Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Specjalne plotki [Nyo!Rochu one shot human au]

Wang powoli masowała swój rozbolały kark.
Jej zmiana w kawiarni miała skończyć dopiero za dziesięć minut, ale biorąc pod uwagę, że dzisiaj nie było tłumów, postanowiła chwilę odpocząć na zapleczu.
Przeczesała swoje ciemne włosy palcami i westchnęła głęboko.
Była jeszcze nastolatką, więc nie mogła liczyć na lepszą pracę niż w kawiarnii. Prawdopodobnie nawet nie miałaby tu szans, jednak szefowa tego przybytku i jej mama się przyjaźniły. Wang z tego powodu otrzymała miłe przywitanie i wszyscy dookoła niej byli uprzejmi.
Błogi spokój przerwał nagle grzmot, a firanki przy otawartym oknie zawirowały przez wiatr. Zimne powietrze uderzyło również w jej skórę, niemiło ją drażniąc.
Chinka szybko wstała z krzesełka i podbiegła, aby poprawić zasłonę oraz przy okazji zamknąć okno. Spojrzała na świat za szybą. Mimo że był wieczór, świat wydawał się ciemniejszy niż zwykle. Dziewczyna uniosła głowę i popatrzyła w niebo. Zebrało się wiele czarnych chmur, co nie było dobrym znakiem, zwłaszcza że Wang miała niedługo wracać już do domu.
Przeklnęła na siebie w myślach za to, że postanowiła nie brać dzisiaj parasola, chociaż w prognozach pogody wołali o ulewach w kolejnych dniach.
Nagle drzwi od zaplecza się otworzyły i w drzwiach stanęła kierownicza tego przybytku.
- Wang... - zaczęła miło.
Słowa te były zbyt uprzejmie i łagodnie powiedziane nawet jak na Eliz, więc w umyśle Chinki już zapaliła się czerwona lampka.
Ciemnowłosa odeszła od okna i podeszła do swojej przełożonej.
- Tak...? - spytała niepewnie nastolatka.
- Bardzo śpieszy ci się do domu? - zapytała, nerwowo się śmiejąc.
- Mów o co chodzi, aru - poprosiła twardo, nie chcąc bawić się w zgadywanki.
- Sama zobacz - westchnęła, odchylając drzwi, aby Wang mogła spojrzeć na salę główną.
Chinka głośno przełknęła ślinę.
Do kawiarni ciągle przywywawi nowi klienci, którzy ewidentnie bali się nadciągającej burzy.
Między stolikami biegała przerażona Alice. Podczas kilku metrów chodu, z rąk wypadł jej notatnik już kilka razy. Milimetry też dzieliły ją od zderzenia z Laurą, która w pocie czoła zbierała kolejne zamówienia.
- Armagedon, aru - mruknęła pod nosem Wang.
- Zastanawiałam się, czy może chciałabyś zostać jeszcze trochę, dopóki ta apokalipsa się nie skończy? - Eliz znów nerwowo się zaśmiała.
Wang jeszcze raz spojrzała na salę główną. Klientów przybywało jak komarów na początku wiosny.
Chinka nie wyglądała, jakby z radością chciała przyjąć propozycję Elizabeth.
- Oczywiście, będę pamiętać o zapłacie za nadgodziny - dodała szybko kierowniczka, widząc małe przekonanie na twarzy Chun-Yan. - Może, jeśli nam pomożesz, znajdę też chwilę, aby pomyśleć nad podwyżką dla ciebie...
- Szlag by cię, aru - powiedziała cicho dziewczyna. - Niech ci będzie - odpowiedziała w końcu Wang, a Eliz od razu ją przytuliła.
- Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki... - powtarzała w kóło pełna radości.
Chun-Yan trochę się speszyła, więc lekko odsunęła się od pracodawczyni.
- Ja już lecę pomagać pozostałym, a ty zbierz swoją siłę psychiczną, emocjonalną, fizyczną oraz mentalną i też zajmnij się klientami, dobra? - rzekła szybciutko, wybiegając z zaplecza.
- Jasne - odpowiedziała jeszcze, zanim Eliz wyszła z pomieszczenia.
Teraz Wang mogła jedynie przeklinać swoje przekupstwo, co wcale nie znaczyło, że nie potrzebowała pieniędzy.
Dużo pieniędzy.
Ostatnimi czasy w jej domu nie powodziło się zbyt dobrze, jeśli chodzi o zarobki. Jej mamie obcięto kilka godzin pracy, a razem z tym część wynagrodzenia. Jej ojciec mógłby więcej zarabiać na wielu nadgodzinach i dodatkowej pracy w domu, jednak Chun-Yan nie chciała, aby jej rodzice się przepracowywali. Zmiana w zarobkach nie była zbyt wielka, jednak zmniejszenie ilości pieniędzy w rodzinie wielodzietnej była łatwa do odczucia. Wang była też najstarsza z rodzeństwa, więc uważała, że jej obowiązkiem była mała pomoc finansowa. Miała też w planach zacząć zbierać na studia, więc podwyżki i premie były jej bardzo na rękę.
Chun-Yan nie pozostało nic innego jak otrzepać swoją spódnicę do kolan z kurzu i ruszyć zobaczyć armagedon.
Wang modliła się jedynie, aby nie spotkała nikogo ze szkoły, ponieważ nie chciała, aby pojawiły się o niej wyssane z palca plotki. Nie pomogłoby to jej reputacji, zwłaszcza że Chinka aktualnie była w samorządzie uczniowskim. Może nie była przewodniczącą, ale należała do czwórki osób "sprawujących władzę" w szkole.
W tego rocznych wyborach złożyło się tak, że w samorządzie zasiadziało dwóch chłopaków i dwie dziewczyny.
Jedną z nich była Chun-Yan, której głównym zadaniem było ogarnianie pozostałaj trójki, która potrafiła być strasznie nieznośna, a ciągłe kłótnie wiceprzewodniczącej i przewodniczącego były okropnie męczące.
W wyborach wygrał Alfred F. Jones, który był, według Chun-Yan oczywiście, najgorszym kandydatem na stanowisko "króla szkoły". Amerykanin był okropnie zarozumiały, choć praktycznie przez cały czas gadał głupoty i niezwykle energiczny, co w połączeniu z jego głupimi pomysłami, nie wróżyło nic dobrego.
Najnormalniejszy z nich wszystkich był chyba Matthew - bliźniak Alfreda, jednak z charakteru zupełnie nie przypominał brata. Chłopak był okropnie miły i uprzejmy. Wang nigdy nie słyszała, aby ten krzyknął lub chociaż powiedział jakieś przekleństwo. Był jedynym promyczkiem na to, że wszystkie plany samorządu uda się wykonać, ponieważ pozostała dwójka prawie cały czas się kłóciła. O dziwo, Mattew był chyba jedyną osobą, której Alfredowi nie udało się jeszcze zdenerować. Nerwy ze stali - jak to się mówi.
Mianem wiceprzewodniczoncej odbadrowana została Anya Braginskaya. Była ona dziewczyną dla większości społeczeństwa przerażającą - wydawało się, że nie ma ona empaii; że nie wiedziała co to odruchy ludzkie. Wydawała się twarda jak kamień. Ponoć najgorszy był jej uśmiech pełen pasywnej agresji. Jej ręka pobiła podobno już niejedną twarz, więc praktycznie całe społeczeństwo uczniowskie dziwiło się jakim cudem zasiadła ona w samorządzie.
Chun-Yan była chyba jedyną osobą, która nie obawiała się Anyi. Była ona naprawdę miłą osobą, tylko jeśli się ją bliżej poznało. Do jej ulubionych zajęć należało irytowanie błachostkami Alfreda i robienie mu niewinnych żarcików, a takimi zajęciami nie zajmowałby się raczej krwiożercze istoty. Potwory od razu szykowałoby plan morderstwa i starałyby się o pozwolenie na broń.
Poza tym jak Chun-Yan mogłaby nie lubić osoby, którą była zauroczona?
Taka była prawda, choć Chinka przez dłuższy czas próbowała odseparować się od tej myśli.
Momentem przełomowym, kiedy Wang musiała przyznać się przed samą sobą, że jej serce bije dla Rosjanki, była chwila, gdy nawet jej młodszy brat Kiku zauważył, że coś nie gra. W tym okresie samorząd szkolny pracował nad przygotowaniami do szkolnego festiwalu, więc normalne było to, że Chinka i Anya musiały dużo rozmawiać - czy to w szkole, czy telefonicznie z domów.
Jednak chłopak uznał, że jego siostra jest zbyt wesoła, gdy wspomina się o Rosjance, więc rozpoczął własne śledztwo. Skończyło się na tym, że był prawie pewien, iż jego starsza siostrzyczka podkochiwała się w Anyi. Oczywiście Chun-Yan wciąż zaprzeczała, jednak każde kolejne "nie" było mniej pewne. W końcu doszła do momentu, gdy musiała się przyznać, że popielatowłosa skradła jej serce. Kiku nie oszczędził jej kilkunastu "a nie mówiłem?".
Niestety, wszystko było zbyt piękne, a życie to nie bajka.
Od pewnego czasu Chan-Yan coraz częściej słyszała plotki, że podobno Alfred i wiceprzewodnicząca są razem. Wang próbowała nie wierzyć tym słowom, jednak z każdym dniem coraz bardziej uświadamiała sobie, że nie ma żadnych szans u Anyi.
Mimo wszystko próbowała mieć dobrą minę do złej gry.
Odrzucała od siebie każdą negatywną myśl. Nawet nie chciała myśleć o tym co się dzieje na spotkaniach samorządu, kiedy ona raz na tydzień musiała opuszczać te kółeczko adoracji, bo szybciej zaczynała zmianę. A jako że dzisiaj było to jedno spotkanie, na które nie mogła przybyć, uznała, że wrzucenie się w wir pracy, może jej pomóc.
"Byle nikt ze szkoły tu nie przyszedł" - pomyślała Wang, wchodząc na główną salę.
Co potęgowało jej strach przed spotkaniem kogoś znajomego?
Może to, że nie pracowała w zwykłej kawiarnii, tylko w takiej, w której pracownicy musieli ubierać urocze stroje pokojówek. Nie były to stroje bardzo odsłaniające, można śmiało powiedzieć, że zasłaniały o wiele więcej niż typowe mundurki szkolne, a każdy problematyczny klient zostawał od razu wyrzucany z placówki. Nawet biorąc pod uwagę, że atmosfera była naprawdę przyjemna, to Wang i tak wciąż miała to dziwne uczucie niepewności.
Przynajmniej miała dobrą wypłatę.
Chan-Yan uśmiechnęła się radośnie i podeszła do pierwszych klientów. Zbierała zamówienia, doradzając też różne pozycje z menu, a później zanosiła to wszystko do kuchni, a w między czasie, przed podaniem zamówienia, zajmowała się kolejnymi ludźmi.
Ruch był naprawdę spory.
Prawdopodobnie było to wywołane szalejącą za oknem burzą, przed którą każdy chciał się schronić. A wejść do kawiarnii i nic nie zamówić? Przecież to niedopuszczalne!
- Mam już dość - westchęła Laura, opierając się o ścianę z dala od klientów.
Sytuacja była naprawdę poważna skoro najbardziej pozytywna osoba w towarzystwie wyglądała jak siedem nieszczęść.
Wang pracowała dopiero jakieś pół godziny, a mogła od razu zgodzić się ze słowami Laury.
Eliz zniknęła na zapleczu, ponieważ oblała się sokiem i musiała się przebrać.
Każdy chyba jednak wiedział, że był to tylko pretekst, aby uciec od armagedonu.
Jedynie radę dawała sobie Alice, która dzielnie przemierzała główną salę, omijając wszystkie stoliki. Ta dziewczyna miała nerwy ze stali, choć przez jej temperament i upartość nie dało się z nią przebywać w jednym pokoju przez dłuższy czas.
- Nie leńcie się - pouczyła swoje koleżanki, odnosząc brudne naczycia. - Nie będę wszystkiego sama robić, jasne?! - krzyknęła na tyle cicho, aby żaden klient jej nie usłyszał.
- Daj chwilę odpocząć - mruknęła Laura z lekkim zdenerwowaniem. - Ja już widzę światełko w tunelu... - dodała dramatycznie, wyciągając przed siebie rękę. - Czyżby to był mój koniec?
- To lampa - odparła Alice. - Bierzcie się do pracy.
- Żadnej zabawy z tobą - mruknęła Laura, ale dziewczyna jej już nie słyszała.
Chun-Yan cicho się zaśmiała.
- Nie wyglądasz, jakbyś brała się do pracy, aru - zauważyła Wang.
- Ty podobnie. - Odbiła piłeczkę Laura.
Chinka nie mogła zaprzeczyć.
Do kawiarnii weszli właśnie nowi klienci, gdy starsza dziewczyna wypaliła:
- Ci są twoi.
Wyprzedziła Chun-Yan o kilka milisekund, jednak teraz Chinka nie mogła już nic zrobić.
Posłała Laurze tylko gniewne spojrzenie i poszła w stronę nowych osób.
Jej towarzyszka niedoli pokazała kciuka w górę na dodanie jej otuchy.
Teraz takie gesty przyjaźni na nic się zdały.
Nowi klienci zajeli już swój stolik, a Chinka zaczęła pewnie do nich podchodzić.
Jej uśmiech bladł z każdą chwilą, kiedy do nich się zbliżała.
Najpierw usłyszała bardzo krzykliwy głos, mówiący coś o McDonaldzie. Już to nie wróżyło nic dobrego.
Później ujrzała jednego chłopaka, który wydawał się nieobecny w towarzystwie.
Na samym końcu ujrzała wyniosłą dziewczynę, która dokuczała tej krzykliwej osobie.
Chan-Yan przeklnęłą wszystko.
Dopiero co błagała świat, aby nie spotkała nikogo z szkoły, a w progu kawiarnii pojawili się Alfred, Matthew i Anya. Cóż za ironia.
Chinka zaczęła czuć jak cała jej odwaga bierze urlop.
Ale teraz nie mogła się wycofać, ponieważ dziwnie to by wyglądało. Miała tylko nadzieję, że jej znajomi jej nie poznają. Tak naprawdę widywali się tylko w szkole, gdzie Wang nosiła beżowy mudurek, więc możliwość, że rozpoznają ją w czarnej sukience do kolan z rękawami do połowy przedramienia była minimalna. Na ten strój założony miała jeszcze biały fartuszek będący prawie tak samo długi jak spódnica z drobną kieszonką na przodzie i koronkowymi zdobieniami na bokach. Do tego miała na sobie jasne rajstopy, więc zupełnie odbiegała swoim wyglądem od codziennego wizerunku. Strój ten bardzo przypominał odzienie zakładane w dawnych czasach przez angielskie służki (prawdopodobnie była to sprawka Alice, która miała fioła na punkcie brytyjskiej kultury i podobno maczała palce w założeniu kawiarnii przez Eliz).
Nagle zaczęła dziękować Laurze i Eliz, które na początku zmiany Wang kazały nastolatce rozpuścić włosy. Niby chciały tylko zobaczyć jak długie są pasma dziewczyny, jednak później dziwnym trafem jej gumki i wsówki potrzebe do zrobienia koków zniknęły. Oczywiście starsze dziewczyny o niczym nie wiedziały.
Jako że Chun-Yan prawie całe życie chodziła w związanych włosach, teraz możliwość rozpoznania jej spadła prawie do zera.
Chinka uśmiechnęła się lekko i podeszła do klientów.
"Spróbuj schować swój akcent i będzie dobrze" - przeszło jej orzez myśl.
- Dzień dobry - powiedziała uśmiechnięta. - Czy mogę przyjąć już zamówienie? - Nigdy tak bardzo nie cieszyła się, że zapomniała o swoim "aru".
- Jasne! - wyrwał się pierwszy Alfred, nie dostrzegając w kelnerce swojej koleżanki. - Poproszę - przyjżał się ostani raz pozycjom w karcie - deser mango!
Chinka pośpiesznie zapisała to w notatniku.
- Alfred nie krzycz - odezwał się Matthew. - I serio? Zimny deser? Jutro na bank będziesz chory - pouczał swojego starszego brata i dopiero po chwili poczuł na sobie wzrok kelnerki. - Ja poproszę naleśniki z bitą śmietaną z owocami.
- Typowe - wtrącił się Alfred, a cichy chłopak wywrócił oczami.
Matthew nawet nie zwrócił większej uwagii na twarz dziewczyny, ponieważ musiał pouczać swego głupiego brata.
Dwóch już pokonała. Została ostatnia osoba.
- Poproszę koltajl waniliowy oraz ciasto truskawkowe - odparła Anya, nawet nie patrząc na Chun-Yan.
- Oczywiście - powiedziała Chinka, zapisując ostatnią pozycję. - Niedługo przyjdę ponownie z zamówieniem. - Lekko się ukłoniła. - Niestety, czas czekania lekko się wydłużył przez natłok klientów - dodała jeszcze.
- Nie ma sprawy - odparła pozostała część samorządu uczniowskiego.
Chun-Yan odeszła od stolika szczęśliwa jak nigdy.
Podała zamówienie kucharzowi i już miała zmykać do kolejnego stolika, jednka zatrzymała ją Laura, która wciąż się obijała.
- Coś ty taka radosna? - zaczepiła ją starsza koleżanka. - Czyżbyś dostała numer telefonu od jednego z tych chłopaków? - powiedziała, sugestywnie ruszając brwiami.
Chinka zaśmiała się z niej w duchu.
- Lepiej - odprła. - Nie będę jutro na ustach całej szkoły - odpowiedziała i pobiegła do kolejnego stolika, pozostawiając Laurę rządną romansów.
Wang sprzątała kolejne blaty i zapraszała klientów, aby zajeli swoje miejsca. Sprawnie zbierała kolejne zamówienia i zanosiła je do kucharza. Teraz musiała zanieść pozyjce dla stolika z większą częścią samorządu uczniowskiego.
- Podobno ktoś widział jak się całowaliście - powiedział Matthew do pozostałej dwójki.
Alfred i Anya popatrzyli na siebie.
- Aż tak daleko to nie brniemy - powiedziała Rosjanka, patrząc na Amerykanina. - Szanujmy się.
Niebieskooki wyglądał na oburzonego, jednak postanowił nic już nie mówić.
- Inni uczniowie zaczynają już wymyślać plotki - stwierdził Alfred. - To chyba dobrze?
Mattew oraz Anya przytaknęli, ignorując idiotyzm Amerykanina.
- Wasze zamówienie - powiedziała uśmiechnięta Chun-Yan, podając każdej osobie jej jedzenie. - Mam nadzieję, że będzie smakować - powiedziała, kładąc przed Rosjanką talerz z ciastem truskawkowym.
Chinka z całych sił próbowała unikać z nimi kontaktu wzrokowego - nie chciała, aby ją rozpoznali, a dodatkowo czuła się źle, że podsłuchała ich rozmowę.
"Czyli Anya i Alfred są razem?" - pytała sama siebie.
Fioletowe oczy Anyi popatrzyły na deser, po czym położyła swe łokcie na stole, a na dłoniach oparła swoją brodę. Przenikliwie spojrzała na kelnerkę.
- Dziękujemy - powiedziała miło, po czym chwyciła w swoją rękę i zaczęła jeść.
Wang pośpiesznie się oddaliła.

ıllıllı ıllıllı ıllıll

- Ruch się już uspokoił - zauważyła Alice, wycierając jeden ze stolików.
Obok niej stała Chun-Yan, która kładła brudne naczynia na tackę.
Klientów faktycznie było już mało. Alfred, Anya i Mattew już się zmyli. Jedynie pare osób siedziało w rogach pomieszczenia i kończyło jeść.
- Powinnaś się spytać Eliz czy możesz iść już do domu - dodała Angielka. - Jest już późno, a niebezpiecznie jest wracać samemu.
- Ale... - zaczęła Chun-Yan.
Zbliżała się już powoli pora zamknięcia lokalu, a Chinka nie chciała zostawić Alice z tym całym burdelem.
- Dam radę to wszystko ogarnąć - przerwała jej blondynka. - I tak powinnaś skończyć swoją zmianę dawno temu. Powiedz tylko Laurze, aby trochę mi pomogła. Dzisiaj wyjątkowo mocno uciekała od obowiązków, więc teraz musi mi pomóc.
Chinka cicho się zaśmiała.
- Jasne, przekaże jej, aru - powiedziała, biorąc tackę z brudnymi naczyniami.
Wang zmierzała w stronę zaplecza, jednak jeszcze odłożyła talerzyki i filiżanki do kuchni.
Pozostała też sprawa powiadomienia Eliz o swoich zamiarach.
Na szczęście Węgierka nie okazała się okropną osobą i również pomagała w wysprzątaniu lokalu.
- Mogę iść już do domu, prawda, aru? - spytała nagle Chun-Yan, przyprawiając szatynkę o zawał.
- Oczywiście! - odparła szybko Elizabeth, gdy uspokoiła swoje serce. - Szczerze to już myślałam, że dawno sobie poszłaś - dodała, drapiąc się po karku.
Wang westchęła.
- Jasne, aru - powiedziała. - Widzimy się jutro - dodała, zmierzając w stronę zaplecza.
- I jeszcze jedno - powiedziała Eliz, uśmiechając się przebiegle. - Gumki i wsuwki do włosow masz w kieszeni fartucha. - Rozległ się cichy śmiech Eliz.
Chinka od razu się zatrzymała.
Faktycznie. W tej kieszonce było wszystko, czego potrzebowała, aby jej włosy wyglądały należycie.
- Nic nie mówię, ale - zaczęła Chinka, choć zupełnie nie wiedziała, czy ktokolwiek jej słucha - jakbyście się tak nie zachowywały, to z pewnością miałybyście więcej znajomych, aru - zwróciła się zarówno do Laury jak i Elizabeth.
- Ej! - rozległ się pisk Belgijki.
Czyli jednak ktoś jej słuchał.
"Nic tu po mnie" - pomyślała Chinka, zmierzając ku zapleczu. Jednocześnie zebrała pasma swoich włosów i próbowała jakkolwiek je ułożyć podczas chodu.
Łokciem nacisnęła klamkę drzwi, które porowadziły do części dla pracowników.
- Ładnie ci w rozpuszczonych włosach - powiedział ktoś przed nią.
Najgorszs było to, że Wang doskonale znała ten głos i prawie dostała szoku.
- Anya?! - prawie krzyknęła. - Kto cię tu wpuścił, aru? - mówiła cała w nerwach.
- Jakaś twoja znajoma.
- Blondynka czy szatynka, aru? - zaczęła pytać, aby wiedzieć kogo ochrzanić.
- Blondynka - odpowiedziała szybko Rosjanka.
- Duże kolczyki? - dopytała.
- Tak - mruknęła, zupełnie nie rozumiejąc zdenerwowania swojej koleżanki. - Chciałam na ciebie zaczekać - dodała niewinnie.
- Niech cię diabli, Laura - powiedziała złowrogo. Miała nadzieję, że Belgijka ma kupione ubezpieczenie na życie.
- Dlaczego się tak denerwujesz? - spytała wreszcie Anya, nie wytrzymując napięcia między nimi.
- Co ty tutaj robisz, aru? - rzekła Chun-Yan, masując mostek swojego nosa.
- Mówiłam - odparła spokojnie Rosjanka - chciałam się z tobą zobaczyć. - Usiadła na jednym z krzeseł.
- Nie mogłyśmy się spotkać w bardziej normalnych warunkach, aru? - mruknęła Wang, próbując uspokoić swe emocje.
Już wymyślała tytuł książki o swoim życiu. "Jak stać się wyrzutkiem społeczeństwa przez burzę" brzmiało nieźle.
- Przynajmniej zobaczyłam cię w rozpuszczonych włosach. - Anya ruszyła ramionami. - I uprzedzam pytanie - podniosła pale, podobnie jak nauczyciele kiedy tłumaczą coś uczniom - nie zamierzam powiedzieć całej szkole to tym, że tu pracujesz, choć moim zdaniem nie ma się czego wstydzić. Najwidoczniej bardzi zależy ci na dyskrecji, więc masz moje słowo, że nikomu o tym nie powiem. W końcu się kolegujemy, prawda?
Wang złapała się za ramiona i wbiła wzrok w ziemię. Deklaracja fioletowookiej ją uspokoiła. Jakoś nigdy nie czuła się dobrze w puszczonych wolno włosach. Chun-Yan nie miała jakiejś niskiej samooceny, jednak, chyba jak każda nastolatka, miała kompleksy. Zwykle chodziła w dwóch kokach na głowię, bo uważała, że jej włosy są po prostu dziwne - łatwo się elektyzują, ciągle się łamią i jak na włosy poniżej łopatek potrzebują ogromną ilość odżywek i masek. Dbanie o nie było strasznie irytujące, więc, aby o tym nie myśleć, Chinka zawsze upinała swoje ciemne pasma.
Wang w końcu westchnęła.
- O czym chcesz porozmawiać, aru? - powiedziała, nerwowo ruszając prawą stopą. - Coś związanego z samorządem, aru?
- Może trochę? - Anya poruszała głową na boki. Nim zdąrzyła cokolwiek dodać, Chun-Yan jej przerwała:
- Stop! - zaprotestowała. - Nim będziemy dalej rozmawiać, mogę się przebrać, aru? To i tak wszystko jest takie żenujące, aru... - westchnęła.
- W takim razie czekam. - Anya się uśmiechnęła.
Chun-Yan wyjęła swoje codzienne rzeczy z szafki i udała się do przebieralni, zostawiając za sobą Rosjankę.
Po zamknięciu się w małym pomieszczeniu pierwsze co zrobiła to spojrzała na swój telefon. Niby uprzedziła swoich rodziców o tym, że wróci później, ale wolała ich powiadomić, że już powoli wraca.
- Wiesz, że od niedawna dziwnie się zachowujesz? - powiedziała Anya, będąc kilka metrów od Chun-Yan.
- Tak, aru? - odparła Wang, odkładając telefon na bok i powoli zdejmując z siebie ubranie pracownicze.
- Tak - potwierdziła Rosjanka, przytakując, choć Chinka nie mogła tego zobaczyć. - Coś się stało?
- Nic, aru - odpowiedziała znudzona, zakładając na siebie swoje osobiste ubranie. - Myślałam, że miałyśmy rozmawiać o sprawach samorządu, aru - zauważyła.
- Nic takiego nie powiedziałam - broniła się Rosjanka. - Wyglądałaś dziwnie - mówiła, a Chun-Yan rozważała, czy nie obrazić się na wiceprzewodniczącą. - Zwłaszcza, gdy usłyszałaś jak rozmawiamy o pocałunku moim i Alfreda. - Uśmiechnęła się przebiegle, a Wang spaliła buraka.
- Nie chciałam podsłuchać waszej rozmowy, aru - broniła sie, układając swoją fryzuję. Była dumna z Eliz, że zamontowała lustra w przebieralni, bo Chun-Yan nie chciała się bawić z przednim aparatem w telefonie.
Rosjanka się zaśmiała.
- Nie mam ci tego za złe - odparła ze spokojem. - Mam tylko jedno pytanie... - zaczęła nieśmiało.
- Tak, aru? - W tym samym czasie z przebieralni wyszła Chinka i zobaczyła, że Anya stoi centralnie przed nią.
Tym razem to fioletowooka spaliła buraka.
- Szybko się uwinęłaś - powiedziała Rosjanka, pozbywając się swojego rumieńca.
- Wprawa, aru - odparła ciemnowłosa, poprawiając lewego koka. Teraz musiała ubrać tylko kurtkę i mogła już wracać do domu. - Jakie miałaś pytanie, aru?
Anya popatrzyła jej głęboko w oczy. W jej wyrazie twarzy nie było widać strachu, niepokoju lub złości.
- Wierzysz w to, że jestem z Alfredem? - Podniosła jedną brew.
Wang przełknęła ślinę.
- Nie powinnam mieszać się w twoje życie, aru - wetchnęła Chun-Yan.
- Czyli uwierzyłaś - powiedziała z dezaprobatą Anya i lekko odsunęła się od Chinki. - Myślałam, że jesteś mądrzejsza. - Pacnęła ją w czoło.
- Hę? - zdziwiła się Wang. - Nie jesteście razem, aru?
- Nie, nie jesteśmy - odparła Anya z lekkim uśmieszkiem.
- Co, aru? - mruknęła zdezorientowana Chun-Yan. - Ostatnio widziałam was, jak trzymace się za ręce, aru!
- Aktorstwo to trudna sztuka, jednak jest do opanowania - odparła Rosjanka.
- Od początku, aru - poprosiła.
- To ja z Alfredem specjalnie zaczeliśmy tworzyć plotki.
- Przecież to nielogiczne, aru - zastanowiła się chwilę Chinka.
- Nie mówmy o logice w kontekście Alfreda, dobra? - wtrąciła się Rosjanka. - Plotki te miały nam załatwić alibi. Teraz wszyscy są pewni, że chodzimy. Wiesz, jeśli uczniowie uznają, że ja i Alfred jesteśmy razem, to przestaną istnieć domysły o naszych innych romatnycznych relacjach. - Przewróciła oczami. - Ja spokojnie będę mogła się zająć moją istotką, którą jestem zaintersowana, a Alfred bez obaw będzie mógł zarywać do twojeg brata - tłumaczyła.
- Co powiedziałaś o moim bracie, bo nie dosłyszałam, aru?
- Nieważne. - Anya machnęła ręką.
- Pozostaje jeszcze jedna kwestia, aru - zauważyła Chinka. - Dlaczego mi to mówisz, aru?
- Mam swoje powody - westchnęła Rosjanka, uderzając się w policzki, aby subtelnie ukryć swe rumieńce. - Wychodzimy wyjściem dla pracowników czy głównym? - Zmieniła temat.
- Dla pracowników, aru - odparła ciemnowłosa, zmierzając w stronę drzwi. - Nie chcę im przeszkadzać, aru - tłumaczyła.
Obie dziewczyny otworzyły drzwi i od razu uderzyło je chłodne wieczorne powietrze.
- Wracasz metrem, aru? - spytała Chun-Yan.
- Mogę wracać - odparła z uśmiechem popielatowłosa.
- Możesz, aru? - rzekła Wang.
- Tylko jeśli oznacza to, że będę mogła z tobą jeszcze porozmawiać.
Chinka się zaśmiała.
- Jeszcze jedno - wtrąciła się Rosjanka - różowy czy czerwony?
- Czerwony, aru? - odparła szybko Wang, dziwiąc się przez takie pytanie bez kotekstu.
- Doskonale - powiedziała tylko fioletowooka.

ıllıllı ıllıllı ıllıllı

Pomimo zapewnień Anyi, Chun-Yan była kolejnego dnia na ustach wszystkich uczniów, a nawet nauczycieli.
Nie było to z powodu jej pracy, choć teraz Chinka uważała to za mniej żenujący powód.
Otóż kolejnego poranka, jak zwykle Wang chciała zostawić swoją kurtkę w szkolnej szafce, jednak coś jej przeszkodziło.
Było to kilka set czerwonych serduszek, które wypadły na ziemię, gdy tylko dziewczyna otworzyła drzwiczki. Nie trzeba chyba mówić, że posprzątanie tego bałaganu zajęło jej całą lekcję.
Najbardziej wstydliwe było jednak to, że dopiero pod koniec tygodnia połączyła poprzednią rozmowę z Anyią i podarunek od tajemniczego wielbiciela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro