Wrócę [Lietpol one shot]
Toris z hukiem wyszedł z posiadłości. Był zły na cały świat. Nie wiedział gdzie szedł, ale nie chciał zostać w tym miejscu. W jego głowie nadal odbijała się rozmowa Estonii z Rosją.
.~~•~~.
Szatyn szedł właśnie do biura Ivana, przekazać mu ważne listy. Mijał wiele obrazów ze słonecznikami, zanim doszedł do danego pomieszczenia. Drewniane drzwi były lekko uchylone. Cicho zapukał w nie, jednak nikt nie odpowiadał. Zajrzał do pokoju.
- On się załamię - powiedział Edmund, poprawiając swoje okulary.
- Niby dlaczego? - odpowiedział Rosja. Siedział on w fotelu przy biurku, na którym stał fioletowy wazon z jego ulubionymi kwiatami.
- Byli przyjaciółmi! - chłopak lekko podniósł głos, jednak po chwili, widząc srogą twarz Rosjanina, skręcił sam siebie - Przepraszam.
Na twarzy jasnowłosego powrócił dziecięcy uśmiech. Toris nie miał wątpliwości, że rozmawiają oni o Feliksie.
- Dlatego to twoim zadaniem jest go o tym powiadomić - dodał Rosja. Na twarzy Edmunda można było dotrzeć lekkie przerażenie z niedowieżaniem.
- Niby jak ja mam mu to powiedzieć? - spytał niższy, szukając wymówki, aby tego nie robić.
- Prosto z mostu: Polska nie żyję - odrzekł z uśmiechem.
Torisowi zawalił się cały świat. W jednej chwili wszystkie listy wypadły mu z dłoni. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Wiedział, że Feliks miał teraz problemy, ale że aż takie? Po między kartkami dostrzegł mapę, bez granic Polski. Mocnym krokiem zaczął zmierzać w kierunku wyjścia. Złość aż z niego kipiała.
- Toris? - Na swej drodze spotkał Łotwę - Coś się stało?
Tylko na niego spojrzał, po czym znów zaczął iść. Łotwa przestraszył się jego zachowania.
- Toris! - Ravis złapał to za rękaw.
- DAJ MI SPOKÓJ! - krzyknął.
Młodszy cofnął się o kilka kroków. Dopiero po chwili szatyn zrozumiał co zrobił, jednak nie przejął się tym za bardzo. Krzyk Torisa usłyszeli również Estonia oraz Rosja, którzy poszli sprawdzić co się dzieje.
- Chyba już wie - stwierdził cicho oraz smutno Edmund.
.~~•~~.
I tak właśnie dochodzimy do momentu, kiedy Litwin szedł ścieżką. Nie był smutny - wypełniała go wściekłość na Rosję, na Prusy, na Austrię, a najbardziej na Feliksa, bo tak łatwo dał się zabić. Nagle poczuł ochotę, aby w coś uderzyć, żeby dać upust emocją. Podszedł do najbliższego drzewa i walnął pięścią w pień. Kilka zgłoszonych ptaków odleciało, a lekko zdarty nadgarstek zaczerwienił się. Adrenalina przestała w nim buzować i zaczął odczuwać tępy ból w nadgarstku. Spojrzał na krajobraz obok drzewa. Było to pole zboża. Bardzo podobne do tego, za uni jego z Polską. Cała złość z niego uciekła, a zastąpiła ją rozpacz oraz żal. Toris przypomniał sobie wszystkie chwilę spędzonę z blondynem: począwszy od pierwszego spotkania do ich rozstania spowodowanego przez Rosję. Z jego niebieskich oczu zaczęły płynąć łzy. Powolnym krokiem podszedł do złotych kłosów i usiadł kilka metrów od nich a zielonej trawie. Schował twarz w dłoniach i zaczął domyślać nad tym czy mógł udaremnić tą tragedię. Wiatr powiał jego brązowymi włosami. Coś kazało mu podnieść swój wzrok i to zrobił. Spostrzegł, że obok niego ktoś siedzi. Przestraszył się nie na żarty. Przez strasznie jasne promienie słońca nie mógł dostrzec twarzy osobnika.
- Co ty tu generalnie robisz? - spytała osoba.
Tylko jedna osoba dodawała w każde swoje zdanie "generalnie" i "totalnie".
- F-Feliks? Czy to Ty?
- Zadajesz totalnie głupie pytania. Oczywiście, że ja!
Chłopak usiadł obok niego na trawie. Teraz Toris mógł dokładniej mu się przyjżeć. Jego złociste włosy sięgające do żuchwy nadal były jedwabiste i cudownie połyskiwały na słońcu. Miał na sobie zielony mundur z krótką pelerynką oraz wojskowe buty. Zielone oczy nadal były radosne oraz ciekawe świata, jednak oprócz tego szatyn dostrzegł coś jeszcze - był to strach, ból oraz złość, skrywające się za wygodną maską "wszystko dobrze".
- Jak tam generalnie u Ciebie? - spytał Łukasiewicz bez jakiegokolwiek przejęcia się tym, że już nie istnieje.
- Podobno nie żyjesz - odparł bez emocji niebieskooki, odwracając wzrok.
Feliks wybuchnął śmiechem.
- Czy totalnie serio myślałeś, że generalnie dam się załatwić pianiście, pruskiej zarazie i Wani? Chyba żartujesz!
Ta odpowiedź podniosła Torisa na duchu. Zaczął wierzyć, że jego "zmarły" przyjaciel naprawdę siedzi obok niego.
- Nawet jeśli nie mam teraz kraju, to totalnie jeszcze wrócę - uśmiechnął się do Torisa.
Jego uśmiech zawsze był taki sam, jednak zawsze miał inne przesłanie. Zawsze po wygranych bitwach uśmiechał się dumnie, często również za jego uśmiechem kryła się złośliwość lub, jak teraz, chęć pocieszenia bliskiej osoby.
Przez chwilę wspólnie tkwili w ciszy. Nie była ona niezręczna, tylko miła.
- Cieszę się, że jesteś - powiedział w końcu szatyn.
- Też się totalnie z tego cieszę - odpowiedział śmiejąc się - Chciałbym jeszcze generalnie trochę z Tobą pogadać, ale totalnie muszę już iść - powiedział, wstając z ziemi - ale nie martw się, jeszcze wrócę.
Toris nawet nie zdążył zaprotestować i tylko spojrzał miejsce, gdzie poszedł jego przyjaciel, jednak jego sylwetką, jakby przez nagły powiew wiatru, rózmyła się w powietrzu.
- Będę czekał - powiedział cicho do siebie.
------------------------------------------------------------
Ja was chyba dzisiaj za mocno rozpieszczam, co? Dziś chyba dam jeszcze dwa rozdziały, ale nie będą to one shoty.
Do następnego rozdziału
~Szaliczek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro