czysto? - zapytał przyglądając się białym marmurom. - Wszystko inne jest pod wodą, pokryte glonami i ukwiałami... 

Hermiona przytaknęła. Nie wiedziała dlaczego akurat ta część zamku starożytnego władcy uchowała się w tak dobrym stanie. Miała jednak przeczucie, że odpowiedzialna jest za to owa bariera którą razem z Draconem przekroczyła. 

- Myślę że odpowiedź znajduje się za tymi drzwiami - powiedziała stając naprzeciwko wejścia. 

- Jesteś pewna że powinniśmy to zrobić? - zapytał blondyn z powątpiewaniem. Miał wrażenie że ich decyzja poniesie za sobą nieodwracalne konsekwencje. 

Hermiona przeniosła na niego swój wzrok. 

- Zaszliśmy już tak daleko... Z resztą, zanim dotknęłam bariery poczułam coś niezwykle dobrego... Też to czułeś, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie. 

- To prawda - odparł Draco. - Wiem jak to brzmi, ale to coś przyciągało mnie do siebie swoją dobrocią. Nie czułem strachu gdy wciągało mnie do środka. 

Hermiona uśmiechnęła się na te słowa. 

- Właśnie! Dlatego wydaje mi się, że nie mamy się czego obawiać - dodała i chwyciła za jedną z eleganckich klamek. Serce zatrzepotało jej w piersi niczym mały koliber. - To co, razem? - zapytała i gdy w końcu Draco położył dłoń na drugim uchwycie, oboje przekroczyli próg wielkiej komnaty. 

~

Gdy tylko drzwi otworzyły się na całą szerokość, ich oczom ukazało się coś, co zaparło im dech w piersiach. Cała komnata tonęła w świetle planet i gwiazd, które wypełniały każdy centymetr przestrzeni. Pośrodku komnaty wspartej na kilkunastu kolumnach, między sufitem a podłogą dryfowała istota jaśniejąca niczym księżyc w pełni. Jej jasna skóra wchłaniała drobinki światła, a białe włosy falowały niczym poruszane wiatrem. Całą jej istotę oplatały cienkie ścieżki miniaturowych orbit, które razem tworzyły srebrne pierścienie wokół drobnego ciała dziewczynki. W całej komnacie panowała idealna cisza, zakłócana od czasu do czasu szumem poruszających się ciał niebieskich. 

Hermiona i Draco zrobili nieśmiały krok ku nieznajomej. Z początku wydawało im się że istota śpi, jednak po chwili dostrzegli śledzący ich wzrok. Oczy dziewczynki miały niesamowity kolor. Były mieszaniną wszystkich znanych na ziemi barw, które co jakiś czas zmieniały się niczym w kalejdoskopie. Gryfonka i Ślizgon czuli że przed tymi oczami nic nie jest w stanie się ukryć. 

Zafascynowani stanęli w odległości kilku metrów od istoty i przyjrzeli się jej dokładniej. Draco nie przypominał sobie by kiedykolwiek słyszał o kimś podobnym, jednak Hermiona nagle zabrała głos, przerywając panującą dookoła ciszę. 

- To ciebie widziałam w moich wizjach, prawda? - zapytała zatrzymując wzrok na białych włosach dziewczynki. 

Nieznajoma przytaknęła. Gryfonka uśmiechnęła się nieznacznie i spojrzała na Dracona, który przyglądał się jej ze zdumieniem. 

- O czym ty mówisz, Granger? - zapytał siląc się na spokój. 

Hermiona spojrzała na istotę i odparła.

- Zaraz po naszej przygodzie w jaskini, tuż przed tym gdy Mika i Arturo po nas przylecieli, przez ułamek sekundy wydawało mi się że coś widzę. Coś, a raczej kogoś... - powiedziała i znów odwróciła twarz w jego stronę. - Tę samą twarz widziałam dzisiaj na statku. Byłam przekonana że to tylko majaki, ale teraz wiem że się myliłam.

Draco zmarszczył brwi słysząc to wyznanie. Ostatnią osobą z wizjami był Potter i jak wszyscy wiedzieli nie skończyło się to zbyt dobrze. Przyglądając się lewitującej dziewczynce nie czuł strachu, jednak wciąż nie tracił czujności.  

- Kim jesteś? - zwrócił się do istoty i przybliżył do kasztanowłosej o kilka centymetrów. 

Pełna napięcia chwila zdawała się trwać w nieskończoność. 

- Jestem Okiem Gwiazd - odparła dziewczynka. Jej głos, mimo iż melodyjny i spokojny, wydawał się być równie mocny i pełen powagi. 

- To twoje imię? - zapytała Hermiona gdyż nic jej to nie mówiło. 

- Jedno z wielu - przytaknęła dziewczynka. - Przez tysiąclecia nosiłam różne imiona, czasem nie posiadałam żadnego - dodała tajemniczo. - Jeśli chcecie, możecie nazywać mnie Diviną*.

Draco i Hermiona spojrzeli na siebie krótko. 

- Co to za miejsce? - zapytał chłopak rozglądając się dookoła. Właśnie mijała go miniaturowa wersja Jowisza, lśniąca niczym kryształ. - Dlaczego to właśnie nas wpuściłaś do tej komnaty? 

Dziewczynka rozłożyła drobne, jasne ramiona. Na opuszkach jej palców pojawiło się delikatne, niebieskie światło, które rosło z każdą sekundą. 

- Jesteśmy w podziemiach zamku nieżyjącego już władcy - odparła Divina. - Króla, którego starsza córka doprowadziła do zagłady. Tak długo na was czekałam w ruinach tej świątyni! Chociaż, patrząc na to przez skalę czasu, minęła zaledwie chwila... 

W tym samym momencie przed Hermioną i Draconem pojawiła się projekcja minionych wydarzeń. Zaskoczeni oglądali w przyspieszeniu to, co miało miejsce przed tysiącami lat na wsypie Atlansis. Narodziny książąt, odkrycie w sobie magicznych zdolności, przybycie Heliosa, życie na wyspie, rodzące się uczucie pomiędzy Selene i jasnowłosym chłopcem, nienawiść i zazdrość Amfitydy, aż w końcu zagłada cywilizacji i śmierć ukochanych. Gdy Selene i Helios składali sobie obietnicę, tuż po ich śmierci Ślizgon i Gryfonka dostrzegli dwa jasne snopy światła, wydobywające się z ich ciał. Promienie pognały w stronę nieskończonego kosmosu, który zaczął wirować zlewając ze sobą gwiazdy w jedną całość. Nagle wszystko znów się zatrzymało. Przed oczami dwójki uczniów Hogwartu pojawiły się sceny narodzin. Z jednej strony do szczęśliwej pary w sali szpitalnej uśmiechał się lekarz w białym kitlu i pielęgniarka, z drugiej magiczna akuszerka, która podała zmęczonej kobiecie jej dziecko i spojrzała w oczy wysokiego mężczyzny. 

- To moi... To moi rodzice - powiedzieli jednocześnie Hermiona z Draconem. 

W okolicy serca noworodków pojawiło się małe światełko, niezauważalne dla oczu zebranych. Wypełniło dzieci swoją jasnością, po czym rozlało się po całym ciele i zniknęło. Pierwsze kroki, pierwszy uśmiech, pierwsze łzy. Oglądali swoje dzieciństwo jak kinową projekcję i nie mogli oderwać od niej wzroku. Pierwszy dzień w Hogwarcie, pierwszy lot na miotle, pierwsza wizyta w zamkowej bibliotece. Lekcje eliksirów, obserwacja gwiazd z wieży astronomicznej, kłótnie z przyjaciółmi, walka z narastającym niebezpieczeństwem... Przez cały ten czas jaśnieli złotym blaskiem, który wypełniał ich ciała i pchał do działania. Był tarczą podczas licznych zagrożeń i ciepłą myślą pośród pozbawionych nadziei dni. Drogowskazem łączącym ich drogi ze sobą. 

Nagle obraz zmienił się w lustro. Spojrzeli na własne odbicia, które nie wyróżniały się niczym szczególnym. Minęła chwila zanim zrozumieli znaczenie tego co ujrzeli. 

- To niemożliwe... - powiedział Draco słabym głosem. 

Hermiona oderwała wzrok od swojego odbicia i spojrzała na Divinę. Sprzeczne myśli kłębiły się w jej głowie niczym splecione nici które nie chciały dać się rozplątać. Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyła. Nie chciała w to uwierzyć... 

- Dlaczego nam to pokazałaś? - zapytała gniewnie marszcząc brwi. - I co to w ogóle ma znaczyć? - dodała robiąc krok do przodu. - Bo nie uwierzę że... 

- Czyż nie przyszliście do mnie chcąc się dowiedzieć, kto jest wcieleniem Selene i Heliosa? - odpowiedziała pytaniem na pytaniem dziewczynka. - Teraz już wiecie że dusze przedwiecznych magów odrodziły się w waszych ciałach, możecie zatem... 

- To jakiś absurd! - uniósł się Draco przerywając istocie w połowie zdania. - Próbujesz wmówić nam coś, co jest całkowicie pozbawione sensu! 

Divina spojrzała na arystokratę ze spokojem. 

- Dlaczego tak uważasz? 

Ślizgon wziął głęboki wdech. Jego zaciśnięte pięści drżały pod wpływem emocji, oczy ciskały błyskawice. Sam nie wiedział co dokładnie czuł, był za to pewny jednego... 

- Nie kocham Granger, a ona nie kocha mnie! - wrzasnął na całe gardło. - A z tego co wiem, Selene i Helios darzyli się ponadprzeciętnym uczuciem, umarli za siebie nawzajem... To co mówisz jest kłamstwem!  

Hermiona spojrzała na Dracona nie wiedząc co powiedzieć. Szok jakiego doznała wciąż mącił jej zazwyczaj trzeźwy umysł. Czuła jednak że za słowami Malfoya kryje się nic innego jak strach. Dostrzegła jego drżące dłonie i nagle ogarnął ją spokój. Musiała być silna i tak jak zawsze stawić czoła wyzwaniu. To właśnie odwagę ceniła w sobie najbardziej i nie chciała by zabrakło jej wiary w siebie w tak ważnym momencie. 

- Jeżeli to co mówisz jest prawdą - odezwała się nagle, starając się z całej siły by głos jej nie zadrżał. - To w takim razie Złoty Róg Jednorożca należy do mnie. To znaczy do nas - poprawiła się szybko spojrzawszy na Dracona. 

Białowłosa dziewczynka przez chwilę przyglądała się dwójce roztrzęsionych uczniów, po czym klasnęła w drobne dłonie. Spomiędzy jej kruchych palców wyłonił się złoty, spiralny róg, jaśniejszy od wszystkiego co znajdowało się w pomieszczeniu. Legendarny przedmiot, będący siłą i częścią samej Selene powoli zbliżał się do Hermiony. 

- Musicie wiedzieć, że jeśli zdecydujecie się na zabranie Rogu, tym samym przypieczętujecie swój los - powiedziała Divina z tym samym spokojnym wyrazem twarzy. - Będziecie musieli stawić czoła złu, jakie pochłonęło nieszczęsną Amfitydę i które na powrót zagraża całemu światu. Mam nadzieję że rozumiecie jak ważne jest to zadanie...

Hermiona wahała się przez chwilę. Złoty Róg był coraz bliżej, jednak ona wciąż nie wyciągnęła przed siebie dłoni. Czy powinna to zrobić? Czy da sobie radę? Przecież nie była Selene samą w sobie. Już nie wiedziała kim tak naprawdę jest. Hermioną? Starożytną czarownicą? A może nikim... Nagle poczuła jak jej dłoń się unosi i spojrzała w twarz Dracona, który chwycił ją za rękę. W oczach chłopaka wciąż malowała się wściekłość zmieszana ze strachem. 

- Weźmiemy odpowiedzialność za zadanie jakie przed nami postawiłaś, jednak wciąż uważam że nastąpiła pomyłka - powiedział zacisnąwszy palce Hermiony na Złotym Rogu. - Nie mam w sobie nic z twórcy pegazów, nic z boskiego Heliosa, ukochanego Selene, patrona Domu Słońca którego tak wielu darzy szacunkiem i czcią... Jestem Draco Malfoyem, Ślizgonem i kapitanem drużyny mojego domu. Nie pozwolę by jakaś pradawna przepowiednia dyktowała mi swoje warunki! 

Nagle Złoty Róg wybuch oślepiającym blaskiem. Kasztanowłosa i blondyn, owiani białym dymem, poczuli że ich szkolne ubrania zaczynają się zmieniać. Starożytny artefakt zawisł między nimi i gdy wszystko się uspokoiło, oboje spojrzeli na siebie w niemym zdumieniu. Ich ciała zdobiły delikatne szaty, wyszywane złotem i szlachetnymi kamieniami. Na czole Hermiony pojawił się znak srebrnego półksiężyca, za to czoło Darcona zdobiło złote słońce. 

- Rozumiem wasze wzburzenie - melodyjny głos dziewczynki znów wypełnił komnatę. - Musicie jednak pamiętać, że zło Amfitydy możecie pokonać jedynie wtedy, gdy wspólnie odkryjecie w jaki sposób to zrobicie. Ze złością i strachem w sercu niczego nie zdziałacie. 

Hermiona oderwała wzrok od szat i spojrzała na lewitującą przed nimi istotę. 

- Jak to odkryjecie? Nie rozumiem... Myślałam że wystarczy nam Złoty Róg Jednorożca! 

- Złoty Róg jest jedynie narzędziem, nie metodą - odparła białogłowa. 

- Kim ty właściwie jesteś? - kasztanowłosa zmrużyła powieki i zbliżyła się do Diviny. Dziewczynka zawisła na wysokości twarzy Gryfonki. 

- Odpowiedź nosisz w sobie - powiedziała, a na jej twarzy pojawił się delikatny, niemal niezauważalny uśmiech. - Żyję na tym świcie od zawsze i już na zawsze zostanę z nim połączona. Znam jego sekrety i wiem dokąd zmierza, jednocześnie nie wtrącam się w sprawy które mogą uszlachetnić jego mieszkańców. Wciąż nie odkryliście siły jaka w was drzemie, co sprawia że tak wielu z was myli mnie z wrogiem... Wydaje mi się że już znasz odpowiedź, prawda? 

Ciepły, szczery uśmiech istoty zaparł dech w piersi Hermiony. Ogarnęło ją wzruszenie i chęć dotknięcia dziewczynki, chociaż przez krótką chwilę. 

- Musicie znaleźć w sobie cel i odpowiedź na to, co tak naprawdę chcecie pokonać - powiedziała Divina i dotknęła twarzy szatynki. Po policzku Hermiony spłynęły łzy wzruszenia. 

Draco przyglądał się tej scenie w milczeniu. Nie wiedział kim dla Gryfonki była owa dziwna postać, jednak pomyślał że obie prezentują się niezwykle pięknie, wręcz nieziemsko. Nagle zauważył że planety dookoła niego zaczęły dziwnie wirować, tak jak samo powietrze i rozsiane po pomieszczeniu gwiazdy. 

- Co się dzieje? - zapytał wyciągnąwszy swoją różdżkę spomiędzy fałd eleganckiego materiału. 

- Powinniście wracać na powierzchnię - powiedziała dziewczynka i za pomocą gestu przywołała do siebie Złoty Róg. Podając go Hermionie znów się do niej czule uśmiechnęła. 

- Musisz po prostu uwierzyć - dodała i uniosła się ponad srebrne obręcze planet. Klasnęła w dłonie mocniej niż poprzednio i w tym samym momencie Draco i Hermiona zostali zamknięci w wielkiej, kryształowej kuli, która ruszyła ku wyjściu z komnaty. 

- Kto to był? - zapytał Draco i spojrzał na kasztanowłosą, która ściskała w dłoniach magiczny artefakt. 

Hermiona uśmiechnęła się nieznacznie. 

- Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to był ktoś z kim czasem lubię porozmawiać... 

Arystokrata nic z tego nie zrozumiał. Trzymając różdżkę w pogotowiu patrzył jak wielkie drzwi zamykają się za nimi. Po chwili marmurowy korytarz zniknął w odmętach morskich głębin. Kryształowa kula mknęła ku powierzchni, nie pozwalając doznać jej pasażerom nawet najmniejszych ran. Gdy w końcu wynurzyli się na powierzchnię wyskoczywszy z wody niemal jak lekka dmuchana piłka, spojrzeli na statek gdzie dostrzegli uczniów Międzynarodowej Szkoły Magicznych Więzi wraz z dyrektorem. Ich oczy były utkwione we wciąż nienaturalnie lśniącym Złotym Rogu Jednorożca. 

*Divina (z łac. boska)

__________________________

SŁOWO OD AUTORKI:

Mamy to Kochani! Można powiedzieć że większa część opowiadanie jest za nami :) Nie znaczy to że nie czekają nas nowe przygody, problemy, wzruszenia. Ten rozdział był dłuższy od poprzednich i mam nadzieję że przypadł Wam do gustu. Jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów? Tego dowiemy się już niebawem! Do napisania moi drodzy! :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro