Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6, czyli SNOWBOARD I POWAŻNE ROZMOWY

Dobra, pora na wyjaśnienia, skąd się wzięła okładka całej tej opowieści. Poza ultra strachliwym i powolnym romansowaniem z emo drugie pół mojego życia zajmuje snowboard i mój najlepszy przyjaciel Bulion. (To nie jest jego prawdziwa ksywka). Mieszka z 80km ode mnie i widzimy się prawie tylko w zimie, więc w sumie nie kalkuluje się to na pół życia, ale mogę śmiało stwierdzić, że Bulion jest dla mnie ważny (jak to brzmi wgl xd). Razem jeździmy sobie na deskach, no a że jesteśmy mniej więcej tak samo dobrzy, to jeden motywuje drugiego do zrobienia czegoś nowego i trudniejszego. (w tym roku np. zaczęliśmy się uczyć frontflipa tbw, ale 90% czasu wyglądaliśmy jak dzikie rysie z downem tarzające się na plecach. Pozostałe 10% już PRAWIE wyszło). Dążymy do czegoś takiego jak ziomek na medii (Marcus Kleveland), ale niestety chyba nie starczy nam czasu, bo Marcus ma lat 19, Bulion 17, a ja 16. Na razie najlepsze co umiem to 360 z hopy i bez. No i może, ale tylko może, frontflip w tym sezonie. (Już byliśmy serio blisko!! XD) W każdym razie do tego fidget spinnera z filmiku jeszcze nam troszku brakuje. Poza triczkami na desce są jeszcze dwie, jakby główne kierunki: prędkość i jazda poza trasą (czyli tzw. freeride). Pierwszego w ogóle nie lubię. Umiem pojechać szybko, ale dla mnie to nudne. Prujesz w dół bezmyślnie i nie robisz absolutnie nic. Rozumiem jednak, że niektórych może to pociągać. W mini klubie snowboardowym (jest serio mini, ma 2 osoby) mam znajomego Orzecha. Nie do końca umie skręcić chociażby porządne BS180, ale ostatnio, jak wygrałem z nim wyścig, to było 5 lat temu, w drugim sezonie jego jazdy, a moim czwartym. Młody po prostu tak pruje, że po 10 sekundach tracę go z oczu, a trener tak samo. Jest to irytujące, bo ja chcę jechać wolniej i się pobawić w jakiś freestyle, ale trener też jeździ pod kątem prędkości, no i oczywiście zapierdala za Orzechem. To ja nie mogę robić triczków i jechać troszkę wolniej, bo będą czekać na mnie na dole w nieskończoność. W związku z tym muszę zakurwiać w dół jak pojebany, sfrustrowany moim nieszczęściem. (Dlatego też się cieszę, jak Bulion wpadnie. 0 parcia, tylko zabawa cały dzień. Mam też dorosłego znajomego, z którym można pojeździć w takim samym stylu, ale on jest instruktorem i ma całe dnie zawalone lekcjami. Z drugiej strony fajnie że czasem pojeździmy, bo uczy mnie spoczko rzeczy, którymi mogę rozjebać potem Buliona w SNOW'A (SKATE, tylko snowboardowy)). Przejdźmy do kategorii: freeride. Druga rzecz, którą kurwa ubóstwiam. To jest coś pięknego. Szkoda tylko, że jak zjedziesz z trasy w Parku Narodowym i Cię złapią, to dostajesz 500zł mandatu. A kurwa w schroniskach pozwalają palić plastikiem, a drzewa wycinają na apartamentowce! A zostawię za sobą kreskę na śniegu i już kurwa wielki problem. W każdym razie jeśli chodzi o freeride, oczywiście łamię zasady i idę. Zgaduję, że nie rozumiecie. I dobrze. Żeby zrozumieć, trzeba się przejechać po puchu. To jest TOTALNIE inne uczucie. Trochę jak surfing, śnieg sam Cię niesie, no.. po prostu WOW. Każde pieniądze są tego warte. Hamujesz i zasypuje Cię puch. Skaczesz i wpadasz do śniegu, który jest jak basen z gąbkami. Bulion też lubi freeride, często razem chodzimy. Trener lubi. Mój drugi przyjaciel, też ważny, nazwijmy go Korros, on to dopiero uwielbia freeride. Raz zjeżdżamy na koniec trasy, a ten do mnie:

- Ej, Miki, idziemy na freeride?

- Yyy tam? Człowieku, tam nigdzie nie wyjedziesz. I zatrzymasz się po 15 metrach bo jest za gęsto. 

- No chodź no chodź no chodź no chodź no chodź no chodź no chodź noooo

- Dobra, dobra. Ale ostrzegałem!

Ujechaliśmy 20 metrów. Po czym las był za gęsty i musieliśmy wypiąć deski. Śnieg sięgał nam do klatek piersiowych. Zaczął padać następny. Korros był dość gruby i miał słabą kondycję. Przejście 20 metrów z powrotem zajęło nam 3 godziny, w czym:

- wspinałem się na drzewo, żeby zobaczyć, gdzie jesteśmy, bo się zgubiliśmy;

- Korros panikował;

- Nosiłem deskę Korrosa;

- Nosiłem Korrosa;

- Zrobiliśmy snapa; 

- Korros zgubił okulary i spanikował bardziej;

- Znalazłem oksy Korrosa;

- Korros dostał opierdol od mame, gdzie on się podziewa, bo mieli jechać 2h temu;

- Zapadła noc;

- Uratowało nas światło ratraka, który pokazał nam drogę;

- Na koniec skarpa, po której musieliśmy się wspiąć na trasę, była tak zamarznięta, że gramoliliśmy się na nią kolejną godzinę. 

Podczas zjazdu w dół trasą Korros znów zgubił oksy i musiałem go trzymać za ręce 3/4 zjazdu bo nic nie widział. 

Ogólnie wspominamy to do dziś pozytywnie, a Korros zawsze powiada "Co Ci odjebało z tym freeridem, stary??!". Poza tą sytuacją oczywiście nie muszę odpinać deski do końca freeride'u, no i płynę aż do miejsca, do którego chcę dotrzeć, i ogólnie wszystko jest super i jestem happy. (zdjęcie z okładki. Jeden z lepszych freeride'ów ever).

Co do emo, uczę ją snowboardu. To kolejna świetna rzecz. Nie muszę jeździć z kimś, kto jest naprawdę dobry. Uwielbiam uczyć i dzielić się pasją, a emo naprawdę szybko łapie. Umie już skręt ślizgowy i tail pressa, jedno i drugie naprawdę całkiem nieźle, a jeździ dopiero jeden sezon. Nadaje mi to nadzieje, że mój egzamin instruktorski zdam bez problemu. 

A wracając do drugiego wątku tej historii, to, yy, tak. Po pierwsze, jakiś arabski chuj wie kto zaczął wstawiać na fb emo jakieś przerobione zdjęcia z kutasem dorysowanym w Paincie. Napisaniem do niego o co kurwa chodzi zdobyłem dwie rzeczy:

- Zaufanie emo;

- Jakieś brednie, że emo obraziła jego zmarłą matkę i musi za to zapłacić. 

Pół roku później wyszło, że ten chuj zna polski btw. W każdym razie, zaufanie emo! Tak, byłem szczęśliwy, że to mam. Dbam o nie bardzo. 

Pamiętacie zapytanie się mnie o samookaleczanie z poprzedniego rozdziału? No, potem wyszło, że chłopak emo właśnie to robi. I nawet bym się nie denerwował, gdyby nie to, że za każdym razem obiecał, że więcej tego nie zrobi. Tego dowiedziałem się z naszych "poważnych rozmów". I w tym upatrzyłem swoją szansę, co uznaję za trochę okrutne. Doszedłem jednak do wniosku, że nie będę niszczyć im związku, tylko wyrażę moją opinię, która brzmiała następująco:

"Słuchaj, skoro on obiecuje milion razy i nigdy nie dotrzymuje słowa, to jesteś pewna, że powinniście być razem? W sensie, gdybym był nim i wiedział, że zrobię to znowu, nic bym nie obiecał poza tym, że będę się starał tego nie robić"

Emo zamyśliła się i stwierdziła, że już sama nie wie i musi się z tym przespać. Stwierdziłem, że nie mam nic przeciwko i niech odpocznie. Sam poszedłem spać. Na drugi dzień zbyt wiele się nie zmieniło, ale w dniach dalszych nasze relacje stawały się, mogę śmiało powiedzieć, lepsze i lepsze. A do kulminacji wydarzeń doszło w styczniu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro